sobota, 9 kwietnia 2016

Od Charlotte CD Leja

RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ

Kiedy byłyśmy już w stajni chciałyśmy dzwonić do weterynarza. Niestety, wszystko popsuł nagły zwrot akcji. Do stajni wbiegła zdyszana dziewczyna, nie była z naszej stajni. Kiedy odsapnęła mogła wydusić z siebie, że klacz należy do niej.
- Która?
Spytała Leja.
- Młoda. Źrebak. To pociecha jednej z farmerskich klaczy. Uciekła za wami i porwała kantar.
Pokazała nam kantar klaczki cały w strzępach. Czyli jednak tylko ogierek był synem naszej dzikiej piękności. Z niezadowoleniem oddałyśmy źrebaka, bo co innego miałybyśmy zrobić?
- Następnym razem uważajcie na nią!
Krzyknęłam tylko, kiedy była już za daleko, żeby odpowiedzieć. Leja patrzyła na mnie z rezygnacją. Cóż, ja też nie chciałam, aby tak wyszło. Poza tym, konie będą należeć do całej stajni, nie tylko do nas, kiedy tylko zgodzi się na to Rosal (PS: tak, zgodziła się). Teraz Leja zadzwoniła już po weterynarza. Po chwili sympatyczna pani przyjechała.
- Dzień dobry. Klacz i młody ogierek...
Mruknęła pani uśmiechając się do nas. Po chwili dokładnych badań klaczy i mniej, ale też jakichś ogierka powiedziała:
- Zdrowe. Tylko jakieś strasznie brudne i niedożywione, polecam karmić owsem... Wyczyśćcie je przy najbliższej okazji.
Obróciła się na pięcie i z pożegnaniem uciekła do samochodu. Wpakowałyśmy konie do wolnego boksu. Najpierw dokładnie wyczyściłyśmy zdziwioną matkę. Jak się okazało, klacz ma humorki i nerwowo kręciła się. Wyrywała kopyta. Ja czyściłam całą lewą stronę, Leja - prawą. Kiedy po dobrych dwóch godzinach udało nam się wyczyścić klacz i wyjść z tego cało, odetchnęłyśmy z ulgą. Czas na ogierka. Powinien mieć mniejsze opory, może ewentualnie trochę się wyrywać. Ze szczotkowaniem nie było problemu, ale przy czyszczeniu kopyt wyrywał się. Uspokajałyśmy go jak mogłyśmy. I on był już lśniący. Teraz nalałyśmy klaczy wodę i dorzuciłyśmy siana z owsem. Źrebak pił jeszcze mleko, więc nie było potrzeby dawać mu owsa. Klacz jednak zjadła wszystko i jeszcze była głodna. Cóż, pewnie stado wyskubywało jej każde źdźbło spod nosa. Musiała się najeść. Wtem podeszła do nas Rosal. Opowiedziałyśmy o wszystkim, a ta zgodziła się na utrzymanie przez stajnię dwóch koni. Byłyśmy szczęśliwe.
- Leja, chyba powinnyśmy obydwóch zapoznać nieco z ujeżdżalnią....

<Leja?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy