niedziela, 9 listopada 2014

Od Emily

Wsiedliśmy do samochodu. Jechaliśmy jak szaleni na komisariat, gdzie przekierowano nas do szpitala dziecięcego. Wbiegliśmy wręcz do pokoju gdzie leżała Laura, ale zamiast cieszyć się popatrzyłam na dziewczynkę i wybuchnęłam płaczem.
-Skarbie, co się dzieje?
-To nie ona, TO NIE LAURA!-krzyczałam i zaczęłam bić pięściami w łóżeczko. Michał chwycił mnie za ręce i wyprowadził. Pielęgniarka dała mi coś na uspokojenie.
***
Wstałam rano. Poranna rosa jeszcze jeszcze nie wyparowała. Czarne szpilki stukały na betonie, ale tylko przez chwilę, ponieważ twarde podłoże zmieniło się na wydeptaną ścieżkę. Skręciliśmy w jedną z alejek. Nie musieliśmy długo szukać położyłam kwiaty na nowym nagrobku, który i tak przepełniały znicze i wiązanki. Na płycie napisane były imiona naszych dzieci. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Michał zapalił 4 znicze i stanął koło mnie. Zaczęłam pociągać nosem, a łzy rozmywały mój makijaż. Michał objął mnie ramieniem, chociaż samemu łzy zaczęły wyznaczać błyszczące znaki na policzkach. Nie patrzyłam na godzinę, dla mnie czas stanął w miejscu. Nadal pamiętam jak Michał zaprowadził mnie do naszego domu, jak mi się oświadczył... jak urodziłam nasze dzieci. W końcu zaczęło się ściemniać. Wsiedliśmy do samochodu. Droga do domu zajęła nam godzinę. Weszłam do domu, a zaraz za mną zamknął drzwi Michał. Otworzyłam jeden z pokoi i zanurzyłam się w jego ciemnościach. Zapaliłam światło i chwyciłam zabawkę Arka. Stanęłam w drzwiach oparta o ramę. Poczułam, jak chłopak obejmuje mnie w talii.
<Michał?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy