czwartek, 30 czerwca 2016

Pierwsza interwencja zakończona!

Oficjalnie ogłaszam, że pierwsza interwencja naszej Fundacji Nimfy dobiegła końca! Oprócz fundacji dziękujemy również: Patrycji, Louisowi, Imagine, Pawłowi, Malwinie oraz dobroczyńcy, którego poznamy za niedługo, za uratowanie młodszej części koni, które miały iść na rzeź.
Dzięki wam Błysk, Maniek, Polisa, Lipzig, Maroko oraz Maja otrzymają drugie życie. Oprócz tego pod opiekę Fundacji trafiają Płomień, Beza, Holly, Mak oraz bezimienna jeszcze, małopolska klacz.
Jeszcze raz dziękujemy!
Właścicielki Stajni.

Od Patrycji do Kamili / Źrebaki

Od Patrycji do Kamili
Weszłam do stajni i wpadłam na Leona, chłopak wyglądał na poruszonego.
-Co jest? Masz dziwną minę -powiedziałam zaskoczona.
-Kama, zawiadomiła wszystkich że znalazła źrebaki o które nikt nie dba, szuka im domu. Trzeba tylko do niej zadzwonić.
-Ok, dzięki Leo -powiedziałam i wyjęłam telefon.
-Halo? Kama?
-Tak? O co chodzi Pati? -zapaytała
-Słyszałam że szukasz domu dla źrebaków, to prawda?
-Tak, a co? Chciałabyś jednego?
-W tej sprawie dzwonię, możesz wysłać mi ich zdjęcia?
-Jasne, poczekaj chwilę. -dziewczyna się rozłączyła a chwilę potem dostałam wiadomość z Zdjęciami i Imionami. Odpisałam jej.
-Ok, biorę Maję. Jaka szkoda że są na świecie tacy okropni ludzie. Zadzwoń gdy będzie można ją odebrać.
-Jasne, to jeszcze się zgadamy -odpisała.
-Jak nie jak tak? -napisałam i wysłałam jej jeszcze uśmieszek.
<Kama?>

Od Louisa Do Kamili / Źrebaki

Siedziałem, opierając się o drzewo przy lasku za moim domem. W rękach trzymałem gitarę. Grałem spokojną melodię, która wpadła mi do głowy. Nagle przerwało mi dzwonienie. Odłożyłem instrument i wyciągnąłem z kieszeni telefon. Odebrałem go.
- Halo? - zapytałem.
- Cześć. Tu Luke. Jest sprawa. Dzwoniła Kamila. Jest u handlarza. Jednak nie może wykupić wszystkich koni. Chce aby ktoś ze stajni w miarę możliwości wykupił któregoś. Jeżeli byłbyś zainteresowany to po więcej informacji dzwoń do niej.
- Okej. Dzięki za info – powiedziałem i rozłączyłem się.
Szybko zadzwoniłem do dziewczyny.
- Halo? - usłyszałem po chwili.
- Cześć. Tutaj Louis ze stajni. Dzwonił do mnie Luke. Chciałbym się dowiedzieć coś więcej o tym kupnie.
- Jestem właśnie z Sam u handlarza. On w ogóle nie da o konie. Może chciałbyś jakiegoś z koni, bo nie możemy niestety wszystkich wykupić? Nie będzie drogo. Maksymalnie 700♦.
- A mogłabyś przesłać mi ich zdjęcia? - zapytałem.
- Oczywiście.
- No to do zobaczenia.
- Cześć.
Po chwili dostałem zdjęcia wszystkich koni wraz z ich imionami i jakiej są rasy. Od razu zacząłem pisać wiadomość do dziewczyny.
Kamila: To już jest wszystko.
Ja: Dziękuję. Wziąłbym Lipzig.
Kamila: Okej. Dzięki, że pomogłeś. Nie chcę nawet myśleć co by się stało z nim jakby tu został.
Ja: Nie ma sprawy. Cieszę się, że mogłem jakoś pomóc. Wiesz może kiedy będzie przyjedzie?
Kamila: Jeszcze nie, ale jak tylko się dowiem to dam ci znać.
Ja: Okej. To wtedy też powiesz mi ile dokładnie mam za niego dać.
Ja: Do zobaczenia.
Kamila: Okej i pa.

<Kama?>

Od Malwiny Do Imagine

Budzik zadzwonił bardzo wcześnie. Chciałam ustawić drzemkę, ale przez przypadek go wyłączyłam. Zamiast o 6.00 obudziłam się o 9.00. A raczej obudził mnie New Jersey chodzący mi po klatce piersiowej. Wstałam pośpiesznie. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się. Zaopiekowałam się psami, a potem zjadłam śniadanie.
-No kochaniutkie, pora na spacer!-krzyknęłam.-Idaho, Wirginia, New Jersey. Do nogi!-zakomenderowałam.
Gdy wszystkie pieski do mnie przybiegły przypięłam im smycze. Zapakowałam je do auta i pojechałam do stajni
Po pięciu minutach byłam już w stajni i wyprowadziłam psy z auta. Na ujeżdżalni jeździła dziewczyna z tęczowymi włosami. Podeszłam do ogrodzeniu. Wykonywała na Divku skomplikowane ćwiczenia. Raz przeskoczyła przez przeszkodę. I to z dużym zapasem. Gdy się zatrzymała powiedziałam:
-Byłaś świetna!
-Dzięki- odpowiedziała.
Odprowadziła Divka do stajni i zaczęła go rozbierać.
-Jak masz na imię?-zapytałam.-Ja jestem Malwian.
-Imagine-odrzekła.
<Imagine?>

Od Imagine Do Kamili / Źrebaki

Dostałam telefon od Luke'a. Była szansa, że mogłabym otrzymać swego konia i pomóc mu. Miałam sporą sumkę, więc od razu zadzwoniłam do przedstawionej mi przez chłopaka dziewczyny. Zadzwowniłam na numer przez niego podany i odezwał się miły głos, ale w stresie i zdenerwowany.
- Cześć, wiem, nowa Imagine, kupujesz? - wysapała szybko.
- Tak, Maroko, poproszę tego ogiera. Stawiam 700♦.
- ...
<Kamilka? Sorky, że tak krótko, ale nie mam czasu, niedługo idę. :/>

Od Cary Do Luka

Od Cary do Luke
Tylko jak już byliśmy w samochodzie zrobiło się całkowicie ciemno, a całe niebo było pokryte różnych rozmiarów gwiazdami. Luke odpalił samochód i wyjechał na główną drogą.
-Podasz ulicę?
-Wanderstreet 31, na razie jedź prosto a następnie przy pierwszym zakręcie w lewo.- wytłumaczyłam.
Rozmawiając na temat różnych rzeczy nawet nie zauważyłam że jesteśmy już pod moim domem. Spojrzałam przez szybę, i w tym samym czasie wyjęłam klucze od mieszkania z kieszenią od bluzy. Następnie mój wzrok powędrował na Luke’a który w tym samym czasie też na mnie sę spojrzał.


-To..- zaczął nadal trzymając ręce na kierownicy.
-To do zobaczenia.- dokończyłam za niego zdanie, i przytuliłam go na pożegnanie.- Chyba umiesz pływać?- zapytalam się już stojąc na zewnątrz.
-Yhym, a co?
-Zobaczysz jutro.- odpowiedziałam i puściłam do niego oczko.

<Luke? Na szybko bo mecz idzie XD>

Od Pawła Do Kamili / Źrebaki

Zadzwonił telefon.
-Halo, Luke?
-Dzwoniła Kama. Kazała przekazać, że jest u handlarza i chce żeby ktoś wykupił źrebole. Jak chcesz wiedzieć coś więcej to do niej zadzwoń.
-Ok. Dzięki za informacje. To pa.
-Pa.
Rozłączyłem się. Jak najszybciej wysłałem sms-a do Kamili.
Ja: Hej.
Kama: Cześć.
Ja: Dzwonił Luke i mówił coś o źrebaczkach na sprzedaż.
Kama: Tak, handlarz wcale o nie nie dba. Chciałbyś jakiegoś?
Ja: A mogę zdjęcia? Oczywiście.
Kamila przesłała mi wszystkie zdjęcia.
Kama: No i jesteś zainteresowany.
Ja: Tak, tym tarantowatym.
Kama: To Błysk, ogierek NN.
Ja: Hmm...
Kama: No szybciej...
Ja: No dobra biorę.
Kama: Ok, załatwione.
Ja: Thx. Zadzwoń jak będzie do odbioru :) Pa.
Kama: Pa.
<Kama?>

Od Malwiny Do Kamy / Źrebaki

Zsiadłam z Hikari i poklepałam ją po szyi.
-No mała, dzisiaj się spisałaś -powiedziałam.
Odprowadziłam ją do boksu i rozsiodłałam. Zaniosłam sprzęt do siodlarni. Gdy wracałam zadzwonił telefon. Dzwoniła Kamila
-Halo, cześć Kamila. O co chodzi?-powiedziałam.
-Cześć, Malwina. Byłam z Sam u handlarza koni. Warunki jak dla świń. Koni jest za dużo i nie możemy wszystkich zabrać. Chciałabyś jednego źrebaczka? Nie wyjdzie drogo, max 700♦.
-Prześlesz mi zdjęcia?
-Oczywiście.
-To do zobaczenia.
-Pa.
Po kwadransie na telefonie miałam już wszystkie fotki.
Kamila: To wszystko.
Ja: Dzięki.
Ja: Chciałabym Mańka.
Kamila:Ok. Dzięki, że wzięłaś. Te konie by się tutaj zmarnowały.
Ja: To ja dziękuję. Cieszę się że pomogłam. Kiedy przyjedzie?
Kamila: Nie wiem, ale dam znać jak się dowiem.
Ja:Muszę kończyć. Papatki. :)
Kamila: Pa.
<Kama?>

Od Kamili Do Sam

-Sam, robimy tak. Bierzemy tą wychudzoną i starsze. Ty idź zapłać, negocjuj, zapakuj do przyczepy, a ja zadzwonię do naszych jeźdźców, może oni nam pomogą.
-Dobra, niech będzie.-powiedziała i prawie pobiegła do sprzedawcy, a ja wzięłam telefon i zadzwoniłam do Luka.
-Luke, jest sprawa. Jesteśmy u tego handlarza, ale nie możemy wziąć wszystkich koni. Możesz się zapytać, czy ktoś od nas ze stajni nie chcę młodzika? Nie wyjdzie drogo, max 700♦. Proszę, niech dzwonią do mnie, jeśli ktoś będzie kupował.

Jeźdźcy, jeśli chcecie któregoś ze źrebaków, kończcie to opko. Opiszcie jak dzwonicie i w ogóle. Czas jest tylko do dzisiaj, do końca dnia!

<Sam?Ile płacimy??>

Od Josh'a Do Samanty

Westchnąłem cicho.
- Dobra. Niech ci będzie- wypuściłem powietrze nosem.
Przez chwilę dostrzegłem w jej oczach coś w stylu ucieszenia, że zgodziłem się porozmawiać, ale szybko to ukryła i nieco zgasiła swoją ekscytację.
- Dlaczego tak nagle zacząłeś mnie ignorować? Myślałam, że się lubimy- zadarła głowę.
- Ignorować? Przez tamto, co się stało. Dobrze wiesz, co. A co do lubienia, to tylko to. Nic więcej, a ja mam wrażenie, że ty czujesz coś więcej, niż tylko lubienie. Nie szukam nikogo. Przynajmniej na razie, więc teraz to ja cię proszę. Nie rób sobie nadzieji. Życie nie jest idealne i usłane różami. Wiele w życiu już przeszedłem, wiele widziałem, wiele wiem. A jedną z tych rzeczy jest wiedza, że nic nie jest piękne na długo. Jeśli chcesz, okej, możemy rozmawiać. Jednak to nie będzie nic więcej niż relacja kolega - koleżanka- wyjaśniłem.
Spodziewałem się wielu rzeczy po niej. Założyłem klaczy kantar, który wisiał na drzwiach boksu i wyprowadziłem przed stajnię, następnie kierując się w stronę pastwiska, gdzie wypuściłem Hikari. Ta pognała od razu do innych koni. Oparłem się rękami o ogrodzenie, obserwując ją.

<Samanta?>

Od Samanty Do Kamili

-On mi chciał opchać krowy!
Kamila zrobiła zdziwioną minę.
-I one również nie wyglądały najlepiej
-To koszmar co tu się dzieję. - stwierdziła.
-Tą wychudzoną na pewno bierzemy.
-I tego małego.
-Kama... nie wiem... Chciałabym każdego kupić. Biedaki.
To był obraz nędzy i rozpaczy. Co tu się dzieje przechodzi ludzkie pojęcie.
-Sam... Musimy się zdecydować.
-Kamila! ale ja nie wiem!
Miałam łzy w oczach. Co te zwierzęta ludziom zrobiły, że na to zasłużyły. Nie powinno to być.
-Kamila ty zdecyduj ja nie umiem wybrać życia.


<Kamila??>

Od Luka Do Cary

-Okey... dzięki.-zaśmiałem się.
Chwyciłem koszyk i zacząłem iść w stronę domu, machając na dziewczynę, żeby poszła za mną. Gdy tylko weszliśmy do domu złapałem za blender do którego wrzuciłem truskawki, zamrożone maliny oraz wiśnie, a do tego nasiona chia i trochę rukoli.
Zblendowałem wszystko i nalałem do dwóch szklanek. Jedną podałem Carze, a drugą wziąłem dla siebie.
Z powrotem wróciliśmy do ogrodu i oglądaliśmy jak powoli zachodzi słońce. Zerknąłem na Carę, która zaczęła pocierać ręce z zimna.
-Masz.-powiedziałem podając jej bluzę.
Uśmiechnęła się do mnie i szybko owinęła w bluzę. Zebrałem trochę drewna i rozpaliłem ognisko na tarasie i usiedliśmy wpatrując się w ogień.
W końcu zrobiło się całkowicie ciemno, a nam skończyły się tematy do rozmów.
-Odwiozę Cię do domu.-zaproponowałem.-Bluzę możesz zatrzymać. Mam jeszcze kilka takich.-zaśmiałem się, wstając.

<Cara??>

Od Samanty Do Josh'a

Zamówiłam paszy oraz kilka niezbędnych rzeczy, takich jak nowe wodze dla Gametki, ponieważ ostatnio jak dziewczynka na niej jeździła zostawiła spuszczone i kucyk na nie ustał przerywając je tym. Zamówienia złożone. Postanowiłam wrócić do stajni i po karmić konie. Gdy weszłam chciałam zrobić odwrót, ale było już za późno dostrzegł mnie. Musiałam udawać, że to zajście mnie nie ruszyło i wykonywać swoje obowiązki. Napełniłam swoje wiaderko paszą i zaczęłam rozdzielać według rozpiski dla poniektórych koni. Przyszło mi iść wsypać jedzenie do żłobu Hikari. Spokojnie, dasz radę Sam. Dasz radę. Podeszłam i przez otwór zaczęłam wsypywać ziarno. Myślałam, że zejdę. Wsypałam i szybko zabrałam rękę odchodząc aby odłożyć wiaderko i miarkę. Pootwierałam wszystkie boksy i poszłam w kierunku pola na którym pasły się konie. Pozagradzałam inne drogi zostawiając jedynie tą do stajni. Weszłam na pole, a konie wiedziały o co mi chodzi i szły w moim kierunku. Poszłam na sam koniec pola po resztę. Wszystkie posłusznie szły już drogą. Gdy weszłam do stajni każdy stał już w swoim boksie, a Josh'a nie było.... Kurna....Chciałabym z nim normalnie porozmawiać, a on Co?! Ignoruje mnie i odpycha. Dobra ja też teraz go będę ignorować.... Co ja myślę, przecież ja nie dam rady. Jestem za miękka. Czas się ogarnąć a nie tylko rozpaczać.

****Godzina później****

Właśnie znów wtulałam się w moją poduszkę i płakałam. Kurna co ja robię ze swoim życiem. Miałam miałam się już ogarnąć. Wstałam zmyłam to co pozostało z mojego makijażu i ubrałam się w bluzę i legginsy. W ganku wzięłam smycz Hati i podpięłam pod obrożę. Wyszłam do parku... Jak zawsze. Gdy wróciłam ogarnęłam się i poszłam wstać.

**** Następnego dnia - już w stajni****

Byłam w biurze rozwiązać sprawę z przerwanym ogrodzeniem. Dziewczyna zawiadomiła mnie w niegrzeczny sposób, że nie ma zamiaru nawet na to spojrzeć. Niestety ujęła to w inne słowa. Bardzo nie miłe słowa. Cóż niektórzy ludzie już tak mają. Gdy wstałam i na kierunek objęłam stajnię, zobaczyłam dobrze znany mi samochód... Samochód Joshua'ny. Musiałam podejść do niego. Szybkim krokiem wyszłam z budynku administracji i pokierowałam się do stajni. Pewnie będzie przy Hi więc będzie łato. Jak myślałam tak było. Josh stał przy boksie Hikari. Podeszłam do niego i oparłam się o boks. Nie zwracał na mnie uwagi.
-Cześć. - przywitałam się.
-Cześć. - powiedział cicho.
Staliśmy tak. On głaskał Hi, a ja patrzyłam się na niego.
-Josh... Proszę porozmawiajmy.. Chcę wiedzieć czemu mnie tak ignorujesz.... Czemu mnie tak traktujesz. Z dnia na dzień... Nie przepraszam z godzin na godzinę, zacząłeś mnie inaczej traktować. Jak wroga. Jak jakąś nieznajomą. Odrzuciła mnie rodzina, a teraz odrzucasz mnie ty... To nie jest fajne. To jest bolesne. Bardzo. Przecież możemy porozmawiać.

<Josh??>

Od Kamili Do Samanty

-Nie daleko naszego miasta, możemy tam pojechać choćby teraz. Zdążymy przed wieczornymi jazdami.
-Ok, skoro tak mówisz.-powiedziała i wsiadła do samochodu.
Jazda zajęła nam niecałe pół godziny. Podjechałyśmy po nieduże 'gospodarstwo'. Mały wybieg, dwie szopy i coś, co miało przypominać ujeżdżalnię.
-Masakra.-wyszeptałam do dziewczyny, która była tak samo zniesmaczona jak ja.
-Dzień dobry, to pani dzisiaj dzwoniła.-usłyszałam męski głos i moim oczom ukazał się niewysoki, dość gruby mężczyzna. Uśmiechał się przyjaźnie, ale nie wyglądał n zbyt miłego gościa.
-Tak, Kamila, przyjechałyśmy obejrzeć konie.-odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
Facet zaprowadził nas do jednej z 'stajni'. Warunki były okropne, baksy bardzo małe, a ściółka nie była wymieniania przez co najmniej dwa tygodnie.
Gdy mężczyzna zobaczył nasze miny od razu zaproponował, że wyprowadzi konie na zewnątrz, żeby można je było lepiej oglądnąć.
Przystałyśmy na tą propozycję i po chwili na pastwisku ukazało się kilka koni. Facet podszedł do nas i zaczął wskazywać palcem na poszczególne z nich i tak oto poznałyśmy
ogier ardeński - Płomień

Beza - klacz polski koń zimnokrwisty

Błysk - wałach nn

Holly - klacz polski koń zimnokrwisty
Holly1.07.2013.jpg
Mak - ogier polski koń zimnokrwisty

Maniek - ogierek huculski

Polisa - klacz szetland oraz Lipzig - ogierek nn

Maroko (po lewej) i Maja (po prawej) - konie belgijskie

Klacz małopolska, nie mająca imienia

Gdy zobaczyłam wychudzoną klacz od razu puściły mi nerwy. Zarazem byłam smutna i rozzłoszczona. Podczas gdy ja zostałam na pastwisku, oglądając konie, Sam poszła do drugiej stajni z handlowcem.
Po około pół godzinie wróciła i od razu podeszła do mnie.
-I co? Co tam widziałaś? Wiesz, że nie możemy zabrać wszystkich...

<Sam??Co zobaczyłaś, które ratujemy??>

Od Imagine Do Samanty

Wysiadłam z srebrnego Combi i ruszyłam w stronę Stajni Nimfy. Zapisałam się już. Ruszyłam od razu do stajni. Spojrzałam na padok. Ujrzałam najpiękniejszego konia, którego mogłam sobie wyobrazić. Czekoladowy wałach z wdziękiem kłusował po pastwisku. Zapytałam dziewczynę, która przedstawiła mi się jako Samanta. Zapytałam ją o tego konia.
- To Star of the Day. Ale nie polecam... No, chyba, że jesteś co najmniej średniozaawansowana. - mruknęła, uśmiechając się.
- Zgadza się! Czy mogę go osiodłać i pojeździć chwilę na ujeżdżalni? - zapytałam układając wargę w podkówkę i patrząc z rozbawieniem i małą nadzieją na dziewczynę.
- No dobra... ale jeżeli spadniesz, to nie moja wina... robisz to na własną odpowiedzialność. - zaczęła udawać poważny ton i parsknęła śmiechem.
- Tak jest! - zawołałam uśmiechając się.
- Tam jest jego sprzęt. - powiedziała dziewczyna, wskazując palcem komplet w siodlarni.
Poszłam po niego i jeszcze po lonżę konia. Odłożyłam sprzęt na trawie obok padoku, a dziewczyny już nie było. Bo... uganiała się za koniem. XD Nie mogła go złapać, bo uciekał. Wreszcie usiadła na trawie i zaczęła ją rwać. Dyszała ciężko. Przeskoczyłam płot i podbiegłam do Samanty z lonżą.
- Teraz moja kolej. - zaśmiałam się i podeszłam do skubiącego trawę wałacha.
On uciekł. Zaczął biec dalej, a ja pobiegłam na ukos, tym samym doganiając go. Szybko zapięłam mu lonżę na kantar i odniosłam "sukces". Podeszłam z koniem do Samanty. Dziewczyna wstała i pogładziła go po pysku. Potem gdzieś zniknęła. Zaprowadziłam konia na zewnątrz padoku. Przywiązałam go do słupa i zaczęłam szczotkować. Później założyłam uzdę. Potem czaprak i na koniec siodło, które za chwilę zapięłam. Zaprowadziłam wałacha na ujeżdżalnie. Pewnie złapałam się siodła i wsiadłam na niego. On prychnął i zarzucił łbem.
- Spokojnie. - pogładziłam go po szyi i rozglądnęłam się
Nikogo nie było. Najpierw ruszyłam koniem kłusem. Potem, gdy rozpędziliśmy się do galopu, wykonałam komendę zmienienia nogi w galopie. Koń wykonał ją bez większego problemu! Poklepałam go po szyi, po czym skoczyliśmy. To było piękne. Szybowaliśmy nad przeszkodą jakieś... pięć sekund? Koń skoczył naprawdę wysoko, więc gdy z powrotem znalazł się na ziemi, zachwiał się lekko, ale pobiegł dalej. Zatrzymałam go. Potem zaczęliśmy jechać kłusem i koń wykonał piękną lewadę jak koń andaluzyjski i piaff. Zatrzymałam konia i usłyszałam lekkie i ciche klaskanie.
- No, proszę. - zeskoczyłam z konia i odwróciłam się. Złapałam go za wodze i zauważyłam Sam. - Dobrze sobie radzisz.
- Dzięki... - odparłam z uśmiechem, podchodząc z Divem do Samanty.
<Samy? B))>

Nowy Jeździec!


"Forget regret or life is yours to miss"
Szczegóły wyglądu: Xavier mierzy sobie nieco ponad metr osiemdziesiąt. Szczupły, ale w normie wagowej względem wzrostu. Jego karnacja jest o kilka tonów ciemniejsza niż u większości osób, co wygląda, jakby Xavier właśnie wrócił z wakacji na pełnym słońcu. Głęboko brązowe, wręcz czarne oczy zawsze błyszczą, emanują energią. Jego włosy są mają podobny odcień do jego oczu, ciemny brąz, nieco jaśniejszy na końcówkach. Mimo przekłutych uszu, Xavier tylko okazjonalnie zakłada kolczyki. Oprócz tego mężczyzna często zapomina się ogolić, co skutkuje w kilkudniowym zaroście, który postarza jego wygląd o kilka lat.
Imię: Xavier Yves
Pseudonim: Nie lubi żadnych przezwisk, jeżeli już to Xavi, ale na to pozwala jedynie bliskim osobom.
Nazwisko: Brooke
Głos: Xavier Dolan 
Wiek: 23 lata
Urodziny: 12 czerwca
Płeć: Mężczyzna
Rodzina:
- Jaqueline Lacroix- Kochająca matka.
- Anne Brooke - Przybrana matka, pomogła mu wyjść z depresji po wypadku.
- Pierre Yves Brooke - Przybrany ojciec, dzięki któremu Xavier przekonał się do jazdy konnej.
- Rosalie Brooke - Młodsza siostra, zapalona fotografka.
Charakter: Xavier jest zazwyczaj osobą spokojną i opanowaną, bardzo rzadko zdarzają się wyjątki, w których traci swój dystans. Jest bardzo otwartym, pewnym siebie mężczyzną. Zaczyna ufać ludziom bardzo szybko, co często tworzy dość duże konsekwencje.
Mężczyzna może sprawiać wrażenie samolubnego tylko dlatego, że próbuje skupić się na swoich celach, lecz trudno mu to wychodzi, gdyż jest on osobą bardzo szybko rozpraszającą się. Szczery do bólu.
Jest nazbyt inteligentny, jego głowę bombarduje niezliczona ilość pomysłów. Zakochuje się szybko, najczęściej nieszczęśliwie, co czyni go typowym niepoprawnym romantykiem.
Xavier jest niezależnym mężczyzną, obierającym sobie swe własne cele. Dąży do nich bez względu na okoliczności. Ponadto kiedy na jego drodze pojawiają się jakieś przeszkody, nie tylko nie zamierza z ich powodu zawracać czy rezygnować z obranego celu, ale czuje się wówczas jeszcze bardziej zmotywowany do działania i odważnie staje do walki.
Potrafi wyciągnąć siebie nawet z niewyobrażalnie trudnej sytuacji, powierzchownie widocznej bez żadnego sensownego wyjścia.
Miłośnik czarnej herbaty i zarywania nocy, najczęściej spędzając je na oglądaniu dobrych filmów czy rozmawianiu.
Przy koniach jest pełen spokoju, skupiony na tym, co ma robić. Dba o ich dobro, stara się dla nich robić wszystko, co najlepsze.
Tatuaże: Xavier posiada ich kilka, między innymi czaszkę i węża na przedramieniu, x na nadgarstku, czy kilka cytatów.
Ulubiony koń: Innocenta
Partner: ---
Dzieci: ---
Historia rodziny: Xavier urodził się na kanadyjskiej prowincji. Żył razem z samotną matką w spokoju. Nie mieli dużo, ale mieli siebie. Jaqueline Lacroix była jedną z najlepszych krawcowych w małej mieścince pod Québec. W dzień swoich siódmych urodzin wybłagał matkę o wycieczkę do miasta, lecz w czasie drogi kierowca ciężarówki z drugiej strony autostrady stracił panowanie i prawie zmiażdżył ich samochód. Sam wyszedł z katastrofy jedynie z kilkoma złamaniami, ale jego matka zginęła na miejscu, czego nie wybaczył, zrzucając na siebie całą winę.Po wyjściu ze szpitala został przeniesiony do domu dziecka, gdyż matka nie miała żadnych żyjących bliskich.
Żył w sierocińcu wraz z innymi opuszczonymi dzieciakami przez kilka lat. Pewnego dnia jednak w domu dziecka pojawiła się pewna para, która miała jedno marzenie - zaadoptować dziecko. Obserwowali wiele maluchów, jednak najdłużej zatrzymali wzrok na wtedy dziesięcioletnim Xavierze. Bez zastanowienia podpisali papiery i po kilku dniach chłopak miał już rodziców, swój własny pokój w dużym mieszkaniu w centrum Québec i trzyletnią siostrzyczkę. Dzięki swojej nowej rodzinie ponownie otworzył się na świat, stał się takim samym pełnym energii i radości Xavierem, jakim był przed wypadkiem.
To dzięki przybranemu ojcu zakochał się w jeździe konnej, która była jego odskocznią od życia.
Skończył liceum z bardzo dobrze zdanymi egzaminami i postanowił studiować w USA, marząc o dostaniu się na najlepsze uczelnie. Przeniósł się do miasta Flagstaff w Arizonie, gdzie dzięki mobilności McGill University może studiować przez internet.
Zwierzaki: ---
Umiejętności: Średniozaawansowany
Inne:
- Otwarcie biseksualny, dumnie działający w społeczności LGBTQ+.
- Płynnie mówi po francusku, jak przystało na francuskiego kanadyjczyka.
- Głośno śpiewa pod prysznicem.
- Miał żółwia, ale zgubił go w czasie podróży do Stanów.
- Uwielbia literaturę każdego gatunku, ale szczególnie upodobał sobie poezję.
- Entuzjasta mocnej herbaty.
Kontakt: Ceresowa
Inne zdjęcia:

Link do strony pochodzenia zdjęć: Klik Klik


Od Pawła Do Patrycji

Pati wstała.
-No,to pa.-burknęła.
-Pati, czekaj.-podbiegłem do niej i chwyciłem jej rękę.- Nie mam pojęcia jak to odbierasz, ale wiedz że mi na tobie zależy. Rozumiem, że jesteś na mnie wkurzona, ale zrozum, że się o ciebie martwię. Jeśli cię czymś uraziłem, to proszę, wybacz mi.
-To tyle? -zapytała, widocznie się na mnie obraziła.
-Tak. No,to cześć.
-Pa.
Rzuciłem się na łóżko. Byłem zdołowany. Przebiegł do mnie Tomy. Wtulilem się w jego sierść. Zmęczony Tym wszystkim usunąłem. Obudziłem się po dwudziestu minutach i postanowiłem udać się do stajni. Szedłem powoli, toteż w stajni znalazłem się po trzydziestu minutach. Konie były w boksach. Wszedłem do Gamety. Usiadłem w rogu. Zaciekawiona klacz Obwąchała mnie. Zobaczywszy że nie mam nic ciekawego ponownie skubała siano. Usłyszałem kroki. Wyjrzałem. Szedł Leon. Najwyraźniej mnie nie zauważył. Mi to nawet pasowało.
<Pati?>

Od Leona Do Kamili

-Jasne, przekaże -powiedziałem i schowałem telefon. Właściwie to zastanawiałem się dlaczego zostanie tam dłużej, ale w końcu to jej sprawa. Nie mus mi mówić, tak jak ja nie mówię jej o niektórych wybrykach. Obok mnie właśnie przechodziła Sam.
-Sam, mam wiadomość od Kamili -dziewczyna spojrzała na mnie, a ja oparłem się o maskę mojego auta i dodałem -Jej pobyt w Anglii się przedłuży, nie wiem o co chodzi. Kazała mi to przekazać.
-A jest tu tyle roboty! -westchnęła, a ja uśmiechnąłem się do niej.
-Od czegoś tu jestem co nie? Gadaj w czym ci pomóc -zaśmiałem się i ruszyłem z Sam do stajni.
<Kamila?>

Nowy Jeździec!

Powitajmy Imagine!

 "Zaufanie jest jak zapałka - drugi raz jej nie zapalisz."
Szczegóły wyglądu: Jest wysoka jak na swój wiek, metr siedemdziesiąt siedem to dużo... Ma kolczyk w nosie i trzy złote w jednym uchu. Ma jeszcze w pępku kolczyk z perełką w kolorze niebieskim.
Imię: Imagine [ang. Wyobraźnia]
Pseudonim: Gina, Imy
Nazwisko: Snowdrop
Głos: Sylwia Grzeszczak
Wiek: 17 lat
Urodziny: 30 czerwca
Płeć: Kobieta
Rodzina: A kimże oni byli? Nigdy ich na oczy nie widziała....
Charakter: Imagine... jak jej imię powiada, ma wielką wyobraźnię. Korzysta z niej jak najbardziej. Pięknie rysuje. Ma talent praktycznie do wszystkiego. Jest jednak leniwa i z niechęcią wstaje rano z ciepłego łóżka. Chodziła i chodzi na wagary, ponieważ nie ma czasu na szkołę. Jest wolontariuszką schroniska. To jedna z jej pasji - kocha zwierzęta. Kiedyś znalazła małego lisa, zupełnie porzuconego... ale to inna historia, skupmy się na charakterze. Jest pomocna. Ludzie mówią, że ma serce skute lodem. Może wygląda na wredną, ostrą i chłodną. Na początku zachowuje dystans. ale potem nie zliczysz spędzonych razem wieczorów. Jest tak średnio ufna, ale przyjaciółkę na zawsze znajdziesz właśnie w niej.
Tatuaże: 

Ulubiony koń: Star of the Day
Partner: Nie posiada, może ktoś jej się podoba...?
Dzieci: Nie, nie, nie, nie... No chyba, że partner będzie chciał. ;-;
Historia rodziny: Imagine ze względu na swe imię była wyśmiewana. Pytali, co to za imię, czy rodzice lepszego nie mieli... Dokuczali jej. W wieku 15 lat postawiła się jednemu chłopakowi. Ten czmychnął niepyszny i już nigdy jej nie dokuczał. Jej rodzice wyprowadzili się gdzieś w pobliżu tej stajni. Dziewczyna marzyła o zapisaniu się do niej, ale co jeśli jej nie zapiszą? Co jeśli stajnia okaże się płatna? A co jeśli....? Pytań do siebie było bez liku. Później matka zachorowała na śmiertelną chorobę. Później opuściła ten świat. Ojciec się załamał. Kilka dni po śmierci rodzicielki Imagine skoczył z mostu. Dziewczyna zachowywała zimną krew. Na pogrzebie nie rozpłakała się, położyła tylko ojcu i matce... czarną różę. Wszyscy zdziwili się - żałobny kolor? Nie kolorowy bukiet? No i jeden ogromny, piękny znicz. Ciotka chciała ją wziąć do siebie, ale powiedziała, że da sobie radę. Później kupiła sobie małego szczeniaczka. :3 Zapisała się do stajni... i oto jest!
Zwierzaki: Lonely
Umiejętności: Średniozaawansowany
Inne:
~Kocha arbuzy
~Niczego oprócz luster się nie boi
~Kiedyś spadła z konia łamiąc sobie rękę
Kontakt: Howrse: wilczyca22
Link do strony pochodzenia zdjęć: Klik


Jej Piesek:


Gatunek: Pies
Rasa: Owczarek Niemiecki Długowłosy
Wiek: pięć miesięcy
Płeć: Pies
Charakter: Pies jest skory do zabawy i pełen energii. Jeżeli przyśnie mu się to najwyżej po dwudziestoczterogodzinnym bieganiu po ogrodzie. Ten piesek jest bardzo... nieuprzejmy. Skacze po wszystkich i... zdarza się, że podkrada jedzenie. Ale mimo to Lonely jest kochanym psiakiem.
Historia: Imagine któregoś dnia znalazła ogłoszenie w Internecie o pasiakach z hodowli. Pojechała odwiedzić maluchy i... zakochała się od razu w jednym piesku. Niestety, on był już zarezerwowany. Ze smutkiem dziewczyna wróciła do domu, a właściciel hodowli zadzwonił, że osoba, która go rezerwowała rozmyśliła się. Piesek trafił do dziewczyny. Są bardzo zżyci ze sobą.
Właściciel: Imagine
Komendy: Nic? XD Ew. jak ma dobry humor poda łapę. :v
Link do strony pochodzenia zdjęć: Klik 

Od Josh'a Do Samanty

Ta dziewczyna powoli stawała się denerwująca.
- Nie. To ty przestań. Nic nie rozumiesz. Daj. Mi. Spokój. Nie zbliżaj się do mnie- powiedziałem chłodnym głosem, odlepiając ją ode mnie i ruszając po rzeczy Hikari.
Kiedy wróciłem, Samanty już nie było. Wyczyściłem klacz, osiodłałem i ruszyłem w teren. Nie było mnie dwie godziny. Hika całkiem nieźle sobie radziła. Chyba już nawet się do mnie przyzwyczaiła. Wróciłem po dwóch, trzech godzinach. Na szczęście Sam nigdzie blisko nie było. Pewnie gdzieś wyszła lub coś w tym stylu. Wyprowadziłem klacz na pastwisko, a sam zająłem się czyszczeniem sprzętu. Gdy skończyłem, sprawdziłem jeszcze boks. Przydałoby się zmienić ściółkę. W sumie, nie miałem nic innego do roboty, więc się tym zająłem.

<Samanta?

Od Samanty Do Kamili

-Jedną Bubu mamy, można dokupić jej towarzystwo olbrzymów. - uśmiechnęłam się.
-No, i tym samym ratując jej życie. - zgodziła się Kamila.
-Wracajmy już, nie mam siły.
-Jak chcesz, ja bym jeszcze pojechała. - powiedziała wzdychając.
-Jak chcesz to jedź.
-Ale sama.... To wiesz jak jest.
-Kama, a może pojedziemy obejrzeć już te koniki?
-Tak, to okay. Widziałam ich kilka. Nawet źrebaki idą na rzeź.
-Nie rozumiem jak to można jeść koninę. To tak jakbyś miała zjeść pieska.
-Bo koń to taki sam przyjaciel. - dokończyła.
-Dobra wracajmy.
Wróciłyśmy, rozsiodłałyśmy konie i poukładałyśmy sprzęt.
-To gdzie to jest??

<Kamila???>

Od Ashlynn Do Annabelle

Poranek taki jak każdy inny. Promyki słońca przenikające przez zasłonę podrażniły moje powieki, budząc mnie jak co dzień. Niechętnie wstałam, przetarłam oczy i cicho ziewnęłam w dłoń. Wstałam ociężale z łóżka i skierowałam się do łazienki, by wziąć prysznic. Po ogarnięciu się, poszłam do pokoju i ubrałam jak najwygodniej, czyli w moje ukochane czarne legginsy i ciemnofioletowy sweter. Gdy zjadłam śniadanie, poszłam do stajni. Miałam trochę daleko, ale co mi tam.
W połowie drogi zaczęła strasznie boleć mnie lewa noga. Usiadłam na krawężniku i złapałam się za nogę. Nie mogłam nią poruszyć. Czyżbym skręciła nogę?

<Sorki, brak weny, nie wiedziałam co napisać :v>

Od Patrycji Do Pawła

Leżałam obrażona, wyjęłam telefon i napisałam do Olki.
Ja: Olcik, mój znaj mnie z klubu zabrał. Zgadamy się jutro oki?
Ola: Ta jasne, poza tym uderzył Marka! Ty to rozumiesz?!
Ja: Okropne! Ale teraz Mark, zwróci uwagę na ciebie ;*
Ola: Racja! Patiś, uwielbiam cię
I tak przebiegała nasza rozmowa. Odłożyłam telefon, i patrzyłam w sufit, powieki mi się zamykały, jednak na siłę nie chciałam spać. Wstałam. O nie! Nie będę spać, nie jestem dzieckiem! Choć może się tak zachowywałam..
<Paweł?>

Nowy Jeździec

"Bez ryzyka nie ma zabawy"
Szczegóły wyglądu: Dziewczyna ma zaledwie 166 cm wzrostu, ma długie brąz włosy opadające falami na ramiona, jasną cerę, pęłne usta a kiedy padnie na nią światło można dostrzec ledwo widocznie piegi, jej oczy mają kolor ciemnego brązu, co do sylwetki to dziewczyna jest szczupła, jednak nie wygląda jak anorektyczka. Ma również kolczyka w pępku, zrobiła go sobie gdy wyprowadziła się z domu czyli w wieku 17 lat.
Imię: Annabelle
Pseudonim: Bella, Anka, Śmieszka (tylko dla przyjaciół)
Nazwisko: Morgan
Głos:  Natalia Szroeder
Wiek: 21
Urodziny: 24 Grudnia
Płeć: Jak widać Annabelle jest kobietą.
Rodzina: 
Sara Morgan -Matka
Robert Morgan -Ojciec
Mia i Liia Morgan -Młodsze siostry
Charakter: Dziewczyna jest typem imprezowiczki. Całe noce spędza z znajomymi z którymi wynajmuje mieszkanie, jest nieprzewidywalna i zwariowana. Często się śmieje i nie przejmuje się co sądzą o niej inni. Ma jak ona to mówi ,,wywalone" na to czy komuś podoba się jej zachowanie. Nie podoba? To niech się z nią nie zadaje, dziewczyna nie ma zamiaru się zmieniać. Jest dumne z tego kim jest i za nic nie chciałaby oddać tego, nawet za cenę miłości. Jest zdania że jeśli ktoś ją kocha, to musi ją zaakceptować taką jaką jest.
Ulubiony koń: Palomino
Partner: Nie, jak na razie Anka nie myśli o zaangażowaniu się w stały związek. Ciągle przezywa historię z swoim byłym. Jednak kiedy upora się z tym, to najprawdopodobniej będzie chciała znaleźć sobie kogoś na stałe.
Dzieci: Nie, kurde wy na serio? Skoro nie myśli jak na razie o partnerze to na pewno nie myśli o dzieciach. Ale tak jak z związkiem, kiedyś będzie chciała je mieć.
Historia rodziny: Rodzina, było nawet dobrze. Anka dobrze się uczyła, poznała niewłaściwych ludzi, zaczeła imprezować, w wieku 17 lat sie wyprowadziła, dorosła, znalazła prace, a teraz nawet nie wie co się dzieje z jej rodziną. I szczerze, ma to gdzieś.
Zwierzaki: -
Umiejętności: Początkujący, Anka nigdy nie jeździła ale zamierza to robić. Cóż hobby się zmienia.
Kontakt: magicdiamond -horwse
Inne zdjęcia:

Od Pawła Do Patrycji

Odczep się od niej. -powiedziałem i dałem mu pięścią w twarz.
Pobiegłem w stronę baru. Patrycja dodawała właśnie szklankę po drinki. Podniosłem ją i wyniosłem z klubu. Pati młuciła nogami powietrze i próbowała się wyrwać. Raz nawet całkiem mocno dostałem łydkę. Wybaczyłem jej. Przecież była nie trzeźwa. Wpakowałem ją do auta i zawiozłem do mojego domu. Tamją położyłem i czekałem aż uśnie.
<Pati?>

Od Malwiny Do Louisa

Obudziłam się z krzykiem.
-Ałaj.!- darłam się.-Idaho! To mój palec nie zabawka -powiedziałam już ze śmiechem.
Mały spaniel który przed chwilą gryzł mojego palca wpatrywał się we mnie z miną niewiniątka. Zeszłam z łóżka i nakarmiłam psy. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Wzięłam kluczyki od auta i ruszyłam do stajni. Postanowiłam posprzątać boksy. Gdy miałam zabrać się za boks Divka dostrzegłam w nim gitarę. Odniosłam ją do siodlarni. Skończyłam sprzątanie i usiadłam na sianie. Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam zobaczyłam chłopaka przed boksem Divka. Podeszłam do niego.
-Louis jeśli się nie mylę. Jestem Malwina. Czy ta gitara w boksie była twoja?
-No.
-Sprzedałam ją na OLX.
Louis patrzył się na mnie jakby chciał mnie. zabić.
-Żart jest w siodlarni. Ale ciesz się ze nie.byłam taka by ją opylić.
<Louis?>default smiley ;)

Od Patrycji Do Pawła

Zaśmiałam się. Był słodki z tą swoją troską o mnie. Wstałam i podeszłam do chłopaka.
-To skoro już jesteś, nie możesz iść ot tak -ok, teraz już byłam wstawiona. Śmiałam się z byle powodu, nie zachowywałam się jak ja, jednak Pawłowi to widocznie wisiało, rozglądał się.
-Możesz nawet siedzieć, ale nigdzie nie idziesz, ja za to tak. Paaa -zaśmiałam się i ruszyłam w kierunku parkietu, czułam na sobie spojrzenie Pawła. Podszedł do mnie Mark, widocznie też nieźle wstawiony. Tańczyliśmy z trzy piosenki, dłonie chłopaka znalazły się na mojej talli a ja trzepnęłam go w ramię.
-A won mi z tymi rękami -chłopak nic sobie jednak z tego nie zrobił, gdy piosenka się skończyła dostrzegłam jak Paweł zmierza w nasza stronę. Chwilę potem już stał na przeciwko mnie, jednak wpatrywał się w Marka.
Piosenka leciała, a Paweł nawet się nie ruszył, Mark też nie.
-Ok, chłopcy wy tu stójcie, ja idę do baru -zaśmiałam się, i jak gdyby nic przeszłam przez parkiet i usiadłam za barem.
<Paweł? Pati dziś nie do poznania XD>

Od Patrycji Do Samanty

-Rozmyśliłam się. Nie mam zamiaru dać się pociąć, ale lekarz powiedział że jeśli będę chodzić na rehabilitację... -zaczęłam.
-To co? -zapytała zniecierpliwiona dziewczyna.
-To istnieje możliwość, że będę w pełni zdrowa. Że w końcu będą mogli wyjąć mi śruby z nogi -uśmiechnęłam się, a dziewczyna odetchnęła.
-Ok, ale i tak masz zakaz skoków, dopóki lekarz nie pozwoli -uśmiechnęła się, a ja przewróciłam oczami.
-Ok, obiecuję. No nie patrz tak na mnie! Obiecuję że nie będę skakać! -zaśmiałam się.
<Sam?>

Od Louisa Do Kogoś

Obudziłem się dość wcześnie. I nie powiem. Uwielbiam takie pobudki… Zauważcie ten wspaniały sarkazm. Mianowicie. Zostałem obudzony przez Midi chodzącą po mnie i Ruby liżącą moją twarz. Delikatnie zrzuciłem je z siebie. Westchnąłem i zakryłem twarz rękami. Jednak po chwili wstałem.
W końcu kiedy wszystko porobiłem postanowiłem się przejść do stajni. Tym razem postanowiłem zabrać ze sobą gitarę. W planach miałem chwilę potrenować ze Star of the Day, a potem po prostu posiedzieć tam. Lubiłem po prostu tam przebywać. Chwyciłem futerał z gitarą i zarzuciłem go sobie na ramię. Wziąłem jeszcze klucze. Wyszedłem z domu i zamknąłem drzwi na klucz. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę stajni. Z racji, że mieszkałem naprawdę nie daleko wystarczyło mi jedynie kilka minut zanim byłem na miejscu. Od razu skierowałem się do stajni. Doszedłem do boksu Star of the Day. Ogier zarżał i pochylił łeb widząc mnie. Uśmiechnąłem się szeroko i pogłaskałem go. Położyłem futerał z gitarą obok boksu. Szybkim krokiem ruszyłem do siodlarni skąd zabrałem rzeczy Star of the Day. Szybko przyszykowałem konia do jazdy. Po chwili wyprowadziłem go. Jeszcze włożyłem futerał do boksu ogiera z zamiarem zabrania go po skończonej jeździe. Wyszedłem razem ze Star of the Day ze stajni. Zaprowadziłem go do sali jeździeckiej. Wszedłem na konia. Dzisiaj postanowiłem poćwiczyć ujeżdżanie.
~*~
Po około półtorej godziny skończyłem trenować. Zająłem się ogierem. Kiedy skończyłem wypuściłem go na pastwisko. Następnie powolnym krokiem ruszyłem do jego boksu zabrać swoją gitarę. Otworzyłem drzwiczki. Jednak coś mi nie pasowało. Gdzie jest mój futerał z gitarą?! Stałem tam jak wryty. Schowałem twarz w dłoniach. Nie… Nie… Nie… Boże jaki ja byłem głupi… Nie powinienem jej od tak zostawiać w boksie… Proszę… Niech ona się znajdzie… Powtarzałem cały czas w myślach. Nagle poczułem czyjąś rękę na ramieniu i usłyszałem czyiś głos...

<Ktoś?>

Od Pawła Do Patrycji

Zadzwonił telefon.
-Halo? -powiedziałem do słuchawki.
-Tutaj Ray. Masz trochę czasu?
-No, a o co chodzi?
-Podwieziesz mnie gdzieś?
-Zależy gdzie...
-Do klubu.
-Ok, niech ci będzie.
-Podjedź za 15 minut.
-Ok.
Za kwadrans byłem już pod domem Ray'a. Gdy wsiadł do auta ruszyłem. Po 5. minutachbyłem pod klubem. Zauważyłem. samochód Patrycji. Wszedłem do klubu by zobaczyć czy ona tam jest. Była.
-Pati? Co ty tu robisz? -zapytałem.
-Ja jak widzisz jestem. A ty?1
-Podwoziłem kolegę. Pati, a gdyby coś ci się stało? Przecież mogłaś spotkać jakiegoś pijaka.
<Pati? Sorki za opóźnienie ale piszę na fonie i mi to wolno idzie.>

Od Cary Do Luke


-Już chyba rok.- odpowiedziałam i wzięłam gryza truskawki.- Ale marnie tutaj trochę z pracą więc co raz wyjeżdżam do Californii.- dodałam po chwili.
-No to nieźle, nie nudzi ci się taka rutyna? Sama wiesz raz w to i raz w to.- uśmiechnął się pod nosem.
-Wiesz trzeba się napracować dla sukcesu.- powiedziałam rozmarzona.
-Akurat z tym się zgodzę, a tak ogólnie czym się zajmujesz?
-Na razie jestem w modelingu, ale pracuję też nad płytą.- odparłam i zaczęłam jeść kolejną truskawkę.- A ty?- zapytałam się z ciekawością w oczach.
-Skończyłem College i do tej pory grałem w paru znanych serialach.- odpowiedział na moje pytanie.
Spojrzałam na Luka który tylko do mnie się uśmiechnął, a następnie znów wrócił do zrywania truskawek. Mieliśmy koszyk który po paru minutach był już w połowie pełny. Nagle zauważyłam że Luke zostawił swój telefon obok koszyka, więc szybkim ruchem ręki wzięłam go.
-Ej, co ty robisz?- zapytał się wskazując wolną ręką na swój telefon.
-Daje ci swój numer, jakbyś się zgubił czy co..- odpowiedziałam bardzo powolnie bo nadal byłam skupiona na wpisywaniu numeru.- Proszę.- po chwili powiedziałam i podałam mu jego telefon.

<Luke? brakus Wenus ;c>

Od Samanty Do Patrycji

-No Sam...
-Patrycja! Co lekarz powiedział.
Dziewczyna przeszła do kłusa. Wiedziałam jaki miała zamiar. Więc starałam się jak najszybciej poruszyć Belindę do galopu. Sukces! Co mnie zdziwiło. Belinda szybko galopowała. Skręciłam i byłam 6 metrów przed Pati. Zastawiłam jej drogę.
-Nie! Nie będzie skoków.
-Sam! Tylko jeden.
-Nawet jeden może Ci zaszkodzić. A i co się namyśliłaś z tą operacją??

<Pati??>

Od Patrycji do Pawła

Właściwie to dziś miałam męczący dzień, do tego moje znajome chciały wyciągnąć mnie do klubu. Zgodziłam się, bo co innego mogłam zrobić? Musiałam się rozerwać, aby zapomnieć o problemach z nogą.
Godzinę przed spotkaniem wzięłam szybki prysznic ubrałam się w czarną krótką sukienkę i czarne szpilki. Włosy jak zawsze miałam rozpuszczone. Przejrzałam się w lustrze, jednak Sam miała rację. Nie jestem aż tak brzydka, zwłaszcza teraz. Nakarmiłam jeszcze moje zwierzaki, i wyszłam przed dom łapiąc po drodze czarną torebkę. Wybrałyśmy się do popularnego klubu w którym zawsze były tłumy. Dziś nie było inaczej, gdy tylko weszłam dostrzegłam tłumy tańczących na parkiecie, kilka dziewczyn tańczących na stole-co mnie szczerze odrzuciło- oraz grupkę chłopaków którzy patrzyli na mnie i Ewelinę, Karinę i Olkę. Szturchnęłam Olkę i pokazałam jej chłopaków na co dziewczyna pociągnęła nas wszystkie w tamtą stronę. Okazało się że jednym z chłopaków, jest poznany już Mark.
-Niezła impera co? -krzyknął abym mogła go usłyszeć, a ja tylko pokiwałam głową. Następnie ruszyłam do baru i zamówiłam drinka. Chłopak uśmiechnął się i po chwili obok mnie stał napój.
*************
Dziewczyny były już wstawione, ja jednak jeszcze myślałam trzeźwo choć po moim zachowaniu tego nie było widać. Tańczyłam długo aż, podszedł do mnie jeden facet. Wydawał mi się dziwnie znajomy, jednak wtedy nie myślałam o tym.
W pewnym momencie, gdy piłam już szóstego drinka usłyszałam znajomy głos.
-Patrycja? Co ty tu robisz? -odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu.
<Paweł?>

Od Patrycji Do Samanty

-Jasne że teren -powiedziałam z uśmiechem, nagle coś sobie przypomniałam -A co z tobą i Josh'em?
Dziewczyna znieruchomiała, a ja zaskoczona nie mówiłam nic. Po jakimś czasie konie były gotowe, osiodłałam konia i wyprowadziłam go z stajni. Potem dostosowałam sobie strzemiona i zapięłam popręg. Po chwili już siedziałam na grzbiecie konia, Sam znalazła się obok mnie i ruszyłyśmy. Najpierw stępowałyśmy jednak co chwilę przyśpieszałyśmy konie. Zauważyłam powalone drzewo, Sam spiorunowała mnie wzrokiem, a ja przejechałam obok drzewa. Dziewczyna się uśmiechnęła.
-Pati, widzę że już nie skaczesz -powiedziała z uśmiechem. Spuściłam wzrok, a Sam spojrzała na mnie badawczo i dodała -Bo nie skaczesz prawda?
<Sam?>

Od Louisa Do Samanty

Przemierzałem stajnię sam nie wiedząc co ze sobą zrobić. Przychodząc tutaj miałem zamiar poćwiczyć trochę ujeżdżanie. Jednak kiedy przyszedłem okazało się, że ktoś zabrał go w teren i najprawdopodobniej mają wrócić za około godzinę. Wtedy postanowiłem poczekać na nich. I tak oto znalazłem się tutaj. W okolicach placu. Rozejrzałem się wokół. Zauważyłem, że była tam jakaś dziewczyna i najprawdopodobniej miała zamiar skakać. Patrzyłem uważnie na jej poczynania. Kiedy koń stanął, a ona przeleciała przez przeszkodę, postanowiłem podejść do ogrodzenia placu.
- Nic ci nie jest?! - zapytałem od razu.
- Nie jest Okay! - odpowiedziała.
Jeszcze chwilę postałem tak obserwując dziewczynę. Jednak po chwili westchnąłem i powolnym krokiem odszedłem stamtąd. Zacząłem zastanawiać się nad tym jakby to było mieć własnego konia. Rozmarzyłem się i przestałem zwracać uwagę na to co się dzieje wokół.
- Cześć - usłyszałem nagle czyiś głos, który wyrwał mnie z moich rozmyśleć.
Szybko rozejrzałem się wokół. Za mną szła tamta dziewczyna.
- Ach, to ty. Hej - opowiedziałem i uśmiechnąłem się. Po chwili dopowiedziałem. - Louis jestem, ale większość osób woli zwracać się do mnie po prostu Lou bądź Loui.
Zrównałem się z dziewczyną i wyciągnąłem rękę w jej stronę. Uścisnęła ją lekko się uśmiechając.
- Samanta - powiedziała.
- I co? Skończyłaś już skoki? - zapytałem z czystej ciekawość..

<Samanta?>

Od Pawła Do Patrycji

Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziewczyna potrafi zaskoczyć. Byłem ciekaw co ona kombinuje. Poszedłem do domu. Postanowiłem załatwić psom nowe legowiska. Udałem się do galerii handlowej i kupiłem legowiska 3 takie dla sznaucerów średnich:

3 dla olbrzymich:

i 3 takie dla miniaturowych:
http://i90.twenga.com/zwierzeta/legowisko-dla-psa-lub-kota/legowisko-samoh%C3%BDl-velbin-w-tp_4704458102237238511vb.jpg
Wróciłem do domu wieczorem. Wziąłem krótki prysznic i ruszyłem do domu.
<Pati?>

Od Samanty Do Patrycji

-No pasują do siebie, tak jak ty z Pawłem. - powiedziała.m specjalnie.
-Sam!
-Dobrze dobrze. Księżna Pawłowino.
Dziewczyna burknęła z uśmiechem.
-Idziemy na konie?
-Jasne i jeszcze pytasz?
Poszłyśmy do Stajni postanowiłam poruszać teraz Belindę.
-Jakiego konia bierzesz?
-American Dream.
-Aha, oksy. A tak w ogóle, plac czy teren?

<Pati??>

Od Luisa Do Lucy

Od Louisa CD Lucy
Powolnym krokiem zmierzałem do stajni. Miałem zamiar dzisiaj ze Star of the Day w teren. Po chwili byłem już na miejscu. Od razu ruszyłem w kierunku pastwiska gdzie najprawdopodobniej znajdował się Divek. Na miejscu zauważyłem jakąś dziewczynę. Z racji, że nie znam wielu osób ze stajni postanowiłem do niej podejść.
- Cześć. Jestem Louis,a ty? - przedstawiłem się.
- Jestem Lucy, ale zazwyczaj wszyscy nazywają mnie Luka - odpowiedziała.
Spojrzałem na klacz, przy której staliśmy. Wydawała się znajoma.
- To chyba Sawa… - mruknąłem i pogłaskałem kobyłę.
- Tak, a właśnie! Miałam na niej jechać w teren. Muszę iść, pa! - zawołała na pożegnanie i odwróciła się w stronę siodlarni, zaczynając iść w tamtą stronę.
Szybko ją dogoniłem.
- A może przejadę się z tobą? Też właśnie chciałem się przejechać - powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Czemu nie - odparła niepewnie.
Zaczęliśmy razem szykować konie. Ona Sawę, a ja Star of the Day. Nie minęło dużo czasu zanim siedzieliśmy na nich gotowi do jazdy. Na początku ruszyliśmy powoli. Droga co chwilę się zmieniała. Jechałem odrobinę z przodu tak jakby kierując tą naszą wyprawą. Postanowiłem pojechać tą drogą co zawsze aby się nie zgubić. Po kilkunastu minutach wjechaliśmy do lasu. Rozejrzałem się wokół. A może jakby? Gwałtownie skręciłem w prawo. Po chwili drzewa zaczęły się przerzedzać, aż w końcu całkowicie zniknęły. Wjechaliśmy na ogromnych rozmiarów tak jakby polanę. Od razu puściłem konia wolno. Jedynie trzymałem się go aby nie spaść. On sam wybierał kierunek. Po chwili puścił się galopem przed siebie. Zaśmiałem się głośno.

<Lucy?>

Od Patrycji Do Samanty

Przyjechałam do stajni i od razu doskoczyła do mnie Sam.
-Hejka! -uśmiechnęła się, złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę stajni. Stanęłam dopiero przy boksie Esemplare.
-No co? Jak tam z Pawłem? -zaśmiała się a ja otworzyłam szeroko oczy.
-Jak z Pawłem!? Dziewczyno zostawiłaś mnie z nim samą! -jednak po chwili się uśmiechnęłam, i dodałam -Ale masz szczęście, Paweł poprosił mnie abym pomogła mu przy psach. Nawet dał mi jednego.
-Oh, Pati! Pasujecie do siebie! Już widzę was razem -zaśmiała się, a ja razem z nią.
-Przestań Sam -spojrzałam na nią próbując opanować śmiech. -A tak z innej beczki, widziałaś tego Leona? Coś mi się wydaje że jego i Kamę ciągnie do siebie -śmiejąc się ruszyłyśmy po szczotki aby zamieść Stajnię.
<Sam?>

Od Kamili Do Sam

Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami.
-Jesteśmy przyjaciółmi.-odpowiedziałam, a Sam zaśmiała się kpiąco.
-Jasne, bardzo dobrymi, jak widzę.-dodała kręcąc głową.-Nasza nieśmiała, malutka Kama.
-Ej, nie pozwalaj sobie.-odgryzłam się i dałam jej kuksańca w ramię.
-No co, mówię, jaka jest prawda.-dodała z uśmiechem.
Kelnerka przyniosła nam kawy, a ja od razu wzięłam dwa duże łyki i odstawiłam na blat.
-Myślałam, żeby pojechać w teren, co ty na to?-zaproponowałam.
-Jasne, na kim chcesz jechać?
-Innocenta. Czuję, że zmiana otoczenia dobrze jej zrobi.
-Jedziesz na munsztuku?
-Nie, wydawało mi się, że gdzieś w siodlarni widziałam bezwędzidłówkę. Nie chcę ryzykować, że znowu zacznie mi się łamać w potylicy, jak tylko będę musiała ją mocniej przytrzymać.
-Mhm.
-A ty na Hikari, dobrze trafiłam?-zaśmiałyśmy się, a Sam kiwnęła głową.
~~~~Godzinę później~~~~
Osiodłałyśmy klacze i właśnie wyjeżdżałyśmy z terenu stajni, kiedy obok nas przejechał samochód. Inna odskoczyła na bok i prawie wpadła do rowu.
-Hej, co robisz?-spytałam, ściągając ją na dobrą ścieżkę.
Sam zatrzymała się i patrzyła jak siłuję się z koniem.
-No, to coś czuję, że prędko to my w tereny nie pojedziemy z resztą jeźdźców.-zaśmiałam się.
-Nie dramatyzuj.
-A właśnie, ostatnio sprawdzałam oferty sprzedaży koni i znalazłam kilka, które miały albo mają jechać do rzeźni. Jak wrócimy to Ci pokarzę, szkoda mi ich. W sumie mamy warunki na więcej koni, czemu by im nie zapewnić emerytury u nas? Moglibyśmy kupić jeszcze jedną, dużą działkę i wypuścić je tam, co ty na to?

<Sam??>

Od Kamili Do Leona

Lot dłużył się w nieskończoność, ale w końcu dotarłam do Londynu. Gdy tylko weszłam do budynku lotniska, zobaczyłam szofera z kartką, na której było moje imię i nazwisko.
Z Londynu do Cambridge była jakaś godzina jazdy, więc dalej starałam się dodzwonić do mojej rodziny, ale nikt nie odbierał. W końcu dotarłam do posiadłości rodziców. Wszystko wyglądało jak w dzień, w którym wyjechałam.
Gdy tylko wysiadłam z samochodu, z domu wybiegła moja przyrodnia siostra ze łzami w oczach.
-Cordelia, co się dzieje?-spytałam, schylając się do niej i biorąc ją na ręce.
-Tatuś jest chory, bardzo chory.-powiedziała, a po policzku spłynęła jej łza.
Weszłyśmy do domu, a Cord zaprowadziła mnie do jednego z pokoi na dolnym piętrze. Przy łóżku siedziała mama, a przy niej stały kroplówki i monitor funkcji życiowych.
-Mamo, co się dzieje?-zapytałam, siadając obok na krześle.
-Dziewczynki, zostawcie nas same.-powiedziała kobieta, a dzieci potulnie opuściły pokój.
-Ma...
-Guz mózgu.-powiedziała szybko.
Nastała chwila ciszy. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-Od kiedy wiecie?
-2 miesiące.
-I dopiero teraz dzwonisz?!
-Myśleliśmy, że damy sobie z tym radę, ale chemia nie pomaga.-powiedziała.
Nie mogłam tego słuchać. Wyszłam z pokoju. Przez dwa miesiące nic mi nie mówili, rozmawialiśmy co tydzień, a oni nie odezwali się na ten temat słowem. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Leona.
-Hej, przekaż Sam, że mój pobyt tutaj się przeciągnie. Proszę?

<Leon??>

Od Samanty do Kamili

-Będzie płacić. Jej wina. Ogiera puszcza się na pastwisko gdzieś przy domu i daleko od innych koni.
-To za pewnie jej koń zepsuł nasze zagrody.
-I to jeszcze powinna naprawiać. - żółciłam.
-Dobra same to załatwimy, widzisz jaka ona jest.
Westchnęłam.
-Idziemy na kawę?
-Jasne.

****W pobliskim barze****

Usiadłyśmy przy wolnym stoliku. Kelnerka przyszła, a my złożyłyśmy zamówienie na dwie kawy latte.
-A widziałam, że coś tam z Leonem.

<Kamila??>

Od Leona Do Kamili

Gdy byliśmy już na lotnisku Kamila pędziła w stronę swojego samolotu. Odwróciła się na chwilę w moją stronę.
-Spokojnie, pomogę Sam przy Stajni. Dam sobie też radę z długami -spojrzałem na dziewczynę z lekka rozbawiony, wyprzedziłem ją. Uśmiechnęła się. -Leć już bo samolot odleci bez ciebie, pozdrów ode mnie mamę -posłałem jej uśmiech i gdy już miała się odwracać złapałem ją za rękę. Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja zupełnie nic sobie z tego nie robiąc pocałowałem ją. Gdy odsunąłem się od niej zaśmiałem się z jej miny. Zaraz się jednak otrząsnęła i szybko znalazła się w samolocie. Stałem tam, dopóki samolot odleciał. Potem wróciłem do Stajni i zabrałem się za czyszczenie Sawy. Klacz była bardzo zadowolona, podeszła do mnie Sam.
-Leon, gdzie Kamila? -zapytała a ja odwróciłem się w jej stronę.
-Pojechała do mamy, dzwoniła i prosiła aby Kamila przyjechała na kilka dni do Anglii.
<Kamila?>

Od Luka Do Cary

-No raczej.-powiedziałem i wszedłem do środka.
-Nieźle.-powiedziała, rozglądając się po salonie, wykonanym w średniowiecznym stylu.
-Dzięki, pomagałem projektować.-odpowiedziałem i sięgnąłem po pilota do głośników.
Od razu dom wypełniły dźwięki fortepianu i skrzypiec. Wszedłem do kuchni i wyciągnąłem z szafki puszkę 'Esmeralda Special'. Zaparzyłem i położyłem przed dziewczyną
Wzięła łyk i spojrzała na mnie zdziwiona.
-Dobra, co nie? Jest sprzedawana tylko raz na rok w Panamie.-wytłumaczyłem i sam wziąłem kolejnego łyka.
Wskazałem ręką na kanapę i sam usiadłem. Z głośników leciał teraz Bach, Aria da capo. Gdy wypiliśmy kawę przenieśliśmy się do ogrodu. Zerwałem trochę truskawek i podałem dziewczynie.
-Długo tu mieszkasz?-zapytałem i spojrzałem na dziewczynę.

<Cara??>

Od Patrycji Do Pawła

Jechaliśmy jakąś polaną, nie odzywaliśmy się, jednak czułam na sobie spojrzenie Pawła. Gdy wyjechaliśmy z lasu zatrzymałam konia i zeskoczyłam na ziemie. Esemlare przywiązałam do jednej z grubszych gałęzi. Koń spokojnie zaczął skubać trawę. Ja za to usiadłam na trawie, Paweł po chwili usiadł obok mnie.
-To słodkie wiesz? -zapytałam a chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, zaśmiałam się i dodałam -No wiesz, że się o mnie martwiłeś.
Spojrzałam chłopakowi w oczy, i uśmiechnęłam się. Po chwili postanowiliśmy wracać, jechaliśmy w ciszy. Kiedy konie stały już w boksach a ja szłam w kierunku mojego auta z Pawłem u boku, coś przyszło mi do głowy.
-Paweł jutro nie będzie mnie w stajni, dlatego też nie będziemy mogli pogadać, więc zrobię to dziś -chłopak patrzył na mnie, nic nie rozumiał. Przysunęłam się i pocałowałam chłopaka, po chwili odsunęłam się do niego.
-To, do zobaczenia -wsiadłam do auta i odjechałam z uśmiechem na twarzy.
<Paweł?>

Od Kamili Do Leona

-Skoro jestem ważna, to daj sobie pomóc.-powiedziałam i odsunęłam się od niego.
Usłyszałam dzwonek telefonu. Odebrałam szybko.
-Mamo?-powiedziałam do słuchawki, zdziwiona, że do mnie dzwoni.
-Skarbie, możesz przylecieć do Anglii? Błagam, tylko na kilka dni.-powiedziała, a w jej głosie dało się słyszeć przerażenie i smutek.
-Mamo, co się dzieje? Przerażasz mnie.
-Po prostu przyjedź.-odpowiedziała i rozłączyła się.
Leo stał i patrzył na mnie, a ja na niego. Przez chwilę nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale po kilkunastu sekundach stania pobiegłam do mojej sypialni i chwyciłam za walizkę, wrzucając do niej ubrania, buty, laptop i inne ważne rzeczy.
Chłopak stał w drzwiach i dalej patrzył.
-O co chodzi?-spytał ostatecznie.
-Nie wiem, moja mama prosiła żebym wróciła do Anglii na chwilę, ale nie chciała mi powiedzieć co się dzieje.-wytłumaczyłam.
Ręce trzęsły mi się i sama nie byłam pewna co robię. Chwytałam różne rzeczy i upychałam je do bagażu. W końcu wstała i przetarłam dłonią twarz. Złapałam uchwyt walizki i zaczęłam ją znosić po  schodach.
-Za ile wrócisz?
-Nie wiem... nie wiem, nic nie wiem!-krzyknęłam, a moje przerażenie rosło, kiedy po raz kolejny odezwała się poczta głosowa.-Zadzwonię jak tylko wszystko się wyjaśni, ale na razie na prawdę muszę jechać na lotnisko.

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

Dziewczyna chodziła zdenerwowana, patrzyłam na nią. Przecież nie mogę jej powiedzieć, będzie się martwić. Westchnąłem i wstałem, zatrzymałem Kamilę.
-Kama, uspokój się. Powiem ci, ale obiecaj że nie będziesz chciała znów dawać mi pieniędzy. -powiedziałem tym zimnym tonem co na początku.
-Nie obiecuję -powiedziała a ja zaśmiałem się lekko, ale posadziłem ją na kanapie. Ja za to stanąłem na przeciwko niej.
-Więc, to było tak. Pojechałem do tego magazynu, Dzida się spóźnił, zaczął mi wmawiać że jestem mu winny odsetki, to ja się uparłem że wszystko spłaciłem i nie mam zamiaru spłacać więcej. Nieźle go wkurzyłem bo mi przywalił w brzuch, odsunąłem się i powiedziałem że i tak nic mu nie zapłacę. Wtedy wyskoczył taki niski chochlik, bo inaczej nie dało się go nazwać i wbił mi nóż w bok, potem podszedł do mnie Dzida i zagroził że jeśli policja się o tym dowie to trafię do piachu. Cała historia. -popatrzyłem na dziewczynę, i uśmiechnąłem się. Złapałem ją za rękę i teraz stała na nogach. Szepnąłem jej do ucha -A tak między innymi, też jesteś dla mnie ważna
<Kamila? Afera się zapowiada XD>

Od Kamili Do Samanty

Po chwili podbiegł do nas Luke z batem do lonżowania. Machnął nim zaraz przed nosem ogiera, a ten odskoczył na bok. Zaczął galopować w stronę pozostałych koni.
Sam oraz Luke pobiegli za nim, a je przekazałam Nirvanę Malwinie, która zabrała ją do boksu.
-Dunaj!-usłyszeliśmy czyiś krzyk.
W stronę pastwiska biegła jakaś dziewczyna.
-Dunaj! Co wy mu robicie?!-zaczęła się na nas wydzierać.
Koń wyrwał się Lukowi z rąk i było już za późno na cokolwiek innego, niż ściągnięcie ich wszystkich do stajni.
Dziewczyna dalej nie dawała spokoju i wydzierała się na mnie i Sam, obrażając nas i wytykając nam słabe zabezpieczenia pastwiska.
-To nie nasza wina, że nie umiesz pilnować swojego konia!-krzyknęła w końcu Sam.
-Będziesz płaciła za weta, kiedy Ama będzie się źrebiła.-dodałam i zaczęłam odchodzić.
Dziewczyna, trzymając w ręce ogiera zaczęła iść za mną, ale na szczęście miałam już jej numer i gdy tylko odeszła odniosłam go do siodlarni, żeby go nie zgubić.
-Będzie płaciła za tego źrebaka, nie odpuszczę.-skwitowałam i spojrzałam na Sam.

<Sam??>

Nowy Jeździec!


"Spokojne konie są niczym ziemia, odważne - ogień. Niespokojne konie ulatniają się niczym powietrze, zaś posłuszne to zmienna woda. Tylko jeździec musi być panem wszystkich żywiołów."
Szczegóły wyglądu: Niezbyt wysoka, ale zgrabna i piękna dziewczyna. Mierzy zaledwie 1,65 m, waży nie więcej niż 50 kilogamów. Jest dość szczupłą dziewczyną, jednak nie wyglądającą aż anemicznie. Naturalnie jej włosy są koloru brunatnego, lecz od góry farbuje je na złocisty blond. Oczy są odcieniu niebieskoszarego. Ma znamię, tak zwaną 'myszkę' na prawym ramieniu co ze skutecznością zastępuje jakiekolwiek tatuaże.
Imię: Primrose
Pseudonim: Prim, Rose.
Nazwisko: Hayleen
Głos: Birdy
Wiek: 19 lat
Urodziny: 2 lipca
Płeć: Kobieta
Rodzina: matka - Rebeca Hayleen, ojciec - Philip Hayleen, bracia - David Hayleen i Adam Hayleen
Charakter: Primrose to śmiała i odważna dziewczyna, tym samym jednak bardzo cierpliwa. Niekiedy zdaje się być ironiczna i wredna i miewa swoje humorki. Dla nowo poznanych stara się być miła, niezbyt uciążliwa, zaś w oczach przyjaciół jest szaloną i wygadaną wariatką. Jest po prostu bardzo zmienna.
Ulubiony koń: Innocenta
Partner: Ma na oku pewnego przystojniaka.
Dzieci: Brak i na razie nawet o tym nie myśli.
Historia rodziny: To była zwykła rodzina mieszkająca w swoim własnym piętrowym domu. Kiedy mała Prim skończyła 4 lata, zaczęła jeździć na szetlandzie o imieniu Shelma. Dość szybko ją to wciągnęło, nauczyła się prowadzić klaczkę, w wieku sześciu lat przesiadła się na dużego konia, Diversa. To mu zawdzięcza naukę galopu, a samodzielnie galopowała w wieku zaledwie ośmiu lat. W tym samym roku skakała już swoje pierwsze przeszkody. Kilkakrotnie z poziomem zaawansowania zmieniała konie. Niestety, wszystkie były po prostu aniołkami, co nie dało Primrose rozwinąć się w kierunku tych niespokojnych koni. Chciała poprawić swoje umiejętności i właśnie dlatego znalazła się w stajni nimfy.
Zwierzaki: -
Umiejętności: średniozaawansowany
Inne: 
* Primrose uwielbia naleśniki.
* Jej zainteresowania to:
- jazda konna
- kynologia (nauka o psach)
- lekkoatletyka (oprócz rzutów)
- śpiew
* Jest rozwinięta w ujeżdżeniu na dość wysokie klasy, skoki wciąż trenuje.
Kontakt: oliwiaklima8
Inne zdjęcia:

Od Nadii do Patrycji

-Dziękuję za podwózkę.-powiedziałam.
Znudziłam się matce i tyle. Dawała mi wszystko najlepsze i najdroższe bym się czymś zajęła. Otworzyłam drzwi. Aż zawiało pustką. Obejrzałam cały dom. Wypatrzyłam sobie jeden z pokoi i rozgościłam się tam. Przygotowałam sobie kanapkę z rzeczy jakie dała mi mama. Zmęczona podeszłam do sofy i zdrzemnęłam się.
~~~~
Obudziłam się. Postanowiłam pójść do stajni. Do plecaka spakowałam smaczki dla koni, kostki cukru, jabłka, marchewki i suchy chleb. Przebrałam się w jeździecki strój i poszłam na przystanek autobusowy. Dobrze się złożyło bo zatrzymywał się dwie ulice od stajni. Gdy pojechaliśmy na odpowiedni przystanek wysiadłam i poszłam do stajni. Tam zauważyłam Patrycję.
-Dzień dobry- powiedziałam.
-Cześć-odpowiedziała.
-Jeśli pani może mogłaby mnie pani po lonżować na Gamecie? Słyszałam, że jest bardzo spokojna, a ja jeszcze nigdy nie siedziałam w siodle.
<Patrycja? >

Od Pawła do Patrycji

Ruszyliśmy stępem. Gdy dojechaliśmy do początku lasu zacząłem kłusować. Pati też przyspieszyła.
-Kiedy przyszedłem do parku s kimś rozmawiałaś. Kto to był?
-Mark
-A ty go w ogóle znasz?
-No niezbyt.
-Przecież on mógł coś ci zrobić. Wiem że jesteś dorosła, ale martwię się o ciebie.
Dalej jechaliśmy w milczeniu. Dojechaliśmy na polanę. Postanowiłem. rozluźnić atmosferę
-Co powiesz na galop?
-Jeszcze się pytasz?
Ruszyliśmy galopem. Wiatr wiał mi w twarz.
<Pati?>

Od Cary Do Luka

Chłopak zaczął ciągnąć mnie w stronę jego samochodu, a ja bez rzadnego narzekania wszedłam do środka. Tylko jak już siedzieliśmy w środku zapiełam pas, i spojrzałam się z grymasem na twarzy na Luke’a który już wjerzdżał na ulicę.
-Aż takim złym kierowcą nie jestem.- powiedział z uśmiechem, nie odwracając wzroku.
-Nie oto chodzi, po prostu wolę mieć zapięty pas- wytłumaczyłam.- A czy przy przypdkiem twoja dziewczyna nie będzie zadowolona z tych pięknych artystycznych plam na bluzie?- zapytałam się, wskazując na białe plamy.
-Nie mam dziewczyny.- odpowiedział szeptem robiąc ten swój uśmieszek zwycięstwa że tym razem nie odgryzę mu się za kawę.
-Witaj w klubie.- rzuciłam klepiąc Luke’a po ramieniu z współczuciem.- Akurat mi tam się nie spieszy, gorzej już tam z rodzicami którzy tylko powtarzają że już pora, że mam już 20 lat..- zaczęłam swoją długa wypowiedź na temat związków.
-Mi też akurat się nie spieszy.- po chwili ciszy powiedział.- Jesteśmy już na miejscu.
Na widok budynku aż zabrakło mi słów do dalszej rozmowy, a na dodatek ten ogród. Jak już staliśmy na dworze zaczęłam się rozglądać, a następnie spojrzałam w stronę Luke’a który już otwierał drzwi od budynku.
-To twoje?- zapytałam się z niedowierzaniem.

<Luke? Wolałam tam nie opisywać budynku bo jest on chyba twój co nie?>

Od Kamili Do Leona

-Sam, ja już wszystko zrobiłam. Nie ma na dzisiaj więcej jazd, więc ja już uciekam. Jutro będę wcześniej obiecuję.-powiedziałam i pociągnęłam za sobą chłopaka.
Wsiedliśmy do mojego samochodu i pojechaliśmy do mnie.
Cary już tam nie było. Położyłam Leona na sofie i popatrzyłam na jego rany. Zszyłam je jak najdokładniej umiałam, a potem usiadłam i patrzyłam na niego.
-Kamila, nic się nie stało. Na prawdę, bywało...
-Tak wiem, gorzej. Już to mówiłeś.-przerwałam szybko i popatrzyłam na stół przede mną.
-Kama...
-Ty nic nie rozumiesz! Ty nic nie wiesz! Nie wiesz, ile dla mnie znaczysz i nie wiesz, co przechodziłam przed tobą! Nie masz pojęcia, ile ludzi straciłam i nie chcę, żebyś ty też był tylko wspomnienie. Nigdy nie miałam normalnej rodziny, nie znałam moich rodziców. Zostawili sobie tylko moją starszą siostrę, a mnie po narodzinach zostawili w domu dziecka. Nie znam ich, nawet po tym jak poznałam moją siostrę. Traciłam i poznawałam nowych ludzi cały czas, a wszyscy dokoła mnie myśleli, że pieniądze załatwią całą sprawę. A teraz poznałam ciebie i wydawałeś się taki inny... Myślałam, że uda mi się tobie pomóc, dałam Ci pieniądze, a ty nawet nie powiesz mi, co się stało! I jeśli TO jest niczym, to ja nie wiem, co u ciebie nazywa się 'coś'!-krzyknęłam i wstałam. Chłopak też próbował, ale go przytrzymałam.-Siedź, nie chcę ci tego zszywać drugi raz.
-Kamila, proszę, nie denerwuj się.
-Jak mam się nie denerwować? Leo, posłuchaj mnie. Ja na prawdę Cię lubię i nie chcę żebyś został ściągnięty, zanim zacznie się gra, rozumiesz?

<Leon??PiosenkaXD>

Od Leona Do Kamili

Uśmiechnąłem się, jednak była to tylko maska. Starałem się zatuszować to jak oberwałem. Kamila to jednak zauważyła, spojrzała na mnie dziwnie.
-Dobrze, oddałem mu kasę. Jesteśmy kwita -zatoczyłem się. Kurdę, straciłem chyba za dużo krwi. Jednak przez nieuwagę, zabrałem rękę i Kamila zobaczyła plamę krwi. Tak byłem w domu, i się przebrałem.
-Co ci się stało? -zapytała. Nawet nie wiem jak nazwać to co było słychać w jej głosie.
-Nic poważnego, serio -kiedy dziewczyna odwróciła głowę chwyciłem jej twarz w dłonie. -Nic mi nie jest, bywało gorzej co nie?
Zaśmiałem się lekko, patrzyła na mnie. W pewnym momencie zapomniałem o świecie. Pochyliłem się i pocałowałem dziewczynę.
Usłyszałem jak ktoś szybko nabiera powietrza do płuc, odwróciłem się w tamtą stronę. Nie znałem jej, ale Kamila najwyraźniej tak.
<Kamila?>

Od Kamili Do Leona

-Jak to się mówi, nie kopie się leżącego.-zaśmiałam się.-Jak mam uderzyć kogoś o takiej twarzy? Poza tym co, nie podobało Ci się?-dodałam z uśmiechem i wpadłam do salonu.
-Gdzie idziesz?-spytały dziewczyny.
-Jak to gdzie? Jest już dwunasta, a ja od pięciu godzin powinnam być w stajni! Jeśli chcecie - zostańcie. Czujcie się jak u siebie, ale ja uciekam.-powiedziałam i chwyciłam kluczyki do Bentley'a.
-Czekaj, jadę z tobą.-usłyszałam za sobą męski głos.
Leo wziął swoje kluczyki i ruszyliśmy w drogę. Zatrzymaliśmy się pod stajnią, ale Leon musiał jeszcze gdzieś pojechać.
Nie pytałam go, po prostu poszłam do stajni i wsiadłam na Belindę, która dawno nie chodziła. Ona jest taka duża, czułam się jakbym robiła na niej szpagat!
-Kama, co ty dzisiaj taka wesoła?-usłyszałam głos Samanty.
-Cieszę się z pięknego dnia w stajni, w końcu co mogło by być lepszego?
-Skoro tak Cię to cieczy, to gdzie byłaś do trzynastej?
-Oj tam, musiałam załatwić kilka spraw.
-Jasne, jeszcze raz i pożałujesz.-zaśmiała się i poszła, a ja zrobiłam jeszcze kilka kółek w stępie i odprowadziłam klacz do boksu.
Gdy wychodziłam z niego zauważyłam, że Leon wchodzi właśnie do stajni. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam bliżej.
-I jak tam? Jak mija dzień?

<Leon??>

Od Luka Do Cary

Zaśmiałem się i wszedłem do kawiarni.
-Nie denerwuj się, to się spierze.
-Przepraszam, nie widzę tu pralki.-burknęła i zaczęła wycierać spodnie.
Szybko chwyciłem za szklankę i wypiłem łyk kawy. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
-Oj, nie dąsaj się, kupię ci nową.-dodałem i zawołałem kelnerkę, zamawiając jeszcze raz to samo.
-No, to co robisz w mieście?-spytałem.
-Byłam w bibliotece po tym, jak zostawiłeś mnie samą przed czworobokiem. A czy ty przypadkiem nie miałeś malować ścian?
-Malowałem.-powiedziałem, pokazując na dowód poplamioną koszulkę.-Ale zabrakło farby, a rodzice stwierdzili, że jutro skończymy. Mieszkają niedaleko, no i jak Cię zobaczyłem, to po prostu musiałem się przywitać. Nie cieszysz się że mnie widzisz?-zaśmiałem się i wyciągnąłem do niej ręce (całe z farby), żeby się przytulić. Dziewczyna zaczęła się śmiać i odepchnęła mnie.
-A tak w ogóle, to tak Ci się spieszyło, że zapomniałeś się przebrać?
-No przepraszam bardzo, ja sobie wypraszam. Jak miałem się przebrać, jeśli byłem u rodziców? Chyba nie sądzisz że z nimi mieszkam?-zaśmiałem się.
-Oczywiście, już Ci wierzę.
-Co? Ty mi nie wierzysz?! Zbieraj się, zobaczysz, szczęka ci opadnie!-zaśmiałem się i pociągnąłem dziewczynę na rękę.
-Ale kawa...
-Zrobię Ci lepszą u mnie!

<Cara?>

Od Leona Do Kamili

Kurdę, zaskoczyła mnie. Nie spodziewałem się tego, ból głowy od razu znikł. Słyszałem jak dziewczyny coś do siebie szepczą, po chwili Kamila odsunęła się i wcisnęła mi pieniądze. Kurcze, to moje długi. Sam powinienem sobie z nimi poradzić.
-Kamila, ale to nie w porządku. Nie mogę tego wziąć, serio. Honor mi nie pozwala -spojrzałem na nią, ale napotkałem tylko wyraz twarzy który mówił ,,Bierz to i nie gadaj". Westchnąłem i wziąłem pieniądze.
-Oddam jak tylko będę mógł, obiecuję -powiedziałem i podszedłem do telefonu.
-Halo? Patrick, mam ta kasę dla ciebie -powiedziałem do aparatu, facet coś gadał, a ja dodałem -Nie, tam jest za dużo ludzi. Wiem że te twoje interesy są na czarno, do paki mi się nie śpieszy. Spotkamy się tam gdzie zawsze, opuszczony magazyn.
Skończyłem gadać, i spojrzałem na Kamilę. Pokręciłem głową, pieniądze dziwnie mi ciążyły w kieszeni. Kurdę Leo, pomyśl! Zero długów! Jednak nie umiałem zacząć się cieszyć.
-Kamila, mam pytanie. Mogłaś mnie uderzyć, zrobić coś innego, a wybrałaś także efektywny sposób uciszenia mnie. Dlaczego akurat ten sposób? -zapytałem ale na mojej twarzy musiał malować się uśmiech. Mimo wszystko, byłem zadowolony że wybrała właśnie to.
<Kamila?>

Od Cary Do Luka

-Zostałam sama..- pomyślałam wstając.
Szczerze nią miałam jakiś specjalnych planów na ten dzień, a na dodatek przy tej pogodzie. Jedynym wyjściem było siedzenie w bibliotece i czytanie książek, nawet lubiłam tam przebywać. Szybko wskoczyłam do samochodu, i skierowała się w stronę miasta. Tylko jak już byłam w bibliotece siągnełam po parę ciekawych książek i zaczęłam czytać jedną z nich. Ogólnie bardzo przepadałam za czytaniem książek, tylko w taki sposób mogłam zatrzymać czas i go trochę wykorzystać w dobry sposób. Ciekawe było to że zbytnio nie byłam jakąś spokojną i cierpliwą osobą, a jednak czytanie szło mi nawet dobrze. Nagle w jednym momencie przeczytałam takie oto zdanie;

‘’Nieźle wylądowałem na ziemi, a ten upadek nie zaszkodził mi zdrowiu, ale ubraniom które byly całe w białej farbie.’’

Od razu przypomniał mi sę dzisiejszy poranek i ostatnie słowa Luka, przed tym jak pojechał pomagać swojej mamie malować ściany. Uśmiechnełam się sama do siebie, wstałam z krzesła i odłożyłam wszystkie książki na pólę obok. Wychodząc na ulicę wyczułam przyjemny zapach kawy i pączków. Zaczęłam się rozglądać czy przypadkiem nie ma tutaj gdzieś w pobliżu jakieś kawiarni, po chwili rozkładania się ujrzałam jedną na drugiej stronie ulicy. Jak żadne samochody nie przejeżdżały szybko brzebiegłam na drugą stronę, a następnie skierowałam się w prawą stronę drzwi od kawiarni. Wchodząc do środka od razu poczułam zapach kawy zmieszany z różnymi wypiekami.
-Mogę w czymś pomóc?- zapytał się blondyn stojący z drugiej strony blatu.
-Poproszę kawę z mlekiem i...- nie dokończyłam bo zaczełam się zastanawiać co wybrać.- I tego paczka z różowym lukiem.- oddałam wskazując na paczka.
Po zapłaceniu usiadłam przy stoliku obok okna, a po chwili czekania dostałam swoją kawę jak i paczka. Wzięłam gryza pączka i popiłam go kawą która była nadzwyczajnie dobra. Nagle ktoś puknął w szybę a ja rozkoszowana tym smakiem aż podskoczyłam trochę oblewając się kawą.
-Świetnie.- warknęłam patrząc na plamę na bluzie.
Mój wzrok od razu powędrował na sprawcę tego koszmarnego wypadku, tylko jak spojrzała w stronę szyby ujrzałam śmiejącego się Luke’a.
-Nie śmieje się bo zaraz jeszcze spadniesz.- odgryzłam się.

<Luke?>

Od Kamili Do Leona

-Zwariowałeś?! Nie ma 'igłę i nić', tylko jedziemy do szpitala.
-Nie, nie. Daj tylko tą igłę!-powiedział zdenerwowany.
-Masz szczęście że jestem po medycynie. Chodź z tym.-powiedziałam i poszłam po rękawiczki, igłę i nić, medyczną oczywiście.
-Nigdy nie mówiłaś że...
-Nie ma o czym mówić. O, voila, jak nowy.-zaśmiałam się. Chłopak już wstawał, ale ja pociągnełam go w dół i znowu siedział na krześle.
-Co jest?-spytał trochę zdziwiony.
-Jak poważna jest ta sprawa z pieniędzmi?
-Kamila, nie ma o czym gadać...
-Właśnie że jest! Wiesz, zależy mi na twoim bezpieczeństwie i nie chcę żebyś wylądował w szpitalu, lub gorzej.-powiedziałam i wstałam, podchodząc do szafki. Wyciągnęłam z niego plik pieniędzy.
-Co ty...
-Bierz to, nie chcę słuchać wymówek.
-Kamila...
-Leo, mówię coś do Ciebie! I nawet nie waż się ich mi zwracać. To drobiazg, w porównaniu z tym, co mogłoby się stać, jak to już wcześniej powiedziałeś.
-Ale...-chłopak poderwał się na równe nogi. Zrobiłam krok w przód i nie pozwoliłam mu powiedzieć ani słowa więcej, zakrywając jego usta moimi.

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

-Nikt ważny, facet któremu jestem winny kasę. -Kamila i dziewczyny, spojrzały na siebie a potem na mnie.
-Kasę? A ile, dobijał się przez kilka godzin -zapytała Kamila, a ja usiadłem i podwinąłem rękawy koszuli ukazując tatuaże.
-Około dwóch tysięcy. Jeśli nie spłacę do do końca tego tygodnia, pewnie wyląduję w szpitalu. -mówiłem spokojnie, co zaskoczyło dziewczyny.
-I ty tak, spokojnie o tym gadasz? -zapytała Cara, a ja skinąłem głową.
-Sorry, dziewczyny ale muszę sprawdzić czy mi szwy nie puściły -wstałem i ruszyłem do łazienki, jedna szybko się zorientowałem że z ręki spływa mi strużka krwi. Zakląłem pod nosem, zdjąłem koszulę o owinąłem ją wokół ręki. Wyszedłem do dziewczyn.
-Kama, masz igłę i nić. Muszę zszyć sobie rękę -powiedziałem opierając się o ścianę. Dziewczyny patrzyły na mnie, to na barwiącą się na czerwono koszulę.
<Kamila?>

środa, 29 czerwca 2016

Od Kamili Do Leona

Wszyscy już poszli, oprócz Leona, który dalej spał na kanapie. Nie obudziły go nawet śmiechy dziewczyn. W końcu podeszłam do niego ze szklanką wody i czymś na głowę.
-Te, Kac Vegas.-zaśmiałam się i szturchnęłam go ręką.
Chłopak podniósł głowę, ale zaraz potem znowu cię położył z cichym mruknięciem.
-Możesz nie krzyczeć?-spytał, ale ja w odpowiedzi znowu się zaśmiałam.
-Ja nie krzyczę. Masz, poznaj moją dobroć.-powiedziałam i wcisnęłam mu tabletkę oraz szklankę do rąk.
Chłopak usiadł, jęcząc coś pod nosem.
-Śniadanie?-spytałam wstając i sięgając po talerz na tofucznicę.
-Nawet nie mów mi o jedzeniu.
-Ale musisz coś zjeść. Śniadanie to podobno najważniejszy posiłek dnia.-wcisnęłam mu talerz do rąk.
-Ugh, co to?
-Tofucznica. Smażone tofu z warzywami.-wytłumaczyłam i rozsiadłam się w fotelu, pijąc sok pomarańczowy.
Chłopak wziął kilka kęsów, ale później odłożył talerz i położył się na plecach, wbijając wzrok w sufit.
-Łazienka jest na końcu korytarzu, jak coś. A tak w ogóle, kto się tak wczoraj do Ciebie dobijał?

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

Zaśmiałem się, poprawiłem włosy i posadziłem dziewczynę obok.
-Spoko, nic się nie stało. -szczerze, to nigdy nie byłem tak wstawiony. Zawsze unikałem takich imprez, ale co tam. Nowe miasto, trzeba wariować.
-Kam, pozwolisz że zostanę dziś na noc? Tak nie che mi się iść -przejechałem dłonią po twarzy. Spojrzałem na nią, ciągle była czerwona.
-Co jest? Ktoś taki jak ty nie powinien się wstydzić że raz się przewalił. -zaśmiałem się, telefon dzwonił.
-Nie odbierzesz? -zapytała patrząc na telefon leżący obok.
-Nie, niech się odwali - właściwie to zachowywałem się jak kretyn, ale kiedy ja nim nie jestem.
-To, dobranoc Leon -powiedziała i wstała, a ja zaśmiałem się.
-Ty, wyjątkowo możesz mi mówić Leo, czuj się wyróżniona. Nie każdy może mnie tak nazywać -zaśmiałem się, lecz po chwili dodałem -Dobranoc Kama.
Dziewczyna poszła do pokoju, a ja od razu zasnąłem. Nawet telefonu nie wyciszyłem, po prostu nie zdążyłem.
<Kamila? Leo, się nawalił a u niego to rzadkie, teraz będzie miał kaca z dwa dni XD>

Od Kamili Do Leona

Uśmiechnęłam się i przytuliłam go na powitanie.
-Cieszę się.-powiedziałam i wpuściłam go do środka.
Sam, Luke i Cara byli w środku i w połowie pierwszej butelki. Gdy tylko Leo wszedł do salonu Sam rzuciła się na niego i przytuliła. Zaśmiałam się, bo byli już nieźle wstawieni.
-Zostawiliście coś dla mnie?-spytał Leon i usiadł na kanapie.
Oczywiście nie skończyło się na jednej butelce, nigdy jeszcze u mnie się tak nie zdarzyło. Skończyło się jednak na tym, że każdy zaczął gadać bez sensu, zaczęliśmy się śmiać i grać w jakieś gry. Luke miał blisko do domu, więc wrócił na nogach, a Sam i Cara poszły do pokoi gościnnych. Zostaliśmy z Leonem i gadaliśmy jeszcze.
-Skąd jesteś?-zapytał się w końcu. Pokręciłam głową i wzięłam łyk prosto z butelki.
-Z Polski, ale dorastałam w Anglii. Długa historia i zbyt poważna, żeby ją teraz opowiadać.-stwierdziła i zaczęłam bawić się pasmem włosów.
Wszystko wydawało się teraz o wiele bardziej ciekawe.
-Chyba powinniśmy już iść spać.-powiedział chłopak. Kiwnęłam głową i odepchnęłam się od oparcia.
-Masz rację.-powiedziałam.
Niestety, alkohol nie pomógł w moim braku koordynacji ruchowej i potykając się wylądowałam na kolanach Leona.
-Przepraszam!-powiedziałam i od razu zrobiłam się cała czerwona.

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

-Wiesz Reusa, nie wezmę. Barry'ego też nie, ale ja będę na sto procent. Tego możesz być pewna, moja droga -posłałem jej uśmiech, a po chwili dodałem -A teraz, niech pani wybaczy, ale mam zamiar wybrać się na przejażdżkę .
Ruszyłem w kierunku stajni, wszedłem do boksu Nimfy.
-Cześć -wyjąłem z kieszeni połówkę jabłka -Masz, należy ci się. Z tego co wiem, sporo już tu jesteś co? -poklepałem klacz a ta zarżała. Wyszedłem z boksu, nagle zadzwonił mój telefon. Wyszedłem przed stajnię i rzuciłem telefon na ziemię, niby to przypadkiem. Szybka się zbiła, ale przynajmniej Patrick da mi spokój. I tak miałem kupić nowy. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, i zapaliłem jednego. Patrzyłam na tych wszystkich ludzi którzy się tu kręcą, gdy skończyłem palić podszedłem do kosza i wyrzuciłem pozostałości papierosa. Zostałem jeszcze z dwie godziny w stajni, zabrałem Sawę na przejażdżkę, pomogłem Sam w karmieniu koni, a potem wróciłem do domu. Około 19, ubrałem się w koszulę i jasne jeansy, i ruszyłem w kierunku domu Kamili. Jakoś tak, godzinę potem zapukałem do jej drzwi.
-A nie mówiłem że będę? -powiedziałem gdy otworzyła drzwi.
<Kamila?>

Od Luka Do Cary

-Dziękuję.-powiedziałem.-Nawet nie umiem ściągać tego wszystkiego.-zaśmiałem się niezręcznie.
-Spokojnie, wszystko przychodzi z czasem.-powiedziała.
-Kamila jeździ teraz na jakimś tam koniu, chciałem iść pooglądać, może czegoś się nauczę. Pójdziesz mi tłumaczyć co ona tam w ogóle robi?
-Jasne, czemu nie.
Poszliśmy na czworobok i usiedliśmy na trawie. Cara zaczęła mi tłumaczyć, że to jest kłus anglezowany, a ten jest w pełnym siadzie, to jest galop, też w pełnym siadzie, a to zmiany nogi, ustępowanie, ciągi, jakieś tam inne figury, których nawet nie starałem się zapamiętać.
-Mój mózg zaraz się przegrzeje, chyba za dużo jak na jeden raz.-zaśmiałem się.
-To nawet nie jest połowa tego, co one tutaj robią! Zobaczysz, kiedyś ty też tak będziesz jeździł.
-Ta, jasne, kiedyś.-pokręciłem głową i popchnąłem ją ramieniem.
Usłyszałem dzwonek telefonu. Mama. Zapomniałem, że mam jej pomóc w jej domu malować pokój! A stąd do niej to co najmniej godzina jazdy!
-Ekhm, sory, muszę uciekać. Mama potrzebuje pomocy w remoncie. Do jutra!-powiedziałem i podszedłem do samochodu.

<Cara?>

Od Cary Do Luka

Na znak zgody kiwnełam głową, a następnie pogłaskałam American Soldier'a po szyi. Tylko jak zauważyłam że Kamila już idzie w naszą stronę, odsunęłam się od konia.
-Powodzenia.- powiedziałam kpiąc z Luka.
-Dzięki.- burknął i zwinnie wszedł na konia.
Zeszłam trochę na bok i usiadłam na ławce przy ścianie, widać było że Luke trochę się denerwował, ale to jego pierwszy raz więc to jeet normalne. Przez cały trening obserwowałam jak koń kłusował do okoła Kamili a Luke próbował angelzować.
-Dobrze ci idzie.- pochwaliłam chłopaka który tylko do mnie się uśmiechnął.

~*już w stajni*~

-Pomóc ci?- zapytałam się patrząc jak Luke męczy się z siodłem.
-Yhym, trochę nie umiem tego czegoś rozluźnić.- mruknął wskazując ręką na popręg.
Podeszłam do konia rozpięłam popręg, i zdjęłam siodło z American Soldier'a. A następnie odłożyłam je do schowka obok jego boksu.

<Luke? brak weny ;-;>

Od Kamili Do Leona

-Heh, nie zobaczyłam Cię.-powiedziałam i stanęłam na własne nogi.-Dzięki.-dodałam odsuwając włosy z twarzy.
-Dzięki za pokazanie wczoraj tego miejsca. Często tam jeździsz?
-Ostatnio coraz mniej. Kiedy tu się wprowadziłam prawie cały czas, ale teraz uczę się sama gotować. Kiedyś w sumie muszę.-zaśmiałam się.
-Kamila! Hala!-usłyszałam czyiś krzyk i przypomniałam sobie, że mam prowadzić teraz jazdę.
-Zobaczymy się później.-powiedziałam i odbiegłam.
~~~~Godzinę później~~~~
Coraz bardziej doceniałam nowe konie. W ogóle nie trzeba było męczyć się i biegać za nimi, bo nie słuchają. Teraz po prostu idą. Poczułam wibracje telefonu. Popatrzyłam na wyświetlacz-Eveline.
-No co tam?-spytałam. Ev jak zawsze zaczęła mi opowiadać historie życia.
Gadałyśmy, a raczej ona, z dobrą godzinę, zanim wywinęłam się mówiąc że muszę zrobić kilka rzeczy przy koniach.
Pomimo tego, że między mną a siostrą jest już w porządku od razu zrobiło mi się smutno. Za każdym razem gdy do mnie dzwoni myślę o 'mojej' rodzinie. Pokręciłam głową i odgoniłam od siebie te myśli. Weszłam do dużej stajni.
-Hej.-usłyszałam za sobą.-Gadanie przez telefon to teraz praca?
-Skąd wiesz że rozmawiałam przez telefon? Śledziłeś mnie?-zaśmiałam się.
-Chciałabyś.-odpowiedział żartem.
-Hej, wpadniesz dzisiaj do mnie? Mam butelkę  Chateau d'Yquem z niezłego rocznika, może jeszcze wpadnie Sam. Możesz wziąć kogo chcesz. Zwierzęta też wpuszczę.-dodałam z uśmiechem.

<Leon?>

Od Leona Do Kamili

Gdy tylko wpadłem do domu, rzucił się na mnie Reus.
-Resu, kretynie złaź ze mnie! -zaśmiałem się. Nakarmiłem psy, wziąłem szybki prysznic i padłem na łóżko. Spojrzałem na telefon, Patrick... nie, nasza umowa się skończyła. Wszystko mu oddałem, niech się odwali. Zasnąłem.
****
Obudziłem się o piątej rano. To samo co wczoraj, ubrałem się w jeansy i czarną koszulkę, wypuściłem psy, kawa, napełniłem miski, i wpuściłem zwierzaki. Do stajni doszedłem pieszo, nie mieszkam znowu tak daleko. Na parkingu stało moje czarne BMW, nawet go nie odpaliłem jak lubiłem to robić. Ruszyłem do stajni, tym razem spotkałem Patrycję i Pawła, wolałem im nie przeszkadzać, ktoś mówił mi że mają się ku sobie. Pomyślałem o wczorajszym spotkaniu z Kamą, i jak na zawołanie dziewczyna wyszła za rogu. Wpadła na mnie, wywróciła by się ale w porę ją złapałem.
-Cześć, czyli widzę że ciągle jesteś roztrzepana? -zaśmiałem się.
<Kamila?>

Od Kamili Do Leona

Wsiadłam do samochodu i odpaliłam go. Leon usiadł na miejscu pasażera i popatrzył na mnie.
-Odwieźć Cię do stajni czy...
-Jeśli tylko możesz. Muszę wracać do domu, rozumiesz, psy.
-Czyli odwiozę Cię do domu.-powiedziałam z uśmiechem.-Tylko musisz być moim nawigatorem.
-Na prawdę, mogę...
-Nie ma mowy, ja Cię wyciągnęłam to i ja odwożę.
-Dzięki. Nie mieszkam daleko od SN.
Po około 30 minutach byliśmy pod jego domem. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam.
-To do zobaczenia jutro.-powiedział.
-Tak, właśnie. Do jutra. Pozdrów ode mnie psy.-zaśmiałam się. Leon wysiadł z samochodu i poszedł do domu, a ja sama pojechałam do swojego. Rzuciłam wszystkie rzeczy na komodę i spojrzałam na telefon. 13 wiadomości od Hugh. Przewróciłam oczami i położyłam telefon na komodzie, byłam zbyt zmęczona, żeby robić cokolwiek.
Wzięłam szybki prysznic i położyłam się. I od razu całe moje zmęczenie minęło. Wzięłam komputer i zaczęłam przeglądać oferty sprzedaży koni.
Myślami wróciłam do dzisiejszego dnia. Zrobiłam piękne pierwsze wrażenie: kopniak od konia, wylana woda, widelec... no nic, czemu tak mi zależy, jakie wrażenie na nim zrobiłam?

<Leon??>

Od Leona Do Kamili

Wstałem od stolika i podszedłem do jednego faceta. Podał mi ręcznik. Podszedłem do Kamili, podałem jej ręcznik a sam chyliłem się po jej widelec, położyłem go na stole.
-Zawsze jesteś taka roztrzepana? -zapytałem z pół przymkniętymi powiekami.
-Nie, ale czasem mi się zdarza -powiedziała i zaczęła wycierać spodnie. Gdy skończyła, zabrałem papier i wyrzuciłem bez wstawania od stołu. Celny rzut.
-Chcesz tu siedzieć, i czuć na sobie miliony spojrzeń czy wolisz wyjść i iść do domu? -zapytałem, a dziewczyna się rozejrzała.
-Do domu, muszę się przebrać -podeszłam do drzwi i otworzyłem je puszczając Kamilę przodem. Wyszedłem zaraz za nią.
<Kamila?>

Od Kamili do Leona

-Smacznego.-powiedziałam i chwyciłam za widelec.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Może trochę zaskoczyło mnie to, jak jej odpowiedział, ale czułam że się polubimy. Obydwoje bezpośredni.
-Długo tutaj mieszkasz?-usłyszałam głos chłopaka.
Podniosłam szybko oczy i przez chwilę nie mogłam odpowiedzieć. Po prostu nie mogłam wydobyć z siebie słowa.
-Od... 6 lat.-wydukałam.
~Co się z tobą dzieje?! Opanuj się!~upomniałam się w myślach i z tego wszystkiego prawie upuściłam widelec.
-A ty?-dodałam w końcu.
-Krócej, ale nie mam zamiaru się na razie wyprowadzać.-powiedział i wziął kolejny widelec makaronu.
Kiwnęłam głową i sama wypchałam buzię spaghetti. Czułam, że Leon na mnie patrzy. Chwyciłam za szklankę z wodą i podniosłam ją do ust, ale woda zamiast trafić do nich skończyła na moich spodniach.
-No nie!-krzyknęłam i wstałam.
Chłopak patrzył na mnie. Uśmiechnął się pod nosem.
-To nie jest śmieszne!-powiedziałam i opadłam na siedzenie, uderzając ręką o widelec i zrzucając go na ziemię. Co się ze mną dzieje?!
Chciałam wkurzyć się na chłopaka, który parsknął śmiechem, ale zamiast tego sama zaczęłam się śmiać

<Leon?>

Od Patrycji Do Nadii

-Oczywiście, że cię podwiozę. -podeszłam do samochodu -Wskakuj.
Dziewczynka uśmiechnęła się i przybiegła do auta. Wsadziłam jej walizkę do bagażnika i już miałam wsiadać gdy przyszła Sam.
-Pati, już jedziesz? -zapytała zaskoczona, zawsze zostawałam do ciemnej nocy.
-Nie, zaraz wracam -uśmiechnęłam się, Sam ruszyła do stajni a ja wsiadłam do auta. Jechałyśmy niecałe pół godziny. Podjechałam pod Willę, i aż mnie zatkało. Poza tym, to dziecko ma mieszkać tu samo?
<Nadia?>

Od Patrycji Do Pawła

-Jasne! Już idę szykować Esemplare -uśmiechnęłam się. Szybko wyczyściłam i osiodłałam konia. Wyprowadziłam go i poprawiłam popręg, oraz ustawiłam strzemiona. Po chwili siedziałam na grzbiecie konia, a Paweł patrzył na mnie z uśmiechem.
-Coś się stało? -zapytałam, a chłopak zamrugał szybko. Uśmiechnęłam się do niego, wiatr znów rozwiał mi włosy. kurde dlaczego zawsze musi wiać wiatr!?
<Paweł?>

Od Leona Do Kamili

-Proszę trzecie danie z Menu -tak właściwie to nawet nie wiedziałem co jest trzecie. Kobieta odeszła a ja spojrzałem rozbawiony na Kamilę.
-Czemu si tak zakrywasz? -zapytałem i zabrałem jej kartę. Spojrzałem jej w oczy z podniesioną jedną brwią. Nie odezwała się, ja za to próbowałem opanować śmiech.
-I z czego się śmiejesz? -zapytała dziewczyna, a ja schowałem dłonie pod stołem.
-Z niczego, tylko właśnie idzie do nas jakaś dziewczyna -i nie myliłem się. Podeszła do nas, a raczej do mnie dziewczyna w miniówce o długich czarnych włosach.
-Hej przystojniaku, masz to mój numer -powiedziała, a ja przewróciłem oczami.
-Słaby tekst Mała, ja znam lepsze ale nie będę ich na ciebie marnować -dziewczyna otworzyła szeroko oczy, po chwili dodałem -Możesz iść? Zasłaniasz widok.
Dziewczyna odeszła, spojrzałem na Kamilę która wpatrywała się we mnie.
-Często się zdarza, nie rozumieją że jak na razie nie szukam nikogo -powiedziałem, i jakaś dziewczyna przyniosła jedzenie. Okazało się że trzecie było spagetti. Zaśmiałem się.
-Nawet nie świadomi, mam to co ty -po tych słowach zabrałem się za jedzenie.
<Kamila?>

Od Nadii Do Patrycji

Pod stajnią zatrzymało się nowiutkie Bugatti Chiron.
-Powodzenia córeczko!-zawołała mama.-Do zobaczenia za rok.
-Pa.-odpowiedziałam tylko.
Wiedziałam, że ten rok przeciągnie się do dwóch albo trzech lat. Matka chciała się mnie pozbyć i tyle. Z walizką w ręku poszłam pod stajnię. Nagle zauważyłam jakąś kobietę.
-Dzień dobry-podeszłam do niej.-Przyjechałam tutaj przed chwilą i nie mam jak dotrzeć do mojego domu-powiedziałam.- Mogłaby mnie pani podwieźć?
-To zależy.-odpowiedziałam
-Mieszkam na obrzeżach miasta w takiej willi z basenem. O przepraszam nie przedstawiłam się. Jestem Nadia i mam 7 lat.
-A rodzice nie mogą po ciebie przyjechać?
-Ja mieszkam sama. Mama mi będzie przesyłać pieniądze. Po prostu ma mnie gdzieś. No to jak podwiezie mnie pani?
<Patrycja?>

Od Pawła Do Patrycji

Tego to się nie spodziewałem. Patrzyłem się jeszcze chwilę oszołomiony na Patrycję, a raczej w stronę w którą poszła. Zagwizdałem. Po chwili cała moja gromada dziewięciu psów stała przy mnie. Przypiąłem im smycze. Wróciłem do domu. Czy ona musiała? Teraz nie mogę się na niczym skupić bo cały czas o niej myślę. Pewnie potrwa to do południa, czyli jeszcze godzinę.
Pojechałem do stajni. Poszedłem do boksu Summer'a i zacząłem go czyścić. Nadal myślałem o Pati. Nagle usłyszałem kroki na korytarzu. To Patrycja.
-Hej!-powiedziałem.
-Cześć!-odrzekła.
-Kiedy byliśmy w terenie mówiłaś, że chciałabyś to powtórzyć. Może teraz? Właśnie szykuję Summer'a w teren. To chcesz ze mną pojechać?
<Pati?>

Od Samanty Do Kamili

Chwyciłam pierwszy lepszy uwiąz i pobiegłam w stronę Kamili. Gdy dobiegłam dziewczyna przejęła go odemnie. Pobiegłam do jakiejś wierzby i urwałam dość długiego kija. Kamila biegła obok Nirvany próbując ją złapać. W końcu udało jej się chwycić kantar. Nadal Biegła z nim. Ja w końcu wkroczyłam podbiegłam do ogiera i próbowałam go odgonić. Machnęłam przed nim kijem raz. Nic. Potem znów. Nic. W końcu uderzyłam go po grzbiecie, aby wiedział, że nie. Nie dawał spokoju. Miał kantar, ale nie sądzę, że dam radę go złapać.

<Kamila???>

Obserwatorzy