niedziela, 31 lipca 2016

Od Malwiny Do Imagine

Szybko się ubrałam. Imagine już czekała. Pojechałyśmy do stajni odebrać konie. Gdy wszystko było już gotowe, zaburczało mi w brzuchu.
-Może pójdziemy na pizzę?-zapytałam. -Ja stawiam-dodałam.
-Ok-odpowiedziała z udawaną niechęcią.-Na 16.00 pasuje?
-Tak-odparłam.
Wsiadłyśmy do aut. Znaczy każda do swojego. Pojechałam do domu i przebrałam się w legginsy, koszulkę z krótkim rękawem i adidasy. Zjadłam kilka słodyczy. Nie miałam ochoty na sen, ale tradycyjnie ucięłam sobie przedobiednią drzemkę. Trwała ona tylko około 10 minut.
~~~~
Mój samochód zatrzymał się na parkingu przed pizzerią. Czekałam chwilę na Imagine. Gdy doszła przeczytałyśmy menu. Po jakimś czasie podeszła do nas kelnerka.
-Co podać?-zapytała.
-Ja poproszę małą hawajską i pepsi-powiedziałam.-Imy?-tym razem zwróciłam się do koleżanki.
-Ja poproszę...-zaczęła.
<Imy? Przepraszam za opóźnienie>

Od Cary Do Luke'a

-Zaraz będziemy lądować.- powiedziałam patrząc przez szybę.
Samolot co raz bliżej znajdował się ziemi, aż całkowicie ją dotknął kołami. I właśnie wtedy po paru ciężkich godzinach wylądowaliśmy. Tylko jak samolot już był na odpowiednim miejscu, wyszliśmy z niego. Od razu na nas czekał typowy czarny samochód, w którym nasze bagaże były już zapakowane do środka bagażnika. Wchodząc do środka poczułam miły zapach kwiatów jak i wanilii. Jak już byliśmy w środku, nasz kierowca skierował się w stronę dróg.
-Wiesz może jaka jest godzina?- zapytałam się ocierając swoje zmęczone oczy ręką.
-Jest 23:47..- zerknął na swój zegarek i odpowiedział.- Ale za 20 minut powinniśmy być już w hotelu.- po chwili dodał z uśmiechem.
Odwzajemniłam ten gest, lecz moje ciało było już wyczerpane tym wszystkim a oczy mi już same się zamykały. W jednej chwili zasnęłam, ale nie potrwało to dość długo przez Luka.
-Ej, już jesteśmy. Wstawiaj..- szepnął lekko szturchając mnie w ramie.
Otworzyłam oczy i zaczęłam się rozglądać faktycznie byliśmy już pod hotelem, w Nowym Jorku. Wysiadłam z samochodu zamykając za sobą drzwi, a następnie podeszłam do Luka który już stał na chodniku z naszymi bagażami.

<Luke? Napisałam coś na szybko ;/>

piątek, 22 lipca 2016

Nowa członkini -Hope!


Kiedy gram dla ciebie pierwsze skrzypce, odzywa się gitara elektryczna
Imię: Hope
Pseudonim: Nutka, Grajek
Nazwisko: Kirkland
Głos: Daya 
Wiek: 21 lat
Urodziny: 15 sierpnia
Płeć: Kobieta
Rodzina: Arthur Kirkland - ojciec
Mary Kirkland - matka
Scott Kirkland - brat (Zmarły)
Charakter: Hope jest wyjątkowo otwartą dziewczyną. Nie powoduje u niej jakiegokolwiek trudu rozpoczęcie rozmowy z kimkolwiek. Aczkolwiek jeżeli będzie zmuszona rozmawiać z chłopakiem, w którym aktualnie się podkochuje, normalną reakcją na większość zdań jest rumienienie się czy jąkanie.
Wszędzie chodzi ze swoim "dzieckiem". Jakim dzieckiem, spytacie? Jej dzieckiem jest Irwing - piękna niebieska gitara elektroakustyczna. Na gitarze od malucha, a ta jest prezentem od brata na 21 urodziny. Tak więc wszędzie można zobaczyć ją albo grającą, albo z czarnym pokrowcem na plecach, który praktycznie zawsze zastępuje jej torebkę.
Hope uwielbia wszelkiego rodzaju słodkości. Cukierki mogłaby jeść codziennie, nutellę nakłada na większość kanapek, a owoce takie jak banany czy winogrona zawsze trzyma w kieszeni pokrowca tak na wszelki wypadek.
Dziewczyna ogląda dużo filmów oraz anime. W niektórych fandomach siedzi naprawdę głęboko. Do tego stopnia głęboko, że symbol jednego z nich (Z resztą jak i jednego, jej ulubionego, filmu) sobie wytatuowała. Ma on jej przypominać o zmarłym bracie.
Tatuaże:


Ulubiony koń: Summer i Gameta
Partner: Ma jednego na oku ale wstydzi się zagadać
Dzieci: -----
Historia rodziny: Jej rodzina była znana u siebie w mieście, a ona sama była uważana za grzeczną i dobrze wychowaną dziewczynkę. I tak również było. Maniery rodzice i starszy brat wpajali jej od małego.
Scott w wieku 18 lat poszedł do wojska. Był na kilku misjach, ale radził sobie dobrze. Zawsze wracał do domu, do rodziny. Ostatni raz pojawił się w 21 urodziny Hope z małym prezentem - gitarą w jej ulubionym kolorze - niebieskim. Dwa dni potem dostał niespodziewane wezwanie na misję do Afganistanu. Zginął w wybuchu samochodu - pułapki. Hope długo dochodziła do siebie po stracie brata. Jako pamiątkę po nim zrobiła sobie tatuaż na plecach w kształcie "skrzydeł wolności" - symbolu ich ulubionego anime - z podpisem "Surrender your hearts".
Zwierzaki: ----
Umiejętności: Średniozaawansowana
Inne:
-Uwielbia muzykę rockową
-Planuje jeszcze jeden tatuaż na drugim ręku w kształcie dmuchawca, ale jeszcze nie wie, kiedy go zrobi
-Marzy jej się kiedyś mały domek, mąż i gromadka dzieci
-Kiedyś miała kotkę - Miraii - ale rozjechał ją samochód
-Ma raptem 165 cm wzrostu, więc do najwyższych nie należy
-Kocha chodzić w warkoczach
Kontakt: CarycaAckerman - Howrse
Inne zdjęcia:

Link do strony pochodzenia zdjęć:
http://wheretoget.it/look/149044
http://weheartit.com/entry/group/572321
http://weheartit.com/entry/group/32527248
http://www.flairpanda.com/astonishing-little-tattoo-ideas/
http://www.tattoobite.com/feather-dream-catcher-tattoo-near-wrist/
http://gabriela-tazik.blogspot.com/2014_10_01_archive.html
https://pl.pinterest.com/explore/acacia-clark/
https://pl.pinterest.com/pin/522628731730425211/

piątek, 15 lipca 2016

Od Sophie -PRACA

Ta knajpa nie była za dobra...
dali mi surowe ziemniaki!
Jak oni mogą sprzedawać takie świństwo, ja się pytam?
Jak to ja, poszłam do właścicielki i zaczęłam się wykłócać, że tego nie idzie zjeść i tak dalej, a ona zaczęła gorąco przepraszać i dała mi odszkodowanie, tak sama z siebie.
Myślałam, że popłaczę się ze śmiechu.
Ale ostatecznie, z w miarę zapełnionym żołądkiem i nienaruszonym budżetem rozbawiona wróciłam do stajni.
Teraz czekało mnie zrobienie porządku w jak zwykle totalnie rozpieprzonej siodlarni.
Zaczęłam więc, od posortowania wszystkiego.
Gdy to już zrobiłam, wyprałam czapraki i powiesiłam je na linkach za stajnią, to samo zrobiłam z derkami i pozostałym "materiałowym" ekwipunkiem. No, dzisiaj nikt sobie już nie pojeździ...
Na tą myśl uśmiechnęłam się złośliwie.
Następnie wyczyściłam wszystkie siodła i starannie powiesiłam je na stojakach. Później ogłowia.
Na koniec pozmiatałam i umyłam podłogę. No, w końcu czysta, lśniąca siodlarnia.

Od Sophie -PRACA

Stajnia Nimfy okazała się miejscem idealnym dla mnie. Jak to ja, najbardziej spodobały mi się trudne konie. Nic nie mogłam na to poradzić, lubiłam wyzwania i tyle.
Moim głównym tematem do myślenia była dzisiaj sytuacja, w której okazało się, że jestem uczulona na końską sierść.
Załamałabym się i dostała depresji, nie żartuję i mówię całkiem na poważnie.
Na prawdę, czasem zastanawiam się, czy nie wyobrażam sobie za dużo. Wszyscy od zawsze powtarzali mi, że mam bujną wyobraźnię.
Zachichotałam cicho na to wspomnienie, przekraczając próg stajni. Dobrze by było posprzątać w boksach, śmierdziało stąd na kilometr.
Otworzyłam wszystkie boksy i zagoniłam konie na pastwisko, gdzie w spokoju będą mogły wypasać się do wieczora, aż ja nie skończę sprzątać boksów, a może nawet jeszcze dłużej.
Na początek zmieniłam ściółkę w boksie Nimfy. Wyłożyłam gnój na taczkę, następnie wzięłam szczotkę namoczoną w wodzie i zaczęłam dokładnie przemywać posadzkę. Chwyciłam świeży stóg słomy i dokładnie wyścieliłam nią boks. To samo zrobiłam z pozostałymi sześcioma boksami, po czym wyczerpana poszłam umyć ręce. Ogarnęłam się trochę i ruszyłam coś zjeść do pobliskiej knajpy, by popołudniu wracać do roboty.

Od Sophii CD Josh

Usamodzielniłam się. Od teraz byłam stuprocentowo niezależna, mimo, że do pełnoletności został mi jeszcze ponad rok.
Starzy wykupili mi tą budę tydzień temu, na szczęście mam blisko stajnię i jedyny prawdziwy sens mojego życia. No, nie licząc tabliczki mlecznej czekolady i kilku innych rzeczy. Co do rodziców... wyniosłam się, bo miałam dość ciągłych awantur. Ostatnia poszła o... uwaga, wstrząsające...
zasrany stłuczony kubek.
Tak, moi starzy nawet o to potrafili skakać sobie do gardeł i wyzywać od najróżniejszych.

Właśnie dzisiaj miałam złożyć wizytę w Stajni Nimfy i w końcu porządnie zabrać się za jazdę konną. Od pierwszego obozu jeździeckiego w wieku 13 lat nauczyłam się kłusa ( anglezowanego, ćwiczebnego ), galopu ( w półsiadzie i pełnego ) oraz na ostatnich trzech jazdach zaczynałam naukę skoków. Tak, moim celem zdecydowanie były skoki i do tego zmierzałam.
Wyszłam z domu, zamykając drzwi. Skierowałam się w stronę drogi polnej, która prowadziła do Stajni Nimfy.
Po pół godzinie byłam na miejscu. Wszystko wyglądało na bardzo zadbane, konie spokojnie pasły się na bujnych o tej porze roku pastwiskach. Rozejrzałam się. Wypadałoby znaleźć właścicielkę... lub właścicieli.
Nagle zobaczyłam kierującego się w stronę stajni, ciemnowłosego chłopaka.
Szybkim krokiem go dogoniłam.
- Przepraszam, gdzie znajdę właścicielkę? - zapytałam.

<Josh? Inny ciemnowłosy chłopak? :3 >

Od Sophii CD Louis


 Usamodzielniłam się. Od teraz byłam stuprocentowo niezależna, mimo, że do pełnoletności został mi jeszcze ponad rok.
Starzy wykupili mi tą budę tydzień temu, na szczęście mam blisko stajnię i jedyny prawdziwy sens mojego życia. No, nie licząc tabliczki mlecznej czekolady i kilku innych rzeczy. Co do rodziców... wyniosłam się, bo miałam dość ciągłych awantur. Ostatnia poszła o... uwaga, wstrząsające...
zasrany stłuczony kubek.
Tak, moi starzy nawet o to potrafili skakać sobie do gardeł i wyzywać od najróżniejszych.

poniedziałek, 11 lipca 2016

Nowa członkini -Sophia!


"Żyj tak, jakby każdy następny dzień był twoim ostatnim"

Szczegóły wyglądu: Sophia jest dość niską dziewczyną, gdyż mierzy sobie 1,65 cm. wzrostu. Jej naturalny kolor włosów to blond, jednak zdecydowała się przefarbować je na odcień lawendy. Na brzuchu ma minimalną, ledwie widoczną bliznę po poważnym wypadku samochodowym, który przeżyła w wieku 14 lat. Na nosie ma kolczyk, tak samo jak na uszach ( tyle, że jest ich... no ten... dużo więcej ). Jest bardzo szczupła i posiada lekką niedowagę, jednak nie wygląda jak kościotrup. Ma gładką, świetlistą cerę pozbawioną trądziku i pieprzyków. Ma piękne, duże, czarne, głębokie oczy. Gdy w nie spojrzysz, bardzo ciężko będzie ci odwrócić od nich wzrok. Dziewczyna stosuje tylko lekki makijaż, gdyż woli naturalność i równie dobrze wygląda bez make-up'u. Sophia jest na pewno dziewczyną, która nie grzeszy urodą.
Imię: Sophia
Pseudonim: Yui
Nazwisko: Ferrars
Głos: (Piosenkarka)
Wiek: 17 lat
Urodziny: 7 grudnia
Płeć: kobieta
Rodzina:
Elizabeth Ferrars - matka
Scott Ferrars - ojciec
Jace Ferrars - starszy brat
Charakter: Sophia na co dzień jest radosną dziewczyną o optymistycznym nastawieniu. Uwielbia żartować i się śmiać. Jest towarzyską osobą, lubi poznawać nowych ludzi, ich zainteresowania i upodobania. Nie można zaprzeczyć, że jest na prawdę pokręcona. Uwielbia robić innym żarty, które nie do końca są przyjemne. W jej języku nie ma słowa zasady. Co jak co, ale ta dziewczyna potrafi porządnie zrobić komuś na złość. Jej język przesiąka ironią i sarkazmem, jednak używa ich w dość sprytny sposób. Jeżeli sytuacja tego wymaga, potrafi się opanować i w ułamku sekundy stać się konsekwentna i dojrzała. Sprawy sercowe traktuje poważnie, nigdy nie zmanipuluje czyimiś uczuciami tylko dlatego, by się pośmiać. Jej zdaniem jest to już przekroczenie pewnej granicy. Mimo wszystko Yui jest godna zaufania, jest świetnym słuchaczem i nigdy nie ocenia kogoś po jego błędach i porażkach. Może wydawać się zamknięta w sobie, otwiera się dopiero po jakimś czasie. W głębi duszy jest bardzo wrażliwa, jednak stara się tego nie pokazywać.
Tatuaże: 

 

Ulubiony koń: Hikari, Nirvana, Innocenta
Partner: No... to jest tak, że chciałaby, ale jeszcze nie poznała osoby odpowiedniej dla niej
Dzieci: Na pewno nie teraz. Może kiedyś, ale teraz jest na to za młoda.
Historia rodziny: 
Sophia od zawsze kochała konie, jednak ze względu na sytuację pieniężną rodziców nie miała możliwości jazdy. Szansa pojawiła się, gdy dziewczyna miała 13 lat. Wtedy pojechała na pierwszy obóz jeździecki i nauczyła się na nim na prawdę sporo. Gdy się zakończył, Yui jeździła do stajni jedynie okazjonalnie, raz w miesiącu, czasem jeszcze rzadziej. W wieku 14 lat przeżyła poważny wypadek samochodowy, przez rok uczęszczała na rehabilitację, by odzyskać pełną sprawność. Teraz, gdy Sophia wygrała z niepełnosprawnością, postanowiła się usamodzielnić i w końcu spełniać swoje marzenia.
Zwierzaki:  ---
Umiejętności: średnio zaawansowana
Inne: 
kocha mleczną czekoladę
uwielbia wysokość i adrenalinę
gra na gitarze
tańczy hip - hop, jest samoukiem
bardzo lubi robić zdjęcia
interesuje się astronomią
ślicznie śpiewa, lecz mało kto o tym wie
pięknie szkicuje, wszystkie jej rysunki umieszcza w szkicowniku, który posiada od 15 roku życia
w wieku 14 lat przeżyła bardzo poważny wypadek samochodowy. Dziś jedynym śladem po nim jest podłużna, ledwo widoczna blizna na brzuchu. Od tamtego czasu postanowiła bardziej korzystać z życia i cieszyć się nim. Stąd też wzięło się jej motto "Żyj tak, jakby każdy następny dzień był twoim ostatnim"
Kontakt: Anonimowy gracz
Inne zdjęcia: 



Link do strony pochodzenia zdjęć: 
http://matthewsh.weebly.com/-administradores.html
http://www.human-tattoo.com/tatuaze/tatuaz-drzewo-na-karku/4384
http://zszywka.pl/p/lapacz-snow-3265031.html
http://styl.fm/newsy/181725.pastelowy-szal-czyli-modna-koloryzacja-wlosow-na-zime

niedziela, 10 lipca 2016

Nieobecność!

Ogłaszam, iż od 15 do 24 lipca będę nieobecna całościowo! Czyli nie będę w ogóle wchodziła na SN oraz Howrse. Co za tym idzie Kamila i Luke nie będą odpisywać, ani pisać nowych opowiadań!
Opowiadania, które zostały wysłane do mnie, zostaną wstawione jutro, lub najpóźniej pojutrze.
Życzę miłego dnia,
Kama.

Nowa właścicielka!

Cześć.
Jestem Julka.
Miałam długą nieobecność.
Podczas niej nastąpiły dokonane zmiany.
Dopiero teraz mogłam się do nich dostosować.
Niestety nie na długo. Nadal będę mało obecna. Przepraszam.
Kiedy sytuacja się poprawi na pewno zaangażuje się w sprawy bloga. :D
Image
 Never say never.

Wygląd: Jest ładna i bez make up'u, stosuje go by być pewniejsza siebie. Jest niska, lecz nie ma kompleksów z tego powodu. Ma proporcjonalną figurę do pozazdroszczenia. Jej oczy są koloru miodu. Ma jaśminowe usta a jej naturalny kolor włosów to ciemny blond.
Szczegóły wyglądu: Ma kolczyk w pępku i planuje w brwi.
Imię: Nesti
Pseudonim: Biała, Nes
Nazwisko: Stylinson
Wiek: 19 lat
Urodziny: 5 sierpnia
Płeć: kobieta
Rodzina: Matka -Lilija, Ojciec -Josh
Charakter: Bardzo łatwo ją zranić i urazić. Jednak nie pokazuje swoich uczuć. Wszystko dusi w sobie. Z tego powodu często rani innych, odgrywając się na nich. Jest bardzo wrażliwa i krzywda innych bardzo ją rani. Nigdy nie umiała powstrzymać łez.
Tatuaże:
Ulubiony koń: Nimfa
Partner: Szuka swojego ideały, jednak nie zna się na ludziach i nie wie komu ufać.
Dzieci: Nie jest to jej wielkie marzenia, ale czemu nie..
Historia rodziny: Od dziecka czuła, że jej rodzina nie umie jej kochać. Mimo to wychowali ją. Teraz utrzymują byle jakie kontakty.
Zwierzaki: ---
Umiejętności: Profesjonalistka
Inne: Jej marzeniem jest stanie się profesjonalną artystką. Kocha sztukę a malowanie obrazów jest jej drugą pasją po koniach. Jej dzieła znajdowały się na wystawach. Uwiecznia na płótnach ponurą wizję świata i tego co się z nim dzieje. Przeraża ją to, że ludzie niszczą przyrodę. Jest weganką.
Kontakt: hw -zjawa34, doggi -juka6626
Inne zdjęcia: -

sobota, 9 lipca 2016

Od Pawła Do Patrycji

Dziewczyna zamknęła oczy i oparła się o ławkę. Pomyślałem, że musi chwilę odpocząć po upadku więc siedziałem cicho. Czekałem i czekałem. Spojrzałem na zegarek. Minęło już 15 minut, a Pati milczała. Niemożliwe było usnąć w takich warunkach. Wiatr wieje ci w twarz, a krzaki pakują się na włosy i uszy. Poruszyłem ją lekko, a później mocniej.
-Pati?-zawołałem-Patrycja?-powtarzałem.-Obudź się.
Oddychała, ale się nie ocknęła. Wezwałem karetkę. Po kilku minutach, które dłużyły się niemiłosiernie pojazd zajechał pod stajnię. Powiadomiłem Kamę i Sam, po czym wsiadłem do auta i na własną rękę pojechałem do szpitala. Powiedzieli, że na razie nie mogę wejść. Po jakimś czasie jednak wszedłem. Nie wiedziałem czy się obudziła, ale miałem nadzieję, że tak.
<Pati?>

czwartek, 7 lipca 2016

Od Luka Do Cary

Odstawiłem kieliszek i wyjrzałem za okno. Było już ciemno, a światła uliczne wyglądały jak zwykle pięknie z góry. Wyprostowałem nogi i wcisnąłem się w fotel jeszcze bardziej, przymykając oczy. Dziewczyna popatrzyła na mnie z uśmieszkiem.
-Co jest?-spytałem zdziwiony i spojrzałem na koszulkę, czy przypadkiem się nie ubrudziłem.
-Nic, nic.-powiedziała, chichotając pod nosem.
Pokręciłem głową i łypnąłem na nią oczami.
-Kobiety.-zaśmiałem się i wziąłem łyk z kieliszka.
-Oglądniemy coś?-spytała Cara i zerknęła na mnie.
-Ok, tylko błagam, nie Mean Girl.-zaśmiałem się znowu.
Cara przewróciła oczami i włączyła jakiś film akcji. Zacząłem go oglądać, ale coraz bardziej dawało mi się w znaki zmęczenie i odpłynąłem jakoś w połowie filmie.
-Luke.-usłyszałem.
-Tak, tak, ratuje tą dziewczynę?-spojrzałem podrywając się z ramienia dziewczyny, na którym spałem.
-Film się skończył.-powiedziała, łapiąc się za brzuch i śmiejąc się.
-A tak, wiem, wiem. Ja tylko tak... ile nam jeszcze zostało?

<Cara??>

Od Kamili Do Samanty

-Nic.
-Kamila, przecież widzę.
-Nic! Chcę iść spać!-wydarłam się i starałam się ją od siebie.
-Przestań się szarpać.
-Puść mnie!-powiedziałam.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i popatrzyła kręcąc głową.
-Kamila...
-Idź!
-Co?
-Idź! Już!-dodałam i wstałam, starając się dostać do sypialni.
Sam podeszła do mnie, łapiąc za rękę i starając się mi pomóc.
-Nie... dotykaj mnie.-powiedziałam cofając się kilka kroków i wyciągając rękę przed siebie wskazując palcem na Samantę.
Pokręciła jeszcze raz głową i wyszła.

~~~~Następnego dnia~~~~

Obudziłam się w łazience na podłodze. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek z wczoraj, ale moje rozmyślenia przerwał dzwonek telefonu.
Chwiejnym krokiem podeszłam do niego i spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła Catherine.
-Halo?
-Gdzie ty jesteś?! Za dziesięć minut egzaminy, a ty miałaś przyjść wcześniej, żeby z nami powtarzać. Chcesz zawalić...
O cholera.
-N-nie, już tam będę!-powiedziałam i rzuciłam telefonem.
Zarzuciłam na siebie białą koszulę, czarną spódnice i szpilki. Zrobiłam w kilka sekund makijaż, chwyciłam brązową, skórzaną teczkę i wsiadłam do samochodu. Po kilku minutach byłam w budynku uniwersytetu.
Do sali dostałam się w chwili, kiedy prof. Brown rozdawał kartki.
-A pani Mancuso jak zwykle spóźniona.-burknął pod nosem.
-Przepraszam panie profesorze, ja...
-Tak, tak, siadaj i ciesz się, że pozwalam Ci to napisać.

~~~~Po kilku godzinach~~~~

Nie przebierając się pojechałam prosto do stajni na krótkie odwiedziny. Musiałam znaleźć Sam, bo z tego co pamiętam przyszła wczoraj do mnie. Zobaczyłam ją, wsiadającą na Hikari.
-O hej Sam. Chcę Cię przeprosić za wczoraj, bo szczerze większości nie pamiętam, ale wiem, jaka robię się, jak przesadzę.

<Sam??>

Od Kamili Do Leona

Wróciłam wcześniej do domu, nie chcąc spędzić w stajni ani chwili dłużej. Wchodząc do domu prawie poślizgnęłam się na kartce, która leżała niedaleko drzwi. Nie czytając jej wyrzuciłam ją do kominka, który już przygasał i usiadłam na kanapie.
Wyjęłam telefon. Nie miała co ze sobą zrobić, więc weszłam na Facebook'a i zaczęłam pisać z kilkoma znajomymi z roku. Okazało się, że wychodzą dzisiaj do klubu i zaproponowały żebym poszła z nimi. W sumie czemu nie, gadamy tylko w szkole i prawie się nie znamy, a widujemy się od kilku lat.
Skończyło się na tym, że poszłyśmy do kilku różnych klubów. Byłam już nieźle wstawiona, z resztą jak reszta. Chodziłyśmy i tańczyłyśmy, wywracając się co jakiś czas. W końcu wróciłam do domu i od razu rzuciłam się na łóżko. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam pisać do różnych ludzi różne głupoty.
Ściągnęłam sukienkę i zmyłam makijaż (bez tego ani rusz do łóżka, nawet po imprezach), wróciłam do pokoju po kilku potyczkach i bliskich spotkaniach ze ścianą, wskoczyłam pod kołdrę i prawie od razu zasnęłam.

<Leon??>

Od Cary Do Luka

-Przynajmniej nie będę się nudzić.- powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
Połowę drogi rozmawialiśmy o tym co będziemy robić w Nowym Jorku, a reszte czasu zmarnowaliśmy na oglądaniu różnych seriali, jaki i innych ciekawych rzeczy na Youtube. Z ciekawości wyjrzałam za okno, ujrzałam tylko ciemne niebo a na nim parę gwiazd. Jak już byliśmy w California musieliśmy skierować się w stronę lotniska John Wayne *jak kto tam woli*. Wchodząc do środka lotniska od razu skierowano nas z bagarzami, w inną stronę. Może dla tego że tym razem mieliśmy lecieć prywatnym samolotem. Jak już wchodzilismy do samolotu, szybko usiadłam na jednym z foteli przy oknie.
-Siadaj.- po chwili powiedziałam wskazując na siedzenie obok.
Luke tylko kiwnął głową i usiadł obok mnie. Samolot był dość nowoczesny a jego wnętrze bardzo ładne, jak i wygodne. Po zapięciu pasów, samolot już znajdował się na pasach startowych. Po woli rospędzał się, a następnie wzbił się do góry. Tylko jak już samolot był wystarczająco wysoko, rozpieliśmy pasy i zamówiliśmy sobie po winie.
-Jeszcze tylko 4 godziny, abyśmy byli w NY.- powiedziałam i wzięłam łyka wina.

<Luke? Brakus Wenus>

Od Josh'a Do Kamili

Gdy dziewczyna odeszła, zacząłem myśleć nad dokładną godziną. Jednak to potem. Zrobiłem mały trening z Hikari i dopiero potem zacząłem wszystko obmyślać. Zebrałem wiele potrzebnych informacji. Gdy już byłem wszystkiego pewny, zacząłem szukać Kamili. Tak jak za pierwszym razem, natknąłem się na nią w stajni.
- Jutro o 19. Będzie jeszcze jasno, a konie nie będą już zbytnio odchodzić od stada. Zatrzymają się w jednym miejscu i będzie można je poobserwować- powiedziałem po przywitaniu się.
Kamila przytaknęła głową.
~~~
Następnego dnia dokładnie jeszcze wszystko omówiliśmy, co wziąć ze sobą. Gdy zbliżała się dziewiętnasta, spotkaliśmy się pod stajnią i pojechaliśmy na w stronę stepów. Samochód zostawiłem na parkingu niedaleko, a dalej ruszyliśmy pieszo. Podczas tego spaceru, usłyszeliśmy strzały, a potem rżenie. Spojrzeliśmy po sobie i zaczęliśmy w tamtą stronę biec. Nie widzieliśmy żadnych ludzi, jednak coś ruszało się w krzakach. Znaleźliśmy wśród nich konia.
Pewnie jednego z tego dzikiego stada. Jednak nie mógł wyjść. Był wystraszony. Gdy podeszliśmy bliżej, okazało się, że jedną nogę miał uwięzioną w zatrzasku.
- Co to jest?- spytała dziewczyna.
- Pułapka na kojoty. Gdy byłem u mojego wujka, w stanie Texas, widziałem takie- wytłumaczyłem.
Bez zbędnego gadania postanowiliśmy mu pomóc. Kiedy Kamila starała się go jakoś w miarę uspokoić, ja próbowałem podważyć czymś pułapkę. Kilka minut się z tym męczyliśmy, ale udało nam się uwolnić ogiera.

<Kamila?>

Od Patrycji do Pawła

Od Patrycji do Pawła
Gdy dojechaliśmy do Stajni, zsiadłam z konia i podeszłam do ławki. Nie czułam nogi, w mojej głowie pojawił się strach. A jeśli znów coś się stało? Jeśli tym razem będą musieli, amputować mi nogę? Sam i Kamila, zabrały konie. Myślałam że Paweł pójdzie z nimi, on jednak usiadł obok mnie.
-Pati. Pati, co się dzieje? -zapytał, jednak mu nie odpowiedziałam. Jednak na niego spojrzałam, potem straciłam ostrość wzroku i nagle jedyne co widziałam to ciemność.
<Paweł?>

Od Imagine Do Malwiny

Pokiwałam głową uśmiechając się do Malwiny. Ten film był nawet fajny. Myślałam o wyczynie Malwiny, czyli nagraniu chcący czy niechcący pomrukiwania Janusza K. Gdyby nie ona, pewnie uwierzyli by jemu, więc nie spotkałaby go kara. Ale wszystko dobre, co się dobrze kończy. Poszłyśmy z Malwiną umyć zęby, a potem położyłyśmy się na wielkim łożu dla dwóch osób i zasnęłyśmy.
***
Obudziłam się o godzinie szóstej. Mój telefon cały się trząsł, gdyż był wyciszony, a odezwały się wibracje. Malwina jeszcze spała. Spojrzałam na ekran telefonu. Dzwoniła Kamila. Odebrałam.
- Cześć, stało się coś? - spytałam.
- Hej, chodźcie z Malwiną, jedziemy po konie. Przyjedziemy pod twój dom, może być? - odezwała się.
- Pewnie, już ją budzę, do zobaczenia. - no i się wyłączyłam.
Westchnęłam. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wytarłam się ręcznikiem i nago przeparadowałam do pokoju. Szybko się ubrałam i wróciłam wysuszyć włosy i na dół przyszykować śniadanie. Kiedy robiłam nam tosty, nie wiem dlaczego, ale zaczęłam śpiewać po rumuńsku "Sylwia Grzeszczak - Tamta dziewczyna". Lubiłam ten język. Sżło to mniej więcej tak.
că fata trăiește câteva gânduri aici
În același timp, capul îmi amintește
Dar el are puterea pe care puțini oameni fac
Iar atunci când trebuie să știi cum să spun cu voce tare "nu".
Sunteți sigur?
Îți știi deja?

Ref. Ea nu vrea să fie, la fel ca și eu
Ea nu cunoaște granițe și nu va fi frică.
Nu te opri atunci când va dori să
Ea nu vrea să fie, la fel ca și mine.
(Uuuuuu) Care dintre noi vrem să te iubim cu noi?

Această fată, atât de puțin știi despre ea
Ea are puterea de a visa și de atât de gelos pe ea.

Pentru că asta a fost înainte de a veni aici
Și, în capul meu încă mai am destule vise.
O lungă perioadă de timp nu mai atinge stelele
Fata asta poate deveni din nou.

Ref. Ea nu vrea să fie, la fel ca și eu
Ea nu cunoaște granițe și nu va fi frică.
Nu te opri atunci când va dori să
Ea nu vrea să fie la fel ca și mine.
(Uuuuuu) Care dintre noi vrem să te iubim cu noi?

Această fată, atât de puțin știi despre ea
Ea are puterea de a visa și de atât de gelos pe ea.

Ref. Ea nu vrea să fie, la fel ca și eu
Ea nu cunoaște granițe și nu va fi frică
Nu te opri atunci când va dori să
Ea nu vrea să fie, la fel ca și eu
Ea nu vrea să fie, la fel ca și eu
Ea nu cunoaște granițe și nu va fi frică
Nu te opri atunci când va dori să
Ea nu vrea să fie, la fel ca și eu
(Uuuuuu) Care dintre noi vrem să te iubim cu noi?

Această fată, atât de puțin știi despre ea
Ea are puterea de a visa și de atât de gelos pe ea.

W trakcie śpiewu, usłyszałam głos, który bardzo mnie wystraszył.
- Ładnie śpiewasz, co to za język? - spytała Malwina.
- Uff... dzięki... Rumuński. Zaśpiewać ci też czeską wersję? XD - zażartowałam.
- Pewno... xd - usłyszałam, a podczas gdy Malwina jadła, zaśpiewałam.

Že dívka žije několik myšlenek zde.
Ve stejné době, hlava mi připomíná.
Ale síla je málokdo dělá to.
A když budete potřebovat vědět, jak hlasitě říkat "ne".
Jsi si jistý?
Máte už to víte?

Nechtějí být stejný jako já!
To nezná hranic, a nebude se bát.
Nepřestávejte, když budete chtít.
Nechce být, stejně jako já!
Oooooo ... Které víte, že chcete, aby tě milovat s námi?!


Ta holka, tak málo o ní víte.
Má pravomoc snít, a tak žárlí na ni ...

Malwina zaczęła klaskać, łykając tosta. Zaczerwieniłam się. Nie skończyłam, ale co mi tam.
- Naucz mnie tak śpiewać! XD - zapytała w żarcie Malwina.
- Może kiedy indziej, dzwoniła Kama, ubierz się, uszykuj i spadamy, zaraz tu będzie. - ponagliłam i wsunęłam do ust calutkiego tosta.
Pokiwała głową, przebrała się na górze i zbiegłyśmy na dół, a ja zamknęłam za sobą drzwi na klucz.
< Malwina? Brakus Wenus Pospolitus... :/ >

wtorek, 5 lipca 2016

Od Malwiny Do Imagine

Usiadłyśmy przed telewizorem czekając co powie dziennikarka.
-W lesie w Flagstaff, w Arizonie, w pobliżu Stajni Nimfy zdarzył się wypadek-mówiła.
-Jaki tam wypadek to było celowe!- wzburzyłam się.
-Postrzelono konia należącego do stadniny. Janusz K. tłumaczy się, że myślał, iż to sarna, lecz to mało prawdopodobne, gdyż koń był o wiele masywniejszy, ma inny kolor. Strzał był wykonany z bliska, a oskarżony nie ma dolegliwości związanych ze wzrokiem, więc wersja Janusza K. jest w 90% niemożliwa. Dzięki nagraniu dostarczonemu przez jednego że świadków wynika iż oskarżony wiedział, że to koń. Oddaję głos Kamili Stephan, w studiu.-reportaż się skończył.
-Ta telewizja jest denerwująca. To maść konia, a nie kolor.
-Był tam ktoś jeszcze, kto dostarczył nagranie?- zapytała Imagine.
-Ja je dostarczyłam. Kiedy Jarvan stanął dęba ja się trochę zsunęłam się trochę. Włączył mi się dyktafon. I nagrało się jak mówi "Konik, na rzeź! Znakomicie!", a resztę chyba słyszałaś. Gdy dzwoniłam po policję zapisałam to, a później przekazałam na komisariat.-opowiadałam.
-To może obejrzymy film?-zapytała Imagine.
-Ok.
Włączyłam Guide, czyli taką bardziej rozwiniętą telegazetę. Przeczytałam filmy które za chwilę się zaczynały.
-Ostatni Samuraj, Ostatni Mohikanin, Nad Niemnem, Gwiezdne Wojny 6, Władcy pierścieni Dwie Wieże, Hobbit cz.2 i Gladiator. No to co wybierasz?-zapytałam.-Ja preferuję ostatniego samuraja albo Mohikana.
-Może być Ostatni Mohikanin.-powiedziała.
Film był dosyć długi, bo trwał prawie 3 h. Dla mnie był ciekawy. Gdy film się zakończył było dosyć późno. Szybko naszykowałam się do snu.
-Tacy faceci jak ten zawsze byli dla mnie podejrzani. Gdy byłam młodsza, a podczas spaceru po mieście mijał mnie taki, to myślałam, że to złodziej dzieci- zaśmiałam się.
<Imagine? Ja nie mieć weny.>

Od Leona Do Kamili

Siedziałem w szpitalu kilka dni, lekarze robili wszystko abym nie musiał stracić ręki. I udało im się to, jednak rękę miałem unieruchomioną.
***
Przyjechałem do stajni dziękując bogu że potrafię kierować jedną ręką, zatrzasnąłem drzwi samochodu. Wszedłem do stajni, i od razu wpadłem na Kamilę. Nasze spojrzenia się spotkały, skinąłem jej głową. Ruszyłem dalej, czułem na sobie spojrzenie dziewczyny. Przeklinałem się w myślach. Jak mogłem się zakochać?! No jak?! Ja, Leon, chłopak który nigdy nic nie czuł, zmienił się przy jednej dziewczynie! Oparłem się czołem o ścianę. Poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, odwróciłem się. Paweł.
-Stary, nie potrzebuję współczucia -powiedziałem spokojnie, Paweł tylko pokiwał głową, ale nagle znieruchomiał. Patrycja stała przy boksie, jednego z koni. Spojrzał na mnie, a ja skinąłem mu głową. Podszedł do dziewczyny. 
Uderzyło we mnie wspomnienie, nocy podczas której zabrałem Kamę do tego walonego lasu, zrobiłem to wszystko. Przejechałem dłonią po twarzy. Dosłownie wybiegłem z stajni, wsiadłem do samochodu i wyjechałem. W lusterku zobaczyłem jak Kama podąża wzrokiem za moim samochodem. 
Pojechałem do domu, musiałem zrobić jedną rzecz. Pożegnać się. 
Musiałem zacząć wszystko od nowa, przeprowadzić się, wyjechać, na zawsze, nigdy tu nie wrócić. A jednocześnie tak nie chciałem tego robić. 
Jednak spakowałem się, zabrałem wszystko. Nabazgrałem na kartce krótki list do Kamy, do każdego z Stajni. Ten drugi chciałem zostawić w siodlarni. Zabrałem torby i pojechałem do Kamy, list wsunąłem pod drzwiami, potem pojechałem do Stajni. List zostawiony w siodlarni. A potem, ostateczny krok. Na Lotnisko.
<Kama?>

Od Samanty Do Kamili

Dostałam sms. Sprawdziłam.

Od Kamili: *
Nie przychodź tu, z tym wszystkim koniec.

Nie ogarnęłam, przecież ja jej nic nie zrobiłam. Coś chyba nie ten numer... Ale jak przystało na pożyteczną przyjaciółkę, pojadę do niej. Godz. 23:00 -młoda godzina. Wsiadłam w samochód i pojechałam w stronę domu Kami. Wysiadłam i zobaczyłam krzywo zaparkowany samochód Kamili. Wysiadłam z mojego auta i poszłam do drzwi. Pociągnęłam za klamkę. Drzwi otwarte. Okay. Wchodzę do salonu i widzę zapłakaną Kamilę z butelką whisky.
-Kamila!
-Sam? - powiedziała bardzo zdziwiona.  - C... Co ty tu robisz?
-Co ty robisz?
Podeszłam do niej i wyjęłam z jej ręki butelkę alkoholu. Przytuliłam.
-Co się stało?

<Kamila??>

Od Kamili Do Leona

-Proszę pani, nerwy są uszkodzone, więzadła też. Nawet jeśli nie amputujemy ręki pacjent będzie przechodził przez bardzo długi proces rehabilitacji.
-Co mnie to obchodzi? On nawet się do mnie nie odzywa. Co mam mu powiedzieć? Że będę go wspierała? Że będę przy nim? On nie chce tego słyszeć. Najwyraźniej on chce być sam i własnie to mam zamiar mu dać.-wypaliłam i weszłam do pokoju.
Leon popatrzył na mnie martwym wzrokiem i znowu nic nie powiedział. Postałam tam chwilę, mając nadzieję, że może jednak zmieni zdanie, ale nie odezwał się. Nie podziękował, ani nie przeprosił.
Złapałam za torebką i spojrzałam na niego.
-Masz co chcesz. Nie wracaj do mojego domu. Nie odzywaj się do mnie więcej, a ja nie będę nic więcej do Ciebie mówić. Jeśli masz mnie w dupie, to ja nie mam zamiaru wchodzić Ci w nią głębiej. Chcesz zachowywać się jak dziecko? Proszę bardzo, ale to ja uratowałam Ci życie, a teraz ty nawet się nie przywitasz. Możesz stracić rękę? Ja nie mam zamiaru w niczym pomóc. Ty nie reagujesz, ja też nie. Żegnam Cię, Leon.-powiedziałam oschłym, stanowczym, ale spokojnym tonem i wyszłam z salo, szpitala i wsiadłam do samochodu.
Zaczęłam uderzać w kierownicę i krzyczeć. Nie mogłam uwierzyć, że mogłam po raz kolejny zakochać się w kimś tak... oczywistym? Nieodpowiedzialnym? Jestem głupia. Uważałam się, za nie wiadomo kogo. Co dały mi studia, medycyna, psychiatria, weterynaria, jeśli nie umiem poradzić sobie w prawdziwym życiu?
Wbiegłam do domu. Spojrzałam w lustro i ze wściekłości rozwaliłam je, rozcinając sobie przy tym rękę. Chwyciłam zakrwawioną ręką butelkę Belvedere i pociągnęłam kilka łyków prosto z gwinta. Z moich oczu kapały łzy, a alkohol powoli rozprzestrzeniał się po moim ciele.
Nie panując nad sobą wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Sam. Nie wiedziałam ani co robię, ani co robić. Jak można tak bardzo kochać i nienawidzić za razem jedną osobę?

<Leon??>


Od Leona Do Kamili

Patrzyłem na nią tępo, nic do mnie nie docierało. Pamiętałem tylko strzał, nic więcej. Serce uderzało mi nie miarowo, miałem problem z oddychaniem. Nic nie mówiłem.
-Leo? Leo, co się dzieje. Dlaczego nie mówisz? -Kamila patrzyła na mnie, odwróciłem głowę i spojrzałem w okno. To wszystko, miałem tego dość.
-A gdzie przesłuchanie? Nie chcesz wiedzieć dlaczego byłem w więzieniu? -zapytałem tym samym zimnym tonem co podczas naszego pierwszego spotkania. Zanim zdążyła odpowiedzieć, do pokoju wszedł lekarz.
-Jak się pan czuje? -zapytał.
-A jak mam się czuć? Przez tego idiotę prawdopodobnie będę musiał mieć amputowaną rękę -warknąłem, a lekarz aż się wzdrygnął, dodałem -Będę kaleką już do końca życia.
W moim głosie dało się wyczuć nienawiść, nienawiść do samego siebie. Po co ja się z nim zadawałem? Teraz nie zostało mi nic, będę mógł patrzeć jak ludzie się nade mną litują. Lekarz poprosił Kamilę na korytarz.
<Kama?>

Od Kamili Do Leona

Chciałam pomóc Leonowi, ale policjanci odciągali mnie od niego za każdym razem.
-Proszę pani, on traci dużo krwi, musimy mu...
-Czy wy macie mnie za debila?! Na prawdę, co pan nie powie, Ameryki to ty nie odkryłeś. Jestem lekarzem, więc jeśli mogę prosić to odsuńcie się i dajcie mi do cholery mu pomóc!-wydarłam się i podbiegłam do chłopaka.
-Leon... Leo patrz na mnie.-mówiłam głośno, przyciskając jakiś materiał do rany chłopaka.
Dostał w żyłę główną i mocno krwawił, ale wiedziałam, że da rady do przyjazdy karetki.
Chłopak zamknął oczy, ale dalej czułam jego puls i słyszałam oddech.
Przyjechała karetka. Wzięli go na nosze, a ja zostałam poproszona o pojechanie na komisariat. Zadawali mi mnóstwo pytań, ale nie odpowiedziałam na żadne z nich, więc wypuścili mnie z upomnieniem, za przeszkadzanie w interwencji.
Pojechałam prosto do szpitala. Oczywiści nie chcieli mnie wpuścić, bo nie jestem rodziną, dopiero po udowodnieniu, że sama jestem lekarzem chirurgiem i psychiatrą z wielką łaską wpuścili mnie na OIOM. Usiadłam na krześle obok łóżka i wzięłam rękę Leona.
Przyłożyłam ją do ust i pocałowałam w kilku miejscach. Chłopak otworzył oczy i popatrzył na mnie. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.
-Hej.-wyszeptałam.

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

Nie uciekałem, kazałem Kamili dać mi pistolet, zaskoczona nie wiedziała po planuje, ale dała mi broń. Policjant spojrzał na mnie.
-O, pan Leon. Znów się spotykamy, co? Znów do więzienia się pan szykuje?
-Ja tylko broniłem mojej dziewczyny. I siebie przy okazji. -złapałem Kamilę za dłoń,a ta patrzyła na mnie. Będę musiał się jej tłumaczyć. I w chwili gdy, zasłoniłem Kamilę przed spojrzeniami policjantów, Patrick oddał strzał. Sapnąłem zaskoczony, kula trafiła mnie w ramię. Przeszła na wylot, Kamila patrzyła przerażona a jeden z policjantów zadzwonił po karetkę. Usiadłem na ziemi, oddychałem z trudem. Zacząłem pluć krwią, potem moje oczy zaszły mgłą. Obrazy były niewyraźne, głosy przytłumione. Oczy mi się zamykały, cóż żałowałem że Kamila to widziała. Że widzi to co dzieje się teraz. Nie widziałem jej twarzy, nie chciałem widzieć. Zasłużyłem, zabiłem tylu ludzi, za każdym razem byłem bezduszny, nie okazywałem litości. A teraz to co zrobiłem kiedyś ja, wracało. Obróciło się przeciwko mnie. Zamknąłem oczy.
<Kama?>

Od Kamili Do Leona

Zrobiłam śniadanie, kiedy poczułam zauważyłam, że Leo zapomniał swojego portfela. Chwyciłam go, otworzyłam drzwi i już miałam biec, żeby go złapać, kiedy zobaczyłam faceta, celującego w głowę Leona.
Cofnęłam się prawie od razu i podbiegłam do szafki naprzeciwko, chwytając mojego Colta Double Eagle i ładując do niego 8 pocisków. Zawsze trzymałam go przymocowanego pod nią, podobnie jak jeden w moim biurze, na wszelki wypadek, gdyby klient postanowił zrobić coś więcej niż rozmowa.
Położyłam jeden palec na spuście i wyszłam z domu. Byłam bez butów, więc napastnik nie miał pojęcia, że zachodzę go od tyłu. Do czasu.
Leo popatrzył na chwilę na mnie, ale potem wrócił oczami do mężczyzny, który niestety to zauważyła. Zrobiłam duży krok i w momencie, w którym się odwrócił, przyłożyłam koniec pistoletu do jego skroni.
-Rzuć broń, albo wpakuję Ci kulkę w twój pusty łeb.-powiedziałam zimno.
Facet w odpowiedzi zaśmiał się.
-Lepiej to odłóż, bo zrobisz sobie krzywdę paniusiu. I tak nie strzelisz.-powiedział, dalej śmiejąc się pod nosem.
Obniżyłam pistolet i strzeliłam w jego udo.
-Doprawdy?
Mężczyzna upadł, wypuszczając spluwę z rąk. Kopnęłam ją w stronę ulicy, dalej mierząc do niego Coltem.
-K***a, ty szmato!-wydarł się, łapiąc za miejsce, w którym widniała rana postrzałowa.
Usłyszeliśmy dźwięk syren. Spojrzałam na Leona, który nic nie mówił, tylko spojrzał w stronę, skąd dochodziły dźwięki.

<Leo??>

Od Leona Do Kamili

Zaśmiałem się cicho. Wstałem ukazując tym samym rany na rękach, oraz dwie na karku. Znikłem na chwilę w łazience. Spojrzałem w swoje odbicie, włosy jak zawsze były w nieładzie. Spojrzałem na rękę, opatrunek przesiąkł krwią. Wyszedłem z łazienki, patrzyłem chwilę jak Kamila krząta się po salonie. Wywróciłem oczami, i podszedłem do niej. Przytuliłem ją z uśmiechem i szepnąłem do ucha.
-Ja się zbieram, zadzwoń gdy będziesz mogła -zaśmiałem się, złapałem kurtkę i wyszedłem z domu.
Szedłem ulicą, o świcie wyglądała super. Nagle poczułem jak ktoś szarpie mnie do tyłu, odwróciłem się i zobaczyłem Patricka, z pistoletem wycelowanym prosto w moją głowę.
<Kama??>

Od Kamili Do Sam

-Czemu nie.-powiedziałam i zaczęła zrywać kwiaty.
Ja wybrałam głównie jasnofioletowe i białe, ale Sam dodała chyba każdy kolor, jaki tutaj znalazła.
-Robisz tęczowy wianek?-spytałam unosząc jedną brew i śmiejąc się pod nosem.
-Możesz przestać?!-zaśmiała się Sam i popchnęła mnie.
-Rozważę to, ale nic nie obiecuję.-dodałam wplatając kolejny kwiatek.
-Jesteś niemożliwa dzisiaj.-powiedziała kręcąc głową.
-Proszę, ten dla Ciebie.-prawie krzyknęłam i wepchnęłam jej go na czubek głowy.
Wstałam i włączyłam na telefonie Queen of Peace, Florence + The Machine i wyciągając wianek z rąk Samanty zaczęłam biegać i tańczyć po całej łące.
Sam stałą i patrzyła na mnie, ale ja tylko podbiegłam i chwyciłam ją za ręce, ciągnąc ze sobą i wykręcając z nią kółka i inne złożone figury.

<Sam??>

Od Samanty Do Kamili

Kamila to moja bliska przyjaciółka nic więcej. Siedziałyśmy w rzece. Przytuliłam Kamilę.
-Dzięki, że jesteś! - krzyknęłam głośno po czym ją ochlapałam.
Dziewczyna znów sprowadziła mnie do parteru. Po czym byłam już cakłkowicie mokra. Kamila szybko wstała i zaczęła biec dalej drogą. Ruszyłam za nią. Wybiegłyśmy w wolnej przestrzeni. To łąka za lasem. Pełna kolorowych kwiatów i nie wysokich krzaków. Kamila usiadła na polu, a ja obok jej.
-Kami?
-Tak?
-Zrobimy sobie wianki??

<Kamila??>

Od Luka Do Cary

-W sumie, czemu nie. Tylko hotel...
-Tym się nie przejmuj. Czyli jedziesz?
-Ale muszę się spakować i w ogóle.
-No to poproszę, żeby jeszcze trochę poczekali. Spakujesz się i pojedziemy.
-No ok, jeśli tylko macie czas.
-No to szybko, chodź!-powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Wyszła i pogadała chwilę z jakimś facetem, a potem wskazała ręką, żebym wsiadał do samochodu. Ona wsiadła do drugiego, którym kierował szofer. Zacząłem jechać w kierunku mojego domu, a oni za mną.
Wbiegłem do środka i zacząłem wrzucać do walizki bluzki, spodnie, buty, bieliznę, kosmetyki i inne rzeczy, mniej lub bardziej ważne. Zajęło mi to dosłownie dwadzieścia minut, kiedy wróciłem na podjazd i tym razem wsiadłem razem z Carą do jednego samochodu, podczas gdy szofer schował moją walizkę do bagażnika.
-Byłeś kiedyś w NY?
-Tak, na kilka dni, kiedy kręciliśmy jeden serial. A ty?
-Kiedyś.
-Mhm. Dzięki, że mnie ze sobą zabierasz.-powiedziałem uśmiechnięty i zacisnąłem rękę na kolanie dziewczyny.

<Cara??>

Od Cary Do Luka

-Weź, jeszcze bym cię..- warknęłam odsuwając się od chłopaka.
Byłam nieźle wkurzona, ale jak tylko spojrzałam na rozbawionego Luka sama zaczęłam się śmiać. Nieźle mnie przestraszył, a na dodatek przed samym wyjazdem. Szczerze mówiąc nawet się postarał, ten kostium i na dodatek kij.
-Kij, serio?- zaczęłam się śmiać zasłaniając buzię jedną dłonią.
-Każdy seryjny morderca go ma, a na dodatek czasami może się przydać.- zażartował.- Jak tam ci idzie pakowanie?- zmienił temat, i zaczął się rozglądać po pokoju.
-Wszystko już spakowane, teraz tylko trzeba czekać.- powiedziałam, a ręką wskazałam na walizkę leżącą obok łóżka.
Z ciekawości wyjęłam swój telefon aby zobaczyć jaka jest godzina. Tylko jak zobaczyłam że jest już 17:54, chwyciłam szybko za walizkę i zeszłam z nią na dół. Szybko nałożyłam buty, jak i kurtkę. Pożegnałam się ze swoimi psiakami, i miałam już zamiar otwierać drzwi ale nagle przypomniało mi się że o czymś zapomniałam, zaczęłam myśleć..
-Pojedziesz ze mną? Dotrzymasz mi trochę towarzystwa..- zaczęłam.
<Luke?>

Od Kamili Do Samanty

Co prawda rzeczka nie była za głęboka, ale woda rozprysnęła się, mocząc nie tylko moje bryczesy, ale też polówkę i nowe, skórzane oficerki.
-Za co?!-krzyknęłam i spojrzałam na dziewczynę, która stała na brzegu i śmiała się ze mnie.
-Za to, że starasz się mnie oszukać!-krzyknęła i zaczęła chlapać wodą w moją stronę.
Wstałam szybko i wciągnęłam ją razem ze mną do wody i siłą położyłam na ziemi. Sam wywaliła się na tyłek, ale za to ja wywaliłam się na brzuch, mocząc się do końca.
-Nienawidzę Cię!
-Nie prawda, przecież ty mnie kochasz!-zaśmiałam się i robiąc szybki ruch pocałowałam Sam w usta, śmiejąc się.
Dziewczyna popatrzyła na mnie z uniesionymi brwiami, ale ja dalej tylko się śmiałam i chlapałam na nią wodę. Sam dalej na mnie tylko patrzyła, aż sama zaczęłam się zastanawiać, o co jej chodzi.
-No co?! Przecież to tylko żarty!

<Sam??Mówiłam, że w nocy wszystko idzie w jedną stronę XD>

Od Samanty Do Kamil

-Co?! Ja go w ogóle nie znam! - zaśmiałam się - gadałam z nim tylko raz. A ty i Leon? Ha..
-To mój przyjaciel.
-No na pewno.
-Sam! - dała mi kuksańca w ramię.
-No co? Potwierdzam fakty. - zaśmiałam się.
-Nic nie potwierdzam.
-Oj tam, oj tam.
Szliśmy pięknym lasem. Przeliśmy przez mostek pod, którym płynęła rzeka. Ładna spokojna rzeka jakaś o głębokości 30-24 cm. Zeszliśmy do niej na dół i staliśmy na brzegu.
-Kamcia, przeprasza.
Udawałam smutną, ona jeszcze nie znała moich diabelskich planów.
-Za co?
Szybkim ruchem wepchałam ją w stronę rzeki.

<Kamila??>

Od Luka Do Cary

Postanowiłem odegrać się za wczoraj, więc ubrałem się cały na czarno i wziąłem kij baseballowy i wbiegłem praktycznie do samochodu. Ruszyłem i jak najbardziej rozpędziłem samochód (to nic trudnego przy Bentleyu).
Po kilkunastu minutach byłem pod domem dziewczyny. Nie byłem najgorszy z wf-u, więc postanowiłem, że wespnę się na drugie piętro jej domu i wejdę przez otwarte okno.
Zrobiłem tak i schowałem się w szafie, czekając aż zrobi się trochę ciemniej. Koło 17:30 usłyszałem, że dziewczyna wchodzi na piętro. Specjalnie zostawiłem otwarte drzwi, więc kiedy przechodziła zauważyła, że coś jest nie tak.
Weszła niepewna do pokoju i rozejrzała się, i kiedy już miała wychodzić wyskoczyłem z szafy i zamachnąłem się kijem, uderzając w łóżko, które było tuż obok niej.
Cara zaczęła krzyczeć i uciekać, ale chwyciłem ją w biodrach i przyciągnąłem do siebie ze śmiechem. Dziewczyna odwróciła się, a ja ściągnąłem kominiarkę i spojrzałem na nią rozbawiony.
Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na mnie ze wściekłością.
-To za wczoraj.-powiedziałem, dając jej kuksańca w ramię.

<Cara??XD>

Od Kamili Do Sam

-Jasne, czemu by nie.-uśmiechnęłam się.
Zaczęłyśmy iść ścieżką, która zazwyczaj była naszą stałą drogą na tereny. Dawno nie gadałyśmy, więc to był idealny moment, żeby trochę poplotkować i podokuczać sobie nawzajem.
-No, to co ciekawego mi powiesz?-spytałam, chwytając dziewczynę za pod rękę i rozglądając się po okolicy i wdychając czyste, leśne powietrze.
-Ja? Może ty zaczniesz? Ja mam nudne życie.
-Ta jasne, chciałabyś.-zaśmiałam się.-Chociaż rzeczywiście widać, że coraz bardziej się lenisz. Patrz, jaka oponka Ci się robi.-zażartowałam dźgając ją w żebra.
-Ał! Ja Ci dam!-krzyknęła i zaczęła mnie gonić.
Zaczęłam się śmiać i potknęłam się o wystający korzeń. Wywaliłam się jak długa,a zaraz za mną Sam. Zaczęłyśmy płakać ze śmiechu i tarzać się po ziemi jak głupie.
W końcu wstałyśmy i zaczęłyśmy iść dalej, gadając o różnych rzeczach związanych z końmi, stajnią i rzeczach zupełnie przypadkowych.
-A co tam u Ciebie tak w ogóle? Słyszałam ploteczko że ty i Louis...

<Sam??>

Od Cary Do Luka

Do Luka; nie wiem, ale napisali że przyjadą po mnie o 18:00. A co?

Od Luka; a nic tak się pytam..

Do Luka; coś podejrzewam, zemstę? :o

Po moim ostatnim sms chłopak nie odpisał. Wsadziłam tylko telefon do kieszeni, i skierowałam się w stronę swojego pokoju. Wyjęłam średnią czarną walizkę, i zaczęłam pakować do niej różne potrzebne mi rzeczy. Wszystkiemu przyglądał się zdziwiony Bear, a po minie Vanera było widać że był on dosłownie zachwycony tymi wszystkimi rzeczami. Po paru godzinach męczenia się z tym wszystkim skończyłam się pakować. Zostało mi tylko przebrać się, tym razem wybrałam zwykłą białą bluzkę *krótki rękawek* a do tego niebieskie porwane jeansy. Robiło się co raz ciemniej, a tylko gdy sprawdziłem godzinę, aż się zdziwiłam była już prawie 15:36.

<Luke?>

Od Samanty Do Kamili

Zaśmiałam się. Kama zawsze wie jak poprawić mi humor. Zwolniłam do kłusa i najechałam na drągi.
-Jeszcze dziesięć minut i kończymy?
-No, dziś trzeba trochę odpocząć.
Weszłam w stęp i już zakańczałam tym dzisiejszą jazdę. Gdy wróciliśmy do stajni. Standardowo, rozsiodłanie oraz wypuszczenie koni na pastwisko. Pozamiatałyśmy główny korytarz. Poszłam uporządkować wszystko w siodlarni. Żele poodkładać do odpowiednich siadł. Popoprawiać ogłowia i takie duperele. Potem wróciłam do Kamili.
-Idziemy gdzieś na spacer?

<Kamila??>

poniedziałek, 4 lipca 2016

Od Luka Do Cary

Ja: Jak to? Po co?
Cara: Muszę, praca :/
Ja: Zazdroszczę w sumie, też bym się wyrwał stąd.
Cara: Jedź ze mną.
Ja: Nie mogę, muszę pilnować psa.
Ja: Poza tym miałaś rację, Kamila zabrała go do siebie.
Ja: Nie wybaczę Ci tego, bo nieźle mi się oberwało.
Cara: Haha, mogłeś pilnować czasu.
Cara: Przejdzie jej.
Ja: Ale to nie był mój pomysł, żeby wychodzić na jakąś górę.
Ja: Zobaczymy. Na razie jest dalej wściekła. I to na serio, bo była z kimś tam umówiona.
Cara: Pewnie ma okres XD
Ja: No nie wiem, z kim by się umawiała na noc? :')
Cara: Zazdrościsz? XD
Ja: Wal się. O której wyjeżdżasz?

<Cara?>

Od Cary Do Luka

Tylko jak wróciłam do domu, z ogródka wybiegł Bear a za nim Vander próbujący go jakoś wyprzedzić. Bear skoczył na mnie, przywracając przy tym szczeniaka. Ten od razu tylko wstał i zaczął szczęśliwie merdać ogonem.
-Chodzie do środka, bo chłodno już się zrobiło.- powiedziałam wchodząc do środka.
Tylko jak już każdy był w środku zamknęłam drzwi, i weszłam do salonu. Położyłam się na mojej białej sofie odrywając się kocem, i włączyłam telewizję. Spojrzałam na psiaki, które już widocznie skończyły jeść swoją kolację bo teraz leżały razem skulone w swoim dużym legowisku. Znów mój wzrok powędrował na telewizor, ale po chwili oglądania nie zbyt ciekawych programów zasnęłam.

~***~

Obudzić mnie mój telefon od którego co raz dobiegały dźwięki typu 'ding' leniwie wstałam z sofy, i podniosłam swój telefon z podłogi. Zaczęłam czytać wiadomości:

Od Managera; pobudka! pakuj się wyjeżdżamy na parę dni do Nowego Jorku. Przyjadą po ciebie o 18:00, a psami zajmie się Joana.
Na widok wiadomości cicho westchnęłam i skierowałam się do kuchni, a tam na mnie już czekał Bear i Vandy. Przywitałam się z psiakami głaszcząc je, a następnie wsypałam im karmę do miskę i wodę do innych. Po całym ogarnięciu siebie i mieszkania zabrałam się za pakowanie się. Nagle dostałam sms;
Od nieznajomy; A ty gdzie? Myślałem że już będziesz o 9?
Od razu przypomniało mi się że dałam swoj numer dla Luka.
Do Luka; Pakuje się. Wyjeżdżam na parę dni do NY ; /

<Luke? BRAK WENY XD>

Nowy jeździec!

''Nawet, jeśli spadniesz z konia, zawsze możesz wsiąść jeszcze raz'' 
Szczegóły wyglądu: Wzrost 1,75 m. Charakterystyczne rudo-czerwone włosy. Przekłute oba ucha, w tym jedno, prawe z dwoma dziurkami. Jasna cera. Niebieskie oczy przyozdobione długimi rzęsami. Szczupła sylwetka. 
Imię: Mandy
Pseudonim: Man, Ruda
Nazwisko: Greese
Głos: Azzja 
Wiek: 17 lat
Urodziny: 9.07.
Płeć: kobieta
Rodzina: Angelina Rigg- macocha
Robert Greese- ojciec
Nelly Greese- siostra (młodsza, 8 lat)
Charakter: Mandy była, tak, była radosną, otwartą i towarzyską dziewczyną. Wszystko zmieniło się po wypadku jej matki. Obecnie przez to, co przeżyła jest raczej osobą nieśmiałą i bojaźliwą. Odzywa się jedynie do tych, których zna, w innym przypadku jest nieufna. Jej pozytywną cechą jest wrażliwość. Nie umie patrzeć na czyjeś cierpienie. Potrafi komuś pomóc w trudnej chwili.
Tatuaże:
 
Ulubiony koń: Hikari
Partner: na chwilę obecną nie posiada
Dzieci: -
Historia rodziny: Kiedy Mandy miała 13 lat, jej matka zginęła w wypadku samochodowym. Dziewczyna bardzo to przeżyła, jednak w trudnych chwilach pomagał jej ojciec. Niedługo, bo zaledwie dwa lata po śmierci Claudii, Robert znalazł sobie ''inną''. Dziewczyna absolutnie jej nie akceptuje, ale musi z nią żyć.
Zwierzaki: pies Fluffy
Umiejętności: średniozaawansowany
Inne: - uwielbia słuchać muzyki, to ją relaksuje 
- jej ulubionym napojem jest Sprite
- ma pełne zaufanie do koni 
- nie boi się wyzwań
- poza końmi interesuje się też psami
Kontakt: Admete- doggi game
Inne zdjęcia: Link do strony pochodzenia zdjęć: >KLIK< POTRZEBNE LINKI DO RESZTY

Od Samanty Do Josh'a

Zaczerwieniłam się ze wstydu. Z porannej sytuacji.
-Jak się pewnie domyśliłeś... To ja wyczyściłam ją rano...A gdy zobaczyłam, że jedziesz odstąpiłam ją dla Ciebie.
-Zauważyłem.
-Ja już lepiej pójdę... Nie chcę się... No ten narzucać. Tak będzie bezpieczniej dla Ciebie...
Obróciłam się i bez obejrzenia się wyszłam ze szpitala. Jak dojechałam do domu była godzina około 20.

****W stajni****

Poszłam do Hi. Weszłam do niej po czym przytuliłam ją.
-Powinnam na zawsze zniknąć. Każdemu byłoby lepiej.
Po chwili dodałam.
-Jednak... Po co mam zwracać uwagę a kogoś? Żyję dla siebie. Nie potrzebuję nic.
Wyszczotkowałam Hikari i ubrałam jej ogłowie.
-Dziś odpoczniesz od siodła.


****2 tyg. potem****

Gdy schodziłam z placu z American Dream zobaczyłam jak w stajni stoi postać mężczyzny.~Ktoś nowy~ pierwsza myśl.
Weszłam do stajni a tam stał Josh,
-Cześć. - przywitałam się.
-O.. hej. - odpowiedział.
-Idę obejrzeć jak miewają się konie z fundacji. Idziesz ze mną? Najbardziej interesuje mnie Jutrzenka,

<Josh??>

Od Kamili Do Samanty

Wsiadłam na Jarvana, a Sam już na mnie czekała siedząc na naszym kochanym Sumku. Obie ruszyłyśmy na dużą, odkrytą ujeżdżalnię.
Trochę stępa i kłusa. Na placu stały już ustawione niskie przeszkody i drągi, więc zaczęłyśmy trochę na nich ćwiczyć. Sam oczywiście skakała, a ja na drągach rozciągałam Jarvana, ale potem sama zdecydowałam się coś skoczyć.
Oczywiście pierwsze skoki na farcie, ale za trzecim razem wybiło mnie i wylądowałam na szyi konia. Utrzymałam się i wróciłam w siodło, spojrzałam na Sam, która się ze mnie śmiała.
-Wiesz, że on teraz dobrze wyliczył?-powiedziała, zginając się wpół ze śmiechu.
-Cicho! Ja nie skaczę, zapomniałaś?!-wystawiłam język i najechałam jeszcze raz.
Jak na złość tym razem wyszłam przed konia. O co chodzi?! Wkurzona nawet nie zatrzymałam się po najeździe, tylko przegalopowałam całe koło i najechałam jeszcze raz. Z tego wszystkiego nie przypilnowałam konia i co prawda udało mi się pokonać przeszkodę... ale bez konia.
Usłyszałam, jak dziewczyna dusi się ze śmiechu. Wstałam i wróciłam po wałacha, który stał po drugiej stronie przeszkody i patrzył na mnie. Wsiadłam szybko i spojrzałam na przyjaciółkę.
-To wszystko przez to siodło!-powiedziałam udając obrażoną.
-Chcesz się zamienić?-spytała zagalopowując.
W odpowiedzi pokazałam jej środkowy palec i odjechałam, ćwiczyć figury.

<Sam??XD>

Od Kamili do Josh'a

Uśmiechnęłam się do chłopaka.
-A my się już znamy?-spytałam, nie za bardzo rozpoznając twarzy.
-Uhm, Josh.-powiedział wystawiając rękę.
Uścisnęłam ją dalej się uśmiechając. W drugiej ręce dalej trzymałam nowy wytok dla Nimfy.
-Kamila, miło poznać.-powiedziałam i odwiesiłam go na wieszak.-To mówisz że kiedy?
-Jutro.-odpowiedział szybko, ale pod nosem.
Pokiwałam głową i przemyślałam ofertę.
-A dokładniej, o której godzinie?
-Jakoś po południu.
-Muszę jeszcze sprawdzić w kalendarzu i wtedy dam Ci znać.-powiedziałam przyjaźnie i znowu spojrzałam na chłopaka.-Na razie muszę uciekać, bo weterynarz przyjeżdża żeby wykastrować ogiery fundacyjne. Zobaczymy się później. A i powiedz mi proszę dokładną godzinę, bo u mnie każda godzina się liczy.-zaśmiałam się i odeszłam.

<Josh?muszę znać godzinę i szczegóły, ale Kamila i tak się zgodzi, niezależnie od godziny, więc możesz tak napisać xd>

Od Luka Do Cary

-Dzięki i nawzajem.-powiedziałem i z powrotem zapatrzyłem się na krajobraz.
Siedzieliśmy tak chwilę, nic nie mówiąc, po prostu siedząc i patrząc. Wziąłem głęboki oddech i przechyliłem głowę na bok. Nie wiedziałem nawet kiedy, ale siedzieliśmy tak dwie godziny.
Gdy spojrzałem na zegarek od razu poderwałem się na równe nogi i spojrzałem na dziewczynę, która wystraszona odwzajemniła czyn.
-Co się stało?-spytała zaskoczona.
-Muszę już wracać, umówiłem się, że nie bezie mnie godzinę, a już siedzimy tutaj dwie. Odwieziesz mnie?
-A z kim się umawiałeś?
-Z Kamą, miała pilnować mi psa. Chodź, bo już pewnie jest zła, a tutaj nawet zasięgu nie ma.-powiedziałem i zacząłem ciągnąć dziewczynę.
Całą drogę próbowałem dodzwonić się do dziewczyny, ale nie odbierała telefonu, a gdy dotarliśmy na miejsce nie było ani jej, ani psa.
-Jasna cholera.-wydukałem pod nosem i po raz kolejny wybrałem numer Kamili. 2, 3, 4 sygnał, a ona dalej nie odbierała.
Ścisnąłem telefon w ręce, powstrzymując się od rzucenia nim o ziemię.
-Może zabrała ją do siebie?-zaproponowała Cara, ale mnie to w cale nie pocieszyło.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do siebie, oczywiście po pożegnaniu z dziewczyną.

<Cara?Nie wiedziałam, co odpisać xd>

Od Josh'a Do Kamili

Gdy wróciłem po pobycie ze szpitala pierwsze co, to pojechałem do stajni. Lekarz zabronił mi przez jakiś czas wsiadania na konia. Jednak długo tak nie wytrzymam. Poczekam kilka dni i potem znów dosiądę Hikari. Idąc w stronę stajni, wszedłem na internet i od razu moją uwagę przykuł pewien wpis. ,,Niedaleko miasteczka Flagstaff, w stanie Arizona, przez stepy przechodzi stado dzikich koni”. Już sam tytuł mnie zaciekawił. Zacząłem to bardziej zgłębiać. Miałem już plan. Jechać tam i je trochę pobserwować. Jednak samemu byłoby by trochę nudno, a z kimś to i by pogadać można było. Zacząłem myśleć, kogo mógłbym wziąć ze sobą. No cóż, może to będzie okazja do poznania kogoś nowego? Wszedłem do stajni, nieco się rozglądając. Wśród tylu jeźdźców moją uwagę przykuła fioletowo-włosa dziewczyna, nieco niższa ode mnie. Tylko jak tutaj zagadać, żeby nie zrobić z siebie dziwaka? Dobra. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem.
- Em, cześć. Widziałaś może wpis o stadzie dzikich koni niedaleko nas? Może… Miałabyś ochotę pojechać jutro ze mną i je poobserwować?- powiedziałem niemalże na jednym tchu- Oczywiście, jeśli masz czas- dodałem szybko.

<Kamila?>

Od Josha Do Sam

Czułem, że powoli się budzę. Gdy tylko otworzyłem oczy, oślepiło mnie jasne światło. Trochę się rozejrzałem. Te białe ściany rozpoznam wszędzie. Szpital, a jakże by inaczej. Czułem też czyjąś obecność tutaj. Sylwetki dwóch osób powoli stawały się wyraźniejsze. Po chwili rozpoznałem w nich jednego z lekarzy i… Samantę? Ale co ona tutaj robi? I jak dowiedziała się o wypadku. Mężczyzna coś tam pomamrotał, że muszę tutaj zostać dwa tygodnie i wyszedł. Zostałem z nią sam. Westchnąłem, patrząc na nią zmęczonymi oczami. O tamtego wypadku w klubie stała dziwna albo przynajmniej ja nie znałem jej od tej strony. Zmieniła się.
- Mam do ciebie prośbę…- zacząłem ni stąd ni z owąd.
- Tak?- spytała, z nutą nadziei w głosie, dało się to wyczuć.
- Dopóki nie wyjdę, zajmij się Hikari- powiedziałem już nieco ciszej.

<Samanta?>

Od Cary Do Luka

*powiedzmy że psy zostały z kimś w stajni/ lub są w domach.

-Okey.- powiedziałam i podniosłam głowę do góry.
Nagle zachciało mi się pojechać w jedno miejsce znajdujące się parę kilometrów z tąd, wyjęłam kluczyki z bluzy i zaczęłam iść w stronę mojego czarnego Land Rovera stojącego obok stajni. Odwróciłam się do tyłu aby dać znać dla Luka aby szedł za mną, tylko jak już byliśmy obok samochodu otworzyłam go i wsiadłam do środka z strony kierownicy.
-Wsiadaj.- powiedziałam patrząc na Luka przez szybę.
Jak już Luke był w środku, zapięłam pas i odpaliłam samochód. Wyjechałam na drogę, a przy następnym zakręcie skręciłam w lewo. Szczerze mówiąc jestem świetnym kierowcą, ale po minie Luka wiedziałam że następnym razem chyba się nie zgodzi na to abym kierowała.
-Gdzie jedziemy?- zapytał się patrząc przed siebie na drogę.
-Zobaczysz, ale na razie zostało nam 10 km.- odpowiedziałam, nie odwracając wzroku z drogi.
Czas szybko zleciał, a za nim dotarliśmy na miejsce zaczęło się robić trochę ciemno i chłodno. Ale niebo nadal utrzymywało swój niebieski kolor, ale tym razem mieszając go z czerwono-pomarańczowymi odcieniami. Wyszłam z samochodu, i od razu skierowałam się w stronę ścieżki zaczynającej się przy tabliczce z nazwą tego miejsca.
-Serio? Zabrałaś mnie w góry?- mruknął z nie zadowolona miną.
-Oj, tylko ten jedyny raz dla mnie.- powiedziałam błagalnym tonem.
-Uhh.- westchnął przewracając oczami.

~*~

Dookoła nas były różne rodzaje drzew, może dla tego że byliśmy w lesie. Ścieżka ciągnęła się niesamowicie długo, lecz po wyjściu z lasu byliśmy już prawie na miejscu. Było tam dość stromo, ale było warto podejmać troche ryzyka, aby ujrzeć to co właśnie teraz widzieliśmy przed sobą.

Nabrałam powietrza i odetchnęłam.
Zawsze tutaj przychodziłam jak coś było nie tak, lub po prostu aby odpocząć od codziennych obowiązków. Te świeże powietrze i widok na góry, jak i las tylko to umiało mnie tak uspokajać i relaksować. Mogłabym siedzieć tutaj przez cały dzień, i rozmyślać o różnych ważnych sprawach. Odetchnełam ponownie i uśmiechnęłam się sama do siebie. Usiadłam na trawie, i zaczęłam wsłuchiwać się w śpiew ptaków.
-Wreszcie mogę na chwile odetchnąć.- szepnęłam z zadowoleniem w głosie.
Odwróciłam wzrok na Luka który nadal stał obok mnie przyglądając się krajobrazowi. Nagle nasze oczy się spotkały wytwarzając kontakt wzrokowy. Mogłam dosłownie wyczuć jak koncik moich ust uniosił się tworząc przy tym szczery uśmiech. Chłopak tylko odwzajemnił gest, a następnie usiadł obok mnie.
-Wiesz nawet miło się spędza z tobą czas..- zaczęłam rozmowę aby nie zapadła całkowita cisza.

<Luke?>

Od Kamili Do Leona

Wciągnęłam chłopaka do środka i zaczęłam całować, kierując się w stronę mojego pokoju.

~~~~4 godziny później~~~~

Leżałam wtulona w chłopaka, który oplatał mnie swą ręką. Oczy powoli mi się zamykały, ale wbrew sobie wstałam z łóżka i zarzucając na siebie koszulkę chłopaka poszłam do łazienki i wzięłam zimny prysznic.
Po kilkudziesięciu minutach siedziałam już przed laptopem i pisałam pracę magisterską. To był mój ostatni rok medycyny sądowej i wiedziałam, że nie mogę jej zawalić tylko dlatego, że w końcu kogoś znalazłam. Tak czy inaczej to była prawdziwa męka wiedząc, że zamiast pisać to teraz, mogłam spać razem z Leonem na wygodnym łóżku...
Ale z drugiej strony powtarzać rok... nie mam wyjścia i koniec. Zrobiłam sobie kawę i wróciłam przed komputer. Napisałam kilka linijek i znowu wstałam, tłumacząc sobie przerwę tym, że muszę sprawdzić rozpiskę pacjentów na jutro, a w sumie to już na dzisiaj. Przetarłam oczy i popatrzyłam w kalendarz oprawiony sztuczną skórą. 
Chyba wszyscy się zmówili, bo jak na złość dzisiaj nikogo nie miałam, ale jutro siedem osób było zapisanych prawie godzina po godzinie. Jęknęłam cicho i spojrzałam na przygasający ekran komputera. Oparłam głowę o ręce i prawie zasnęłam, ale napisałam prawie do końca i ledwo żywa wróciłam do łóżka.
Zamknęłam oczy i prawie od razu usłyszałam budzik. Co prawda spałam 3 godziny, ale wydawały się jak sekundy.
-Mieliśmy się wyspać.-powiedział zaspanym głosem Leon.
-Ty śpij dalej, tylko ja biedna muszę wstać, bo za niecałą godzinę muszę przyjąć pacjenta.

<Leon??>

niedziela, 3 lipca 2016

Od Imagine Do Malwiny

Padało bardzo mocno, więc nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na teren. Z jednej strony, fajnie, będziemy skakać przez kałuże, kłody i tym podobne... A z drugiej całe zmokniemy... oczywiście, poszłam po mojego ulubieńca, Div'a. Poszłam po jego ekwipunek, a Malwina po cały w bieli ekwipunek Jarvan'a. Wyprowadziłyśmy konie do "myjki" bo uznałyśmy, że tam najlepiej będzie je "ubrać" w ekwipunek. Wyprowadziłyśmy konie ze stajni i wsiadłyśmy na stajenne wierzchowce. Poklepałam Div'a po szyi i ruszyłam kłusem. O dziwo koń nie tracił swego potencjału, nie bał się, że się zgubi. Przypadek? Być może. Wiedział, że Jarvan kłusuje tuż za nim, więc ruszył galopem.
- Wow, chłopaku, zwolnij! - uśmiechnęłam się, zwalniając konia do kłusa.
- Drób tego nie zniesie! XD - zaśmiała się Malwina, zapewne przypominając sobie reklamę Nju...
Heh. Zaczęłyśmy jak głupie się śmiać, chichotać i nie wiadomo, co jeszcze, a widać było, że nadciąga burza... Ale oczywiście my tego nie widziałyśmy. Nie zauważyłyśmy dokąd jedziemy. Nagle z wesołego nastroju wyrwał nas... grzmot. Zatrzymałyśmy momentalnie konie. Zaczęłyśmy się rozglądać. Drzewo... krzaczek... jakaś brzózka...
- Imagine... może już wrócimy? - zapytała lekko drżącym głosem Malwina.
- Pewnie... tylko którędy? - odpowiedziałam, odwracając się do Malwiny.
No i się zgubiłyśmy. Zaczęłyśmy jechać stępem, aż nagle... piorun uderzył w jakieś miejsce. Konie w tym samym czasie stanęły dęba i zaczęły gnać. Nagle przed nami... pojawiło się ni stąd ni zowąd drzewo. Wyrwane z korzeniami sobie leżało. Konie zerwały się. Czułam, jak Div napina mięśnie i... skacze. Nie przewidział tylko, że droga za kłodą jest cała w kamieniach i cierniach, których nie przeskoczy. Na ostrych kamieniach wyhamował i stanął dęba, a ja spadłam na nie. Malwina zatrzymała szybko jakimś cudem wierzchowca i zerwała się biegiem do mnie. Moja twarz, dłonie, uda, całe ciało, które było odkryte zaczęło krwawić. Z pomocą dziewczyny usiadłam. Wyciągnęła z torby, którą miała przez cały czas wodę mineralną i zaczęła obmywać mi twarz. Z trudem łapałam oddech. Nagle się rozglądnęłam. Usłyszałam strzał. Obok leżało... siodło z uzdą i czaprakiem. Jarvan stał tu, a Divek... Gdzie Divek? Pospiesznie wstałam i zaczęłam kuśtykać w stronę śladów kopyt. Zaczęłam nimi podążać i zauważyłam jakiegoś zarośniętego faceta. Trzymał strzelbę a obok leżał Div. Chciałam się wydrzeć, ale nie miałam siły. Dokuśtykałam do niego od tyłu i usłyszałam.
- Na rzeź wspaniały, żyje... będzie zarobek. - usłyszałam jak mruknął.
I nie wytrzymałam.
- Co sobie wyobrażasz?! Jak możesz?! Ty... Ty... Ty gnido! Ty potworze! Zostaw mojego konia! - wydarłam się, aż pobliskie kruki i wrony poleciały w niebo z drzew.
Malwina z Jarvan'em podeszła do mnie. Wtedy zobaczyła , co się stało. Facet stał osłupiały i odwrócił się do mnie.
- A bo co mi zrobi taka dziewczynka jak ty? - wytknął palec w moją stronę.
- Nie wiem. Może to?! - zmrużyłam oczy i złapałam go za gruby paluch.
Wykręciłam mu go, a przy tym całą rękę, a on uklęknął z bólu.
- Nie ma sezonu! Ty na konie polujesz wiedząc, że niedaleko jest stadnina! Byś myślał, ty zły człowieku, ty... potworze! Malwina, dzwoń po policję! Tak nie może być. - no i zadzwoniła.
Policja jakimś cudem nas znalazła, a ja zlazłam z faceta, na którym wcześniej siedziałam. Policjanci wzięli faceta na przesłuchanie, lecz jeszcze zadzwonili po weterynarza. Przyjechał i zabrał konia, a Malwina zadzwoniła do Sam. Powiedziała jej wszystko, a potem weterynarz pojechał z koniem do weterynarii. Wziął jeszcze Jarvan'a, by obejrzeć jego kopyta, czy nie poranił ich o ciernie i kamienie. Z policją pojechałyśmy na komisariat. Zaczęłam zeznawać tak, jak to było. Potem Malwina, a na koniec Janusz Kordaszewski* , czyli winny. Wsadzili go na dwa lata za nie polowanie na sezonie i bez pozwolenia i za poranienie czyjejś "własności". Wszystko dobrze się skończyło, a nazajutrz miałyśmy ja, Malwina, Sam i Kamila pojechać do weterynarza odebrać konie. Pojechałam jeszcze moim autem z Malwiną do szpitala, bo wdało mi się zakażenie. Jak najszybciej lekarz odkaził, bo nie zakaziło się na tyle, by trzeba było amputować moje kończyny. Dostałam bandaże i plastry, a potem pojechałyśmy z Malwiną pod wieczorem do mnie, do domu. Malwina zgodziła się u mnie nocować, tylko jeszcze zabrała z domu potrzebne rzeczy, takie jak chrupki, chipsy, piżamę... I chyba tyle. Ja robiłam popcorn, bo chciałyśmy obejrzeć jakiś film. Malwina włączyła telewizor, gdy robiłam nam kanapki w kuchni. Zawołała mnie na wiadomości w tej sprawie. Oglądałyśmy przez chwilę w ciszy.
<Malwina? B)) >
*Imię i nazwisko jest przypadkowe!

Od Malwiny Do Louisa

Wprowadziłam psy. Nakarmiłam je, a potem poszłam poćwiczyć z Idaho.-Siad-zakomenderowałam.
Szczeniaczek przekrzywił łebek, po czym położył się na plecach, czekając na pieszczoty.
-Siad-powtórzyłam.
Tym razem Idaho usiadł. Myślałam, że już koniec zmagań, ale po chwili położył się na brzuchu. Postanowiłam mu trochę pomóc. Przypięłam smycz i powtarzając ciągle komendę przycisnęłam jego zadek do ziemi. Po krótkich zmaganiach spaniel wykonywał dobrze moje polecenia. Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście minut miałam spotkać się w kawiarni z Louisem.
-Gdy wrócę powtórzymy to jeszcze -przestrzegłam psa na odchodnym.
Włożyłam legginsy w "zeberkę" i bluzkę z koniem. Sukienki i spódniczki były zupełnie nie w moim typie. Wsiadłam szybko do mojego forda i ruszyłam do kawiarni. Przy stołku siedział już Louis. Kurdę, pięć minut spóźnienia.
<Louis?>

Od Lucy

Przetarłam oczy zmęczona. Byłam tak nie wyspana, że najlepiej bym spała do południa, nie miałam pojęcia co sprawiło u mnie senność, ale musiałam jak najszybciej wstać. W końcu jako wolontariuszka muszę pomagać Bezie, a klacz już pewnie na mnie czekała.
Wstałam i jeszcze raz ziewając przebrałam się w strój codzienny. Oczywiście w coś lekkiego, nadającego się i do jazdy i do normalnych przechadzek czy sprzątania. Legginsy, bluzka z flagą U.S.A i jakąś tam bluzę, to wszystko.
Po zjedzeniu bułki z serem i wypiciu soku, od razu udałam się na pastwisko. Jak można było się domyśleć klacz już tam na mnie czekała.
-No co mała. Yghym... Jak widzę już nam nie czekasz. - Powiedziałam na powitanie i ostrożnie, a także spokojnie stanęłam przy pastwisku, żeby obserwować kobyłę. Beza spokojnie skubała sobie sianko, w miejscu, gdzie nie biegały żadne konie. Uśmiechnęłam się delikatnie i weszłam na pastwisko. Ostrożnie zaczęłam zbliżać się do klaczy, niczego się nie przestraszyła, ale... Jak ją dotknęłam od razu ode mnie uciekła.

C.D.N

Od Pawła Do Patrycji

Poklepałem. Sekreta po grzbiecie.
-No malutki, przydałoby ci się trochę ruchu -powiedziałem.
Wyczyściłem go i osiodłałem. Wprowadziłem go przed stajnię i dosiadłem go. Ruszyłem stępem. Po kilometrze przyspieszyłem do kłusa. Gdy koń przeszedł do szybszego chodu na mój nos spadła pierwsza kropla deszczu. Po piętnastu minutach rozpadało się na dobre. Było dosyć ślisko więc postanowiłem nie galopować. Gdy jednak zobaczyłem powalone drzewo zmieniłem zdanie. Przyspieszyłem do galopu i skierowałem się na przeszkodę. Nagle zauważyłem, że o pień ktoś się opiera. Gwałtownie skręciłem jednocześnie hamując Sekreta. Prawie się przewrócił na śliskim podłożu. Pojechałem kłusem do pnia. Zobaczyłem dziewczynę.
-Pati? -zapytałem z niedowierzaniem.
-Jak widzisz to ja -odpowiedziała równie zaskoczona z mojego przybycia.
-Co się stało, że wylądowałaś na ziemi?- zadałem pytanie.
Patka opowiedziała mi całą historię. Zdziwiłem się, że Esemplare skoczył gdy Patrycja mu nie kazała. Zszedłem z konia i pomogłem Pati wsiąść, a potem sam wsiadłem.
-Trzymaj się mocno!-krzyknąłem i zacząłem galopować. Kilka kilometrów dalej pasł się Esem. Patrycja przesiadła się na większego wierzchowca. Ruszyliśmy kłusem do stajni.
<Pati?>

Od Malwiny Do Imagine

Wsiadłyśmy do samochodu. Powietrze było ciężkie, a upał nieznośny. Przynajmniej dla mnie. Dwadzieścia stopni to według mnie Afryka. Było duszno więc otworzyłam okno. Nagle na samochód spadły pierwsze krople deszczu, który w końcu przerodził się w ulewę. Wiedziałam, że tak będzie. W końcu dojechałyśmy do stajni. Wysiadłam z auta i wprowadziłam Jutrzenkę i przeprowadziłam ja tam gdzie kazały Kamila i Sam. Po chwili wróciłam do Imagine.
-Co powiesz na teren?-zapytałam.
-Ty się pytasz? Oczywiście, że tak! -powiedziała.
-Ja biorę Jarvana.-poinformowałam.
<Imagine?>

Od Leona Do Kamili

Wróciłem do domu trochę później niż miałem. Jako że to był mój pierwszy dzień pracy, jako ochroniarz w jednym z bogatszych domów, miałem niezłe przeszkolenie. To zrób, tego nie zrób. Rzygać mi się chciało, ale przynajmniej będzie kasa nie? Gdy podszedłem do drzwi zobaczyłem kartkę od Kamili. Uśmiechnąłem się, i wszedłem do domu. Zadzwoniłem do Marcela, i poprosiłem aby zajął się psami. Wytłumaczyłem mu to pracą, nie musi wiedzieć że mam dziewczynę. Po godzinie chłopak przyjechał, a ja ruszyłem do Kamy. Po pół godziny, zapukałem do jej drzwi.
-Witam, bardzo. Jestem i odpowiadam na zaproszenie -zaśmiałem się, gdy dziewczyna otworzyła drzwi.
<Kama?>

Od Kamili Do Leona

Pokręciłam głową i wsiadłam do samochodu powoli.
-One to zrobiły specjalnie.-powiedziałam z udawaną powagą.
Leo zaśmiał się i położył rękę na moim udzie. Odpalił silnik i ruszyliśmy w stronę mojego domu. W stajnie nie było dużo do roboty, więc założyłam białą, krótką sukienkę i bordowe Vans'y.
W stajni nie było jeszcze dużo osób, ale dało się słyszeć gdzie nie gdzie jakieś rozmowy. Nakarmiłam konie, spryskałam większość sprayem na owady. Uratowanym zrobiłam wcierki i niektóre wzięłam na bieżnię, żeby rozruszały mięśnie.
Dom Leo nie był daleko, więc poszłam tam na nogach, żeby zabrać samochód. Wyciągnęłam z torebki mały notes i długopis i nabazgrałam na szybko na kartce "Przychodzisz dzisiaj do mnie? Zostaw komuś psy, u mnie przynajmniej się wyśpimy. Kocham Cię, Kama", położyłam ją przed drzwiami wejściowymi i wróciłam do domu.
Poszłam pobiegać i wzięłam szybki prysznic. Włączyłam telewizor i czekałam na telefon od Leona.

<Leo??>

Od Leona Do Kamili

Stłumiłem śmiech, szybko podniosłem dziewczynę i wypuściłem psy do ogrodu. Jako ze dom był spory, ogród też więc mogły się wylatać. Wróciłem do Kamili i oparłem się o futrynę drzwi. Byłem już ubrany w czarną bluzę, biały podkoszulek, ciemne jeansy i białe adidasy. Włosy miałem w zwyczajnym nieładzie. Kamila spiorunowała mnie wzrokiem, a ja nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.
-Z czego się śmiejesz? -zapytała lekko rozgniewana.
-Z ciebie, a z kogo innego? -powiedziałem jednak widząc, że się obraziła podszedłem i przytuliłem ją. Po chwili wtuliła się we mnie, a gdy odsunąłem się od niej obejrzałem ją.
-Ok, zbieraj się. Zabiorę cię do domu, musisz się przebrać -powiedziałem z wyraźnym uśmiechem. Dziewczyna zmrużyła oczy, jednak też się uśmiechnęła. Wpuściłem psy, napełniłem miski i wyszliśmy z domu.
<Kama?>

Od Kamili Do Leona

Popatrzyłam na niego, ale nie mogłam się kłócić, w końcu to ja śpię u niego.
Położyłam się grzecznie a chłopak położył się obok mnie. Wzięłam jedną jego rękę i położyłam ją na swojej talii, wtulając się plecami w chłopaka. Słysząc oddech drugiej osoby od razu moje oczy się zamknęły i zasnęłam prawie od razu.
Obudziło mnie dopiero szczekanie psów.
-Nieee...-jęknęłam i położyłam sobie na głowie poduszkę.
-Taaak!-zaśmiał się chłopak i wyrwał mi ją z rąk.
Całkiem zapomniałam, że nie jestem u siebie. W sumie, skąd u mnie wzięłyby się psy?
-Możesz je wyciszyć, czy coś...-wystękałam i przewróciłam się na plecy.
Chłopak opierał się na ramieniu i patrzyła na mnie. Po chwili sam zaczął szczekać i śmiać się ze mnie, kiedy przewróciłam zirytowana oczami.
-Kto rano wstaje...
-Temu później chce się spać.-skończyłam z uśmiechem na ustach i z powrotem wyciągnęłam się na łóżko.
Chłopak zniknął za drzwiami, psy się uciszyły, a ja znowu zasnęłam.
-Śniadanie dla Śpiącej Królewny.-usłyszałam Leona.
W rękach trzymał tacę z jajecznicą, tostami i sokiem pomarańczowym. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i przyjęłam tacę. Zjadłam śniadanie i postawiłam wszystko na szafce obok.
-Jak ja się za to wszystko tobie odwdzięczę?
-No ja nie wiem.-zaśmiał się i popatrzył mi w oczy.
Pochyliłam się do przodu i pocałowałam chłopaka. Nie zauważyłam nawet kiedy wylądowałam na jego kolanach, ale wtedy psy postanowiły wtargnąć do jego pokoju.
Usłyszałam szczeknięcie i podskoczyłam, przerażona, spadając przy okazji z łóżka.

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

Zaśmiałem się cicho, słyszałem jak Reus warczy na Barry'ego. Zawołałem psa, a ten przybiegł merdając ogonem.
-Do siebie, knypku -powiedziałem a pies położył się w legowisku przy szafie.
Zamknąłem drzwi, a Kamila spojrzała na mnie zaskoczona.
-Inaczej Reus, tu przyjdzie i zacznie gnębić Berry''ego.
Pokiwała głową, wziąłem pilota i wcisnąłem jeden z przycisków. Światło w całym domu oprócz mojego pokoju zgasło.
-Kładź się, zaraz wracam -podszedłem do jednych z drzwi i wszedłem do ogromnej łazienki. Zmieniłem opatrunek (Tak miałem nową ranę na ręce) i wróciłem do Kamili. Dziewczyna spojrzała przestraszona na moją rękę, a gdy usiadłem obok niej na łóżku dotknęła opatrunku.
-Co ci się stało? -zapytała
-Powiem ci rano, teraz śpij bo za niecałe cztery godziny usłyszysz psi koncert pod tytułem "Kto głośniej szczeka"
<Kama?>

Od Kamili Do Leona

-Hej mały.-przywitałam się i wystawiłam rękę, żeby mógł ją powąchać lepiej.
Pies prychnął i pobiegł do Reus'a.
-No cóż, chyba nie przypadłam mu do gustu.-zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka.
-Nie przepada za nowymi osobami.-powiedział i odwrócił się w kierunku psów.
Chwyciłam go za rękę i odwróciłam do siebie. Stanęłam na palcach i zaczęłam go całować. Na początku chłopak wydawał się zdziwiony, ale później objął mnie ręką.
Odsunęłam się od niego i pociągnęłam ze sobą do jego pokoju.
-Na pewno nie będę przeszkadzała?-spytałam przygryzając wargę.
-Nie, co ty.-powiedział chłopak lekko zmieszany i znowu poprawił włosy.
-No to chyba nie pozwolę Ci spać na kanapie.-powiedziałam i mrugnęłam do niego okiem.-Chyba że ja mam tam spać.

<Leo??>

sobota, 2 lipca 2016

Od Leona Do Kamili

Zaskoczony spojrzałem na dziewczynę. Otworzyłem szerzej drzwi, i machnąłem głową na znak aby weszła. Reus, podniósł łeb i warknął gdy dziewczyna stanęła w progu salonu.
-Reus, kretynie cicho. Jeśli mi Barry'ego obudzisz obaj lecicie na dwór -warknąłem, a pies znów się położył.
-Spokojnie, nie ugryzie. Nawet by się nie odważył gdy ja tu jestem -uśmiechnąłem się. Choć dziewczyna widziała mnie już bez koszuli teraz odwróciła wzrok. Tatuaże były widoczne w całej okazałości. Podszedłem do narożnika, i poklepałem miejsce obok siebie. Po chwilowym wahaniu dziewczyna podeszła i usiadła obok. Przejechałem dłonią po twarzy, włosy miałem w nieładzie, i byłem ospały.
-Nie boisz się trzymać Kaukaza w domu? Te psy są naprawdę niebezpieczne -powiedziała zerkając na Reusa, jednak po chwili dodała -A gdzie drugi? Mówiłeś że masz dwa.
-Bo mam, Barry leży u mnie w pokoju. Reus nie daje mu tu spać -wzruszyłem ramionami. Dziewczyna pokiwała głową, a ja uśmiechnąłem się.
-Możesz zostać, ale uważaj rano. Te psy są nieobliczalne i obudzą cię już o świcie. Ja tak zwykle wstaję. -spojrzałem na nią, a ta pokiwała głową.
-Dobra, to ja zaraz przyjdę -powiedziałem i wstałem, zostawiając Kamilę z Reusem, Po chwili wróciłem z kocem i poduszką.
-No to teraz, mam gdzie spać. A ty, chodź ze mną. Wpuszczę tu Barry'ego i musi cię powąchać. -Dziewczyna wstała i podeszła do mnie. Poszliśmy pod drzwi do mojej sypialni i otworzyłem drzwi, wybiegł z nich owczarek Podhalski i zaczął wąchać Kamilę.
<Kama?>

Od Kamili Do Leona

-I ty się jeszcze pytasz?-zaśmiałam się, ale łzy dalej spływały mi po policzkach.
Przytuliłam się do niego mocniej i wciągnęłam zapach jego perfum. Poczułam coś, czego nie czułam od czasów Ernesta. Poczułam się bezpieczna, kochana... na prawdę komuś bezpieczne.
Usiedliśmy przed ogniskiem. Nic nie mówiliśmy, ale nie musieliśmy. Leo obejmował mnie ramieniem i czułam się najszczęśliwszą osobą na świecie.
Po kilku godzinach chłopak odwiózł mnie do domu i z powrotem uderzyła we mnie podła rzeczywistość. Zdjęcia, pamiątki... wszystko mi go przypominało. Położyłam się do łóżka i przycisnęłam do siebie poduszkę. Starałam się zasnąć, ale mi to nie wychodziło.
Chwyciłam kluczyki do samochodu i ruszyłam. Nie byłam pewna gdzie jadę, po prostu jechałam. Nie ubrałam nic, oprócz czarnych Nike. Nie był to najlepszy outfit świata, ale nikt mnie przecież nie będzie widział.
Nie myślałam o niczym, więc dopiero po kilkunastu sekundach zorientowałam się, że jestem pod domem Leona.
Podbiegłam do drzwi i zaczęłam dzwonić dzwonkiem. Zaczęłam ocierać o siebie nogi z zimna (byłam w koszuli nocnej). Leo wyszedł po kilku próbach z widoczną złością w oczach.
-Hej, nie mogę spać. Mogę zostać na noc?

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

Uśmiechnąłem się pod nosem, i zbliżyłem swoje usta do jej ucha.
-Wiedziałem że to powiesz -zaśmiałem się cicho, na co dziewczyna zareagowała lekkim uderzeniem mnie w ramię, a potem znów się do mnie przytuliła. Po chwili odsunąłem ją od siebie i spojrzałem jej w oczy, mimo ogniska i pory roku było chłodno, a dziewczyna miała na sobie tylko koszulkę. Widziałem że jej zimno, zdjąłem swoją skórę i założyłem jej. Jej oczy szkliły się od łez, i wtedy powiedziałem coś, czego nigdy wcześniej nie mówiłem.
-Kamila, posłuchaj. Kurdę, nie wiem jak to powiedzieć, ale zmieniłaś mnie. Kiedyś byłem nieczuły na ludzkie uczucia, miałem gdzieś innych, byłem jak skała. Zamykałem się w swoim świecie, świecie pełnym związków na jeden dzień, układów z gangsterami, całe dnie jeździłem po mieście lub siedziałem z psami w domu przed telewizorem. Potem zacząłem przychodzić do Stajni, i wszystko się zmieniło. Rzuciłem gang w którym byłem, stałem się... zupełnie inny. Stałem się innym człowiekiem. I pierwszy raz poczułem to co czuję teraz.
-Czyli co? -zapytała dziewczyna, patrząc na mnie zaskoczona.
-Miłość, Kama. Miłość. Jako dziecko nigdy jej nie otrzymałem od rodziców, nie nauczyłem się kochać i myślałem że już się nie nauczę. Ale jednak. Więc mam do ciebie pytanie, bardzo ważne pytanie.
-Jakie? -dziewczyna spojrzała na mnie zaciekawiona.
-Kamila, czy zostaniesz moją dziewczyną? -zapytałem, i dopiero wtedy poczułem że zrobiłem to co powinienem.
<Kama?>

Od Luka Do Cary

-Co jest?-spytałem zdziwiony, ale dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.
-Nic.-powiedziała beztrosko i szła dalej.
Wróciłem oczami do drogi, którą szliśmy. Droga dłużyła się jeszcze bardziej niż poprzednio, bo nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem.
W końcu dotarliśmy do stajni. Cara włożyła wszystkie rzeczy do swojego samochodu, a ja stałem i głaskałem Summer.
Dziewczyna skończyła pakować wszystkie rzeczy i spojrzała na mnie. Wziąłem głęboki wdech i wydech i podszedłem do niej.
-Słuchaj... nie chcę, żebyś traktowała mnie jakoś inaczej po tym co Ci powiedziałem, okey?-spytałem i spojrzałem w oczy dziewczyny.
-Mhm.-mruknęła, patrząc dalej na mnie.
-Jesteś moją przyjaciółką i oprócz Ciebie nikt ze stajni tym nie wie...

<Cara??>

Od Cary Do Luka

Nie puszczając jego dłoni spojrzałam w jego oczy smutne oczy. Mogłam ujrzeć w nich smutek, i ból spodowany przez wspomnienia że przeszłości. Teraz ja musiałam go jakoś pocieszyć, więc bez zastanowienia się przytuliłam go.
-Przykro mi.- szepnęłam z współczuciem.
Luke tylko odsunął się ode mnie, i sztucznie uśmiechnął się. Nie umiałam jakoś zbytnio pocieszyć ludzi, a tym bardziej z nimi w takiej sytuacji rozmawiać. Chciałam jakoś przerwać tą ciszę więc spojrzała na Luka i powiedziałam;
-Chodź już będziemy się zbierać.- westchnęłam wyciągając swoją bluzę z plecaka.
Zrobiło się trochę zimno, więc szybko ubrałam się w ubrania i nałożyłam na siebie swój plecak. Zaczęliśmy iść, nadal nie rozmawiając ze sobą. Szliśmy tylko obok siebie, co raz zerkając czy wreszcie ktoś z nas odważył się na pierwszy krok. Jednak nic z tego, ale nawet nie rozmawiając ze sobą czułam się szczęśliwa. Nagle złapałam Luka za rękę, a on tylko spojrzał się na mnie zdziwionym wzrokiem.

<Luke? Brak weny>

Od Kamili Do Leona

Rozejrzałam się i nagle strach, złość, irytacja i moja ospałość zniknęło.
-Leon... to jest... piękne.-wyszeptałam ostanie słowo i zaczęłam podchodzić do ogniska.
-Podoba Ci się?
-Jak mogłoby mi się nie podobać?-spytałam i odwróciłam się do niego.
Podbiegłam i zarzuciłam mu ręce wokół szyi. Pocałowałam go i zaczęłam się przytulać. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam... płakać. Tak, nawet ja czasami nie wiem czemu coś robię. Zaczęłam pociągać nosem, a z moich oczu zaczęły cieknąć łzy.
Leon prawie ode mnie odskoczył i wziął moją twarz w dłonie.
-Co się stało?-spytał lekko przerażony.
W odpowiedzi pokręciłam głową i znowu starałam się przytulić, ale Leon nie odpuszczał.
-O co chodzi?
-Nic! Po prostu... nie wiem, patrz co mi zrobiłeś! Ryczę, a nawet nic się nie stało... to wszystko twoja wina.-dodałam, udając zdenerwowanie, ale głos dalej mi się łamał.
Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony.
-Ja po prostu... kocham Cię.

<Leon??>

Od Samanty Do Josh'a

Czemu? Czemu on tak zawsze reaguje. Włączyłam radio i zaczęłam słuchać. Leciały właśnie wiadomości.
-Czerwony pick-up na jednej drug jechał z zawrotną prędkością po czym wpadł na drzewo.
~Co za wariat pomyślałam ~ Słuchałam dalej.
-Niedaleko miasteczka Flagstaff w stanie Arizona.
Chwila, chwila. Czerwony pick-up, zawrotna prędkość.
-Josh!
Szybko wsiadłam na rower i pojechałam do domu. Kiedy biegłam odprowadzić rower wywaliłam ostrą glebę ścierając przy tym kolana. Boleśnie. Nie zwracałam uwagi na okropny ból. Żółciłam rower niedaleko klatki schodowej. Wbiegłam do domu.
-Biorę samochód. - byłam zapłakana.
-Sam?! Co?!
-Ważne.
Szybko wsiadłam i pojechałam w stronę najbliższego szpitala. Weszłam na oddział przyjęć.
-Dobry wieczór. - wytarłam bluzą oczy z łez, a by trochę nie wyglądać jak z horroru. - Gdzie leży Joshua Spidfire?
-Na drugim piętrze sama nr.3.
-Okay, dzięki.
Wbiegłam do windy i natychmiastowo wcisnęłam przycisk nr. 2.
Nie zauważyłam, że w widzie jechał już jakiś gostek. Stary pan. Wyglądał przerażająco na dodatek coś do siebie szeptał. Kiedy winda się zatrzymała ja z niej wybiegłam niczym Forest Camp. Poderłam od razu do sali nr.3. Zobaczyłam przez okno drzwi Josha. Cały był poobijany. Na ten widok poryczałam się. Szlochałam głośno nie zwracając na nic uwagi. Chłopak leżał nieprzytomny. Nie wiedziałam czy wejść.Miał pod okiem siniaka, pewnie od poduszki powietrznej. Weszłam do sali. Cały czas płakałam. Szłam wolno. Bardzo.
Nie chciałam już nie żyć. Miała dosyć. Dosyć życia. Samanta wielka optymistka nie chce żyć....Usiadłam na krześle obok łóżka.
-Josh.... Przepraszam.. - ryczałam.- B.. Bardzo przepraszam.
Chłopak nic. Przyszedł lekarz.
-Co z nim?
-Jest po ciężkim wstrząsie mózgu, na razie jest nieprzytomny, nie długo powinien się obudzić.


<Josh??>

Od Leona Do Kamili

-Nie bądź taka, bo cię tu zostawię -tak, moja wredność jeszcze się objawia, dziewczyna spojrzała na mnie wystraszona. Zwłaszcza że byliśmy w lesie, była noc, i nie było nic widać oprócz tego co oświetlał księżyc w pełni. Bez słowa wyszedłem z samochodu i podszedłem z drugiej strony, po czym otworzyłem drzwi Kamili. Wyszła po chwili wahania. Przed nami była ścieżka, ruszyłem w jej kierunku jednak nagle skręciłem w las a dziewczyna się zatrzymała.
-Że co?! Do lasu!? Zwariowałeś?! -krzyczała, a ja już lekko zirytowany podeszłam do niej i wziąłem ją na ręce. Pisnęła zaskoczona gdy ruszyłem w kierunku ściany drzew. Szliśmy już dobre piętnaście minut, tak właściwie to ja szedłem bo Kamila wciąż była przeze mnie niesiona, wiedziałem jednak że nie ucieknie. Nie było już widać czarnego BMW.
Przeskoczyłem przez pień powalonego drzewa, dziewczyna rozglądała się lekko wystraszona.
-jeśli coś mi zrobisz... to.... to cię znajdą! Każdy będzie mnie szukał! -krzyczała, a ja zamknąłem oczy.
-Spokojnie, nie jestem psycholem. Jeszcze nie -dwa ostatnie słowa powiedziałem nico mroczniejszym tonem, a dziewczyna zaczęła się szarpać. Dodałem -Uspokój się bo cię tu zakopie!
Zirytowałem się, tak szybko mogę się zirytować, ale to podziałało. Dziewczyna się uspokoiła. Usłyszałem wycie, uśmiechnąłem się pod nosem i zawyłem.
-Jeśli mi powiesz że jesteś Wilkołakiem... uciekam -powiedziała wystraszona. Ok, czy to straszenie jej było potrzebne? Nie. Czy zabawne? Tak. Nic nie mówiłem, bałem się że parsknę śmiechem.
Nagle przed nami zaczęło migać światło podobne do blasku dawnego przez ognisko, zmierzałem w tamtą stronę. Nagle znaleźliśmy się na ścieżce, drzewa po obu jej stronach były oświetlone przez lampki świąteczne, na ziemi leżały białe płytki, a ja postawiłem dziewczynę, i zawiązałem jej oczy. Szliśmy około pięciu minut, nagle znaleźliśmy się na polanie. Na jej środku było wielkie jezioro, na drzewach były lampki, a przy jeziorze ogromne ognisko. Efektu niezwykłości dodawał księżyc w pełni który prześwitywał przez korony drzew. Rozwiązałem bandanę i Kamila spojrzała na to miejsce.
<Kama? Leo potrafi zaskakiwać>

Obserwatorzy