DOWCIPY BRENDANA
Wstałam wcześnie rano i od razu poszłam do stajni.
- Brendan koniku czas na śniadanko! - na tę słowa Brendan zawsze wychylał głowę z boksu. Ale nie tym razem. Podeszłam bliżej - A Brendana nie ma! Zaczęłam go wszędzie szukać. Nigdzie go nie było. Wtedy wpadłam na pomysł. Wzięłam derkę Brendana.
- Deka! Chodź do pani! - Zawołałam Dekę. Przybiegła do mnie w Ekspresowym tempie. Podłożyłam jej pod nos derkę Brendana żeby ją obwąchała - Szukaj! No szukaj! - Deka od razu - nos przy ziemi i oczy otwarte. Tak szukała i szukała jakiś czas. Po jakimś czasie usłyszałam szczekanie - Dobry pies! No prowadź! - Deka pobiegła a ja za nią, jednak po chwili zgubiła trop - Szukaj! - po chwili znowu go znalazła. Po 10 minutach zobaczyłam Brendana na polanie za stajnia. Trzymał w zębach MOJĄ kurtkę którą zawsze zostawiam przed stajnią.
- A ty co? Czy to jest pryma aprylis? Uciekaj do stajni już! - Brendan pobiegł do stajni i od razu do boksu. Pobiegłam za nim i zamknęłam boks. Ale ciężki dzień...co jeszcze? Czy te jego "Huśtawki nastroju" się skończą?
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz