sobota, 16 kwietnia 2016

Od Layli

Uczucie niepewności i ciekawość towarzyszyły mi od samego rana. Dzisiaj był pierwszy dzień w Stajni Nimfy. Wrzuciłam wszystkie potrzebne mi rzeczy do niewielkiej, czarnej, sportowej torby którą rzuciłam w przedpokoju. Wróciłam jeszcze na chwilę do pokoju aby się przebrać. Stanęłam przed szafą z delikatnym uśmiechem. Wyciągnęłam rękę i przesunęłam drzwi. Po chwili moim oczom ukazał się biało czarny kombinezon.
  
Założyłam go na siebie, zostawiając czarną bokserkę. Z górnej półki zdjęłam kask 
w którym były rękawice
  
Z kieszeni jeansów w których chodziłam wyciągnęłam kluczyki podrzuciłam je do góry i złapałam w powietrzu. W drugą rękę wzięłam kask. Po drodze do wyjścia złapałam torbę. Rzeczy zajmujące dłonie położyłam na komodzie. Związałam włosy w ciasny warkocz, spakowałam jeszcze trampki i założyłam buty
 
Wyszłam szybko na zewnątrz domu i zamknęłam za sobą drzwi. Torbę przewiesiłam przez siebie i wyprowadziłam z garażu motocykl
 
Założyłam kask, rękawice i szybko wskoczyłam na maszynę. Od razu ruszyliśmy w drogę. Na miejscu byłam jakieś dwadzieścia minut później. Pamiętałam drogę bo wczoraj rozmawiałam z właścicielką i zostawiłam tutaj mojego konia. Zeskoczyłam z motocykla i zaczęłam się rozglądać za jakąś żywą duszą. Zdjęłam z siebie kask, rękawice które wsadziłam do środka i zawiesiłam całość tak aby nie spadło. Upewniłam się czy dobrze wszystko się trzyma i ruszyłam w stronę stajni. Z boksów wystawały końskie łby, ale nadal ani śladu człowieka. Westchnęłam i zaczęłam się uważniej rozglądać. Po chwili dostrzegłam drzwi z napisem "WC". Niewiele myśląc weszłam do środka i przebrałam się. Kombinezon z butami włożyłam do torby, założyłam bojówki, czarny t-shirt i trampki.
 
Wyszłam z toalety i ruszyłam w stronę największego pastwiska. Tam ostatni raz widziałam Burbona. Miałam tylko ogromną nadzieję, że moja prośba o pozostawienie go samemu sobie i nie zaganianie go do stajni było przekazane i nikt tego nie robił.
Na miejscu widziałam kilka koni lecz nie mojego. Zrzuciłam torbę z ramienia i wdrapałam na drewniane ogrodzenie. Usiadłam na nim i zaczęłam gwizdać. Długo nie musiałam czekać aż usłyszę znajome mi rżenie. Ogier podbiegł do mnie i spojrzał mi w oczy. Znałam te spojrzenie aż za dobrze, mówiło "czemu mnie tu zostawiłaś?!"
-No już nie gniewaj się na mnie. - Uśmiechnęłam się i zaczęłam gładzić jego muskularną szyję. Wolną ręką wyciągnęłam z kieszeni jabłko i podałam ogierowi. Jednak go nie wziął, wpatrywał się w coś czujnym wzrokiem. Odwróciłam się i zobaczyłam...
Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy