piątek, 8 sierpnia 2014

Od Kamili

KROKI

Patrzyłam na Furię. Leżała spokojnie, mimo to wyglądała strasznie. Miała kilka ran i nogę w gipsie.
-O mój Boże... to moja wina...-powiedziałam zapłakana. Patrzyła na mnie, w jej oczach widać było że cierpi.
-To nie two...-zaczęła Samanta, ale nie dałam jej skończyć.
-Tak, to moja wina! Nie powinnam była już teraz jej szkolić! Jest za młoda...-powiedziałam przez zaciśnięte gardło.-Przepraszam że Cię zawiodłam.-wyszeptałam do ucha klaczy i przytuliłam ją. Przyszedł weterynarz- młody blondyn w wieku koło 23, miał podkrążone oczy i lekkie zmarszczki. Widać było że nie spał przez całą noc.
-Dzień dobry. Mam na imię Klein Johnson. To ja przeprowadzałem operację...
-Operację?
-Tak, klacz potrzebowała natychmiastowej operacji, gdyż kość jej lewej nogi została wręcz zmiażdżona, a odłamki mogły poważnie uszkodzić ścięgna.-powiedział. Popatrzyłam na konia i z powrotem na Johnsona. Trzymał w ręce strzykawkę.
-Co to jest?-wskazałam na narzędzie.
-Spokojnie, to nie dla pani konia.-powiedział i jakby sobie o czymś przypomniał. Wyszedł z boksu i skierował się do przeciwległego, z którego dochodziły wyraźne szlochy. Podeszłam tam. Na wiórach leżała młoda klacz z nogami w gipsie. Oddychała ciężko, pewnie miała jakieś uraz wewnętrzne. Uniosła głowę gdy lekarz kucną przy niej, ale zaraz potem niezgrabnie opuściła ją na ziemię.
-...tak będzie dla niej najlepiej...-usłyszałam fragment rozmowy. Właścicielka skinęła głową, a weterynarz wbił strzykawkę i powoli wstrzyknął jej zawartość, potem wstał i odsunął się. Kobieta podbiegła wręcz do łba konia i położyła go sobie na kolanach. Koń patrzył spokojnym i ufnym wzrokiem na swoją panią. Widać było że ją kocha, ale jej spojrzenie stawało się coraz bardziej mętne. Zarżała cicho.
-Przeprasza, przepraszam... kocham cię skarbie... przepraszam...-szlochała drżącym głosem kobieta. Koń oddychał coraz ciężej, płycej... i coraz rzadziej. Aż w końcu przestał. Oczy klacz utkwiły wpatrzone w nicość, a dziewczyna wybuchła płaczem. Weterynarz uścisnął jej ramię i zaczął wychodzić z boksu. Patrzyłam na przerażającą scenę.
-Bardzo mi przykro... mam na imię Kamila.
-Khloe. Też ma tu pani konia?
-Tak... roczniaka. Leży tutaj.-powiedziałam podchodząc do boksu. Khloe również podeszła, a jej oczy napełniły się łzami.
-Piękna, jak ma na imię?
-Furia. Jest pierwszym źrebakiem mojej klaczy. Ma pani jakieś konie?
-Oprócz Princess? Tak, mam Napoleona, Shaway i White.-powiedziała lekko się uśmiechając, ale w jej oczach nadal tkwił ból i smutek. Nie dziwie się, nie wyobrażam sobie stracić Fobię czy Furię, czy któregokolwiek z moich koni. Są wspaniałe i wyjątkowe dla mnie. Weterynarz szedł właśnie wzdłuż boksów. Podbiegłam do niego zostawiając Khloe samą.
-Panie doktorze, czy Furia wyjdzie z tego?
-Nie mogę nic zapewnić. Jest młoda co jest i plusem i minusem. Złamanie było bardzo poważne, a nie mamy pewności czy dobrze się zrośnie. Jeśli nawet tak będzie, koń bardzo łatwo może złamać ją po raz drugi, gdyż nie jest już tak silna. Przez co koń musi być zawieszony na specjalnym hamaku, by nie obciążał nogi. Musi zostać w takiej pozycji przez co najmniej kilka tygodni. Po tym musi zostać poddany długiej rehabilitacji, ponieważ mięśnie będą słabe. Skutki tego mogą ciągnąć się latami i nie sądzę, by koń mógł zostać używany do sportu. Bardzo mi przykro.-powiedziała i odszedł. Podeszła do mnie Sam.
-Musimy już jechać.-powiedziała. Większość drogi minęła w ciszy.
-A co jeśli ona się nie wyliże?-zapytałam patrząc na dziewczynę.
<Samanta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy