Wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy jak szaleni na komisariat, gdzie przekierowano nas do szpitala dziecięcego. Wbiegliśmy wręcz do pokoju gdzie leżała Laura, ale zamiast cieszyć się popatrzyłam na dziewczynkę i wybuchnęłam płaczem.
-Skarbie, co się dzieje?
-To nie ona, TO NIE LAURA!-krzyczałam i zaczęłam bić pięściami w łóżeczko. Michał chwycił mnie za ręce i wyprowadził. Pielęgniarka dała mi coś na uspokojenie.
***
Wstałam rano. Poranna rosa jeszcze jeszcze nie wyparowała. Czarne szpilki stukały na betonie, ale tylko przez chwilę, ponieważ twarde podłoże zmieniło się na wydeptaną ścieżkę. Skręciliśmy w jedną z alejek. Nie musieliśmy długo szukać położyłam kwiaty na nowym nagrobku, który i tak przepełniały znicze i wiązanki. Na płycie napisane były imiona naszych dzieci. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Michał zapalił 4 znicze i stanął koło mnie. Zaczęłam pociągać nosem, a łzy rozmywały mój makijaż. Michał objął mnie ramieniem, chociaż samemu łzy zaczęły wyznaczać błyszczące znaki na policzkach. Nie patrzyłam na godzinę, dla mnie czas stanął w miejscu. Nadal pamiętam jak Michał zaprowadził mnie do naszego domu, jak mi się oświadczył... jak urodziłam nasze dzieci. W końcu zaczęło się ściemniać. Wsiedliśmy do samochodu. Droga do domu zajęła nam godzinę. Weszłam do domu, a zaraz za mną zamknął drzwi Michał. Otworzyłam jeden z pokoi i zanurzyłam się w jego ciemnościach. Zapaliłam światło i chwyciłam zabawkę Arka. Stanęłam w drzwiach oparta o ramę. Poczułam, jak chłopak obejmuje mnie w talii.
<Michał?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz