sobota, 30 stycznia 2016

Od Hailie

PRACA

Jak zawsze leniuchowałam po jeździe na Viriane w stajni. Włączyłam radio i leżałam w słomie u mojej ukochanej klaczki. Zadzwonił do mnie telefon.
 -Halo? -odebrałam.
 -Hailie, gdzie ty się podziewasz?
 -Mama?
 -Nie! Duch Święty. No jasne, że ja -uniosła się.- Nie powinno ci czasem pisać na wyświetlaczu?!
 -Wyluzuj, jak zawsze przesadzasz a do tego jesteś nad opiekuńcza- westchnęłam.
 -Skończ! -rozkazała i od razu zmieniła ton -Gdzie jesteś?
 -Sprzątam w stajni po jeździe -skłamałam zniesmaczona.
 -Nie rozumiem po co ty to robisz, nawet ci za to nie płacą -westchnęła głośno na znak, że ręce jej opadają. ~Zdziwiłabyś się~ pomyślałam tylko. Nie mogłam jej powiedzieć, że zbieram na własnego konia. Nie pozwoliłaby mi na to. Tylko by się nagadała.
 -Kończę, nie mogę rozmawiać. Pa -rozłączyłam się.
 ~A teraz serio muszę brać się do roboty~ do ręki wzięłam szczotkę i zamiatałam stajnię. Zajęło mi to bardzo niewiele czasu. Zaraz potem wypastowałam siodła, których ostatnio nie zdążyłam. Powycierałam wszystkie kurze. Poukładałam szczotki i derki, które były w kartonie porozwalane. ~Widać, że ktoś czegoś tu szukał~. Na koniec umyłam wszystkie okna. Byłam wyczerpana. Padałam z nóg. Wyjęłam telefon i wybrałam numer mamy.
 -Hejo mamuś, tu twoja ukochana córeczka. Podjedziesz po mnie do stajni?
 -Widzisz, jak czegoś chcesz to potrafisz być miła. -przerwała na chwilkę- Jasne córeczko, już jadę.
 -Dzięki.
 -Ale co się stało, że nie możesz pieszo?
 -Mam lenia- westchnęłam, próbując opanować zdenerwowanie na tą kobietę.
 -Aha- twardo odrzekła- Cześć.
 -Nie musisz się spieszyć. Pa. -rozłączyłam się.
 Podeszłam do Viriane, mojej ukochanej klaczki. Ona to prawdziwy towarzysz. Zawsze umie okazzać swoje uczucia. Bynajmniej mi.

piątek, 29 stycznia 2016

Od Rosal

NOCNY DYŻUR

 -Co tu się do cholery dzieje! -wrzasnęłam widząc przy Sffil'u kolesia ze strzelbą i weterynarza.
 -Panna Misster!? - zawołał  i odskoczył. Oczy miał ogromne i cały się trząsł.- Co pani tu robi...!?- krzyknął bez opanowania.
 -Rosal! Oni chcą zabić Sfill'a- popatrzyłam na Sarah. Oczy miała podpuchnięte od płaczu i cała się trzęsła.
 -Puść ją!- rozkazałam przytrzymującemu ją facetowi i popchnęłam go. Zaraz podeszłam do kolesia z pistoletem i przyłożyłam mu pięścią. Złapał się za twarz i upuścił strzelbę, którą od razu wabrałam i zaczęłam walić nią o ziemię. Jakim prawem oni chcieli zabić mojego konia!
 -Sarah dzwoń po policję! Oni są nienormalni! -krzyknęłam a ona z tylnej kieszeni wyjęła telfon i położyła się koło ogiera, rozmawiając z policją.
 Wtedy dostrzegłam weterynarza, który wybiegał ze stajni.
 -Łapać go!!!! -wrzasnęłam i momentalnie w drzwiach stanął Hugh.
 -Gdzieś się pan wybiera?- zapytał nie dając przejść facetowi.
 -Dzięki -westchnęłam. -Zaraz tu będzie policja i niech nikt nie opuszcza stajni- głośno powiedziałam rozglądając się dookoła.
 -Mamy szczęście, że nie trafili w Sfill'a -wyszlochała Sarah tuląc się do konia.
 -Ogromne- uśmiechnęłam się na ten widok.

 Nie minęło 10 minut gdy do stajni weszli policjanci w mundurach. -No to się zaczyna- pomyślałam.

 Po wszystkich wyjaśnieniach, weterynarza i ich wspólników zabrali na komisariat. Są podejrzewani o umyślne zabijanie koni i oddawanie ich skór, włosia i mięsa nielegalnym fabrykom, czy coś. Policjantka poleciła mi dobrego weterynarza. Zadzwoniłam do niego i właśnie przyjechał.
 -Wyjdzie z tego?- zapytałam, gdy zrobił wszystkie badania.
 -Jest trochę wyziębiony, proszę podawać mu to- podał mi paczkę z tabletkami- dwa razy dziennie, rano i wieczorem, za około trzy dni powinien wrócić do formy. Zalecane jest dużo go prowadzać, żeby chodził.
 -Dziękuje- powiedziałam i przytuliłam go razem z Sarah.
 -Ten koń dużo dla mnie znaczy- oznajmiła z uśmiechem i łzami szczęścia dziewczyna.
 -Widać -również uśmiechnął się weterynarz- Do widzenia -pożegnał się wychodząc.
 -Do widzenia -razem z Sarah odpowiedziałyśmy.
 -Może napijesz się u mnie herbaty, kawy? -zaproponowałam.

<Sarah? Może coś mocniejszego?>

Od Sarah

NOCNY DYŻUR

Wzruszyłam ramionami bliska łez.
-Nie wiem.-szepnęłam cicho i wbiłam wzrok w ziemię.-Chyba...chyba warto spróbować.-dodałam.
-No, to spróbuj go poprowadzić. Trzymaj lonżę i prowadź go.-kobieta podała mi ów przedmiot, a ja podpięłam go do kantara Sfilla.
Zrobiłam jeden krok. Koń najwyraźniej też chciał chodzić. Zaczęłam iść. On po dwóch krokach upadł. Popatrzyłam pytającym wzrokiem na Rosal. Tym razem nie udało mi się powstrzymać tego wodospadu gorzkich, pełnych żalu łez...Biedny Sfill patrzył na wszystko nerwowo swoimi wielkimi ślepiami. Przytuliłam się do jego szyi. Nasuwało mi się tylko jedno pytanie - co teraz? Czy Sfill umrze, lub go uśpią? A może...Może zastrzelą?!
-Zostawmy go. Niech zaśnie w swoim boksie. Jutro...przyjedzie strzelec. Musimy pozwolić mu odejść. No, chodź, nie płacz już.-powiedziała i przytuliła mnie.
Ja dalej płakałam. Ona naprawdę...naprawdę chce na to pozwolić? Ja nie!
***
Gapiłam się w sufit. Nie miałam siły nawet się ruszyć. Płacz mnie wykończył. Jedyne, co mogłam robić, to myśleć. Później przyśnił mi się okropny sen...Sfill stał w stajni, a jakiś wąsaty facet celował w jego czoło. Dało się słyszeć tylko strzał...
***
Pognałam do stajni jak najszybciej. Obok niej stało wypasione auto, po czym wyszedł z niego ten sam wąsaty facet, jaki był w moim śnie! Trzymał futerał z bronią. Zdążyłam w samą porę. Kiedy facet już trzymał broń na odpowiednim poziomie i prawie naciskał na spust, wbiegłam przed Sfilla drąc się.
-NIE!!!
Zza ściany wyszła Rosal.
<Rosal? Nie zastrzelą go, prawada? :< >

czwartek, 28 stycznia 2016

Od Rosal

NOCNY DYŻUR

 Złapałam Sarah za ramię. Wiedziałam, że jest tym bardzo przejęta.
 -To nie twoja wina -pocieszyłam ją.
 Zabrakło odpowiedzi.
 -Wyjdzie z tego?- załamanym głosem powiedziała.
 -Weterynarz daje mu 70% szans, to silny ogier. Mogłabyś do napoić, ciepłą wodą? -chciałam zająć czymś Sarah. Bardzo zależy jej na tym koniu, wiem to. Każdy to wie.
 -Oczywiście, już idę -szybko się ogarnęła i wyszła.
 -Ohh ty mały głuptasie- pogładziłam konia.- Po co ci to było? No po co? Jak z dzieckiem..
 Do oczu niespodziewanie naszły mi łzy. Kochałam każdego konia, bez wyjątku. Do boksu weszła Sarah.
 -Mam wodę. Jak go napoić? -dotknęła jedną dłonią leżącego konia, wcześniej odstawiając wiadro obok.
 -Musi wstać i sam się napić, a ja poszukam mu derki. Zaraz wracam.
 Weszłam do siodlarni po czym wyjęłam pudło z derkami i kocami. Poprzewracałam wszystkie materiały. Wyjęłam jeden granatowy. Rozprostowałam go. Powinien być idealny. Schowałam pudło i zabrałam derkę, gdy weszłam do boksu koń nadal leżał.
 -Nie chce wstać- wyszeptała z zasłoniętą buzią Sarah.
 -Dawaj!- pociągnęłam konia w górę za kantar. Nic.- Spróbuj go podnieść na brzuch a ja za szyję- zakazałam spanikowana. Tak nie powinno być!
 Obie na trzy podniosłyśmy konia z jego pomocą. Ciągle go podtrzymując dałyśmy mu się napić, zbliżając wiadro do pyska konia.
 -To działa- uśmiechnęła się do mnie dziewczyna.
 -Może powinien trochę spróbować chodzić? Jak myślisz?

<Sarah? Czy da radę?>

Od Sarah

NOCNY DYŻUR

Jechałam za Rosal, jak mi kazała. Jechałyśmy, jechałyśmy...Nagle ujrzałyśmy je. Sfill od razu chciał wejść na jezioro zachęcając do tego jeszcze Szaranta, który także chciał koniecznie się dowiedzieć, dlaczego ta woda nie jest wodą.Kiedy Sfill podbiegł tak, że prawie wszedł na jezioro, gwałtownie go zatrzymałam, co próbowałam zrobić już wcześniej. Niestety, było za późno i wylądowaliśmy na lodzie, daleko od brzegu.
-Sarah!-usłyszałam, po czym lód się pod nami złamał i wpadłam do lodowatej wody.
Byłam pod lodem. Ładnie! Zaczęłam rozglądać się za Sfillem. Moje łzy mieszały się z kroplami. Zauważyłam, że zmieścimy się razem w niewielkim otworze, jaki utworzył się, kiedy lód się załamał. Chwyciłam Sfilla za wodze i wypłynęliśmy tak, że było widać nasze głowy i szyje. Próbowałam wyjść trzymając konia za wodze. Nagle opuściły mnie siły. Wpadłam do wody z powrotem. Tym razem nie próbowałam wyjść. Trzymałam się grzbietu Sfilla. Nagle usłyszałam, że jedzie...karetka! Rosal miała komórkę przy sobie i zadzwoniła po karetkę! Przybiegli ratownicy, po czym wyciągnęli mnie. Ja opierałam się.
-Nigdzie bez niego nie idę! Sfill! Sfill!-darłam się.-Sfill...-szepnęłam nieco spokojniej. Rosal odstawiła Szaranta do stajni i pojechała ze mną do szpitala. Tam na sali podłączyli mi odpowiednie rzeczy i pozwolili Rosal wejść.
-Czy...będziesz chciała jeszcze jeździć na Sfillu?-spytała siadając na moim łóżku.
-Tak...-szepnęłam cicho, ale pewnie.-Nic mu nie będzie?
-Zabrali go, ale...dostałam telefon, że jest w złym stanie...Teraz leży w swoim boksie...-odparła ze smutkiem kręcąc głową.
-Kiedy wyjdę? Chcę go zobaczyć!-odkryłam kołdrę, ale powstrzymała mnie kroplówka podłączona do mojej ręki. Spojrzałam na Rosal błagalnym wzrokiem.-Proszę, Rosal. Chcę stąd wyjść.
-Zobaczę, co da się zrobić.-Powiedziała i wyszła.
***
Byłam już w swoim pokoju. Czułam się o niebo lepiej. Poszłam od razu do Sfilla. Biedactwo, leżał w kącie swojego boksu. Wzięłam swój najcieplejszy koc, jaki miałam i okryłam go nim.
-Biedaku, w co ty się wpakowałeś?-szepnęłam i usłyszałam kroki.
Odwróciłam się i moim oczom ukazała się postać Rosal.
<Rosal? Biedny Sfill :c>

wtorek, 26 stycznia 2016

Od Sarah

PRACA

Od razu, kiedy otworzyłam oczy, przypomniałam sobie o pracy. Ogarnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Gruby, wysoki śnieg spoczywał sobie na ziemi, a moim zadaniem było się przez niego przedrzeć. Tym razem, weszłam do stajni razem z Max'em. Nie jestem pewna, czy pałam sympatią do tego chłopaka... Nieważne. Ten poszedł czyścić sprzęt. Zamówiłam pranie czapraków! Lubię to, naprawdę. Wypuściłam konie już mniej chaotycznie niż ostatnio, po czym wyczyściłam boksy. Umyłam w nich podłogi, ściany, wyłożyłam słomę i już były gotowe. Później jeszcze tylko umyłam ściany stajni, a Max zajął się sufitem. Wprowadziłam konie z drobną pomocą chłopaka, po czym umyliśmy podłogi. Przypomniało mi się, że muszę wyprać czapraki. Zatem wymyłam je starannie, że nawet najbrudniejsze, były jak świeżo kupione. Kiedy to zrobiłam, karmiliśmy konie. Dostały paszę, owies i witaminy, na podwyższenie energii. Później dostały deser i świeżą wodę. Pogłaskałam Łezkę, gdyż to ona dostała ostatnia i odstawiłam wiadro na miejsce. Postanowiłam, że skoro zajmujemy się stajnią, dlaczego by nie zrobić tak, że i stajnią, jak i końmi? Zapytałam o to Max'a. Ten spojrzał na mnie znad ekranu telefonu i wzruszył ramionami.
-Jak chcesz.-rzucił i schował telefon do kieszeni.-Mnie pasi.
Zatem wyczyściliśmy konie i zastanawialiśmy się, co by tu jeszcze sobie zrobić. Przypomniało nam się, że możemy zrobić koniom coś podobnego do masażu. Podeszłam do Szaranta. On jest taki piękny... Wow. Zaczęłam go masować po karku, unikając skubnięcia w rękaw. Kiedy próbował to zrobić, ja tylko chichotałam. Wymasowaliśmy wszystkie konie, które wyglądały po tym zabiegu na bardziej, niż zadowolone. Były takie odprężone! To wszystko po to, by nie stresowały się na treningach, wyścigach, zawodach i tak dalej. Max usiadł na sianie i znów zaczął grzebać w telefonie. Ja zerknęłam do Sfilla. Pogłaskałam go i przytuliłam się do jego ciepłego, wilgotnego pyska. Lubiłam go. Nie, odpowiedniejsze byłoby kochałam. Naprawdę, od kiedy tu jestem, nie ma innych koni dla mnie. Jest Sfill. I to jest dla mnie odpowiedni koń. Kto wie, może kiedyś go kupię? Postanowiłam jeszcze przeczesać jego grzbiet. Później usiadłam w jego boksie i czekałam, aż przyjdą jeźdźcy, by zabrać swoich ulubieńców.

Od Max'a

SPOTKANIE RODZINNE

- Oczywiście. Chce już tu zostać, więc...
Odpowiedziałem do Samanty.
- Ma już tu dom?
Spytała dziewczyna z wielką troską w głosie. Chyba polubiła mojego brata, ja też zawsze go bardzo szanowałem i obdarzałem braterską miłością.
- Nie. Na razie szuka ofert...
Odpowiedziałem z przejęciem.
- Więc musi u nas kilka dni przenocować.
Wtedy do rozmowy dołączył Felix. Porozmawialiśmy trochę na różne tematy i zaprosiłem rodzinę mojego domu. Miałem coś bardzo ważnego do powiedzenia Samancie, ale zamierzałem to zrobić na całkowitej osobności. Mama proponowała, że nas odwiedzi, ale ja wolałem iść z Yui pieszo. Szliśmy na razie wolno, ale zdecydowanie.
- Sam...?
Szepnąłem cicho.
- Tak?
Odwróciła powoli głowę.
- Bo mam taką propozycję. Zawsze możesz ją odrzucić, ale przynajmniej zapytam. Chciałabyś zamieszkać u mnie?
Byliśmy blisko mojego domu, gdzie czekała moja rodzina i pies.

<Sam?>

Od Hailie

ZACZEKASZ?

 Siedziałam oparta o boks Łexi. Bardzo lubiłam tą kobyłkę. Zawsze jest taka milutka i fajnie się ją szczotkuje. Przeszukiwałam telefon gdy do stajni weszła jakaś dziewczyna. Schowałam iPad'a do kieszeni i wstałam.
 -Hailie jestem -podałam z uśmiechem dłoń dziewczynie.
 -Anna, mów mi An- chwyciła moją dłoń.
 -Długo jesteś w tej stajni?
 -Jestem nowa -zaśmiała się.
 -To witaj w klubie- dołączyłam do niej.
 -Jesteś tu bo czekasz na jazdę?
 -Nie. Po prostu lubię towarzystwo koni- wzruszyłam ramionami.
 -Wyszczotkujemy razem któregoś? -zaproponowała.
 -No to wybierzmy najbrudniejszego- zachichotałam i przeszłyśmy się przez stajnię.
 -Mi się wydaje, że brudasem numer 1 jest Harpon -wskazała haflingera.
 -No.. i te jego zaklejki- podeszłam i dotknęłam jego pyska na co koń parsknął.
 -Idę po szczotki- poinformowała An.
 -A ja zaprowadzę go do myjki- dodałam.

<Anna? Co będzie dalej? :D>

Od Samanty

SPOTKANIE RODZINNE

-Nie jest tak źle. Szybko się nauczy.
Uśmiechnęłam się i pocałowałam Max'a w policzek.
-Ale ty poprowadź lekcję.
-Jak chcesz, skarbie. - uśmiechnę się i dał mi całusa.
Odpowiedziałam także uśmiechem. Usiadłam na ławkę i obserwowałam Max'a jak lonżuje Felxa. Te jego delikatne ruchy. Ach....

****Po jeździe****

-Świetnie Ci i twojemu bratu szło.
-Łatwo wszystko załapał.
-Może zostanie u Ciebie na noc? I jutro zrobimy z nim jeszcze kilka godzin.

<Max??>

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od Rosal

NOCNY DYŻUR

 Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Ja złapałam Sfill'a za wodzę i przytrzymałam go gdy dziewczyna wskakiwała na ogiera. Podałam jej wodzę i sama weszłam na Szarant'a.
 -Na razie musisz zapoznać się z tym koniem. Chodź na halę. -dałam koniu łydkę i ruszyłam stępem w stronę hali. Dziewczyna zrobiła podobnie i zaraz biodrami pogoniła konia by trzymać się bliżej mnie.
 Chwile potem stępowałyśmy na krytym placu. Dziewczyna była bardzo zafascynowana koniem i co chwilę chwaliła go. Kiedy doszłyśmy do kłusu na początku miała malutkie problemy bo koń był zainteresowany całkiem czym innym niż jazdą. Jednak Sarah była uparta i wiedziała czego chce. Koń szybko skupił się na wykonywanych czynnościach. Bardzo ładnie wykonywał zadania takie jak wolty i zmiany kierunków. Robiłyśmy krótkie przerwy i ćwiczyłyśmy kłus z stania, oraz ładny chód. Ćwiczyłyśmy jeszcze kłus ćwiczebny i dostosowywanie tępa. Doszłyśmy do galopu, na który Sfill tylko czekał już gdy Sarah usiadła w siodle na zakręcie i docisnęła łydkę a on pogalopował zawzięcie. Ona trzymała go pod kontrolą i tak jak jej zaleciłam robiła wolty w wolnym galopie. Więc zwolniłyśmy tępo, pokłusowałyśmy i stępem ruszyłyśmy w stronę zamarzniętego jeziora.

<Sarah?>

Od Sophie

PRACA

Poczułam, jak promienie słońca muskają moją twarz. Powoli otworzyłam oczy, przeciągając się. Ziewnęłam przeciągle, chwyciłam telefon i sprawdziłam godzinę.
- 04: 21 - Mruknęłam i podniosłam się. I tak nie będę już spała, więc pozostało mi iść i oporządzić wszystkie konie. Wciągnęłam na siebie szeroką bluzę, treningowe bryczesy i sztyblety. Przewidywałam, że po sprzątaniu będę miała ochotę na jazdę. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni, zabierając ze stołu dwa jabłka, po czym wyszłam zamykając dom na klucz. Żwawym krokiem ruszyłam przez szosę, wdychając do płuc wilgotne powietrze. W nocy była straszna ulewa. Trawa była mokra od rosy, z drzew kapały jeszcze pojedyncze krople, prosto na mnie. Chwyciłam jedno jabłko i zaczęłam je jeść, zamiast śniadania. Po chwili skręciłam w drogę polną, wyglądając już zza wzgórza budynków stajni.
Byłam już na miejscu. Ruszyłam w stronę biura Rosal, poinformować ją o tym, że idę wyczyścić konie i stajnię.
- Pewnie, idź. - Powiedziała, nie odciągając wzroku od papierów. Wyszłam z budynku i pobiegłam w stronę dużej stajni. Chwyciłam grzebień, kopystkę, zgrzebło i szczotki, po czym weszłam do boksu Rosalett.
- Cześć piękna... - Powiedziałam łagodnym, spokojnym tonem, wręczając klaczy jabłko. Ta dokładnie je obwąchała, po czym delikatnie ugryzła. Ostrożnie wyciągnęłam rękę, by ją pogłaskać. Po kilkunastu minutach klacz była już wyczyszczona, łącznie z boksem. Do samego południa wyczyściłam wszystkie konie.
- Uff... - Westchnęłam i rzuciłam się w słomę, zmęczona. Jeszcze wymieść cały korytarz, wyczyścić siodła i będzie wszystko. Dźwignęłam się, wstając. Chwyciłam miotłę i zaczęłam czyścić korytarze stajni i siodlarnię. Odłożyłam miotłę na miejsce, weszłam do siodlarni i zaczęłam czyścić sprzęt. Na sam koniec zrobiłam porządek w szczotkach, kopystkach i zgrzebłach. Mozolnym krokiem poszłam do biura właścicielki.
- Mogę wziąć Rosalett w teren? - Zapytałam, opierając się o ścianę.
- Jak masz siłę, to tak. - Zaśmiała się, spoglądając na mnie. Wróciłam do siodlarni, biorąc sprzęt klaczy, weszłam do jej boksu, oswoiłam ją trochę ze mną, po czym ostrożnie osiodłałam. Wyprowadziłam powoli klacz z boksu, prowadząc ją na zewnątrz. Spuściłam strzemiona, poprawiłam popręg i wskoczyłam zgrabnie na jej grzbiet.
- Spokojnie, Rosa. - Powiedziałam łagodnie i pogłaskałam ją po szyi. Przycisnęłam delikatnie łydkę, a klacz ruszyła żwawym stępem. Teren na niej był niesamowity... od samego początku najbardziej polubiłam tą klacz.

Od Max'a

RODZINNE SPOTKANIE


- Ależ skąd...kocham Cię sercem, nawet, jakbyś była nieciekawa z wyglądu nie przeszkadzałoby mi to.
Zostałem pocałowany krótko w usta i poszliśmy dalej. Doszliśmy wkrótce do stajni, nie była daleko. Weszliśmy do stajni. Kilka minut potem mogłem spodziewać się rodziny. Matka, wiecznie zabiegana 'pani Alexandra', jak mówiono na swą szefową w banku. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, nie pozwalając sobie na więcej, niż uścisk. Za nią szły moje siostry, Lucy i Julie. Były bliźniaczkami, mało kto z ich klasy je rozróżniał, jednak ja zawsze. Pierwsza - wredna i zakochana w swoim wyglądzie, druga - cicha, sympatyczna...całkiem inne. Teraz obydwie stały cicho spoglądając na Samantę. Na końcu podszedł niedbale mój brat, Felix. Zawołał Bradleya, psa rasy border collie. Wziął go na smycz.
- Dużo macie koni.
Uśmiechnął się i rozglądał na boki. Kochał konie, jednak nigdy nie miał okazji nauczyć się na nich jeździć.
- To Samanta...
Moja matka, podeszła powoli do dziewczyny i podała rękę. Wyglądała przy tym jak zawsze, delikatnie i nieśmiało. Od czasu śmierci taty stała się bardzo krucha i nieśmiała. Cieszyła się, że ja mam już, albo i jeszcze, swoją miłość.
- Pokażesz swojego konia?
Powiedział nagle Felix drapiąc za uchem Bradleya.
- Pewnie, chodźcie za mną.
Udałem się pospiesznie do boksu mojej klaczy. Zapukałem cicho w jej boks, aby się nie obawiała.
- Jest jeszcze bardzo młoda i pewnie jeszcze nie widziała takiej ilości ludzi...może najpierw uspokoję ją trochę, dopiero potem wyprowadzę na chwilę.
Otworzyłem boks i pogłaskałem po głowie Bianke. Widząc, że nie jest spięta, włożyłem jej jakiś kantar z siodlarni i wyprowadziłem na korytarz. Felix nakarmił ją jakąś marchewką. Pomógł mi ją wyczyścić i sam zaprowadził na pastwisko. Mama, Lucy, Julie i Sam przyglądały się temu.
- Lucy, Julie, mogę wziąć was na chwilę na lonżę...z resztą mamę też.
Zaproponowałem. Nikt nie stawiał oporów, nawet Felix słysząc to zgodził się. Lucy była bardzo niepewna.
- Coś się stało?
Spytałem.
- Wiesz...chyba trochę się boję.
Odpowiedziała tak, żebym tylko ja słyszał.
- Ależ nic się nie stanie, mamy spokojne konie, nie dam ci takiego Aranta na początek...poza tym Sam jest instruktorką.
Po przekonaniu siostry zapoznałem rodzinę z Malediwą. Na konia wskoczyła najpierw Juli, potem Lucy, na końcu mama. O dziwo mamie szło tak dobrze, że sama potrafiła kłusować, a nawet galopować i nie zdradziła mi gdzie uczyła się jeździć konno... Felix'a miałem trenować wraz z Sam o wiele dłużej, bo, jak się okazało, chciał tu dołączyć.
- To co, Sam? Musimy trochę dopracować jego technikę jeździecką...

<Sam?>

Od Shary

NOCNY DYŻUR

Zawahałam się.
-Tak...lubię jeździć. Robię to nawet dobrze...
-No więc pięknie!-Młoda kobieta klasnęła w dłonie.-Tylko naprawdę, następnym razem nie czaj się tak. Kiedy będziesz chciała iść w nocy do koni, to śmiało! A jeśli zauważysz Sam, lub mnie, powiedz nam o tym. Później niepotrzebnie się bać! Może chcesz pojeździć ze mną.
-Nie mam nic przeciwko.-uśmiechnęłam się.
-No to chodź.-wstałyśmy jednocześnie, a Rosal położyła rękę wzdłuż moich ramion i poszłyśmy do stajni.
Głaskałam konie, które przybliżały do nas pyski. Rosal kazała mi wziąć Sfilla, a sama poszła po innego konia. Wykonałam czynności, które powinno wykonać się przez jazdą i osiodłałam ulubieńca. Wkrótce spotkałyśmy się na zewnątrz. Rosal trzymała za wodze pięknego, białego ogiera. Nigdy wcześniej go nie widziałam! To Szarant de Painte...Wow, robi wrażenie! Kilka razy trącał właścicielkę stajni po głowie, a ona zwykle odsuwała albo siebie, albo pysk konia.
-No...to jedziemy gdzie?-spytałam wsiadając na Sfilla.
-Może nad tamto zamarznięte jezioro?-spytała wskazując palcem.
Ja próbowałam dostrzec ów jezioro, ale takowego nie dostrzegłam. Rosal zaśmiała się.
-Wiem, że go nie zobaczysz! Jest za lasem!-uśmiechnęła się.
<Rosal? Brak weny >.< >

niedziela, 24 stycznia 2016

Od Hailie

PRACA

 Znudzona chodziłam już po stajni dobrą godzinę. Wchodziłam i zeskakiwałam z siana. Wyszczotkowałam chyba wszystkie konie. Do tego puściłam radio w stajni. Tańczyłam od boksu do boksu. W końcu wpadłam na taczkę. Obok były widły. Popatrzyłam na to i na to. Jak ja nienawidzę sprzątania boksów! Ale cóż.. bardzo zależy mi by mieć własnego konia! Chwyciłam za widły i taczkę. wypuściłam z boksu Nimfę, której postanowiłam wymienić i wyścielić boks. Biedna, kochana, staruszka. Gnój był nieco gorzej niż ohydny. Taczka wypełniona nim była strasznie ciężka i jebała na kilometr! Cóż.. przeżyłam. Wzięłam pół kostki słomy i położyłam w boksie. Wpuściłam tam kobyłkę i zaczęłam sypać słomą po całym boksie. Konisko otrząsało się co chwilę a ja śmiałam zasypując ją dalej. Na koniec pogłaskałam i dokładnie wyczesałam imienniczkę stajni. Podobnie było z boksem Dumy. Wycieńczona wywoziłam brudy i próbowałam rozbawiać klaczkę. Jednak ona była mniej skora do zabawy i miała mnie głęboko w poważaniu. Zamiotłam jeszcze w stajni i rozdałam konikom paszę z sianem. Poukładałam wszystkie uwiązy i poukładałam ładnie w siodlarni. Wypastowałam większość siodeł, lecz byłam już na wyczerpaniu i przełożyłam resztę na potem.

Nowa członkini!


"Życie to nie bajka, nie ma gwarancji szczęśliwego zakończenia.."

Imię: Hailie
Pseudonim: Biała, Hail.
Nazwisko: Bieleska
Głos: Megan Nicole 
Wiek:19 lat
Urodziny: 16 Marca
Płeć: Kobieta
Rodzina:
Mikey Smith -tata
Oliwia Bieleska -mama
Charakter: Uparcie dąży do celu i nigdy się nie poddaje. Patrzy na świat optymistycznie i bez problemu podejmuje hardcorowe decyzje. Jest zwariowana i lubi ryzykować. Mimo to jest bardzo drażliwa i porusza ją czyjeś nieszczęście, zawsze płacze na filmach romantycznych. Ta nadzwyczajnie pogodna dziewczyna, bardzo lubi się śmiać i żartować. Ma niekiedy usposobienie diablicy, jednak nikomu to zbytnio nie przeszkadza.
Ulubiony koń: Viriane
Partner: -
Dzieci:-
Historia: Jej mama jest polką, która związała się z anglikiem. Biała urodziła się w Wielkiej Brytani i wychowywała się tam do dziesiątego roku życia. Jej mama nigdy nie wzięła ślubu z jej ojcem. Kiedy jej rodzice się rozstali Jean z mamą wyjechała do polski, do babci. Dwa lata później kupiły tam mieszkanie a Jeanifer mogła oddać się swojej pasji - Jeździe konnej. Tak więc od 12-roku życia dziewczyna ma stałe kontakty z końmi. Ostatnimi czasami mama z córką kupiły domek jednorodzinny blisko stajni i tam zamieszkały więc Jeanifear była zmuszona zmienić stajnię.
Kontakt: zjawa34
Inne zdjęcia: ---

Od Sarah

PRACA

Wstałam zaskakująco wcześnie, jak dla mnie. Była akurat piąta. Stajnia powoli się budziła, lecz i tak było słychać już ciche rżenie koni. Postanowiłam "wyręczyć" dzisiaj Max'a. Wyskoczyłam w krótkim podkoszulku i slipach, po czym pospiesznie się ubrałam. Zbiegłam na dół i wybiegłam w bluzie. Nikogo nie minęłam, jak się spodziewałam. I dobrze. Weszłam do stajni, a tam powitało mnie radosne rżenie. Nakarmiłam konie, na początek. Kiedy zjadły, co zrobiły w bardzo szybkim tempie, oraz wystarczająco się napoiły, wypuściłam je. Wiem, że było to ryzykowne, gdyż od tak otworzyłam boksy, konie rozeszły się po stajni, pastwisko było otwarte, aż...otworzyłam drzwi stajni. Plama umaszczeń pognała prosto przed siebie, nie zauważając, że mogą uciec. Kiedy wszystkie wbiegły, zamknęłam pastwisko. Teraz zaczęła się prawdziwa praca! Popatrzyłam jeszcze chwilę na gnające, tętniące kopytami wierzchowce, po czym wróciłam do stajni. Najpierw wyczyściłam ściany boksów. Wyrzuciłam gnój do taczki, która stała nieopodal, po czym wywiozłam ją na tyły stajni. Kiedy wracałam już z opróżnioną taczką, nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na konie. Wyłożyłam jeszcze w boksach ściółkę, czyli słomę i zaczęłam wprowadzać do nich konie. Później czyściłam podłogi i ściany. Kiedy to zrobiłam, zaczęłam czyścić siodła, później wodze, wyprałam ręcznie czapraki i położyłam w cieplejszej części stajni, by wyschły do siódmej, bo wtedy stajnia już żyła. Kiedy i one wyschły, odłożyłam je na miejsce, po czym wyczyściłam jeszcze szczotki. Jeźdźcy witali się ze mną, a ja z nimi. Kiedy Max wszedł do stajni, dla niego nie było roboty, więc posłał mi tylko uśmiech, a ja go odwzajemniłam. Wziął Aranta, poszedł z nim poza stajnię i tyle go widzieli! Ja zmęczona obowiązkami usiadłam na wielkich kostkach siana. Uff, można się namęczyć, ale jest to nawet przyjemne. Później koniki dostały deser, w postaci marchewek i jabłek.

Nowa członkini!

Powitajmy ciepło Sophii :)



"Wolę żeby nienawidzili mnie za to jaka jestem, niż kochali za to jaka nigdy nie będę"

Imię: Sophia
Pseudonim: Sofi
Nazwisko: Dunne
Głos: Ewa Farna
Wiek: 18 lat
Urodziny: 7 lipca
Płeć: kobieta
Rodzina:
Merry Dunne - matka
Alex Dunne - ojciec
Logan Dunne - brat
Charakter: Sophia jest szaloną i na prawdę dziwną dziewczyną. Chętnie pomaga, jednak nie lubi, gdy ktoś wchodzi jej w drogę. Strasznie wredna, jej język przesiąka ironią i sarkazmem. Lubi pyskować, zwłaszcza starszym od siebie. Nie potrafi się podporządkować, nawet, jeżeli sytuacja tego wymaga. Bezczelna, pyskata i wredna. Jeżeli ją obrazisz, pokaże ci środkowy palec i po prostu odejdzie. Uważa, że kłócenie się to strata czasu, że kłócą się tylko ci, którzy mają w nadmiarze czasu i zdrowych nerwów. Jest zdolna do bardzo głupich żartów, jednak nigdy w stosunku do osób, które chociaż trochę coś dla niej znaczą. Miła i zabawna potrafi być tylko dla osób, które uważa za przyjaciół. Nie jest typem łatwej laski, więc trzymaj się z daleka. Bawi się życiem, w jej słowniku nie znajdziesz wyrazu "zasady". Gdy coś jej rozkażesz, ona zrobi tego odwrotność tylko po to, by zrobić ci na złość. Przy osobach, których nie zna, zachowuje się bardziej przyzwoicie. Ku waszemu zdziwieniu, ma też swoje dobre strony. Jest zawsze szczera do bólu, a gdy powierzysz jej swoją tajemnicę, będzie milczała do grobowej deski. Jest stanowcza i odpowiedzialna, potrafi o sobie decydować i ponosić karę za swoje czyny. Jest pesymistką, widzi świat w czarno białych odcieniach i nic nie bierze na serio. Nie wierzy w wieczną, prawdziwą miłość, trwałą i piękną przyjaźń, idealne rodzinki. Nie ma w nawyku chwalenia się, ponieważ nie pochodzi z bogatej rodziny i od zawsze była uczona skromności. Zdarza jej się kłamać, ale tylko w sytuacjach, które tego wymagają. W stosunku do koni jest ostrożna, spokojna i delikatna. Gdy widzi, że grupka nastolatków obraża jakąś konkretną osobę, od razu reaguje. Nie pozwala na to, by inni przechodzili to samo, co ona.
Ulubiony koń: Rosalett
Partner: A kto by z nią wytrzymał...???
Dzieci: Stanowczo nie. Nie teraz. Nie ma zamiaru marnować sobie życia i bawić dzieci przed ukończeniem 20 roku życia.
Historia rodziny: Miała normalną rodzinę, jej rodzice prowadzą małą stajnię w górach, skąd pochodzi. Gdy jej mama była w zaawansowanej ciąży, już chodziła z nią do stajni, na wybieg... by jak najwcześniej oswajać Sophię z tymi zwierzętami. Od kiedy jeździ, nie wiadomo. Matka sadzała ją na grzbiecie konia gdy nie miała jeszcze roczku. Przez całą podstawówkę i gimnazjum była ofiarą wyzwisk, łatwiej mówiąc przemocy psychicznej, przez co teraz jest taka, jaka jest. To zdarzenie zrównało z ziemią dawną Sophię, przyjazną, otwartą i miłą nastolatkę, zawsze chcącą dla innych jak najlepiej. W wieku trzynastu lat zachciała czegoś więcej, więc zapisała się do Szkółki Sportowej. Po 18 ruszyła w świat, osadzając się w wykupionym domu, kilka kilometrów od Stajni Nimfy. Skończyła liceum hodowli koni i zamierza iść dalej w tym kierunku.
Kontakt: Anonimowy gracz
Inne zdjęcia:



Odchodzi Julia


Odchodzi!

Motto: "Zawsze celuj w księżyc. Nawet, jeśli nie trafisz, będziesz pomiędzy gwiazdami"
Imię: Julia
Pseudonim: Jula
Nazwisko: Ferras
Wiek: 17 lat
Urodziny: 22 września
Płeć: kobieta
Rodzina: 
Jackson Ferras - ojciec
Emily Ferras - matka
Charakter: Julia jest cicha, spokojna i tajemnicza. Zazwyczaj rzadko się odzywa, nie lubi rozmawiać, chyba, że należysz do tych szczęściarzy, z którymi odbędzie normalną, żywą rozmowę. Nie boi się żadnego wyzwania, przed przyjaciółmi jest wesoła, przyjacielska i szalona. Jest typem kaskaderki, wiecznie igrającej ze śmiercią. Niektórzy wprost nie dowierzają, jak można tak bardzo ryzykować. Zazwyczaj bardziej martwi się o innych, niż o siebie. Jest zawsze gotowa do pomocy, w każdej sytuacji. Nie lubi chamskich, ciągle o coś wypytujących ludzi, którzy nie potrafią uszanować czyjegoś zdania.
Partner: szuka tego odpowiedniego...
Dzieci: -
Historia rodziny: W wieku siedmiu lat została oddana do domu dziecka. Rodzice nie dawali rady z utrzymaniem jej, więc pozbyli się problemu. Siedziała tam aż do 15 roku życia, gdy przygarnęło ją pewne małżeństwo. Po ukończeniu 17 lat wprowadziła się do wykupionego domu na wsi. 
Kontakt: 1234567.J
Inne zdjęcia: -



Od Sarah

PRZYJAŹŃ Z KONIEM

Uśmiechnęłam się w stronę nowej dziewczyny.
-Och, przestraszyłaś mnie!-oświadczyła.
-Przepraszam.-ucięłam ze skruchą.-Jak ci na imię?
-Jestem Anna, a ty pewnie jesteś Sarah?
-Tak...Może chcesz na niej pojeździć? A masz w ogóle jakiekolwiek doświadczenie z końmi?-spytałam.
-No...jakieś mam.-odpowiedziała głaszcząc Maszę.
-Więc oporządzimy ją, osiodłamy, a ty pojeździsz!-uśmiechnęłam się ponownie.
-Ale ja nie umiem. Jeździć, tak, ale oporządzać nie...-rzekła.
-Pokażę ci wszystko!-krzyknęłam z entuzjazmem.
Przyniosłam wszystko co było potrzebne i zajęłyśmy się koniem. Ja wyszczotkowałam dwa kopyta Maszy, a Anna dwa pozostałe. Później sama wyszczotkowała ją do czysta, a ja osiodłałam pokazując jej wszystko dokładnie. Ona podziękowała i wyprowadziła Maszę z boksu idąc na padok. Tam popilnowałam ją. Okazało się, że nigdy nie przechodziła do galopu. Nauczyła się dziś tego pod moim okiem. Masza była spokojna, więc nadawała się dla Anny. Później Anna zaproponowała mi jazdę w teren...
-Noo...nie wiem...-podrapałam się po głowie.-Nie jestem tu zbyt długo, bo od wczoraj. Poza tym...nie wiem, czy Sfill nie...nie zacznie "świrować", ale warto spróbować, bez ryzyka nie ma zabawy!
Ruszyłam w stronę stajni zostawiając Annę jeżdżącą stępem na padoku. Od razu wzięłam wszystkie sprzęty. Okazało się, że Max wykonał wszystkie obowiązki stajennego za mnie...Jutro ja to zrobię, o ile on nie będzie szybszy. Wzięłam szczotki oraz sprzęt do jazdy. Ruszyłam do boksu Sfilla. On tam stał, nikt na nim akurat nie jeździł. Pogłaskałam go, po czym weszłam do boksu. Całego go oczyściłam i osiodłałam. Kiedy to zrobiłam, wzięłam go i wyszłam na spotkanie Annie. Ta dalej jeździła na Maszy. Chyba się polubiły. Podeszłam do padoku.
-No, chodź już.-ta zeskoczyła z konia i wyszła do mnie.-Jedziemy.
Wsiadłam na Sfilla i Anna jechała za mną stępem. Bałam się trochę, przyznaję. Jednak bardzo dobrze sobie poradziliśmy. Sfill próbował w galopie przechodzić do cwału, jednak przestawał za jednym mocniejszym szarpnięciem. Jechałyśmy sobie kłusem przez las.
-Sarah?-usłyszałam.
-Tak?
<Anna? Co chciałaś? XD>

Od Anny

PRZYJAŹŃ Z KONIEM

Pewnego, słonecznego dnia dysząc jak pies stanęłam przy stajni i myśląc:
- Nareszcie udało mi się uciec od rodziców.
Gdy wreszcie złapałam oddech zauważył mnie jakiś chłopak, chyba w moim wieku. Podszedł do mnie i zapytał mi się jak mam na imię i wyciągnął rękę. Odpowiedziałam mu, że ma na imię Anna, wyciągnęłam rękę i uścisnęłam jego. On uśmiechnął się i powiedział, że ma na imię Max. Zaproponował, że oprowadzi mnie po stajni i że mogę wybrać sobie konia. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś był tak dla mnie miły. Weszliśmy do stajni i ujrzałam mnóstwo koni, które rżały na mój widok. Podeszliśmy do jednego z boksu gdzie stała piękna klacz hanowerska. Max powiedział, że ma pilną sprawę do załatwienia i poprosi Sarah, żeby przyszła do mnie i powiedział, że mam się zaprzyjaźnić z Maszą. Weszłam do boksu Maszy i wyciągnęłam do niej rękę, żeby mnie obwąchała. Masza obwąchała mnie i polizała po ręce. Po czym wsadziła mi do kieszeni swój delikatny pysk i wyciągnęła kostkę cukru. Zachichotałam cicho i pogłaskałam ją i usłyszałam głos za sobą:
- Widzę, że zaprzyjaźniłaś się już z konikiem?
Odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę o imieniu Sarah.
<Sarah, co było dalej?>

Dzierżawa

Sfill --- Od 24.01.2016 r. do 25.02.2016 r. --- Sarah Merence



Dzierżawa

~WAŻNE~!

W stajni istnieje dzierżawa.
Można 'wykupić' na np. tydzień konia i wtedy nikt inny nie może na nim jeździć i twój jeździec musi się nim opiekować.
Trzeba płacić 100♦ na tydzień.
Można robić to raz na jakiś czas lub regularnie. 
Można kilka koni na raz (max 4).

Musimy do adminki wysłać wiadomość o treści:

(Imię konia) --- (Od kiedy do kiedy np.od 12.02.16r do +7 dni) --- (imię i nazwisko jeźdźca)

Dzierżawa dotyczy tylko koni ze stajni i można zapłacić od razu na np. dwa tygodnie. 

W razie jakiś wątpliwości proszę o napisanie w komentarzach :)
Miłego pisania Opowiadań

~Juka


Od Rosal

NOWA

 -Jasne- uściskała mnie rozentuzjazmowana Ceal.
 -Hmmm-burknęłam- tylko jakiego konia ja wezmę..?
 -Nie wiem, ten jest fajny- wskazała Maszę.
 -Tak to świetna klacz, jednak ma na dzisiaj jazdę a ja nie chcę jej chyba nadwyrężać.. Co ty na tą- pokazałam jej Okarynę.
 -Jak chcesz to jasne- zaśmiała się miło.
 -Szkoda tylko, że się namęczymy łapiąc ją z tego pola- westchnęłam.
Klacz kłusowała beztrosko po śniegu co chwilę zaczepiając inne konie i galopem uciekając.
 -Damy radę -przybiłyśmy sobie piątki i zaopatrzyłyśmy w dwa uwiązy. Jeden dla mnie i jeden dla niej.
 Wyszłyśmy na pole a konie stadem pobiegły na drugi koniec.
 -Zajdziemy je od dwóch stron -zaproponowałam.
 -Ja idę na lewą -dodała i rozdzieliłyśmy się.

 Gonitwa była pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Konie otaczały Okarynę i wiały a my bezskutecznie próbowałyśmy zaganiać je w kąty lub do stajni. Grzęzłyśmy w śniegu co drugi krok. Śmiałyśmy się prawie cały czas a ja powoli nie czułam zziębniętych dłoni.
 -Musimy wymyślić coś innego- głęboko oddychając podbiegła do mnie Ceal.
 -Plan B! -krzyknęłam z uśmiechem.
 -Mamy plan B? -również się uśmiechnęła.
 -Noo..-podrapałam się po głowie. -Jabłka i marchewki??
 -Warto spróbować!

<Ceal? Czy uda się złapać Okarynę i jak przebiegnie jazda?>

Kupione konie z Licytacji

~Samanta~



Imię: Czarsi
Wiek: 4 lata
Płeć: Klacz
Rasa: NN
Numerek kompletu: - - -
Charakter: - - -
Historia: Pracowała w polu dla rolnika. Jego wnuczka ją zajeździła.
Specjalizacja: - - -
Stan: - - -
Pochodzenie: Ojciec - ??, Matka - Czeparka
Właściciel: ---

Na uzupełnienie formularza konia jest tydzień. 31.01.16 r.
Inaczej koń zostanie utracony bezpowrotnie.

Nowa członkini!


~   ~

Imię: Anna
Pseudonim: An
Nazwisko: Gail
Głos:
Wiek: 14 lat
Urodziny: 4 października
Płeć: kobieta
Rodzina: Izabella Gail - matka
Adam Gail - ojciec
Charakter: Miła, poważna oraz rozsądna. Nie boi się prawdy i nigdy nie kłamie. Jest bardzo rozgadana.
Ulubiony koń: Masza
Partner: Na razie brak.
Dzieci: Na razie brak.
Historia rodziny: Wychowała się w normalnej rodzinie. Jej rodzice mieszkają niedaleko, a sama mieszka w stajni w pokojach. Jest tu teraz, gdyż chce nauczyć się jazdy konnej.
Kontakt: anka7136
Inne zdjęcia: Brak

Nowa członkini!


"Życie to przygoda, trzeba się tylko na nią odważyć"

Imię: Annabeth
Pseudonim: Ana
Nazwisko: Angelo
Głos: Taylor Swift 
Wiek: 19 lat
Urodziny: 17 stycznia
Płeć: Kobieta
Rodzina:
~Bianca Clark- matka
~Harry Angelo- ojciec
Charakter: Ana jest zamknięta w sobie. Nie ufna. Nie ma powodów do uśmiechu. Ufa tylko znajomym i chłopakowi (takowego nie posiada). Niezbyt miła. Czasami się odezwie, a czasem nie.
Ulubiony koń: Nie ma
Partner: -
Dzieci:-
Historia: Poznaj ją to ci opowie. Nie chętnie to robi.
Kontakt: .Legolas

Od Ceal

NOWA

-Hm... Chyba Dumę, lepiej czuję się w towarzystwie dziewczyn, ale jeszcze nie wiem - zaśmiałam się
Dziewczyna wyglądała na miłą, taka również była.
-Przejdziemy się może? - rzuciłam w jej stronę z uśmiechem
-Dobrze, fajny pomysł - również uśmiechnęła się w moją stronę
Ruszyłyśmy w stronę najbliższej polany. Po drodze rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Po przejściu polany wróciłyśmy do stajni. Podeszłam do Dumy i pogłaskałam ją po grzywie. "Fajnie byłoby popleść jej warkocze..." pomyślałam.
-Co powiesz na przejażdżkę? - spytała mnie Rosal

<Rosal?>

czwartek, 21 stycznia 2016

Od Rosal

NOCNY "DYŻUR"


  Czekałam już chwilkę siedząc na kanapie w biurze i czekając na Sarah. Bawiłam się akurat ołówkiem gdy usłyszałam lekkie, kilkukrotne pukanie w drzwi. Szybko odłożyłam zabawkę i usiadłam prosto na sofie. Drzwi się otworzyły a w nich stanęła Sarah z miną jakby bała się, że ją opierdolę.
 -Siadaj Sara -poklepałam miejsce obok.
 -Przepraszam..-jęknęła cicho omijając mój wzrok.
 -Ohhh..  Dziewczyno- przekręciłam oczami- Jak chcesz pojeździć czy iść do stajni nie musisz się przecież czaić co nie? Na luzie chodź do koni a jak chcesz jeździć to wal do mnie czy Sam.
 Jej mina była bezcenna. Siedziała jak wryta z uniesionymi brwiami.
 -Ale jak to? -wydusiła coś z siebie.
 -Czy ja ci wyglądam na jędzę? Taka jestem straszna?- roześmiałam się.
 -Nie-zaprzeczyła po zawahaniu na co się uśmiechnęłam.
 -Kochasz konie, widać, że ci zależy. Nie widzę nic przeciwko żebyś chodziła do Sfill'a czy innych koni. Możesz je pielęgnować kiedy chcesz.. tylko pamiętaj o zasadach bezpieczeństwa, bo nie chciałabym żeby komuś coś się stało. To chyba w miarę bezpieczna stajnia. Jak myślisz? -próbowałam zagadać ją jakoś. Była wcześniej straszliwie spięta dopiero teraz trochę się rozluźniła.
 -Raczej tak- uśmiechnęła się lekko.
 -Co powiesz na jazdę konną? Chcesz pojeździć?

<Sarah??>

wtorek, 19 stycznia 2016

Od Samanty

KIELISZEK MOŻE DWA

-Dobrze, ale jeszcze jedna sprawa.
Przyciągnęłam chłopaka do siebie i znów namiętny pocałunek.
-Teraz możemy iść. - zaśmiał się.
-Pójdziemy na piechotę.
-Sam, ale za godzinę...
-Max to tylko piętnaście minut. -popatrzyłam się prosto w jego oczy
-Sam... No dobrze.
-Dzięki kochanie. - rzuciłam mu się na szyję.
Wyszliśmy z domu i zamknęliśmy go. Chwyciłam Max'a za rękę. I popatrzyłam się na niego oczywiście podnosząc głowę do góry. Znów się na niego spojrzałam. Chłopak chwycił mnie w talii i pocałował.
Byliśmy już dalej niż w połowie drogi.
-Maksik, nie przeszkadza Ci to, że jestem niska...Mam kilka kolczyków w widocznym miejscu... Kilka tatuaży.... fioletowe włosy.. I nie jestem mega chuda???

<Max??>

Od Max'a

KIELISZEK MOŻE DWA...


Sam była już po chwili w siódmym niebie. Przyspieszyłem, wtedy krzyknęła z zaskoczenia, ale pocałowałem Ją w usta. Nagle zostałem obezwładniony i teraz Ona leżała na mnie. Zjeżdżała ręką coraz niżej, podnieciłem się dość prędko. Moja męskość została kilka razy pocałowana, przygryziona i rozpieszczona. Po chwili całowaliśmy się długo i romantycznie, jak nigdy. Było cudownie. Jeszcze raz w Nią wszedłem. Jęczała i łapała się kurczowo kanapy. Po kilkunastu minutach wstała i zaciągnęła mnie pod prysznic, pod pretekstem, że przecież trzeba się gdzieś umyć. Puściła wodę i objęła mnie. Wspaniale potrafi się całować, muszę przyznać. Obściskiwaliśmy się do momentu, kiedy już nie mieliśmy siły. Wytarliśmy się ręcznikiem i przebraliśmy w piżamy. Miałem łóżko na dwie osoby, więc w sam raz dla nas. Nie wiem kiedy zasnąłem. Ale obudziłem się wczesnym rankiem. Poleciałem wręcz przygotować jakieś śniadanie. Wtedy zobaczyłem, że Yui też już schodzi.
- Dzień dobry.
Uśmiechnąłem się. Przytuliła się do mnie.
- Hej. Co dziś na śniadanie?
Powiedziała jeszcze zaspanym głosem.
- Co tylko chcesz.
Ja zacząłem smarować kromkę masłem i położyłem na niej żółty ser. Sam jadła kilka razy szybciej, gdzieś się spieszyła? Nie mam pojęcia, może do stajni. Miętowa herbata studziła się chwilę przy oknie, ale podałem ją już na stół. Po śniadaniu ogarnęliśmy się, ja ubrałem się już do stajni, umyłem zęby żeby być jako tako świeższym i zaskoczył mnie telefon. Mama. Odebrałem.
- Cześć Max!
Usłyszałem wredny głos mojej siostry, Lucy.
- Liczyłem na mamę.
Odpowiedziałem równie wrednie.
- Czekaj, bo capisz tymi końmi, aż tu czuć.
Ale dobrze, że akurat włączyłem głośnomówiący! Sam usłyszała to. Mieliśmy zaszczyt razem opieprzyć moją młodszą siostrę. Uspokoiła się zdezorientowana i jednak oddała mamie telefon.
- Max?
Usłyszałem.
- Hej mamo...dużo się zmieniło, muszę od razu opowiedzieć. Mam konia, Bianke. Bardzo miła klacz, ale to mniej ważne. Druga sprawa...
- Masz dziewczynę.
Dokończyła z przekonaniem. Skąd matki wiedzą o takich rzeczach?!
- Właśnie.
Odpowiedziałem.
- Możemy dziś do ciebie przyjechać? Na kilka godzin, wiesz, wszystko nam pokażesz...
Zgodziłem się i rozłączyłem. Miałem czekać w stajni, więc udałem się tam.
- Masz siostrę?
Spytała Sam.
- Nawet dwie, bliźniaczki, Lucy i Julie. Mają po piętnaście lat. No i brata, Felix'a. On też uwielbia konie. Tylko, że słabo jeździ, a jest rod ode mnie starszy. Jedźmy do stajni. Za godzinę będą...

<Sam?>

Od Shary

TAKI MAŁY TRENING SKOKÓW

Wstałam dziś z uśmiechem, który natychmiast po otworzeniu oczy się zmył. Nagle przypomniałam sobie, gdzie jestem, że jestem tu, w Stajni Nimfy. Założyłam bluzę stajenną, a na to pikowaną kamizelkę. Była ósma. Trzeba przecież zadbać o stajnię i konie! Kiedy szłam przez podwórze, ujrzałam właśnie wchodzącego Max'a.
-Cześć, Max!-przywitałam się.
-O, cześć.-odpowiedział.-Myślałem, że znowu wszystko będę musiał robić sam.
Jeśli to był żart, to kiepski. Ja tylko spojrzałam na niego i poszłam nakarmić konie. Dostały paszę i trochę owsa do tego. Niektóre dostały nawet głaskanie na dzień dobry. Max ruszył czyścić sprzęt, czyli ogłowia, siodła i tym podobne, a ja, kiedy skończyłam karmić konie, zaczęłam sprzątać w boksach. Kiedy i to skończyłam, Max pomógł mi czyścić stajnię, czyli podłogę, ściany... Później postanowiłam wypuścić konie na pastwisko, jak to zwykle robiła właścicielka. Ja i Max wzięliśmy je na lonże, po czym odpięliśmy je, a konie pognały na otworzone pastwisko. Piękny to był widok, przyznaję. Konie jadły, skakały, goniły się...I robiły inne harce. Podeszłam do ogrodzenia i oparłam na nim ręce. Patrzyłam na wszystkie rumaki. Plama różnych, końskich umaszczeń biegła w stadzie. Najwyraźniej bardzo, bardzo się lubiły, jak to konie. Niektóre konie podeszły do ogrodzenia, by obgryźć je trochę i przy okazji zajrzeć mi w kieszenie. Później każdy chciał już trenować z jakimś koniem ze stajni, czy też swoim własnym. Ja oczywiście wzięłam Sfilla, mojego ulubieńca, po czym zaprowadziłam go do stajni, by tam go wyczyścić oraz osiodłać. Wykonałam te czynności i wyprowadziłam go ze stajni. Gdy znaleźliśmy się na świeżym powietrzu, koń zaczął kierować się na padok.
-Nie, kochany, dzisiaj nie tam.-powiedziałam i pogłaskałam go.
Poszliśmy na ujeżdżalnię. Tam jeszcze upewniłam się, że wszystko jest dobrze pozapinane, uregulowane i ułożone, po czym zaprowadziłam na teren, gdzie były przeszkody. Wsiadłam na wierzchowca, po czym ruszyłam galopem. Koń usłuchał komendy i ruszył. Pierwszą przeszkodę przeskoczył bez wahania. Przy drugiej, zachwiała się belka, a przy najwyższej, trzeciej koń zatrzymał się. Zawróciłam go i zsiadłam. Poszłam sprawdzić, jakiej wysokości jest przeszkoda. Metr pięćdziesiąt dwa. Hm...czemu on nie chciał jej przeskoczyć? Może za późno nakazałam mu skoczyć? Wsiadłam na niego z powrotem i ruszyliśmy na podbój tej przeszkody. Tym razem przeskoczył ją, tylko jedna belka spadła. Ruszyliśmy kłusem, by zakończyć. Wtem okazało się, że przed nami jeszcze jedna przeszkoda, mająca dwa metry. Przełknęłam ślinę. Oj, z tym to na pewno sobie nie poradzimy! Niepewnie ruszyłam galopem. Słyszałam oddech rumaka, biegł, nieustraszony, posłuszny... I nagle skoczył. Skoczył przez tą dwumetrową przeszkodę! I tylko lekko zachwiała się belka! Po jej przeskoczeniu szliśmy sobie stępem, a ja głaskałam konia po szyi. Spisał się na medal! Odprowadziłam go do boksu, rozsiodłałam i dałam drobną przekąskę - jabłuszko. Schrupał je ze smakiem i położył łeb na moim ramieniu. Zamknął oczy. Przytuliłam się do jego pyska. Jakie szczęście, że tu trafiłam, jakie szczęście, że jestem tu, jakie szczęście, że mogę się teraz do niego przytulić.

Od Shary

NOCNY "DYŻUR"

Wszędzie światła zgasły. Ja, przebrana już w piżamę leżałam w swoim pokoju z zapaloną, małą lampką na biurku czytając książkę. Jednak nie mogłam skupić się...Konie rżały, jak gdyby kogoś wołały. Chciałam tam jak najszybciej pójść, ale powstrzymałam się. Potarłam pięściami oczy i spojrzałam na zegarek. Jedenasta w nocy. Odłożyłam książkę i leżałam gapiąc się w sufit. O, nie, nie wytrzymam tego! Wstałam i na piżamę założyłam dżinsy i bluzę stajenną. Pachniała Lucas'em - koniem, na którym kiedyś jeździłam. Zgasiłam lampkę, ale zamiast tego zapaliłam świecę. Na moje szczęście w biurze również nie paliło się światło. Każdy był w pokoju, w którym mieszkał sam, lub dzielił go z kimś. Złapałam glany stojące w rogu pokoju i wyszłam do biura. Tam postawiłam bezgłośnie święcę i zaczęłam wkładać ciężkie buty. Od tak wyszłam na zewnątrz. Może i trochę było mi zimno, ale to nic. Ruszyłam do stajni. Tam było trochę cieplej, choćby ze względu na konie. Wszystkie rżały, jak gdyby chciały powiedzieć "Weź, pojedźmy gdzieś!", ale nie mogłabym jeździć na każdym z nich jednocześnie. A z resztą...mam swojego ulubionego konia. Wystraszyłam się i upuściłam świecę. Ta jednak z powietrzu zdmuchnęła się. Ale z pewnością ktoś to usłyszał! Złapałam świecę i tackę, po czym pognałam do boksu Sfilla oglądając się za siebie.
-Nie wydaj mnie, kochany Sfill!-szepnęłam i kucnęłam. Widziałam jakąś postać biegnącą ku stajni. O, nie! To była Rosal, właścicielka! Przełknęłam ślinę. Ona weszła do środka i zapaliła światło.
-Co jest, koniki? Co to za hałasy?-spytała jakby samą siebie.
Wpadłam w mały stóg siana. Wystarczył dla mnie. Skuliłam się i zrobiłam małą szparę na oczy. Widziałam wszystko doskonale. Nagle Rosal podeszła do boksu Sfilla.
-A ty, mały, coś widziałeś?-spytała i złapała go za kantar, a drugą ręką głaskała go. Koń zarżał.-Hm, pewnie jakiś sen!
Kobieta odeszła, a ja dalej w strachu siedziałam w stogu. Nagle Sfill położył się. Jednak nie wyglądało to, jakby miał dostać od tego kolki. Ułożył się wygodnie. Kiedy po pięciu minutach nie miał kolki, postanowiłam jednak, że postawię go na nogi. Wstałam i otrzepałam się.
-Wstawaj, Sfill.-nakazałam i złapałam konia za kantar.
Ten posłusznie wstał. Ja siedziałam w jego boksie dobrą chwilę.
-No...Sfill...dobrej...nocy...-wymamrotałam przez sen, po czym położyłam się w czystej części boksu i prawdopodobnie zasnęłam.
***
-Sarah, Sarah!-usłyszałam.
Usiadłam i ujrzałam, iż jest już ranek. Miałam we włosach pełno słomy, a Sfill z zaciekawieniem wąchał mnie co chwila.
Podniosłam wzrok na postać. Otóż...Rosal przyszła sprawdzić, czy wszystko dobrze!
-To ty byłaś tu wczoraj, prawda?-zmrużyła oczy.
Spojrzałam na swoje buty. No, tak. Byłam tu.
-Przepraszam.-wyszeptałam bliska łez.
-No, chodź, bo się przeziębisz! Porozmawiamy w biurze!-rzekła surowym tonem.
Wstałam i podążyłam za kobietą. Może każe mi stąd odejść? I znów będę skazana na szukanie miejsca pobytu? O, nie!
<Rosal? Wywalisz mnie, czy nie?>

Od Shary

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Z dumą postawiłam walizkę przed stajnią. Zauważyłam nazwę "Stajnia Nimfy". Uśmiechnęłam się. Wreszcie uciekłam! Odetchnęłam z ulgą i usiadłam na bagażu. Chwilę odpoczęłam, po czym weszłam na teren stajni. Różne osoby mijały mnie, tymczasem zerkając na mnie z ciekawością. Usłyszałam nawet szepty typu "Patrz, jakaś nowa" "Haha, niedoświadczona!", ale mało sobie z tego robiłam. Poszłam do biura właścicielki, gdzie zapisałam się...
***
Stałam w wyznaczonym pokoju. Wypakowałam się już, przebrałam...teraz stałam przed lustrem. Patrzyłam "za siebie". Co było, minęło, trudno. W końcu znalazłam miejsce na Ziemi dla mnie. Uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz. Śnieg leżał na ziemi i nie prószył. Ruszyłam w kierunku stajni. Niektóre konie nie znajdowały się w swoich boksach, a ja przyszłam zaprzyjaźnić się z nimi. Kiedy podeszłam do boksu, by znów ciekawie zerknąć na tabliczkę z imieniem, na której pisało "Sfill", po czym spojrzałam na konia, ten podbił moje serce. Patrzyłam na niego. On na mnie też. Moje serce podskoczyło do gardła. Och, taki piękny!
-No, cześć mały...-rzekłam przymilnie, po czym wyciągnęłam rękę, by go pogłaskać.
Ta, mam niemałe doświadczenie z końmi, jeździłam i to naprawdę dobrze. W końcu...piąte miejsce w Grand Prix to wcale nie źle, prawda? Ten przybliżył pysk, by mnie obwąchać. Zachichotałam cicho. Zaczęłam się ciekawie rozglądać, w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby mi pomóc. Zauważyłam idącą w moim kierunku Sam, zastępczynię właścicielki. Uśmiechnęłam się do niej.
-Cześć, mam na imię Sam, ale to już chyba wiesz. A tobie, jak na imię?-spytała wyciągając do mnie rękę.
-Sarah, miło mi cię poznać.-uścisnęłam jej rękę.-Ten koń, to Sfill, prawda?
-Tak, a co? Chciałaś na nim pojeździć? Zapomnij! Lepiej idź pojeździć na Łezce.-odpowiedziała z uśmieszkiem.
-Tylko...że ja umiem jeździć na koniach...konie dla podstawowych jeźdźców? Jestem już na nieco wyższym etapie, czyli średnio zaawansowanym jeźdźcem.-wyjaśniłam.
-Ta, na pewno. Weź go na zewnątrz, przekonamy się. No chyba, że się boisz!-odparła tłumiąc śmiech i wyszła na zewnątrz.
-Nie bój się mnie. No, skoczę po wskazany przez nią czaprak, siodło i wodze. Zaraz wrócę.-powiedziałam do konia i poszłam po ekwipunek.
Trzymałam w rękach siodło i czaprak, a przez ramię miałam przewieszone wodze. Zatrzymałam się przed boksem Sfilla i jedną ręką otworzyłam boks. Na ścianie spoczęły czaprak i siodło, a ja trzymałam wodze. Zamknęłam boks. Podeszłam do boku Sfilla i położyłam wodze na jego karku. Włożyłam wędzidło do jego pyska i uregulowałam wszystko. Później czaprak, a na koniec siodło. Zapięłam je odpowiednio i otworzyłam boks. Wyszłam z niego trzymając Sfilla, po czym zamknęłam. Zmierzałam ku Sam. Ona dalej stała z uśmieszkiem. Nie wierzyła w moje siły? Cóż...miała prawo. Jestem nowa, nic o mnie nie wie.
-No, wsiadaj lala! Tylko najpierw na padoku!-zaśmiała się.
Ja skierowałam konia na padok, po czym wsiadłam na niego. Założyłam jeszcze toczek i już siedziałam na wierzchowcu. Zaczęłam iść stępem.
-Stępem, to na nim każdy potrafi!-usłyszałam.
Później zaczęłam kłusem. Później galopem. Jazda na nim, to coś wielkiego! On jednak przyspieszył do cwału, a kiedy kazałam mu zwolnić, zwolnił trochę cwał. Zatrzymałam go i zsiadłam z siodła. Sam patrzyła na mnie klaskając.
-No, no, jednak nie jesteś taka słaba, na jaką się wydajesz. Teraz weź, rób co chcesz. Odstaw konia, jedź na nim jeszcze, co chcesz.-po czym odeszła.
Popatrzyłam na Sfilla. Koń parsknął, a ja uśmiechnęłam się. Skarogniady koń naprawdę mi się podobał. Odprowadziłam go do boksu. Przedtem był zadany, a teraz był zakurzony, więc postanowiłam go rozsiodłać i wyczyścić. Zdjęłam ekwipunek, odniosłam na miejsce i zabrałam się do czyszczenia konia. Dwa razy koń kopnąłby mnie tylnymi nogami, ale ile razy mi się to zdarzało? Założyłam mu jego kantar. Ach, chciałabym, by był mój! Ale...mogę na nim jeździć, kiedy będzie "wolny", czyż nie? Przypomniałam sobie, że miałam marchewki, pocięte na kawałki, bo zamierzałam dać je kilku koniom. Zapomniałam o nich. Usiadłam w rogu boksu Sfilla i dałam mu dwa małe kawałki. Koń schrupał je. Dawno nie siedziałam w towarzystwie konia, ech... Pogłaskałam go czule po pysku. Siedziałam tam od wczesnego południa do późnego wieczora. Przytuliłam go, kiedy wstałam, oraz obiecałam, że wrócę do niego następnego dnia. Odeszłam do swojego pokoju, przebrałam się i rzuciłam na łóżko. Ale to był piękny dzień!

Nowy jeździec


Imię: Sarah [czyt. Sara]
Pseudonim: Chyba jakoś ksywek nie ma...Może i lepiej?
Nazwisko: Merence [czyt. Merens]
Głos: Charli XCX
Wiek: 18 lat
Urodziny: 23 grudnia
Płeć: Kobieta
Rodzina: Nie pamięta.
Charakter: Jest spokojna, tajemnicza i skryta. Kiedy widzi duże grupki osób, woli się ulotnić, jednakże nie odmówi pomocy. Ponadto chętnie z tobą porozmawia, nie ma na Ziemi lepszego słuchacza od niej. Jeśli ją poznasz, jest bardzo rozgadana.
Ulubiony koń: Sfill
Partner: Brak, nie szuka jakoś bardzo.
Dzieci: O, nie. Woli nie mieć!
Historia rodziny: Właściwie, to nie pamięta swojej rodziny. Wychowała się w domu dziecka, po czym przyjęła inne nazwisko. Niby ją adoptowali, ale później wyjechali i kazali jej się zajmować domem. Ona w końcu miała wszystkiego dość no i tyle, opuściła ten dom i jest tutaj.
Kontakt: wilczyca22
Inne zdjęcia: Brak

sobota, 16 stycznia 2016

Od Samanty

KIELISZEK MOŻE DWA.

-A jak myślisz?... - powiedziałam z nutą ironii.
Byliśmy już całkiem nadzy, Gdy leżeliśmy przytuleni do siebie. Całowaliśmy się. Po czym Max włożył palce w moją dumę i zaczą nimi poruszać. Rozpierała mnie roskosz. Powoli wyją palce. Tym razem zaczą całować mnie po barku. Po chwili popatrzył mi w oczy ze znakiem zapytania. Pocałowałam go, dając tym samym mu na to zgodę. Wszedł we mnie i zaczną zwiedzać mnie od środka. Roskosz i trochę bólu. Zaczęłam delikatnie sapać.

<Max??>

Od Max'a

KIELISZEK MOŻE DWA...

Dziewczyna usiadła mi na biodrach. Szybko zdjąłem koszulę, po czym wziąłem się za ściąganie z Yui mojej koszuli, którą wcześniej założyła. Niespodziewanie moje spodnie wylądowały w kącie pokoju. Zamknąłem drzwi na klucz i opuściłem rolety. Schodząc po Jej plecach ręką byłem coraz bliżej spodni, których również po chwili nie było już na Samancie. Stukałem po zapięciu stanika dziewczyny, a ten spadł na ziemię. Moja męskość znów się uaktywniła, więc zanim dolna część bielizny miała znaleźć się również na podłodze, całowaliśmy się namiętnie. Sam przewróciła mnie na kanapę, potknęła się i zanim na mnie spadła złapałem Ją za ramiona.
- To co, wchodzisz w to?
Zapytałem patrząc się w Jej oczy.

<Sam? >

Od Gigi

JAZDA LEŚNA

W moje oczy uderzyło światło - chyba najwyższa pora wstawać. Przeciągnęłam się, wstałam i wzięłam prysznic. Po umyciu się ubrałam, wysuszyłam i związałam włosy w kucyk. Zjadłam śniadanie postanowiłam, że przejdę się po okolicach. Znałam je już trochę, ale wymyśliłam sobie, że tym razem pójdę trochę dalej niż zawsze. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do worka i wyszłam.Nie pamiętam, kiedy minęłam stajnię. Sama droga zajęła mi z 2 godziny. Po tym czasie trafiłam do lasu, ale nie musiałam się bać, ponieważ było jeszcze jasno. Byłam już naprawdę daleko od domu. Po środku lasu znajdowała się mała polana. Rozłożyłam na niej bluzę i usiadłam, Nieopodal znajdował się krzaczek z poziomkami, więc postanowiłam, że zerwę ich trochę i wrócę do domu. Jak powiedziałam, tam zrobiłam. Po chwili mój plecak zrobił się cięższy. Bluzę otrzepałam, zawiązałam na pasie i wyszłam z lasu po pół godzinie. Przed stajnią zatrzymałam się, popatrzyłam się na nią i poszłam do swojego domu. Usłyszałam męski głos. Nie taki normalny. Krzyk.

(Jakiś Pan?)

Od Rosal

NOWA

 Już od rana chodziłam po stajniach, wypuszczając konie na pastwiska. Oczywiście wybiegały jak szalone. Śmiejąc się na widok brykających i galopujących koni po pastwisku, zauważyłam podchodzącą do mnie osobę. Była to ładna dziewczyna. Miała krótkie włosy i jestem przekonana, że była tu pierwszy raz.
 -Cześć. Jestem Rosal Misster. Właścicielka. -podałam jej rękę z uśmiechem.
 -Celeana  McCourtney.
 -Jesteś tu pierwszy raz. Nie mylę się?
 -Nie. Przyjechałam dowiedzieć się czy są tu organizowane jazdy. -wzrokiem śledziła po kolei wszystkie konie.
 -Jasne. Na jakim etapie jazdy jesteś? -dopytywałam się z zastanowieniem dobierając konia dla niej.
 -Poradzę sobie sama w galopie -powiedziała śledząc wzrokiem bodajże Frisbby.
 -Jakiej wielkości konia byś wolała? -brzmiało to ciut jak przesłuchanie, ale trudno, jest tu po raz pierwszy.
 -Z większych to- Duma- ta ciemna z dwiema skarpetami, tam galopuje- wskazałam pędzącą klacz.
 -Szybka- zaśmiała się cicho- A średnich?
 -Wizuar, teraz jest jeszcze w stajni, nie wypuszczam go z klaczami to ogier. Chodź, pokażę ci go -zaczęłam kierować się do stajni. Boks konia był w połowie.
 -To on?-zbliżyła się do boksu.
Ogier zaraz podszedł z wysoko uniesioną głową i zarżał donośnie.
 -Tak -uśmiech nie schodził mi z ust. -Ale się podniecił jak wypuściłam klacze- zaczęłaś się śmiać z rżącego Wizi. Ona szeroko się uśmiechnęła i powoli pogłaskała konia.
 -Śliczna maść -odparła.
 -Tak, Jest uroczy.- pokiwałam głową i podrapałam go za lewym uchem. -To na kim chcesz jeździć? Jak chcesz to możesz i na obu..

Celeana?? <Możesz wybrać innego :D>

Nowa członkini!

Powitajmy ciepło Ceal!



Motto: "Zamiast grzebać w przeszłości wolę zadbać o przyszłość"
Imię: Celeana
Pseudonim: Ceal
Nazwisko: McCourtney
Głos: Jasmine Thompson
Wiek: 18
Urodziny: 15 września
Płeć: Kobieta
Rodzina: Jasmine McCourtney - mama, nie żyje , Franck McCourtney - tata, nie żyje
Charakter: Celaena na ogół jest spokojna, zdystansowana i powściągliwa - zwłaszcza do płci przeciwnej, a to wszystko dlatego, iż wielu ją wykorzystało. Odważna jednak nie jest tak ufna jak reszta, nawet jeśli nie wygląda, zachowuje czujność i gotowość do ucieczki. Często się wzdryga, kiedy je uczy wypełnia nieznany dźwięk czy gdy ktoś ją dotyka. Po zapoznaniu otoczenia podejmuje się rozmów, jednak z pewnym, niewidocznym dla wielu dystansem. Zwyczaj unika kontaktu wzrokowego, jednak są ludzie, którzy wydają jej się wyjątkowi. Pokazuje wrogość tym, którzy wydają się podejrzani. I zazwyczaj w tych kwestiach się nie myli. Jej oczy wyłapią większość kłamstw. Inteligentna, idealna obserwatorka. Zapamiętuję rzeczy, szczegóły, o których inni nie pomyśleliby, co dobrze wykorzystuje. Jej inteligencja nie raz zdołała wielu zaskoczyć. Dziewczyna starająca się, aby plan był jak najlepszy czasami lekceważy zagrożenie całkowicie ignorując wszystkie zasady. Rzetelna, lecz leniwa. Nie cierpi, gdy wyciąga się ją z zajęć i każe bądź prosi o zrobienie czegoś innego. Może to prowadzić do porzucania rozkazów, innymi słowy - nie lubi, kiedy jej się rozkazuje. Traci cierpliwość do osób, które narzucają jej ich porządek. Jednak, kiedy pojawia się ktoś mający większą władzę niż ona, jest "posłuszna". Pewna siebie, a czasami za bardzo. Niekiedy ciężko jej coś wmówić, nawet jeżeli się myli. Mimo tego potrafi przyznawać się do błędów. Ceni sobie szczerość oraz zaufanie, każdy sekret zatrzymuje dla siebie Prędzej ucięłaby sobie język, niż się wygadała. Czy można ją zranić? Oczywiście! Jednak nie radziłabym deptać po odciskach. Celaena łatwo wpada w gniew. Jest cierpliwa, lecz do czasu. Najczęściej jednak wybucha w kłótniach. Nienawidzi, gdy ktoś ją przedrzeźnia, śmieje się podczas takiej dyskusji; doprowadza ją to do szału. Co prawda zwinna, Celaena nie jest wybitną wojowniczką. Dziewczyna nie potrafi walczyć, a w dodatku jest nieco delikatna. Bardzo przywiązuje się do bliskich, a ich śmierć czy krzywda mocno na nią wpływają. Prawie nigdy nie przebacza tym, który ją skrzywdzili. Urazy zapamiętuje na długie lata. Takie problemy głównie zachowuje dla siebie; nie lubi dzielić się nimi z innymi, gdyż, jej zdaniem, nie chce wyjść na słabą, choć często sobie powtarza, że jest życiową pokraką. Nigdy nie przebiera w słowach i jest raczej bezpośrednia chociaż wygłaszać monologi także potrafi. Może mówić głupoty, które tylko ona zrozumie, przekręcać przysłowia, powiedzenia. Mocna w gębie dziewczyna. Dla obcych - zazwyczaj tych złych - pyskata i sarkastyczna. Nie kryje przekleństw, wyzwisk. Zdarzają się sytuacje, w których zachowuje się jak robot, jakby nie znała uczucia szczęścia. Potrafi zachować powagę, a wręcz jest mistrzynią w maskowaniu uczuć. Większość z tych cech, to jedynie maski. Celaena jest otwartą i humorystyczną osobą. Uśmiechnięta i szczęśliwa - taką chcą ją widzieć ci, którzy ją poznali. Szuka przyjaciół, przy których będzie mogła być prawdziwą sobą, albo chociaż się odezwać
Ulubiony koń: Frisbby
Partner: Na razie nie posiada
Dzieci: ---
Historia rodziny: Wychowywała się przy rodzicach przez jedenaście lat. Po tym czasie jej rodzice zostali zamordowani, a ona uprowadzona. Owych ludzi nie można było nazwać rabusiami, czy mordercami, sama Celaena przez te siedem lat nic o nich się nie dowiedziała. W każdym razie dziewczyna była wykorzystywana na wiele sposobów; zdobyła też sporo blizn za nieposłuszeństwo czy podczas "pracy". Była światkiem napadów, grabieży, morderstw, niestety owych obrazów nie mogła się wyzbyć.
Pewnego dnia, kiedy niebo zapowiadało burzę śnieżną postanowiła uciec. I udało jej się. Choć wyziębiona, ranna, głodna i spragniona udało jej się zgubić mężczyzn, którzy dręczyli ją przez całe lata. Zarabiała w knajpce i zrozumiała, że właśnie konie są jej życiem, ponieważ po pracy przyglądała się dzikim koniom
Kontakt: julipati66
Inne zdjęcia: ---

piątek, 15 stycznia 2016

Nowa członkini!


Motto: "Starajcie się zostawić ten świat troszkę lepszym niż go zastaliście"
Imię: Gigi
Pseudonim: Kunka
Nazwisko: Simpson
Głos: Selena Gome
Wiek: 18 lat
Urodziny: 15 września
Płeć: Kobieta
Rodzina: Elizabeth Simpson - matka, Thomas Simpson - ojciec (Nie żyje)
Charakter: Gigi to dziewczyna pełna pozytywnej energii. Cały czas jest uśmiechnięta. Uwielbia się śmiać. Szybko zawierza nowe znajomości. Jest pomocna oraz miła. Czasami miewa humorki, ale czasami. Uwielbia przebywać w towarzystwie chłopców - jest chłopczycą, ale potrafi utrzymać wdzięk i kobiecość.
Ulubiony koń: Dunga
Partner: Chciałaby...
Dzieci: ---
Historia rodziny: Dziewczyna urodziła się w bogatej rodzinie. Pod koniec 6 roku życia ojciec zostawił ją i jej matkę w ciąży. Mając 7 lat jej matka poroniła. Popadła w depresję, lecz Gigi ją z tego wyciągnęła. Wieczorami wymykała się z domu, by nauczyć się jeździć konno. W wieku 14 nauczyła się jeździć na koniu, a jej życie ustatkowało się. Mając 17 lat wyprowadziła się w okolice stajni.
Kontakt: hatemyhatexx - howrse
Inne zdjęcia:

czwartek, 14 stycznia 2016

Od Samanty

KIELISZEK MOŻE DWA

-Jeśli byś chciał..
-Ja mojej Yui bym nie chciał? To by było głupstwo.
Przytuliłam się do niego z płaczem.
-Ale na początku zajedźmy do moich rodziców. Muszę im o tym powiedzieć.

**** W domu rodziców****
-Hej.
-O Sam.
-Ehh. Mamo może osiądźmy.
-Ależ co się Sami stało?
-Usiądźmy.
Siedzieliśmy.
-Mamo.. Tato.
-Jesteś w ciąży.
-Mamo. - chwyciłam Max'a za rękę.
-Jak już zdążyliście zauważyć Max to mój chłopak. Ale nie o to tu chodzi. Mój do spłoną.
-Co?! Byłaś w nim? Nic Ci nie jest.
-Mamo! Nie nie byłam w nim. Byłam u Max'a. Ale ten pożar to ja wywołałam. Zostawiłam żelazko na bluzce.
Sprawa została rozwiązana. Powiedzieli, że wyremontują mi dom. Ale już ostatni raz.

 ****W domu Max'a****

Usiadłam na biodra Max'a.
-Dokończmy to co zaczęliśmy..

<Max??>

Od Max'a

KIELISZEK MOŻE DWA


Żal mi było Sam... Obwiniała siebie, przecież każdemu mogło się to zdarzyć. Mi też. Więc wpadłem na pomysł, żeby może chociaż trochę poprawić Jej humor. Ale najpierw musiałem jakoś zaspokoić sytuację. Ścisnąłem jej zimną, bladą rękę, przekazując tym samym trochę ciepła.
- Nie mów tak, Yui...nie płacz.
Byliśmy bardzo blisko siebie. Wytarłem Jej łzy ręką.
- Max...
Jęknęła prawie bezdźwięcznie i złapała mnie z przejęciem za koszulę. Patrzyła mi w oczy z niemałym smutkiem. Po chwili odwróciła głowę w stronę swojego domu, który był już ocalony. Strażacy pozwolili nam już wejść do domu. Pokój Samanty nie wyglądał najlepiej. Niektóre meble były trochę czarne, a deska do prasowania i koszulka nadawały się tylko do wyrzucenia. Zanim dziewczyna zdążyła rozpłakać się znowu na widok tych zniszczonych przedmiotów, zdążyłem zadać kolejne pytanie.
- Tak pomyślałem...może nocowałabyś dziś u mnie?
Powiedziałem z przejęciem.

<Yui?>

środa, 13 stycznia 2016

Od Samanty

KIELISZEK MOŻE DWA...

Obwinęłam nogi wokół jego bioder i sytuacja zaczynała się robić troszkę intymna. Max po woli zdjął ze mnie bluzkę, ja również rozpięłam guziki koszuli Max'a. Trwaliśmy w namiętnym pocałunku gdy nagle przestałam i usiadłam jedynie na biodrach Max'a.
-Max! Żelazko! Zostawiłam żelazko na bluzce
Stwierdziłam, że moją bluzkę za długo by się zakładało i szybko na zarzuciłam na siebie koszulę Max'a nawet jej nie zapinając.
Miałam łzy w oczach i najgorsze myśli w głowie.
-Jedziemy do mojego domu.
Gdy dojechaliśmy na miejsce zobaczyłam oddział straży pożarnej. A środek domu praktycznie cały spłoną. Czyli salon, kuchnia i łazienka na dole.
-Dobrze, że sąsiadka w czas zadzwoniła, bo by góra poszła. - powiedział strażak.
Żółciłam się w uścisk do Max'a z wielkim płaczem. Nie mogłam pohamować krzyków i łez. Zaczęłam delikatnie stukać pięściami w klatkę piersiową Max'a.
-To moja wina! Moja!

<Max??>

wtorek, 12 stycznia 2016

Od Max'a

KIELISZEK, MOŻE DWA...

Zaśmiałem się ciepło, gdyż zostałem obezwładniany długimi pocałunkami. Po chwili miałem okazję dokładnie przypatrzeć się oczom Sam. Takie piękne i duże... Zanim odzyskałem pełną świadomość leżałem na kanapie pod ciężarem Yui. Złapała mnie za ramiona i obściskiwaliśmy się dłuższą chwilę...
- Poczekaj...
Podniosłem się po chwili, aby nalać sobie jeszcze trochę wina. Rubinowy kolor...wspaniały smak. Po wypiciu jeszcze kilku łyków wina, chciałem wziąć coś mocniejszego. Losowałem z szafki. Pierwsze z góry stało whisky, które dostałem od brata na osiemnastkę. Nie próbowałem jeszcze, a tak mnie ciekawiło to, jak ono smakuje. Na początek nalałem sobie jeden łyczek. Całkiem całkiem, ale...dodałem cztery kostki lodu i już bez obaw nalałem całą szklankę.
- Już widzę, na jakim będziesz na kacu.
Powiedziała ze śmiechem Samanta przygryzając usta.
- Ja też. Cóż, YOLO.
Westchnąłem z zadowoleniem. Zawołała mnie ruchem ręki.
- Już idę, nie denerwuj się...
Usiadłem obejmując Sam.

<Samanta?>

niedziela, 10 stycznia 2016

Od Smanty

KIELISZEK, MOŻE DWA...

-Ehh. Wypiję tylko kieliszek.
-Może dwa?
-Max.. Na prawdę nie... Po alkoholu mi odbija, jestem w ogóle inną osobą.
-Aha.
-Ale kieliszek. -uśmiechnęłam się.
chłopak nalał mi kieliszek wina. Nie przejęłam się owym alkohole. Usiadłam na kolanach chłopaka i zaczęliśmy się całować.

<Max? Nie wiem co napisać?>

Od Max'a

KIELISZEK, MOŻE DWA...

Zanim zdążyłem zareagować na wydarzenie sprzed chwili, kątem oka zauważyłem, że inni już odjeżdżają na swoich koniach. Wpadłem na pomysł, ale musieliśmy jeszcze pojechać na naszych koniach do stajni. Więc powiedziałem to Sam, ta odwiązała konie i pojechaliśmy.
- Zobacz, jaki duży księżyc...
Szepnąłem kiedy stępowaliśmy spokojnie. Dziewczyna wyrwała się z chwilowego zamyślenia i zaśmiała się.
- Tylko chciałem być romantyczny, nie doceniasz moich wysiłków?
Powiedziałem udając, że się obraziłem.
- Nie z tego się śmieję, niewaaażne.
Machnęła ręką i jakby automatycznie przeszła w galop. Mój Arant niestety musiał się rozkłusować, zanim zagalopował. Rów, drugi, trzeci, koniec. Dwa metry galopu, przechodzimy do stępa, zsiadamy z koni. Rozsiodłujemy je patrząc cały czas na siebie...
- Yui...
Powiedziałem cicho, kiedy zostaliśmy razem. Widziałem, jak się uśmiechnęła i zamykała boks konia. Zawołałem ją szybko i wszedłem do jednego z boksów.
- Tak?
Spytała.
- Też mam swojego konia. Ty aż dwa, ale mojego niedawno zajeżdżono...to Bianke. Jeszcze niebyt jest przyzwyczajona do mojej obecności, ale się do mnie przywiązuje. Joing - up poszedł gładko, za pierwszym razem podeszła i poszła za mną.
Opowiadałem głaszcząc delikatnie klacz. Samanta podeszła do niej pewnie, ale pomału i dała marchewkę głaszcząc ostrożnie zaraz po tym.
- Milutka.
Powiedziała i zaprosiłem Ją do domu. Zgodziła się. Pojechaliśmy taksówką, było już całkiem ciemno. Otworzyłem dom. Weszliśmy do salonu, a ja otworzyłem szafkę z alkoholem.
- Napijemy się? Wiesz, tak za Nas.
Uśmiechnąłem się.

<Sam?>

czwartek, 7 stycznia 2016

Od Julii

DZIWNY NASTRÓJ


- nie. Miałaś prawo tak się czuć. Też bym się tak zachowała. Po prostu nie chciałaś stracić przyjaciela. Rozumiem. - odparłam z lekkim uśmiechem. Dziewczyna popatrzyła na mnie jak na ducha.
- ym... coś nie tak powiedziałam? - zawahałam się. Dziewczyna spojrzała mi w oczy, jej źrenice zrobiły się ogromne.
- Sam, wszystko OK? - spojrzałam na nią z niepokojem i zmartwieniem.

Samanta?

środa, 6 stycznia 2016

Od Samanty CD Julia

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Byłam na przechadzce zobaczyłam, że coś się porusza na drzewie. To była Julia. Wdrapałam się na drzewo.
-Hej.
-Cześć.
-Ale śliczne! Fryzyjski.
-Yhm.
Weszłam na najbliższą gałąź która była przy Julii.
-Gniew aż się na mnie?

<Julia??>

Od Julii

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI


Pierwszy dzień w stajni
Rozsiodłałam Aranta i odprowadziłam go do boksu. Ruszyłam powoli w stronę wyjścia. Skierowałam się w stronę lasu. Cóż... bynajmniej byłam szczera w rozmowie z Maksem. Zawsze mówię to co myślę. Wgramoliłam się na najbliższe drzewo, usiadłam na gałęzi i wyciągnęłam szkicownik, szukając w kieszeni jeansów ołówka. Chwyciłam przedmiot i zaczęłam szkicować na kratce profil konia fryzyjskiego.

Ktoś chce odpisać?

Od Samanty

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

-Max. Nie wiem czy ta odpowiedź Ci się spodoba.... - powiedziałam ze smutną miną.
Nastała długa chwila ciszy. Zobaczyłam w oczach Max'a łzy, gdy odwrócił się i chciał zrobić pierwszy krok. Chwyciłam go za bluzę, przyciągnęłam i odwróciłam.
-Ale jeszcze nie dokończyłam.
Rzuciłam się na jego szyję i pocałowałam namiętnie. Gdy skończyliśmy zapytałam:
-Taka odpowiedź Ci pasuje? Oczywiście, że TAK!
Znów się pocałowaliśmy. A wszyscy wokół nas zaczęli bić brawa. Staliśmy już przytuleni. Gdy poczułam napinające się spodnie Max'a to była sprawka jego męskości.

<Max??>

Od Max'a

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI


Zamknąłem oczy, zapomniałem na chwilę gdzie jestem. Jednak nigdy co się ze mną dzieje...tego nie można zapominać. Nie chciałem tracić równowagi i spokoju zewnętrznego, ale czułem mrówki na całym ciele, a w żołądku motyle...czemu miłość musi być określana owadami?! Kiedy Sam chciała już kończyć owinąłem ręce wokół jej bioder i jeszcze raz pocałowaliśmy się. Byliśmy daleko, inni nie widzieli...znaczy Rosal, Kamila, Julia i Hugh. Widziałem z daleka jego cień, dopiero przyszedł. Ros, Kamila i Jula dopiero brodziły nogami w wodzie, było już ciemno i byliśmy za daleko.
- Jesteś taka piękna w tym blasku księżyca...kiedy on w ogóle się pojawił?
Taką gadką miałem okazję odwrócić uwagę Yui, patrzyła teraz na niebo. Od tego 'jesteś taka piękna' nie mogłem się powstrzymać. Zanurkowałem szybko, chwyciłem Sam i wylądowała na moim ramieniu piszcząc i śmiejąc się. Wyszliśmy na brzeg. Inni byli już w miejscu, gdzie przed chwilą byliśmy my. Konie puściliśmy wolno, jadły trawę. Samanta wyciskała bluzkę.
- Sam?
- Tak?
- Najpierw wiedz, że od jakiegoś czasu to już nie była zwykła przyjaźń. Obdarzam Cię uczuciem innym dawniej. Ja czuję miłość. Chciałabyś...być moją dziewczyną?
Oczywiście, bałem się odrzucenia, ale Ona też. Przy tym pocałunku. Jakby powiedziała nie, to byłoby jak teraz. Bez tak ogromnej zmiany...

<Sam? I co, he, he?>

Od Samanty

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Cały czas słyszałam jego słowa w mojej głowie "nikt nie zastąpi mojej Yui." To było takie miłe. Nikt tak jeszcze do mnie nie powiedział. Nie wiem na prawdę kim ja jestem. Tyle zdarzeń w moim życiu zawsze mnie zmieniały.
Popatrzyłam na niego moimi wielkimi niebieskimi osobami. Uśmiechnęłam się.. Uśmiechnęłam się szczerze i wesoło. Max odwzajemnił uśmiech, ale z znakiem zapytania.
-Jedźmy. Dziękuje.
-To jedźmy.
Popędziłam konia w galop i jednym susem przeskoczyliśmy rów. Uśmiechnęłam się do Julii która patrzyła się na mnie.
-Gdzie jedziemy? - spytała Ros.
Popatrzyłam się na Max'a i Julię.
-Może nad jezioro. - zaproponował Max patrząc na mnie. - Upalnie dzisiaj to może byśmy się pokąpali.
-To nad jezioro. - uśmiechnęła się Rosal.

****Nad Jeziorem****

Weszliśmy do wody.
-Płyniemy? - spytał się Max
-Jasne. - odpowiedziała - Julka idziesz?
-Nie zostanę na brzegu.
-Aha.
Płynęliśmy przed siebie. Gdy byliśmy już na gruncie moich pośladków. A max'a ud. Jestem niską osobą mam zaledwie 168cm wzrostu. A Max to wysoki chłopak.
-Max poczekaj.
Chłopak ustał i odwrócił się w moją stronę. Podeszłam do niego i zarzuciłam ręce na jego szyję przytulając się do niego. Przytulił mnie. "Raz kozia śmierć" pomyślałam. Zaczęłam pocałunek.

<Max?>


Od Max'a

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI


Odwzajemniłem uśmiech, ale wydawał mi się taki niepewny...
- Sam jest moją przyjaciółką. Ona zrozumie wszystko. Do każdego ma inne podejście, ja w tym mam jakąś taryfę ulgową. Spędzam z Nią czas codziennie, jest dla mnie jak siostra. Albo lepiej. Jak się pokłócimy, to Ona zacznie - a ja jak zwykle załagodzę sytuację. Jest jej ciężko wiem, nie chcę ranić osoby, która jest dla mnie najważniejsza...ale nie. Mam znajomych, mogę ich mieć, nic mnie nie ogranicza. Rozmawiałem z Nią, nie jest zazdrosna. Nic na to nie wskazuje. Ona po prostu...boi się, że mnie straci. No, nie będąc taki arogancki, może powiem inaczej. Chce mieć jeszcze przyjaciela. Może i jesteś dla niej jakąś konkurencją, kto wie. Ja przyjaciół wybieram sercem, to nie jest mój nic nie znaczący wymysł.
Skończyłem mówić.
- Jeśli tak uważasz...
Odpowiedziała chwilę przed tym milcząc.
- Rozsiodłajmy konie.
Powiedziałem. Julia poszła do boksu i usłyszałem gwizd z siodlarni. Obróciłem głowę. Samanta. Rozpromieniona Yui, pewnie słyszała co mówię...i dobrze. Niech zna moje uczucia. Puściłem Jej oczko i zabrałem się za rozsiodływanie Dumy.

<Julia?>

Od Max'a

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Samanta opowiadała mi historię ze swojej przeszłości. Oczy same mi łzawiły, zawsze jestem taki uczuciowy...nikt z moich kolegów tego nie akceptuje. I właśnie dlatego wolę kontaktować się z dziewczynami, one nie wyśmieją mnie przez coś takiego...wracając do tematu, strasznie żal było mi Sam. Wcale mi to nie przeszkadzało, że zachowywała się nieco samolubnie. Jednak przy przedostatnim zdaniu, a raczej jego końcu usłyszałem słowa, które mój umysł powtórzył kilka razy, przestałem orientować się w przestrzeni, łzy same wyschły, a ja byłem chwilowo ogłuszony. To mnie bolało. A jak dopiero musiało boleć Yui? Pewnie się z tym już pogodziła. Wtedy zrozumiałem, że Samanta Majewska jest osobą, która zasługuje na mój szacunek. Na zawsze. Nie dosłyszałem ostatnich słów.
- Hej, Max...
Podeszła do mnie. Dopiero to mogłem już usłyszeć. Pomogła mi wstać i podniosła wzrok patrząc na mokre policzki.
- Yui, Ty jesteś wyjątkowa, jedyna na świecie. Ja bym nie wytrzymał i nie lubię mówić o śmierci, ale...jakbyś Ty umarła, ja poszedłbym z Tobą. Z własnej woli. Nie wytrzymałbym, nikt nie zastąpi mojej Yui.
Uśmiechnąłem się i wsiadłem na konia. Samanta kilka minut nic nie mówiła, myślała. Galopowaliśmy, ale Ona nie skupiała się na dodawaniu, zatrzymywaniu konia kiedy się płoszył...wszystko automatyczne i bez emocji. Musiała myśleć.
- Dokąd teraz?
Spytałem szybko Julii.
- Przed siebie.
Dodała i tym samym przeskoczyła rów.
- Sam?
Zwolniłem do kłusa i patrzyłem niepewnie na dziewczynę.

<Samanto?>

wtorek, 5 stycznia 2016

Rajd!

Drodzy jeźdźcy!

Od dziś 05.01.2016 do 07.01.2016 godz. 18:00 zbieramy zgłoszenia kto będzie brał udział w Rajdzie.  Regulamin i czas w jakim będzie on przebiegła będzie wystawiony o tym post po 18:00 dnia 07.01.2016



YUI

Od Julii

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

- super. Koń nie do złamania. - powiedziałam z lekką powagą. - słuchaj, mam sprawę. - zamyśliłam się.
- jaką?
-jeżeli Samanta czuje się odrzucona przez ciebie, to poświęć jej więcej czasu. Jak ci na niej zależy, to idź. - uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam by przeze mnie się pokłócili, a razem na prawdę do siebie pasowali.

Max?

Od Sam

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Popatrzyłam na niego szczęśliwym wzrokiem. Ale nie pokazałam tego mimikom. Usiedliśmy pod drzewem obok siebie. Ale nie patrzeliśmy do siebie. Ja patrzyłam w niebo, ale kontem oka zobaczyłam co robi Max. Odrywał listki od mleczu. Westchnęłam, ale za chwilkę powiedziałam.
-Max?
-Tak?
-To nie ty powinieneś przepraszać. Tylko ja. Nie potrzebnie jestem, byłam.... - uśmiechnęłam się - po prostu nie powinnam się tak zachowywać. Tak samolubnie. - zakręciła mi się łza w oku, a chłopak siedział i słuchał, jakby nie poruszony. Widziałam, że dużo myśli. - Przecież jesteś wolny, i nie jestem sama na tym świecie. Masz innych znajomych i przyjaciół. -nie wiedziałam co mam o sobie myśleć. - I ze wszystkimi możesz spędzać czas.
Była dłuższa chwila ciszy. Trochę nie zręczna. Widziałam, że Julia siedziała na brzegu i co jakiś czas się na nas patrzyła.
-I dlaczego tak mam? Powiem Ci. Zawsze ciężko znosiłam rozstania. Ale jedno rozstanie załamało mnie na trzy lata. Miałam przyjaciółkę Maję. To ona miała przezwisko Yui, a ja Tomoe. Byłyśmy razem od zawsze. Nierozłączne. Jak miałam czternaście lat szalały mocne mrozy. Maja wracała z rodzicami z ferii od cioci Mili, ma na prawdę na imię Milena, ale gdy byłam z Mają u niej na wakacjach dałyśmy jej takie przezwisko. Świetnie u niej się bawiłyśmy. Wstawałyśmy o siódmej, a kładłyśmy się spać po północy. Znałyśmy się tak dobrze, że nie musiałyśmy zadawać sobie żadnych pytań. Ale wracając do tej zimy. Siedziałam w domu. Maja napisała mi, że już jest przed miastem i jak tylko wróci od razu wpadnie do mnie... Czekałam godzinę. Ale po tej godzinie Ciocia Mili zadzwoniła do mnie. - kilka łez spłynęło mi po policzku. - Powiedziała, że Maja i jej rodzice mieli wypadek. Że jej mama i tata zginęli, a ją zawieźli do szpitala. Oczywiście od razu wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do niej. Leżała na łóżku przytomna, ale w złym stanie. Podbiegłam do niej i ustałam nad łóżkiem. Delikatnie ją przytuliła i rozpłakałam się. Lekarz kazał mnie od niej odciągnąć i, żebym tylko siedziała przy niej na krześle. "Yui dasz radę" cały czas gdy miała kontakt z rzeczywistością. Ale jej ostatnimi słowami były "Sam ot teraz ty będziesz Yui, I pamiętaj "Dwa ciała jedną duszą" Po tym nie miała siły powiedzieć czegoś więcej. Po jednej drugiej godziny.... Maja umarła. Ale umarło jej Ciało Ona cały czas była, jest i będzie w moim sercu. Nasz ulubiony cytat to: " Dwa ciała jedną duszą op­le­cione 
te sa­me dźwięki je po­ruszają 
wspólny­mi ścieżka­mi co dzień stąpają 
te sa­me za­pachy zmysły roz­budzają 
jed­na­kowe miej­sca w zachwyt wpro­wadzają 

Więc dlacze­go dwie pa­ry oczu te­go nie dostrzegają?
Dlacze­go nieus­tannie z cza­sem się mijają?
Dlacze­go wzrok skiero­wany w prze­ciw­ne stro­ny mają? "
Nauczyłyśmy się tego na pamięć. Gdy usłyszałam, że jej serce przestało bić. Przyszła grupa lekarzy i zaczęła się kilku minutowa reanimacja. Gdy przestali ją reanimować. Zaczęłam ją przytulać i płakać, ale po kilku minutach odciągnęli mnie od mnie. - oczy i policzki miałam całe załzawione. -Miałam stan pod depresyjny. Chodziłam do psychiatry, psychologa i brałam leki uspakajające. Minęło mi dopiero po trzech latach. - otarłam łzy bluzką. - A może dlatego, że jestem z sierocińca i boję się stracić znów wszystko co miałam. Nie wiem, ale przepraszam Cię, przecież Julia morze być twoją przyjaciółką, dziewcz.....
Uśmiechnęłam się i spojrzałam w stronę Max'a. W końcu to komuś opowiedziałam
-Och znów Cie przepraszam. Nie chciałam, żeby to wyszło jakbym się komuś wyżalała, tylko tego nikomu nigdy nie opowiadałam. Cisnęło mnie to od środka. - zaśmiałam się. - Nie chcę aby ktokolwiek brał mnie za biedną dziewczynę poszkodowaną przez los! Nie Tak TO nie jest!
Wstałam i popatrzyłam na Max'a.
-Idziemy? Julio idziesz? - spytałam.
<Max??>

Od Ma'a

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Widziałem Sam jak byłem w stajni z Julią. Nie była zbytnio zadowolona z tego, że zostawiłem ją chwilowo i 'zająłem się' drugą. Jechałem wreszcie na Arancie, a ona na Dumie. Jak dziwnie się złożyło, ja też dziś byłem na Dumie w terenie. Pokłusowałem do Sam.
- Yui! Yui!
Krzyczałem przez wiatr. Jedno mocne pociągnięcie za wodze i koń stępował, a raczej był zmuszony.
- Hym?
Usłyszałem i zobaczyłem jak zatrzymuje konia i odwraca się w moją stronę. Westchnąłem również się zatrzymując.
- Nie chciałem, żeby to tak wyszło...
Powiedziałem cicho nie mogąc podnieść wzroku na twarz Yui. Milczała. Najgorsze było właśnie to, milczenie.
- Chodź, spóźnimy się.
Syknęła cicho i odjechała. Zaraz jednak ją dogoniłem. Spojrzała ukradkiem w moje oczy wrogim wzrokiem. Starałem się go odwzajemnić. Przeszła do galopu, ja również, zaraz po niej. Chciała, żebym myślał, że nie zwraca na mnie uwagi. Wreszcie po kilku minutach ciszy przeszła do stępu.
- Jeszcze jesteś obrażona?
Powiedziałem uśmiechając się ukradkiem. Jej twarz była niczym kamienna, ale w środku gotowało się od emocji. Przelotny, lekki uśmiech, którego miałem nie zauważyć, chwilowo zbladła, chwilowo zarumieniła się i odwróciła wzrok.
- Nie wiedziałem, że to tak boli. Przecież ja tylko oprowadziłem ją i pojechałem w teren...
- Śmialiście się.
Usłyszałem.
- Do kogo ja się nie śmieję? My też nieraz się śmiejemy, były powody. Hej, nie bądź już zła, bo czym jesteś szczęśliwsza, tym piękniejsza...
Zobaczyłem niepewny, lekki uśmiech.
- Cóż ja widzę, uśmiecha się.
Odkryłem włosy z jej policzka i wsadziłem za ucho. Właśnie dotarliśmy do miejsca spotkania.

<Sam?>

Od Max'a

DZIEŃ W PRACY


Jestem zatrudniony jako stajenny, więc dziś miałem powymieniać koniom ściółkę i oczywiście nakarmić je. Zacząłem od wymieniania ściółki. Słoma stała zawsze przed stajnią, ale gdzieś straciły się widły. Szukałem, ale nie mogłem ich znaleźć. Wreszcie postanowiłem, że spytam Rosal o widły. Nie było jej teraz w stajni, więc wziąłem numer od Samanty i zadzwoniłem do niej.
- Hej Rosal, tu Max. Wiesz może gdzie są widły?
Zapytałem.
- Tak, Nissy bała się ich i musiałam przestawić je do siodlarni...
Odpowiedziała dziewczyna.
- Aha, ok. Dzięki, pa.
Powiedziałem.
- Pa.
Rozłączyłem się. Pobiegłem po widły. Rzeczywiście były w siodlarni, przy samym wejściu do niej. Zacząłem od wyprowadzania wszystkich koni na padok, ponieważ tak będzie o wiele szybciej. Otworzyłem bramkę i wprowadzałem po kilka koni i z jednej i z drugiej stajni. Brałem po trzy konie, więc musiałem przyjść do stajni dziewięć razy, ale zeszło mi na tym niewiele czasu. Tylko musiałem łapać Aranta, bo uciekł. Słomę z każdego boksu musiałem najpierw wynieść do taczki. Ciągle musiałem przestawiać ją do kolejnych boksów, wreszcie po kilkunastu musiałem wyrzucić zużytą słomę i dalej wrzucać do taczki. Wreszcie uporałem się z tym zadaniem i oczyściłem szybko widły. Teraz kolej na czystą słomę. Starannie rozkładałem słomę po podłodze każdego z boksów. Było to wyczerpujące zadanie i zrobiłem sobie w pewnym momencie małą przerwę. Potem wziąłem się do dalszej pracy. Zostało mi już tylko kilka boksów do wyłożenia słomą. Potem dorzuciłem do każdego żłobu siano i paszę treściwą, śrut i otręby. Jeszcze musiałem tylko sprawdzić stan każdego z poideł automatycznych w boksach. Jedno nie działało. Od Viriane. Musiałem zgłosić to Rosal, a ona od razu po potwierdzeniu fachowca, że nie da się naprawić, zamówiła przez internet nowe. Wreszcie wprowadziłem konie do boksów. Użyłem węża ogrodowego, aby nalać Viriane wody. Na tym skończyła się moja dzisiejsza praca.

Od Max'

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Pojechałem na innym koniu. Skoro chce spróbować i mówi, że jest kaskaderką, to niech spróbuje. Ja jechałem na Dumie. Chciałem trochę szybciej pogalopować. Przeszliśmy bez słowa w kłus. Raczej, ja zacząłem, a Arant spłoszony wystrzelił do galopu, ale szybko i skutecznie został opanowany. Duma zaś szła bezszelestnie i zarżała cichutko. Poklepałem ją i zaczekałem na Julię, która musiała szybko dociągnąć popręg. Koń wiercił się i tupał ze złością, nie cierpi dociągania popręgu. Zaczął strzelać barany, ale przecież kaskaderka sobie poradzi... Kłusowaliśmy dalej, po drodze Duma spłoszyła się przez jakiegoś lisa, jednak nie dałem jej się zatrzymać i myśleć, czy to przypadkiem jej nie zje.
- To co? Galopujemy? Tylko ostrzegam, będzie ekstremalnie, bo niedaleko drogę przecina kilka rowów, a Arant de Fonse nie przeskoczy niczego bez gwałtownego podniesienia zadu ponad poziom swojej głowy.
Powiedziałem ostrzegając.
- E, co tam. Spróbujmy.
Duma puściła się dość szybkim galopem, którym nie zdołałaby skoczyć nawet przez drąga leżącego na podłożu. Musiałem ją zwolnić. Dopiero w tępo galopu pośredniego pozwoliło jej na przeskoczenie rowu. Kilka kolejnych rowów przeskoczyła w przerażającej prędkości. Po ostatniej przeszkodzie potknęła się, kładąc przednie nogi na podłodze. Szybko je podniosła, do mnie podjechała przerażona Julia.
- Nic się nie stało?
Zmartwiła się.
- Nie, mi nic. Muszę sprawdzić stan nóg konia.
Całe szczęście, że miała ochraniacze. Zawsze zakładam je do jazdy w teren, tak jakby co...
- Wszystko ok. Postępujmy chwilę i może jeszcze wróćmy galopem do stajni.
Odpowiedziałem wskakując na uspokojoną już nieco klacz. Dwadzieścia minut stępem zdecydowanie starczyło mojemu wierzchowcowi, zaś Arant wolał dwie minuty. Zaraz potem zaczął się nudzić i płoszył się kiedy tylko dostał trochę luzu na wodzy.
- Zacznijmy już może.
Powiedziała dziewczyna z zaciśniętymi zębami hamując Aranta de Fonse. Zaczęliśmy galop po dość gładkiej, zielonej jeszcze łące. Duma błyskawicznie rozwijała maksymalne prędkości, jak to konie na tor. Achałek musiał trochę poruszać masywnymi nogami, aby cwałować jak wyścigowy traken. Ale wreszcie klacz zmęczyła się i zwolniła. Nie była koniem do długich dystansów, wolała przebiec dwa koła toru cwałem. Wytrzymały Arant pierwszy dotarł do stajni, ja z pięć sekund później.
- I jak?
Spytałem.

<Julia?>

piątek, 1 stycznia 2016

Od Samanty

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Wyszłam na plac do jazdy. Zobaczyłam tam Max'. Uśmiechnęłam się do niego i machnęłam ręką. Odpowiedział także uśmiechem. Podjechał do barierki przy której stałam.
-Hej! Widzę, że już z nogą dobrze.
-No. W końcu mogę wrócić do koni.
Uśmiechnęłam się i poszłam w stronę boksu Dumy. Pogłaskałam ją z początku, a potem szybciutko przygotowałam ją do jazdy. Wsiadłam i postępowałam w stronę Max'a. Gdy doszłam na plac zaczęłam kłus podjechałam do Max'a który zatrzymał się aby poprawić coś.
-Dziękuje.
-Za co?
-Za to, że w tedy przyszyłeś po mnie. I to zdążenie pokazało mi, że nie mogę już więcej słuchać tych rzeczy. Dam sobie z tym spokój. I powiedziałam sobie, że już nigdy nie...
Ale w tej chwili Max mi przerwał.
-Sam. Powinnaś chodzi do szkoły. I nie zwracać uwagi na to co mówią inni.
-Ale Max.
-Nie przerywaj proszę mi. Ten właśnie rok będzie decydował czy dostaniesz się na studia.  I niech inni spojrzą na siebie.
Zaczęłam się śmiać.
-Max, Max. Ja chciałam Ci powiedzieć, że nigdy już nie dam sobą tak pomiata, aby mnie tak obrażali. I..i... Tą odwagę dałeś mi ty. Tym, że pomimo spadłeś z Aranta to z nów na niego wsiadłeś i do z dużą odwagą.
Po pewnym czasie Max skończył, a ja niedługo po nim. Gdy rozbierałam Dumę spojrzałam na Max'a przy którym stała....!! Julia!!! Popatrzyłam na nich z małym nerwem. Obydwoje się śmiali. Gdy rozebrałam Dumę poszłam w stronę mojego biura. Wypełniłam potrzebne papierki. Ale przez ten czas nadal na tą myśl żyłka mi skakała. Zobaczyłam, że kwiatek na moim parapecie potrzebuję wody. Poszłam go podlać, a oni nadal razem!! Żyłka skacze. Gdy była godzina około piętnastej siedziałam już w domu. Zjadłam obiad i szykowałam się na stajenny teren. W nim wszyscy jeźdźcy mogą wziąć w nim udział. Zadzwoniłam do Max'a:
-Hej. Idziesz na ten teren stajenny?
-No właśnie się zbierałem.
-A Julia będzie?
-No coś o tym wspominała.
-Aha. To do wyjazdu. PA.
-Pa.
Rozłączyłam się.

****Przed terenem, w stajni****

Szykowałam Dumę, a Max oczywiście Aranta. Stępowałam w stronę miejsca spotkania.
-Yui! Yui!
-Hym? - odwróciłam się w stronę Max'a


<Max? Sam troszkę...>

Obserwatorzy