niedziela, 10 kwietnia 2016

Od Max'a -PRACA

PRACA

Za to teraz miałem grupę trzech osób zaawansowanych na dużej odkrytej ujeżdżalni. Przydzieliłem im te najlepsze konie - Aranta, Szaranta i Nissy. Byli już wszyscy w stajni, więc poleciłem im czyścić swoje dzikie piękności. Jak zwykle usłyszałem tego typu komentarze:
- Proszę pana, on mnie kopie, mogę mu oddać?
- Z całą pewnością jest to wskazane.
Odparłem i popatrzyłem na tego niegrzecznego Arancika. Pogłaskałem go po chrapach i poważnym głosem powiedziałem, że nie wolno kopać jeźdźców, bo na jeździe tak cię wymęczą, że padniesz szybciej, niż zdążysz zagalopować. Po chwili wszyscy też mieli ubrane konie. Nissy poplątały się całe wodze, trzeba było odpinać, przypinać, coś tam jeszcze nie pasowało...ech, jak zwykle problemy z poplątanymi wodzami. Ile razy mówiłem stajennym, że mają je ładnie poukładać, żeby się nie plątały później. Dbanie o siodlarnie to też ich obowiązek, coś za to dostają. Udaliśmy się wszyscy na dużą odkrytą ujeżdżalnię.
- Witam dzisiaj na lekcji dzikich skoków.
Zobaczyli ułożone kilka przeszkód, z czego ostatnia dwumetrowa.
- Aby przeżyć, musicie pokombinować.
Uśmiechnąłem się i kazałem im wsiadać na konie. Stęp był jeszcze jako tako spokojny, prócz przestraszenia się przez Szarana listka. Koń wjechał w Nissy, która spłoszyła się i kopnęła go wpadając na Aranta, który również kopnął Nissy. I tak nie dostało się tylko ogierowi... Ech, kocham tego typu konie...
- Dobra, kłusujemy...
Westchnąłem pokazując im małe przeszkody, które mają służyć za rozgrzewkę poza torem. Był ułożony tak: pierwsza przeszkoda to metrowy triplebarre, druga - półtorometrowa stacjonata, metr osiemdziesiąt okser i dwumetrowa stacjonata pięć fouli od pozostałych przeszkód. Kłusowali, oczywiście już Arant poniósł jeźdźca, bodajże przestraszył się wiatru, który zawiał mocniej i zaszeleścił. Ale najlepsza akcja była, jak jeździec dociągał Szarantowi popręg stojąc na środku. Wokół niego kłusowały konie, a ogier rzucił się na Nissy. W ostatniej chwili złapałem go i przytrzymałem karając szarpnięciem wodzy, na co zadarł głowę. Jeździec został przywrócony do pionu i nadal kłusował skacząc i płosząc się niewinnych krzyżaków.
- Ok, teraz galop. Obojętnie, czy cwał, czy galop, mają iść do przodu, płoszyć się w międzyczasie, kopać wierzgać i tak dalej.
No i takim sposobem Arant zniżył zad pogalopował kilka dzikich fouli w przód, a jeździec poleciał w tył. Chciał go kopnąć (koń jeźdźca), ale nie trafił. Nic się nie stało, wstał z ziemi i znów wsiadł na ogiera. Wreszcie przejeżdżali kolejno przez tor. Każdy miał trzy szanse. Arant spłoszył się przy dwumetrówce i poleciał na nią cwałem. Przeskoczył za pierwszym razem. Nissy za drugim, po moim nastraszeniu batem krok przed przeszkodą i wreszcie nieujarzmiony Szarancik nie chciał skoczyć ani jednej przeszkody. Wziąłem mocny krótki bat i zamieniłem się z jeźdźcem. Przylałem mu, kiedy tylko się buntował. A przy ostatniej przeszkodzie cały czas dostawał w łopatkę - skoczył. Wreszcie jeźdźcowi też się udało. Stępowali na rozprężenie, zsiadli z koni i rozsiodłali je.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy