Odsunęłam jego ręce od siebie i poprawiłam ciasny kok.
-Nie przeszkadzaj mi.-powiedziałam, wciąż zła za wczoraj.
-Hanne, daj już spokój!-powiedział, próbując pocałować mnie w policzek, ale udało mi się go ominąć.
-Powiedziałam coś, muszę się skupić.-burknęłam, przeglądając się w lustrze.
-Ktoś tu ma okres.-zaśmiał się, ale spiorunowałam go wzrokiem.
Usłyszałam, jak ktoś krzyczy wezwanie na scenę po duńsku. Wzięłam kilka głębokich wdechów i poprawiłam baletki. Spojrzałam znacząco na chłopaka i pobiegłam za resztą grupy.
Pierwszy taniec mieliśmy grupowy - jezioro łabędzie. Później schodziłam na kilkanaście minut, żeby zmienić kostium i wracałam na duet.
Tańczyłam z jednym z chłopaków, którego pamiętałam jeszcze z naszych początkowych lekcji. Był ode mnie starszy o 30 lat, ale podobał mi się od samego początku. Pomijając to, że kiedy go spotkałam, to ja miałam 6 lat, a on 36. Tak czy inaczej byłam zachwycona, że po tylu latach treningu w końcu mogłam z nim zatańczyć i to jeszcze w taki sposób!
Tańczyliśmy do tej piosenki: >KLIK< , więc dużo było biegania w objęciach, czy ocierania się o siebie, kilka razy podnosił mnie wysoko w powietrze, a jeszcze częściej tarzaliśmy się po scenie, ale jak dziwnie by to nie brzmiało ludziom się podobało, tak samo mojej trenerce, a Mads, który sam uczy, pochwalił mnie i nawet zaczęliśmy rozmawiać za sceną.
Opieraliśmy się o szafki w szatni, gdy nagle przerwały nam czyjeś kroki i zza pleców Mads'a wyłonił się Oli. Szybko przełączyłam się na angielski.
-Oli, poznaj Mads'a. Oglądałeś nasz występ? Podobało Ci się? Według mnie jak na kilka prób poszło nam świetnie.-powiedziałam, iskry w oczach i szeroki uśmiech na ustach.
<Oliver??>
piątek, 30 września 2016
Od Ashley
Wyszłam z mieszkania. Mieszkałam blisko stajni, do której niedawno się zapisałam. Postanowiłam pójść tam po raz pierwszy. Kiedy tylko przekroczyłam próg stajni, dobiegł do mnie zapach koni, odgłosy zwierząt oraz ludzi. Poszłam do stajni. Przeszłam się po niej i nagle zauważyłam w boksie klacz, która była inna niż wszystkie. Jako jedyna nie zjadła swego śniadania i lekko kopała w ściany boksu. Od razu mi się spodobała. Pogłaskałam ją, a ta spojrzała na mnie. Była piękna. Przeczytałam na tabliczce przywieszonej do jej boksu "American Dream".
- Więc tak ci na imię? - szepnęłam, po czym poszłam do siodlarni i przyniosłam jej uzdę oraz szczotki.
Wyczyściłam ciało klaczy po czym założyłam jej samą uzdę. Wyprowadziłam ją ze stajni, po czym jednym szybkim ruchem wsiadłam na klacz. Ruszyłam z kłusa do przodu. Klacz mocno wybijała, ale nie takie coś znosiłam. Na otwartym terenie pozwoliłyśmy sobie na wyciągnięty galop. Wodze trzymałam luźno. Nagle przed nami pojawił się głaz. Był nienaturalnie wysoki. Zatrzymałyśmy się przed nim. Zsiadłam z klaczy i trzymając za wodze zaczęłam wchodzić po wcale nie stromym głazie. Klacz szła za mną. Zeskoczyłam po drugiej stronie, wsiadając na klacz. Biegłyśmy dalej wyciągniętym galopem, aż zdałam sobie sprawę, że zapomniałam telefonu. Zatrzymałam klacz, po czym rozejrzałam się. Którędy do domu? Może złym pomysłem było zapisanie się tutaj...? Nagle nad nami pojawiła się wielka, ciemna chmura burzowa, z której momentalnie zaczął padać deszcz. Grzmoty grzmiały, a błyskawice błyskały. Klacz coraz bardziej się niepokoiła. W końcu huk rozdarł niebo, a my zerwałyśmy się cwałem. Biegłyśmy przed siebie, a deszcz moczył nas do suchej nitki. Nagle zachwiałam się na grzbiecie klaczy i upadłam. Zaczęłam kaszleć i popatrzyłam za odbiegającą klaczą. Chciało mi się płakać, lecz tylko usiadłam na drodze i chlipnęłam cicho. Chyba zasnęłam na kilka minut, bo później usłyszałam stukot kopyt.
- Może to ktoś ze stajni? - szepnęłam w nadziei.
Lecz myliłam się. Biegła to American Dream, lecz za nią trzech, może czterech jeźdźców. Miała na sobie siodło oraz czaprak, których przedtem jej brakowało. Jeźdźcy podnieśli mnie, a ja wsiadłam na Amę. Pogłaskałam ją po szyi. Dzielna dziewczyna! Sprowadziła pomoc. Wróciliśmy do stajni. Osobiście ją rozsiodłałam i w ogrzewanej stajennej myjni ją umyłam. Była cała brudna i mokra. Umyłam i wysuszyłam klacz. Rozczesałam jej grzywę i ogon, po czym ubrałam w ciepłą derkę, pod którą włożyłam jeszcze jakiś stary, zapasowy koc. Wprowadziłam ją do boksu, po czym usiadłam na kostkach słomy tuż obok niej i pogłaskałam ją po masywnej szyi.
- Kochana Ama. - podałam jej kawałek marchewki, którą znalazłam w mej kieszeni. Klacz schrupała ją, po czym dotknęła mojego czoła pyskiem. Pogłaskałam ją i uśmiechnęłam się.
- Więc tak ci na imię? - szepnęłam, po czym poszłam do siodlarni i przyniosłam jej uzdę oraz szczotki.
Wyczyściłam ciało klaczy po czym założyłam jej samą uzdę. Wyprowadziłam ją ze stajni, po czym jednym szybkim ruchem wsiadłam na klacz. Ruszyłam z kłusa do przodu. Klacz mocno wybijała, ale nie takie coś znosiłam. Na otwartym terenie pozwoliłyśmy sobie na wyciągnięty galop. Wodze trzymałam luźno. Nagle przed nami pojawił się głaz. Był nienaturalnie wysoki. Zatrzymałyśmy się przed nim. Zsiadłam z klaczy i trzymając za wodze zaczęłam wchodzić po wcale nie stromym głazie. Klacz szła za mną. Zeskoczyłam po drugiej stronie, wsiadając na klacz. Biegłyśmy dalej wyciągniętym galopem, aż zdałam sobie sprawę, że zapomniałam telefonu. Zatrzymałam klacz, po czym rozejrzałam się. Którędy do domu? Może złym pomysłem było zapisanie się tutaj...? Nagle nad nami pojawiła się wielka, ciemna chmura burzowa, z której momentalnie zaczął padać deszcz. Grzmoty grzmiały, a błyskawice błyskały. Klacz coraz bardziej się niepokoiła. W końcu huk rozdarł niebo, a my zerwałyśmy się cwałem. Biegłyśmy przed siebie, a deszcz moczył nas do suchej nitki. Nagle zachwiałam się na grzbiecie klaczy i upadłam. Zaczęłam kaszleć i popatrzyłam za odbiegającą klaczą. Chciało mi się płakać, lecz tylko usiadłam na drodze i chlipnęłam cicho. Chyba zasnęłam na kilka minut, bo później usłyszałam stukot kopyt.
- Może to ktoś ze stajni? - szepnęłam w nadziei.
Lecz myliłam się. Biegła to American Dream, lecz za nią trzech, może czterech jeźdźców. Miała na sobie siodło oraz czaprak, których przedtem jej brakowało. Jeźdźcy podnieśli mnie, a ja wsiadłam na Amę. Pogłaskałam ją po szyi. Dzielna dziewczyna! Sprowadziła pomoc. Wróciliśmy do stajni. Osobiście ją rozsiodłałam i w ogrzewanej stajennej myjni ją umyłam. Była cała brudna i mokra. Umyłam i wysuszyłam klacz. Rozczesałam jej grzywę i ogon, po czym ubrałam w ciepłą derkę, pod którą włożyłam jeszcze jakiś stary, zapasowy koc. Wprowadziłam ją do boksu, po czym usiadłam na kostkach słomy tuż obok niej i pogłaskałam ją po masywnej szyi.
- Kochana Ama. - podałam jej kawałek marchewki, którą znalazłam w mej kieszeni. Klacz schrupała ją, po czym dotknęła mojego czoła pyskiem. Pogłaskałam ją i uśmiechnęłam się.
Nowa członkini!
"Zawsze celuj w księżyc - nawet, jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami.."
Szczegóły wyglądu: XImię: Ashley
Pseudonim: Nie ma.
Nazwisko: Crager
Głos: Britney Spears
Wiek: 17 lat
Urodziny: 21 październik
Płeć: Kobieta
Rodzina: Sasha Crager - matka, Mark Anthony - ojciec
Charakter: Ma zniszczoną psychikę do końca. W dzieciństwie widziała zbyt dużo. Lecz, od tego jest historia, zajmijmy się tym, jak zachowuje się na co dzień Ashley. Jest zamknięta w sobie, jest okryta grubą, twardą skorupą, przez którą nikogo nie przepuszcza. Nie jest wredna, jest smutna, przygnębiona. Nie oceniaj ze względu na wygląd "a, kolejna emo". Robi to, co lubi, a tego jest po prostu niewiele. Może pozwólmy jej chociaz zachować swój własny styl? Rzadko można zobaczyć ją uśmiechniętą. Jest typem samotniczki. Konie to jedna z jej pasji, przy nich staje się inna. Najbardziej lubi ryzykować. Nie lubi być trzymana w niewoli, lubi robić to, co uważa za stosowne. To jest krótki opis, ponieważ chciałam, byś poznał ją sam. (Admin, nie bij xd)
Tatuaże: Na plecach:
>KLIK<
Na nadgarstku: >KLIK<
Na karku: >KLIK<
Na palcu: >KLIK<
Ulubiony koń: American Dream
Partner: Brak.
Dzieci: Brak/nie chce mieć.
Historia rodziny: Wszystko wydawało się takie piękne. Mała Ashley uczęszczała na jazdy konne pod okiem kochających rodziców. Lecz pewnego dnia ojciec zostawił ich zmieniając nazwisko i opuścił samotną matkę z dzieckiem. Później matka umarła, a Ashley, jako 16-latka została sama. Jakoś sobie radzi.
Zwierzaki: Brak.
Umiejętności: Średniozaawansowany.
Inne:
~lubi arbuzy i inne owoce
~jej oczy są całkowicie czarne, nie nosi soczewek
~jej tatuaże były przemyślane co najmniej rok
Kontakt: Howrse: wilczyca22
Inne zdjęcia: Brak.
Link do strony pochodzenia zdjęć: >KLIK<
Na nadgarstku: >KLIK<
Na karku: >KLIK<
Na palcu: >KLIK<
Ulubiony koń: American Dream
Partner: Brak.
Dzieci: Brak/nie chce mieć.
Historia rodziny: Wszystko wydawało się takie piękne. Mała Ashley uczęszczała na jazdy konne pod okiem kochających rodziców. Lecz pewnego dnia ojciec zostawił ich zmieniając nazwisko i opuścił samotną matkę z dzieckiem. Później matka umarła, a Ashley, jako 16-latka została sama. Jakoś sobie radzi.
Zwierzaki: Brak.
Umiejętności: Średniozaawansowany.
Inne:
~lubi arbuzy i inne owoce
~jej oczy są całkowicie czarne, nie nosi soczewek
~jej tatuaże były przemyślane co najmniej rok
Kontakt: Howrse: wilczyca22
Inne zdjęcia: Brak.
Link do strony pochodzenia zdjęć: >KLIK<
sobota, 24 września 2016
Od Oliviera do Hanne
-Co to jest! - krzyknąłem wypluwając "jajecznicę" czyli skorupki jajek. - Co w ciebie wstąpiło?!
-Trzeba było się upić tak?! Ha macie za swoje.
-Ale to było silniejsze ode mnie. A whisky było pyszne. - drugim zdaniem zwróciłem się do jej ojczyma.
-Najlepszy rocznik. - uśmiechną się.
-Przestańcie już!
-Spokojnie. Bo się przegrzejesz. - uśmiechnąłem się.
-Nie śmieszkuj tak bo będziesz codziennie dostawał taka jajecznicę.
Uśmiechnąłem się. Wiem, że nie lubi się droczyć.
-Zostało jeszcze trochę Jack'a Daniels'a.
-Nie będziecie dzisiaj pili. Mam występ.
-To po występie.
-Nie nie będziecie dzisiaj pili.
****Na występie****
Hanne poszła do szatni, a ja wykorzystałem okazję i poszedłem do łazienki, gdzie ładnie wciągnąłem jedną kreskę, białego proszku. Wyszedłem z łazienki jak gdyby nigdy nic.
-Hanne kochanie tutaj jesteś. - podszedłem do dziewczyny i ją objąłem.
<Hanne?>
-Trzeba było się upić tak?! Ha macie za swoje.
-Ale to było silniejsze ode mnie. A whisky było pyszne. - drugim zdaniem zwróciłem się do jej ojczyma.
-Najlepszy rocznik. - uśmiechną się.
-Przestańcie już!
-Spokojnie. Bo się przegrzejesz. - uśmiechnąłem się.
-Nie śmieszkuj tak bo będziesz codziennie dostawał taka jajecznicę.
Uśmiechnąłem się. Wiem, że nie lubi się droczyć.
-Zostało jeszcze trochę Jack'a Daniels'a.
-Nie będziecie dzisiaj pili. Mam występ.
-To po występie.
-Nie nie będziecie dzisiaj pili.
****Na występie****
Hanne poszła do szatni, a ja wykorzystałem okazję i poszedłem do łazienki, gdzie ładnie wciągnąłem jedną kreskę, białego proszku. Wyszedłem z łazienki jak gdyby nigdy nic.
-Hanne kochanie tutaj jesteś. - podszedłem do dziewczyny i ją objąłem.
<Hanne?>
piątek, 23 września 2016
Od Hanne Do Oliver'a
Pokręciłam głową. Wiedziałam jak to się skończy. Gdy tylko weszłam do salonu zobaczyłam ojczyma, który spał na ziemi. Szturchnęłam go stopą.
-Idź do spania, świnio.-wyburczałam i sama poszłam do pokoju, po drodze wchodząc do łazienki.
Uniosłam brwi, gdy zobaczyłam zabrudzoną całą łazienkę i Oliego - śpiącego w wannie.
Zostawiłam go tam i poszłam spać. Miałam lepszy pomysł od budzenia go w środku nocy.
~~~~Rano~~~~
Wstałam specjalnie wcześnie, bo już o szóstej rano byłam na nogach.
Wbiegłam uśmiechnięta do łazienki i odkręciłam zimną wodę, która od razu uderzyła w Olivera. Chłopak poderwał się, ale zaraz potem opadł z powrotem.
-Wyłącz to.-wyszemrał.
-Słucham? Musisz mówić głośniej!-wydarłam się i przekręciłam kurek na lodowatą, wychodząc szybko z łazienki.
Zbiegłam po schodach i puściłam na wielkich głośnikach "Can you feel my heart?", robiąc przy okazji śniadanie. Rozbiłam kilka jajek na patelni, zrobiłam kawę i kilka kanapek, a sobie miskę owsianki z malinami i jagodami.
Oliver i mój ojczym weszli powoli do przedpokoju i wyłączyli muzykę.
-Hej, ja tego słuchałam.-powiedziałam, trzymając w jednej ręce drewnianą łyżkę, którą nakładałam jedzenie na talerze.
Oli trząsł się z zimna, zaciskając ręce w pięści na jego przemoczonym podkoszulku. "Mężczyźni", a raczej dzieci, usiedli przy blacie.
-Możesz podać mi wodę?-spytał w końcu któryś, ale ja podsunęłam im talerze i dwa kubki z parującym, ciemnobrązowym napojem.
-O nie, nie. Nie po to stałam przy garnkach cały ranek, żebyście wypili tylko szklankę wody. Jedzcie.-powiedziałam, wypychając sobie buzię moim posiłkiem.
Ze złośliwym uśmiechem oglądałam, jak spojrzeli na siebie, a potem z wykrzywionym ustami zaczęli grzebać w jajecznicy.
-Coś nie tak?-spytałam cała w skowronkach, patrząc jak cierpią.
<Oliver??>
-Idź do spania, świnio.-wyburczałam i sama poszłam do pokoju, po drodze wchodząc do łazienki.
Uniosłam brwi, gdy zobaczyłam zabrudzoną całą łazienkę i Oliego - śpiącego w wannie.
Zostawiłam go tam i poszłam spać. Miałam lepszy pomysł od budzenia go w środku nocy.
~~~~Rano~~~~
Wstałam specjalnie wcześnie, bo już o szóstej rano byłam na nogach.
Wbiegłam uśmiechnięta do łazienki i odkręciłam zimną wodę, która od razu uderzyła w Olivera. Chłopak poderwał się, ale zaraz potem opadł z powrotem.
-Wyłącz to.-wyszemrał.
-Słucham? Musisz mówić głośniej!-wydarłam się i przekręciłam kurek na lodowatą, wychodząc szybko z łazienki.
Zbiegłam po schodach i puściłam na wielkich głośnikach "Can you feel my heart?", robiąc przy okazji śniadanie. Rozbiłam kilka jajek na patelni, zrobiłam kawę i kilka kanapek, a sobie miskę owsianki z malinami i jagodami.
Oliver i mój ojczym weszli powoli do przedpokoju i wyłączyli muzykę.
-Hej, ja tego słuchałam.-powiedziałam, trzymając w jednej ręce drewnianą łyżkę, którą nakładałam jedzenie na talerze.
Oli trząsł się z zimna, zaciskając ręce w pięści na jego przemoczonym podkoszulku. "Mężczyźni", a raczej dzieci, usiedli przy blacie.
-Możesz podać mi wodę?-spytał w końcu któryś, ale ja podsunęłam im talerze i dwa kubki z parującym, ciemnobrązowym napojem.
-O nie, nie. Nie po to stałam przy garnkach cały ranek, żebyście wypili tylko szklankę wody. Jedzcie.-powiedziałam, wypychając sobie buzię moim posiłkiem.
Ze złośliwym uśmiechem oglądałam, jak spojrzeli na siebie, a potem z wykrzywionym ustami zaczęli grzebać w jajecznicy.
-Coś nie tak?-spytałam cała w skowronkach, patrząc jak cierpią.
<Oliver??>
Od Olivera do Hanne
-Wyglądasz pięknie. Jak zawsze ale teraz wyglądasz inaczej.
-Jadę na trening. Jedziesz ze mną?
-Z tobą na koniec świata. - uśmiechnąłem się.
Pojechaliśmy na salę gdzie była kobieta która dogadywała się z Hanne. Nic nie zrozumiałem siedziałem na krześle na końcu sali. Dziewczyna wyginała się jak struna. Tańczyła tam swoje tańce, których ja za chiny nie zrozumiem.
****W drodze powrotnej****
-Ładnie Ci nawet szło.
-Dziękuję.
-Kiedy wracamy do domy?
-Co już Ci się tu znudziło się? Jesteśmy dopiero kilka dni.
-Brakuje mi trochę "naszych" okolic.
-Jesteśmy tu tylko na wakacje, kilka dni.
Gdy dojechaliśmy w domu czekał już tata Hann. Na stole było jedzenie i napój wysoko procentowy. Cieszyłem się jak małe dziecko w duszy. Hanne nie była zadowolona.
-Tato mieliście nie pić.
-Ale jak już tu jesteśmy musimy to jakoś uczcić.
Byłem bardzo zadowolony. Whisky i wódka za darmo?! Żyć nie umierać.
-Tylko się nie upij. Ja jadę na zakupy.
Pojechała. Jej ojczym najpierw rozlał whisky. Gdy whisky się skończyło wyją z barku wódkę.
-Może lepiej nie mieszać? - powiedziałem już wstawiony.
-Po jednym nie zaszkodzi.
"Po jednym nie zaszkodzi" słyszałem w głowie nachylając się nad sedesem, Potem coś mnie zamroczyło i wpadłem do wanny gdzie zasnąłem.
<Hanne??>
-Jadę na trening. Jedziesz ze mną?
-Z tobą na koniec świata. - uśmiechnąłem się.
Pojechaliśmy na salę gdzie była kobieta która dogadywała się z Hanne. Nic nie zrozumiałem siedziałem na krześle na końcu sali. Dziewczyna wyginała się jak struna. Tańczyła tam swoje tańce, których ja za chiny nie zrozumiem.
****W drodze powrotnej****
-Ładnie Ci nawet szło.
-Dziękuję.
-Kiedy wracamy do domy?
-Co już Ci się tu znudziło się? Jesteśmy dopiero kilka dni.
-Brakuje mi trochę "naszych" okolic.
-Jesteśmy tu tylko na wakacje, kilka dni.
Gdy dojechaliśmy w domu czekał już tata Hann. Na stole było jedzenie i napój wysoko procentowy. Cieszyłem się jak małe dziecko w duszy. Hanne nie była zadowolona.
-Tato mieliście nie pić.
-Ale jak już tu jesteśmy musimy to jakoś uczcić.
Byłem bardzo zadowolony. Whisky i wódka za darmo?! Żyć nie umierać.
-Tylko się nie upij. Ja jadę na zakupy.
Pojechała. Jej ojczym najpierw rozlał whisky. Gdy whisky się skończyło wyją z barku wódkę.
-Może lepiej nie mieszać? - powiedziałem już wstawiony.
-Po jednym nie zaszkodzi.
"Po jednym nie zaszkodzi" słyszałem w głowie nachylając się nad sedesem, Potem coś mnie zamroczyło i wpadłem do wanny gdzie zasnąłem.
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
Uśmiechnęłam się delikatnie i wtuliłam się w chłopaka, wciągając zapach jego wody po goleniu.
Poszliśmy później coś oglądać. Telewizja oczywiście była po duńsku, więc skończyliśmy oglądając jakiś film akcji. Do czasu, aż zaczął dzwonić telefon.
Rozłączyłam się po krótkiej rozmowie i wróciłam do Oliego, tylko po to, żeby wziąć ze stołu komórkę.
-Co jest?-spytał, odrywając w końcu oczy od ekranu.
-Nie pytaj.-warknęłam i już miałam odejść, ale odwróciłam się do niego i spojrzałam z rezygnacją w oczach.-Muszę jechać na trening.
-Jaki trening?
-Baletu.-powiedziałam z grymasem na ustach i wbiegłam po schodach na górę i do naszego pokoju.
Otworzyłam szafę i założyłam różowy stanik sportowy z Victoria Secret's i czarne legginsy z Nike. Z niższych półek wybrałam białe baletki, wrzuciłam je do torby, włącznie z koszulką na zmianę i jeansami.
Założyłam buty oraz narzuciłam na siebie bluzę i zeszłam na dół. Oliver popatrzył na mnie, podczas gdy ja krzątałam się po kuchni, zabierając coś do jedzenia i kilka butelek wody.
Gdy skończyłam stanęłam przed nim z udawanym uśmiechem. Chłopak przejechał oczami po moim ciele, od stóp do głowy i znów spotkał się ze mną wzrokiem.
-Chcesz jechać?-spytałam.
Oli nic nie odpowiedział. Popatrzył na mnie jeszcze raz.
-Co tak patrzysz?-chrząknęłam z uśmiechem, tym razem rozbawiona odrobinę jego zachowaniem.
<Oliver??>
Poszliśmy później coś oglądać. Telewizja oczywiście była po duńsku, więc skończyliśmy oglądając jakiś film akcji. Do czasu, aż zaczął dzwonić telefon.
Rozłączyłam się po krótkiej rozmowie i wróciłam do Oliego, tylko po to, żeby wziąć ze stołu komórkę.
-Co jest?-spytał, odrywając w końcu oczy od ekranu.
-Nie pytaj.-warknęłam i już miałam odejść, ale odwróciłam się do niego i spojrzałam z rezygnacją w oczach.-Muszę jechać na trening.
-Jaki trening?
-Baletu.-powiedziałam z grymasem na ustach i wbiegłam po schodach na górę i do naszego pokoju.
Otworzyłam szafę i założyłam różowy stanik sportowy z Victoria Secret's i czarne legginsy z Nike. Z niższych półek wybrałam białe baletki, wrzuciłam je do torby, włącznie z koszulką na zmianę i jeansami.
Założyłam buty oraz narzuciłam na siebie bluzę i zeszłam na dół. Oliver popatrzył na mnie, podczas gdy ja krzątałam się po kuchni, zabierając coś do jedzenia i kilka butelek wody.
Gdy skończyłam stanęłam przed nim z udawanym uśmiechem. Chłopak przejechał oczami po moim ciele, od stóp do głowy i znów spotkał się ze mną wzrokiem.
-Chcesz jechać?-spytałam.
Oli nic nie odpowiedział. Popatrzył na mnie jeszcze raz.
-Co tak patrzysz?-chrząknęłam z uśmiechem, tym razem rozbawiona odrobinę jego zachowaniem.
<Oliver??>
niedziela, 11 września 2016
Od Oliver'a Do Hanne
-I nie odejdę. - pocałowałem ją w policzek i przytuliłem mocno. -Nigdy , obiecuję.
Objąłem ją całą ramionami i przycisnąłem ją do siebie. Zapaliłem lampę.
-Wszystko będzie dobrze. - Dałem jej jeszcze jednego całusa.
-Obiecujesz? - powiedziała ze łzami.
-Tak.
Posiedzieliśmy tak jeszcze chwilę i zgasiłem lampkę i położyliśmy się. Dziewczyna wtuliła się w mój tors.
-Kocham Cię. - powiedziała Cicho wręcz tylko wydusiła to z siebie z wydechem.
-Ja Ciebie też.
****Rano****
Gdy obudziłem się Hann nie było w łóżku z paniką wstałem i poszedłem na dół. Nie było jej w salonie ani w kuchni. Pobiegłem do łazienki nie ma jej. Gdzie ona morze być? Wybiegłem na dwór nie mam jej. Rozejrzałem się po ogrodzie, ale nigdzie jej nie widziałem. Dzwoniłem nie odbiera. Nie wiedziałem co zrobić. A może znów dostała ataku paniki i coś sobie zrobiła? Siedziałem w kuchni i zastanawiałem się czy dzwonić na policję, gdy do kuchni jakby nigdy nic wchodzi Hann. Wstałem i szybko podszedłem do niej.
-Gdzie byłaś? - przytuliłem ją.
-Tato zabrał mnie do lekarza aby obejrzał, czy żadne szkło mi nie zostało.
-Powiedziałaś mu?!
-Nie! Co ty? Powiedziałam, że lustro spadło i chciałam posprzątać i przez przypadek kilka mi weszło do ręki, ale mi opatrzyłeś,
-Uff.
Przytuliłem ją.
-Nie rób tak więcej.
-Dobrze, spokojnie nie będę.
-Jesteś moim całym światem.
<Hanne??>
Objąłem ją całą ramionami i przycisnąłem ją do siebie. Zapaliłem lampę.
-Wszystko będzie dobrze. - Dałem jej jeszcze jednego całusa.
-Obiecujesz? - powiedziała ze łzami.
-Tak.
Posiedzieliśmy tak jeszcze chwilę i zgasiłem lampkę i położyliśmy się. Dziewczyna wtuliła się w mój tors.
-Kocham Cię. - powiedziała Cicho wręcz tylko wydusiła to z siebie z wydechem.
-Ja Ciebie też.
****Rano****
Gdy obudziłem się Hann nie było w łóżku z paniką wstałem i poszedłem na dół. Nie było jej w salonie ani w kuchni. Pobiegłem do łazienki nie ma jej. Gdzie ona morze być? Wybiegłem na dwór nie mam jej. Rozejrzałem się po ogrodzie, ale nigdzie jej nie widziałem. Dzwoniłem nie odbiera. Nie wiedziałem co zrobić. A może znów dostała ataku paniki i coś sobie zrobiła? Siedziałem w kuchni i zastanawiałem się czy dzwonić na policję, gdy do kuchni jakby nigdy nic wchodzi Hann. Wstałem i szybko podszedłem do niej.
-Gdzie byłaś? - przytuliłem ją.
-Tato zabrał mnie do lekarza aby obejrzał, czy żadne szkło mi nie zostało.
-Powiedziałaś mu?!
-Nie! Co ty? Powiedziałam, że lustro spadło i chciałam posprzątać i przez przypadek kilka mi weszło do ręki, ale mi opatrzyłeś,
-Uff.
Przytuliłem ją.
-Nie rób tak więcej.
-Dobrze, spokojnie nie będę.
-Jesteś moim całym światem.
<Hanne??>
OD Hanne Do Oliver'a
Zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam chłopaka wierzchem dłoni w policzek. Oliver spojrzał na mnie, nie wiedząc co robić prze chwilę, ale po kilkunastu sekundach, gdy chciałam uderzyć go drugi raz, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, całując delikatnie w usta.
Przymknęłam oczy i zaczęłam spazmatycznie wciągać powietrze, nie odrywając się od ciała chłopaka. Nie wiedziałam co zrobić, po prostu przycisnęłam twarz do jego obojczyka i zaczęłam głośno płakać.
-Nic mi się nie dzieje, ale czuję, że robiąc to ranisz mnie bardziej niż siebie. Nie mogę wyobrazić sobie, że Cię tracę. Co jeśli wpadniesz? Zostanę znowu całkiem sama, bez nikogo, kto mnie rozumie, kto mnie na prawdę kocha.-wysapałam, nogi zaczęły się pode mną uginać.
Brak snu i mój atak paniki dał się we znaki i powoli zaczynałam odpływać w jego ramionach. Oli podniósł mnie delikatnie i zaczął iść.
Obudziłam się w środku nocy, zalana potem, ze łzami na policzkach i cichym krzykiem na ustach. Oliver od razu usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Co się stało? Hanne??-spytał z przerażeniem w oczach.
-Błagam, zostań ze mną. Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz?! Nie możesz mi tego zrobić!-powiedziałam głośno, gula w gardle zaczęła powoli zamykać dojście powietrza do moich płuc.
Poczułam, jak kolejny atak paniki zaczyna wyłaniać się z mroku pokoju. Chłopak widocznie nie wiedział co robić, bo nigdy nie wiedział, że mam ataki paniki.
Położyłam rękę na piersi i zaczęłam starać się oddychać normalnie, ale strach stawał się z każdą sekundą coraz większy.
-Nie możesz!-dodałam, zaciskając dłoń na jego podkoszulku.
<Oliver??>
Przymknęłam oczy i zaczęłam spazmatycznie wciągać powietrze, nie odrywając się od ciała chłopaka. Nie wiedziałam co zrobić, po prostu przycisnęłam twarz do jego obojczyka i zaczęłam głośno płakać.
-Nic mi się nie dzieje, ale czuję, że robiąc to ranisz mnie bardziej niż siebie. Nie mogę wyobrazić sobie, że Cię tracę. Co jeśli wpadniesz? Zostanę znowu całkiem sama, bez nikogo, kto mnie rozumie, kto mnie na prawdę kocha.-wysapałam, nogi zaczęły się pode mną uginać.
Brak snu i mój atak paniki dał się we znaki i powoli zaczynałam odpływać w jego ramionach. Oli podniósł mnie delikatnie i zaczął iść.
Obudziłam się w środku nocy, zalana potem, ze łzami na policzkach i cichym krzykiem na ustach. Oliver od razu usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
-Co się stało? Hanne??-spytał z przerażeniem w oczach.
-Błagam, zostań ze mną. Nie możesz mnie zostawić, rozumiesz?! Nie możesz mi tego zrobić!-powiedziałam głośno, gula w gardle zaczęła powoli zamykać dojście powietrza do moich płuc.
Poczułam, jak kolejny atak paniki zaczyna wyłaniać się z mroku pokoju. Chłopak widocznie nie wiedział co robić, bo nigdy nie wiedział, że mam ataki paniki.
Położyłam rękę na piersi i zaczęłam starać się oddychać normalnie, ale strach stawał się z każdą sekundą coraz większy.
-Nie możesz!-dodałam, zaciskając dłoń na jego podkoszulku.
<Oliver??>
Od Oliver'a Do Hanne
-Hnn, kotku.
Podbiegłem do niej.
-Chodź na dół.
-Nie idę nigdzie z tobą! - mówiła przez łzy.
Wziąłem ją na ręce, wyrywała się.
-Księżniczko spokojnie.
-Nie ku*wa spokojnie. nienawidzę Cię.
-A ja Cię kocham. widzisz przeciwieństwa się przyciągają.
-Puść mnie!
-Nie mam zamiaru.
Posadziłem ją na stole w kuchni. Wyjąłem apteczkę z szafki.
-Zostaw mnie!
-Daj rękę.
-Nie mam zamiaru.
-Kochanie daj, to dla twojego dobra. Kocham Cię.
-Nie!
-Kochanie! To dla twojego dobra!
-To dla mojego dobra ćpasz?!
-Nie mieszaj tego w to!
Wziąłem jej rękę i powyjmowałem pęsetą kawałki szkła. Odkaziłem i zawinąłem bandażem. Dziewczyna siedziała oburzona. Zeszła i szła w stronę naszego pokoju.
-Hann?
Podszedłem do niej.
<Hanne??>
Podbiegłem do niej.
-Chodź na dół.
-Nie idę nigdzie z tobą! - mówiła przez łzy.
Wziąłem ją na ręce, wyrywała się.
-Księżniczko spokojnie.
-Nie ku*wa spokojnie. nienawidzę Cię.
-A ja Cię kocham. widzisz przeciwieństwa się przyciągają.
-Puść mnie!
-Nie mam zamiaru.
Posadziłem ją na stole w kuchni. Wyjąłem apteczkę z szafki.
-Zostaw mnie!
-Daj rękę.
-Nie mam zamiaru.
-Kochanie daj, to dla twojego dobra. Kocham Cię.
-Nie!
-Kochanie! To dla twojego dobra!
-To dla mojego dobra ćpasz?!
-Nie mieszaj tego w to!
Wziąłem jej rękę i powyjmowałem pęsetą kawałki szkła. Odkaziłem i zawinąłem bandażem. Dziewczyna siedziała oburzona. Zeszła i szła w stronę naszego pokoju.
-Hann?
Podszedłem do niej.
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
-Emm... co ty robisz?-spytałam przekrzywiając głowę na bok.
Chłopak popatrzył na mnie szerokimi oczami. Jego policzki płonęły czerwonym rumieńcem, usta zaciśnięte w cienką linię. Siedział na podłodze, opierając się plecami o komodę. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i zostając przy napiętym kontakcie wzrokowym.
Prawda uderzyła mnie dopiero po kilku sekundach. Poczułam się, jakby ktoś właśnie dał mi w policzek i upadłam bez siły na łóżko, łzy powoli zaczęły spływać po moich zaróżowionych, gorących od złości policzkach.
-Hanne? Kochanie?-wyszeptał, padając na kolana przede mną.-To nie...
-Nie tłumacz się!-wrzasnęłam, krew zaczęłam pulsować szybciej w moich żyłach.-Będę twoim wsparciem!-zacytowałam łamiącym się głosem.-To jest twoje wsparcie?! Jak ja mogłam Ci zaufać!-wykrzyczałam, wstając z łóżka i zaczynając chodzić od ściany do ściany.
-Hanne, daj mi wytłumaczyć...
-Nie, nic już Ci nie dam, rozumiesz! Dałam Ci coś, czego nawet nie mają moi rodzice! Pokochałam Cię, byłam gotowa dać Ci w ręce moje życie, serce, a ty tak to potraktowałeś!-teraz już nie krzyczałam, teraz po prostu ryczałam, gorzko-słone krople kapały z mojej brudy prosto na podłogę.
-Skarbie...
-Nie, daj mi spokój!-podniosłam głos i uderzyłam pięścią w lustro, rozbijając je na drobne kawałeczki i przy okazji rozcinając sobie palce i zewnętrzną część dłoni.
Upadłam na ziemię, zaciskając w dłoni części szkła, wbijając je sobie do dłoni. Oplotłam ręce wokół kolan, które przycisnęłam do twarzy.
<Oliver??>
Chłopak popatrzył na mnie szerokimi oczami. Jego policzki płonęły czerwonym rumieńcem, usta zaciśnięte w cienką linię. Siedział na podłodze, opierając się plecami o komodę. Otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował i zostając przy napiętym kontakcie wzrokowym.
Prawda uderzyła mnie dopiero po kilku sekundach. Poczułam się, jakby ktoś właśnie dał mi w policzek i upadłam bez siły na łóżko, łzy powoli zaczęły spływać po moich zaróżowionych, gorących od złości policzkach.
-Hanne? Kochanie?-wyszeptał, padając na kolana przede mną.-To nie...
-Nie tłumacz się!-wrzasnęłam, krew zaczęłam pulsować szybciej w moich żyłach.-Będę twoim wsparciem!-zacytowałam łamiącym się głosem.-To jest twoje wsparcie?! Jak ja mogłam Ci zaufać!-wykrzyczałam, wstając z łóżka i zaczynając chodzić od ściany do ściany.
-Hanne, daj mi wytłumaczyć...
-Nie, nic już Ci nie dam, rozumiesz! Dałam Ci coś, czego nawet nie mają moi rodzice! Pokochałam Cię, byłam gotowa dać Ci w ręce moje życie, serce, a ty tak to potraktowałeś!-teraz już nie krzyczałam, teraz po prostu ryczałam, gorzko-słone krople kapały z mojej brudy prosto na podłogę.
-Skarbie...
-Nie, daj mi spokój!-podniosłam głos i uderzyłam pięścią w lustro, rozbijając je na drobne kawałeczki i przy okazji rozcinając sobie palce i zewnętrzną część dłoni.
Upadłam na ziemię, zaciskając w dłoni części szkła, wbijając je sobie do dłoni. Oplotłam ręce wokół kolan, które przycisnęłam do twarzy.
<Oliver??>
Od Oliver'a do Hanne
-Jest idealnie, bo jesteś tu zemną.
Przytuliłem dziewczynę.
**Dolecieliśmy**
Pojechaliśmy do domy jej ojczyma. Był ładny i ekskluzywny w starym wykonaniu. Mnie było by na takie wygody stać po 20 latach pracy codziennie na 2 etaty. Weszliśmy do środka gdzie był duży hall. Poszliśmy do pokoju przygotowanego dla nas. Duże łóżko, komoda, toaletka i drzwi do łazienki. Wow!
-Ślicznie tu. - przytuliłem Hanne i dałem jej całusa w policzek.
-Bardzo wygodnie. - uśmiechnęła się.
-Z tobą to i pod mostem było by idealnie. - zaśmiałem się.
Dziewczyna zaczęła się śmiać. Dochodziła godzina 21.
-Idę się wykąpać. - oznajmiła i poszła do łazienki.
Ja przez ten czas szybko wyciągnąłem mały woreczek i wysypałem trochę białego "pyłku" i ułożyłem w białą kreseczkę. Zrulowałem jeden banknot. Przystawiłem do nosa i już byłem przy połowie kreski, gdy nagle wyszła z łazienki Hanne. Szybko wszystko zrzuciłem na ziemię.
-Tak Hann?
<Hanne?>
Przytuliłem dziewczynę.
**Dolecieliśmy**
Pojechaliśmy do domy jej ojczyma. Był ładny i ekskluzywny w starym wykonaniu. Mnie było by na takie wygody stać po 20 latach pracy codziennie na 2 etaty. Weszliśmy do środka gdzie był duży hall. Poszliśmy do pokoju przygotowanego dla nas. Duże łóżko, komoda, toaletka i drzwi do łazienki. Wow!
-Ślicznie tu. - przytuliłem Hanne i dałem jej całusa w policzek.
-Bardzo wygodnie. - uśmiechnęła się.
-Z tobą to i pod mostem było by idealnie. - zaśmiałem się.
Dziewczyna zaczęła się śmiać. Dochodziła godzina 21.
-Idę się wykąpać. - oznajmiła i poszła do łazienki.
Ja przez ten czas szybko wyciągnąłem mały woreczek i wysypałem trochę białego "pyłku" i ułożyłem w białą kreseczkę. Zrulowałem jeden banknot. Przystawiłem do nosa i już byłem przy połowie kreski, gdy nagle wyszła z łazienki Hanne. Szybko wszystko zrzuciłem na ziemię.
-Tak Hann?
<Hanne?>
piątek, 2 września 2016
Od Pawła Do Patrycji
Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa. Bardzo obawiałem się że odpowie inaczej , ale całe szczęście tak nie było. Miło rozmawiając dokonczyliśmy nasze porcje. Podwiozłem Patrycja do domu.
- Pójdziesz ze mną do parku? Za godzinę będę wprowadzał psy.- zapytałem.
-Oczywiście - odpowiedziała.
- To do zobaczenia. Podjadę po ciebie za godzinę.
Pocałowałem ją na pożegnanie i pojechałem do domu. Gdy nacisnąłem klamkę przywitała mnie piątka moich pupili. Dałem im jeść. Gdy zakończyły jedzenie wypuściłem je na podwórze. Wziąłem krótki prysznic na orzeźwienie. Zmieniłem ubrania i włączyłem telewizor. Przeglądałem kanały, ale nie było nic ciekawego. Zatrzymałem się na chwilę by pooglądać Diamond Race. Była 17.15, a z Patrycją byłem umówiony na 18.00. Deszcz już nie padał. Postanowiłem uciąć sobie drzemkę. Nastawiłem budzik na w pół do. Gdy ta godzina nadeszła udałem się do kuchni chwyciłem smycze mojej gromadki i zabawki Dyzi. Wyszedłem na dwór. Zagwizdałem, a psy wskoczyły do auta. Sam wsiadłem i ruszyłem. Po niedługim czasie byłem pod domem Patrycji. Zapukałem do jej drzwi.
<Pati?>
- Pójdziesz ze mną do parku? Za godzinę będę wprowadzał psy.- zapytałem.
-Oczywiście - odpowiedziała.
- To do zobaczenia. Podjadę po ciebie za godzinę.
Pocałowałem ją na pożegnanie i pojechałem do domu. Gdy nacisnąłem klamkę przywitała mnie piątka moich pupili. Dałem im jeść. Gdy zakończyły jedzenie wypuściłem je na podwórze. Wziąłem krótki prysznic na orzeźwienie. Zmieniłem ubrania i włączyłem telewizor. Przeglądałem kanały, ale nie było nic ciekawego. Zatrzymałem się na chwilę by pooglądać Diamond Race. Była 17.15, a z Patrycją byłem umówiony na 18.00. Deszcz już nie padał. Postanowiłem uciąć sobie drzemkę. Nastawiłem budzik na w pół do. Gdy ta godzina nadeszła udałem się do kuchni chwyciłem smycze mojej gromadki i zabawki Dyzi. Wyszedłem na dwór. Zagwizdałem, a psy wskoczyły do auta. Sam wsiadłem i ruszyłem. Po niedługim czasie byłem pod domem Patrycji. Zapukałem do jej drzwi.
<Pati?>
czwartek, 1 września 2016
Od Leona Do Kamili
Szedłem w stronę Kamili. Gdy usiadłem zdjęłem koszulę i rzuciłem ją w kąt.
-Dobry pomysł, ciągle ubolewam ile psów nie ma domu -westchnąłem, a potem uśmiechnąłem się do Kamy. Nagle zadzwonił mój telefon, spojrzałem na wyświetlacz i od razu odebrałem z szerokim uśmiechem.
-Stella! Boże dziewczyno! Tyle lat! I nie zmieniłaś numeru, gadaj co tam u ciebie? -czułem na sobie spojrzenie Kamy. Stella było moją byłą dziewczyną, jednak zerwałem z nią gdy zacząłem spotykać się z Martą. Od tamtego czasu jesteśmy w przyjacielskich stosunkach.
-Nic takiego, Leo posłuchaj... jest taka sprawa -powiedziała jąkając się. Zaniepokoiłem się, dziewczyna zawsze była wesoła i pewna siebie.
-Stell co się dzieje? Słyszysz? Jeśli zaraz mi nie powiesz, to już jutro u ciebie będę, słyszysz?
-Nie... jednak nic się nie stało. Nara! - rozłączyła się.
-Stella! Kurdę Stella! Rozłączyła się! -warknąłem i rzuciłem telefonem o podłogę. Zbiła się szybka, znów muszę wziąć nowy telefon.
Walnąłem się na łóżko, zapominając że miałem uszkodzony kręgosłup. Spojrzałem w bok, Kama patrzyła na mnie zdezorientowana. Usiadłem.
-Dzwoniła Stella, moja przyjaciółka i była dziewczyna w jednym. Nie wiem co się dzieje. Chciała mi coś powiedzieć, potem zrezygnowała -ukryłem twarz w dłoniach. Kamila ciągle się nie odzywała.
-Pewnie zastanawiasz się czemu się tym przejmuję co? -zapytałem. Kamila pokiwała głową. -Widzisz, kilka tygodni temu zostawił ją chłopak. Zostawił ją po tym jak zaszła w ciążę. Nie powinna się denerwować.
<Kama??>
-Dobry pomysł, ciągle ubolewam ile psów nie ma domu -westchnąłem, a potem uśmiechnąłem się do Kamy. Nagle zadzwonił mój telefon, spojrzałem na wyświetlacz i od razu odebrałem z szerokim uśmiechem.
-Stella! Boże dziewczyno! Tyle lat! I nie zmieniłaś numeru, gadaj co tam u ciebie? -czułem na sobie spojrzenie Kamy. Stella było moją byłą dziewczyną, jednak zerwałem z nią gdy zacząłem spotykać się z Martą. Od tamtego czasu jesteśmy w przyjacielskich stosunkach.
-Nic takiego, Leo posłuchaj... jest taka sprawa -powiedziała jąkając się. Zaniepokoiłem się, dziewczyna zawsze była wesoła i pewna siebie.
-Stell co się dzieje? Słyszysz? Jeśli zaraz mi nie powiesz, to już jutro u ciebie będę, słyszysz?
-Nie... jednak nic się nie stało. Nara! - rozłączyła się.
-Stella! Kurdę Stella! Rozłączyła się! -warknąłem i rzuciłem telefonem o podłogę. Zbiła się szybka, znów muszę wziąć nowy telefon.
Walnąłem się na łóżko, zapominając że miałem uszkodzony kręgosłup. Spojrzałem w bok, Kama patrzyła na mnie zdezorientowana. Usiadłem.
-Dzwoniła Stella, moja przyjaciółka i była dziewczyna w jednym. Nie wiem co się dzieje. Chciała mi coś powiedzieć, potem zrezygnowała -ukryłem twarz w dłoniach. Kamila ciągle się nie odzywała.
-Pewnie zastanawiasz się czemu się tym przejmuję co? -zapytałem. Kamila pokiwała głową. -Widzisz, kilka tygodni temu zostawił ją chłopak. Zostawił ją po tym jak zaszła w ciążę. Nie powinna się denerwować.
<Kama??>
Od Kamili Do Leona
Spojrzałam na niego, przechylając lekko głowę.
-Leo, tu nie chodzi o to czy sprawiasz problemy czy nie. Nie chcę innego faceta... proszę, zostań.-powiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
Usłyszałam, jak chłopak się rusza. Gdy podniosłam oczy zobaczyłam, jak pochyla się aby mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.
-Potrzebuję tylko trochę czasu, okey?-wyszeptałam i popatrzyłam na chłopaka.
Leo pokiwał powoli głową i usiadł po drugiej stronie łóżka.
-Pójdę wziąć prysznic.-powiedział i poszedł do łazienki.
-Ale nie wyjeżdżamy jeszcze?-usłyszałam ciche słowa Michała.
Podskoczyłam przerażona i odwróciłam się w tamtą stronę.
-Jezu, nie, jeszcze nie.
-I nie rozstaniecie się?
-Nie! Jak długo tutaj stoisz?-spytałam patrząc na niego wściekła.
-Ok, dobranoc.-powiedział, jakby w ogóle nie słyszał pytania.
-Nie, wcale nie 'ok'! Nie podsłuchuje się ludzi! Rozumiesz to?!-krzyknęłam na niego.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach i pokiwał powoli głową, jakby zszokowany moją reakcją.
-I zamknij drzwi.-dodałam zrezygnowana.
Prawie w tym samym czasie spod prysznica wyszedł Leon. Popatrzył na mnie wymownie.
-Wy chyba macie to rodzinne.-zażartowałam, chcąc rozluźnić atmosferę.-Myślałam, żeby zaadoptować psa, co ty na to? Moja znajoma jest wolontariuszką i szybko szukają domu dla takiego jednego dobermana.
<Leo??>
-Leo, tu nie chodzi o to czy sprawiasz problemy czy nie. Nie chcę innego faceta... proszę, zostań.-powiedziałam, wbijając wzrok w podłogę.
Usłyszałam, jak chłopak się rusza. Gdy podniosłam oczy zobaczyłam, jak pochyla się aby mnie pocałować, ale odwróciłam głowę.
-Potrzebuję tylko trochę czasu, okey?-wyszeptałam i popatrzyłam na chłopaka.
Leo pokiwał powoli głową i usiadł po drugiej stronie łóżka.
-Pójdę wziąć prysznic.-powiedział i poszedł do łazienki.
-Ale nie wyjeżdżamy jeszcze?-usłyszałam ciche słowa Michała.
Podskoczyłam przerażona i odwróciłam się w tamtą stronę.
-Jezu, nie, jeszcze nie.
-I nie rozstaniecie się?
-Nie! Jak długo tutaj stoisz?-spytałam patrząc na niego wściekła.
-Ok, dobranoc.-powiedział, jakby w ogóle nie słyszał pytania.
-Nie, wcale nie 'ok'! Nie podsłuchuje się ludzi! Rozumiesz to?!-krzyknęłam na niego.
Spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach i pokiwał powoli głową, jakby zszokowany moją reakcją.
-I zamknij drzwi.-dodałam zrezygnowana.
Prawie w tym samym czasie spod prysznica wyszedł Leon. Popatrzył na mnie wymownie.
-Wy chyba macie to rodzinne.-zażartowałam, chcąc rozluźnić atmosferę.-Myślałam, żeby zaadoptować psa, co ty na to? Moja znajoma jest wolontariuszką i szybko szukają domu dla takiego jednego dobermana.
<Leo??>
Od Leona Do Kamili
Opierałem się o ścianę, głowę miałem spuszczoną, oczy zamknięte. Spojrzałem na Kamilę. Nie sądziłem że sprawiam tyle kłopotów, może to dlatego nic nikomu nie mówiłem? Może dlatego trzymałem się z Patrickiem? Czułem że tak będzie lepiej, ale teraz.... gdy wiem ile kłopotów sprawiam.
-Leo? Dlaczego nic nie mówisz? -Kamila podeszła do mnie. Chciała abym na nią spojrzał, wiedziałem to.
-Czy na prawdę sprawiam tyle kłopotów? Ty... nie musisz mi pomagać. Dałbym sobie rade, nie powinnaś się nawet w to angażować. To moja walka, zależy mi na tym abyś była bezpieczna.
Dopiero teraz na nią spojrzałem, wziąłem głęboki oddech. Kamila patrzyła na mnie, nie uciekała wzrokiem. Pokiwałem głową.
-Czyli sprawiam kłopot. -powiedziałem chłodno, ten ton przypominał mi dzień dy poznałem Kamę. Tak samo się odzywałem. -Przepraszam. Nie chciałem być oschły, ale nawyków nie zmienię.
Odszedłem od niej i usiadłem. Po chwili dziewczyna dołączyła do mnie.
-Mogłaś mi powiedzieć, zrozumiałbym. Kama, jeśli teraz poprosisz to dam ci spokój. Nie będziesz musiała się w to wszystko angażować, wystarczy że powiedz mi abym odszedł.
-A co jeśli nie powiem? -zapytała patrząc mi w oczy.
-Wtedy zostanę. -wstałem i skierowałem się ku drzwiom -Więc jak? Mam odejść? Pamiętaj, jeśli to zrobię będziesz mogła znaleźć faceta bez kryminalne przeszłości.
Stałem i czekałem na decyzję dziewczyny, patrzyłem na nią. Jednak dłoń leżała na klamce, zawsze mogłem wyjść.
<Kama?>
-Leo? Dlaczego nic nie mówisz? -Kamila podeszła do mnie. Chciała abym na nią spojrzał, wiedziałem to.
-Czy na prawdę sprawiam tyle kłopotów? Ty... nie musisz mi pomagać. Dałbym sobie rade, nie powinnaś się nawet w to angażować. To moja walka, zależy mi na tym abyś była bezpieczna.
Dopiero teraz na nią spojrzałem, wziąłem głęboki oddech. Kamila patrzyła na mnie, nie uciekała wzrokiem. Pokiwałem głową.
-Czyli sprawiam kłopot. -powiedziałem chłodno, ten ton przypominał mi dzień dy poznałem Kamę. Tak samo się odzywałem. -Przepraszam. Nie chciałem być oschły, ale nawyków nie zmienię.
Odszedłem od niej i usiadłem. Po chwili dziewczyna dołączyła do mnie.
-Mogłaś mi powiedzieć, zrozumiałbym. Kama, jeśli teraz poprosisz to dam ci spokój. Nie będziesz musiała się w to wszystko angażować, wystarczy że powiedz mi abym odszedł.
-A co jeśli nie powiem? -zapytała patrząc mi w oczy.
-Wtedy zostanę. -wstałem i skierowałem się ku drzwiom -Więc jak? Mam odejść? Pamiętaj, jeśli to zrobię będziesz mogła znaleźć faceta bez kryminalne przeszłości.
Stałem i czekałem na decyzję dziewczyny, patrzyłem na nią. Jednak dłoń leżała na klamce, zawsze mogłem wyjść.
<Kama?>
Od Patrycji Do Pawła
Wpatrywałam się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Ktoś otworzył drzwi, zimny wiatr wpadł do środka. Jednak ja nawet nie zwracałam na to uwagi. Odebrało mi mowę. Zamrugałam kilka razy, czy on powiedział to naprawdę?
-Ja.... nie wiem co powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie. Znaczy.... ja.... kurczę no -zamknęłam oczy. A potem powiedziałam jedno słowo, słowo które wypadło z moich ust zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć. - Tak.
Ciągle miałam zamknięte oczy, a gdy je otworzyłam nie czułam się już bezradna jak wtedy gdy wychodziłam z szpitala. Uśmiechnęłam się do chłopaka i wybuchłam śmiechem.
-Co cię tak śmieszy? -zapytał patrząc zaciekawiony. Ja za to wstałam, podeszłam do niego od tyłu i oparłam się o niego.
-Następnym razem, uprzedzaj jeśli chcesz mi zadać takie pytanie -szepnęłam mu do ucha, po chwili siedziałam już na swoim miejscu.
-Możesz się rozluźnić, przecież powiedziałam że się zgadzam tak? -przygryzłam dolną wargę, w uśmiechu.
<Paweł?>
-Ja.... nie wiem co powiedzieć. Zaskoczyłeś mnie. Znaczy.... ja.... kurczę no -zamknęłam oczy. A potem powiedziałam jedno słowo, słowo które wypadło z moich ust zanim zdążyłam o czymkolwiek pomyśleć. - Tak.
Ciągle miałam zamknięte oczy, a gdy je otworzyłam nie czułam się już bezradna jak wtedy gdy wychodziłam z szpitala. Uśmiechnęłam się do chłopaka i wybuchłam śmiechem.
-Co cię tak śmieszy? -zapytał patrząc zaciekawiony. Ja za to wstałam, podeszłam do niego od tyłu i oparłam się o niego.
-Następnym razem, uprzedzaj jeśli chcesz mi zadać takie pytanie -szepnęłam mu do ucha, po chwili siedziałam już na swoim miejscu.
-Możesz się rozluźnić, przecież powiedziałam że się zgadzam tak? -przygryzłam dolną wargę, w uśmiechu.
<Paweł?>
Od Kamili Do Leona
Uśmiechnęłam się tylko i wtuliłam się w chłopaka, nie wiedząc czy powinnam odpowiedzieć czy nie. Skończyło się na długim milczeniu i wsłuchiwanie się w strzelające drewna w kominku, które nadawało pokojowi pomarańczową poświatę.
-Pójdę wziąć prysznic, nie wygłupiaj się.-powiedziałam i wstałam, zmierzając w stronę łazienki połączonej z naszą sypialnią.
Szybko się wykąpałam i usiadłam na skraju łóżka, wyciągając mój drugi telefon. Wybrałam numer mojej siostry.
-Cześć młoda, co tak długo nie dzwoniłaś?-spytała od razu.
-Daj spokój, ja zaraz stracę głowę tutaj.-powiedziałam pod nosem, kładąc się w poprzek łóżka.
-Psychiatrę dzieli tylko krok od stania się pacjentem, mówiłam Ci to dawno temu.-powiedziała starą śpiewkę.
-Tu nie chodzi o pacjentów. Leon cały czas ma jakieś problemy, jeszcze trochę a sama się zapędzę w kłopoty.-wyszeptałam, przecierając oczy dłonią.
-Harvey mówił że dzwoniłaś. Kamila mówiłam Ci, żebyś go zostawiła. Falcon Cię zabije.
-Nie dowie się.
-Jak tam chcesz. Wyjedźcie na wakacje. Może...
-Wyjechaliśmy, ale cały czas myślę o tym wszystkim.-wymruczałam, starając się mówić jak najciszej, aby uniknąć jakichkolwiek światków tej rozmowy.
-Dobrze wiesz, że On się wszystkim zajmie.
-Wiem, ale...-nie dokończyłam, bo usłyszałam huk zaraz obok drzwi.-Oddzwonię później.-powiedziałam i usiadłam jak najszybciej na łóżku, poprawiając włosy.-Niegrzecznie jest podsłuchiwać, Leo.-zwróciłam mu uwagę, gdy zauważyłam jego but, którego nie zdążył schować za drzwiami.
<Leon??>
-Pójdę wziąć prysznic, nie wygłupiaj się.-powiedziałam i wstałam, zmierzając w stronę łazienki połączonej z naszą sypialnią.
Szybko się wykąpałam i usiadłam na skraju łóżka, wyciągając mój drugi telefon. Wybrałam numer mojej siostry.
-Cześć młoda, co tak długo nie dzwoniłaś?-spytała od razu.
-Daj spokój, ja zaraz stracę głowę tutaj.-powiedziałam pod nosem, kładąc się w poprzek łóżka.
-Psychiatrę dzieli tylko krok od stania się pacjentem, mówiłam Ci to dawno temu.-powiedziała starą śpiewkę.
-Tu nie chodzi o pacjentów. Leon cały czas ma jakieś problemy, jeszcze trochę a sama się zapędzę w kłopoty.-wyszeptałam, przecierając oczy dłonią.
-Harvey mówił że dzwoniłaś. Kamila mówiłam Ci, żebyś go zostawiła. Falcon Cię zabije.
-Nie dowie się.
-Jak tam chcesz. Wyjedźcie na wakacje. Może...
-Wyjechaliśmy, ale cały czas myślę o tym wszystkim.-wymruczałam, starając się mówić jak najciszej, aby uniknąć jakichkolwiek światków tej rozmowy.
-Dobrze wiesz, że On się wszystkim zajmie.
-Wiem, ale...-nie dokończyłam, bo usłyszałam huk zaraz obok drzwi.-Oddzwonię później.-powiedziałam i usiadłam jak najszybciej na łóżku, poprawiając włosy.-Niegrzecznie jest podsłuchiwać, Leo.-zwróciłam mu uwagę, gdy zauważyłam jego but, którego nie zdążył schować za drzwiami.
<Leon??>
Od Pawła Do Patrycji
Burczało mi w brzuchu. Na pójście do restauracji pozwoliła mi jedynie myśl, że z Patrycją jest wszystko dobrze. Mimo głodu zdołałem wcisnąć w siebie jedynie porcję frytek. Jedzenie ich rozwlekło się w czasie, bo jego większość zająłem rozmyślaniem. Gdy skończyłem pojechałem do szpitala. Podszedłem do recepcji.
-Czy można odwiedzić panią Patrycję Rose?-zapytałem.
Rudowłosa pani zaczęła przeszukiwać karty.
-Wypisano ją przed chwilą-odpowiedziała.
-W takim razie dziękuję i do widzenia-rzekłem.
Zakląłem w duchu. Czemu musiałem tyle siedzieć i jeść. Zrezygnowany ruszyłem w stronę parkingu na którym stało moje auto. Lał okropny deszcz. Nagle na chodniku zauważyłem znajomą postać. Patrycja! Jak dobrze, że ją spotkałem. Podbiegłem do niej i złapałem ją za ramię.
-O co chodzi?-odwróciła się.
-Czy poszłabyś ze mną na kawę?-zapytałem.
-Tak...-powiedziała po chwili dziewczyna rumieniąc się.
-Chodź, moje auto stoi na parkingu.
Wsiedliśmy do samochodu. Już po chwili jechaliśmy o jakiejś romantycznej restauracji. W końcu dojechaliśmy. Knajpa była pusta, nie licząc pary rozmawiającej przy jednym ze stolików. Zajęliśmy jeden z nich. Po chwili przyszedł kelner. Zamówiliśmy kawę i ciasto razy dwa. Gy już kończyliśmy powiedziałem:
-Patrycja...
-Tak?-odrzekła.
-Czy zostaniesz moją dziewczyną?-zapytałem.
<Pati?>
-Czy można odwiedzić panią Patrycję Rose?-zapytałem.
Rudowłosa pani zaczęła przeszukiwać karty.
-Wypisano ją przed chwilą-odpowiedziała.
-W takim razie dziękuję i do widzenia-rzekłem.
Zakląłem w duchu. Czemu musiałem tyle siedzieć i jeść. Zrezygnowany ruszyłem w stronę parkingu na którym stało moje auto. Lał okropny deszcz. Nagle na chodniku zauważyłem znajomą postać. Patrycja! Jak dobrze, że ją spotkałem. Podbiegłem do niej i złapałem ją za ramię.
-O co chodzi?-odwróciła się.
-Czy poszłabyś ze mną na kawę?-zapytałem.
-Tak...-powiedziała po chwili dziewczyna rumieniąc się.
-Chodź, moje auto stoi na parkingu.
Wsiedliśmy do samochodu. Już po chwili jechaliśmy o jakiejś romantycznej restauracji. W końcu dojechaliśmy. Knajpa była pusta, nie licząc pary rozmawiającej przy jednym ze stolików. Zajęliśmy jeden z nich. Po chwili przyszedł kelner. Zamówiliśmy kawę i ciasto razy dwa. Gy już kończyliśmy powiedziałem:
-Patrycja...
-Tak?-odrzekła.
-Czy zostaniesz moją dziewczyną?-zapytałem.
<Pati?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)