wtorek, 24 maja 2016

Zajeżdżanie 1- Le Quanchito (Max)

Trening Le Quanchito

Tak, wreszcie wziąłem się za tego uparciucha, chodzi oczywiście o Chito. Kantar w sumie miał założony od pierwszych dni życia, potrafi również już chodzić na wiązie i nie robi mu to problemu. Jednak widać, że nie lubi być ograniczany. Kiedy chce iść w inną stronę, niż prowadzi go jeździec - natychmiastowo reaguje i robi po swojemu. Nie można mu na to pozwolić, tylko się rozbestwi. Właśnie tak prowadziłem go z pastwiska do boksu. Czyściłem go również od źrebaczka, więc nie buntował się, gdy szorowałem jego sierść w większości pokrytej zaschniętym błotem. Wytarzał się w błocie, a że jest już sucho, ba, gorąco, to wszystko 'pięknie' zeschło się. Pełno pyłu leciało na podłoże stajni, jak dobrze, że mamy zraszacze. Wyczyściłem jeszcze kopyta i dziś chciałem zapoznać konia z czaprakiem. Najpierw konik mógł obejrzeć nowy przedmiot z każdej strony, powąchać i uznać, że go nie zje. Delikatnie dotykałem czaprakiem grzbiet ogiera, który co jakiś czas niespokojnie spoglądał w moją stronę. Poklepałem go, aby dodać mu nieco otuchy i kontynuowałem czynność. Po chwili poszliśmy na duży Round Pen. Mogłem już swobodnie położyć na grzbiet ogiera czaprak. Zapiąłem go z dołu rzepami, żeby nie spadł. Zaczęliśmy od stępa. Ogier nie reagował źle na to, że coś leży na jego grzbiecie, przeciwnie. Szedł żwawo, brykając od czasu do czasu, za co machałem batem do lonżowania. Przeszedł do kłusa kiedy tylko go popędziłem. Musiałem coraz szybciej się obracać, nie powiem, konik jest bardzo szybki. Warto to szlifować. W galopie o mało nie wyrabiał na zakrętach. Po chwili odpiąłem lonżę, zdjąłem mu czaprak i wyszedłem. Le Quanchito był z początku zdziwiony moim zachowaniem, zaczął rżeć. Przystanąłem na chwilę. Ogier podbiegł do mnie kłusem. To mogło oznaczać tylko to, że jest moim prawdziwym przyjacielem i nawet kiedy go zostawię, on nie zostawi mnie. Pogłaskałem ogiera i szedł tak za mną aż do swojego boksu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy