Wstałam wcześnie rano. Szybko zebrałam się przed wszystkimi i 'wyleciałam' z sierocińca. Cóż, nie miałam jeszcze ukończonych osiemnastu lat, więc MUSIAŁAM tam zostać. Pobiegłam do stajni, by zająć się koniem. Wchodząc do stajni zauważyłam niewyobrażalny brud. Postanowiłam tam posprzątać. Po godzince skończyłam. Zajęłam się koniem i pojechałam na przejażdżkę. Odjechałyśmy z Naomi trochę dalej niż zwykle, na oddalone o parę kilometrów pola. Zatrzymałam się na łące. Ja upadłam na trawę i przyglądałam się wschodzącemu słońcu, a Naomi zaczęła pożywiać się. Gdy słońce wzeszło usiadłam i zaczęłam oglądać okolice. Trochę dalej, lecz nie zbyt daleko na wchód zauważyłam innego jeźdźca, najprawdopodobniej z tej samej stajni co ja. Jechał na pięknie umaszczonym ogierze. Najwidoczniej zauważył mnie, bo podjechał bliżej. Wstałam nerwowo i podeszłam bliżej mojej Naomi.
-Miśka, nie bój się - szepnęłam do niej delikatnie odwracając głowę.
Chłopak podjechał na odległość półtorej metra. Usiadłam na Naomi i odwróciłam się przodem do jego konia.
-Evelyn - uśmiechnęłam się sczesze w stronę chłopaka. - Znam ten scenariusz
Zaśmiałam się cicho.
-Twoje imię?
<Josh?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz