wtorek, 12 kwietnia 2016

Od Kamili - praca

Wstałam rano, rutyna jak zawsze. Pobiegałam, wzięłam prysznic, przebrałam się i popędziłam do stajni.
W stajni było już kilka osób, zabrałam się więc za nie zrobioną jeszcze robotę. Wywiozłam ściółkę z boksów, zamiotłam przed stajnią i wypastowałam sprzęt koni szkółkowych i Cannibal'a.
Wszystkie konie były na pastwiskach, a rozpiska na jazdy była prawie pusta. Postanowiłam że popracuję trochę z Nimfą, której przyda się trochę czasu poza stadem.
Oczywiście na początku klacz stawiała się wszystkiemu o co ją prosiłam, rozglądała się za stadem, dębowała i odsadzała się. Musiałam nieźle się namęczyć, żeby koń skupił się na pracy i rozluźnieniu się.
Pracowałam z nią na wodzy pessoa, na ustawieniu wysokim, ujeżdżeniowym, żeby popracować nad ruszaniem zadka i mięśniami kręgosłupa oraz ogólnie ustawieniem.
Widać było, że przy wyższym ustawieniu klacz była trochę spięta i zestresowana obecnością dość ostrego patentu, ale gdy tylko zrozumiała że nie chcę jej zrobić nic złego, a wszystko lepiej działa kiedy się nie wyrywa, zaczęła angażować tył i zbierać się.
Pracowałyśmy na małej hali, bo na dworze było zimno, więc zdziwiłam się, kiedy wychodząc zastałyśmy deszcz.
Zeszłyśmy szybko do stajni. Nimfa wyglądała na zmęczoną, więc zarzuciłam na nią derkę osuszającą i wprowadziłam do boksu, zaraz i tak ściągaliśmy konie.
Założyłam kurtkę przeciwdeszczową i poszłam z Hugh i Max'em zawiązywać przepędy, podczas kiedy Sam i Hailie poszły otworzyć padoki.
Nakarmiłyśmy szybko konie, dorzucając Cannibalowi i kilku innym koniom biotynę i witaminy. Przemyciłam jeszcze tylko po jabłku dla Ekwadora, Pistacji, Cannibala i Nimfy. Poklepałam ją jeszcze raz po szyi, dziękując za dzisiejszą pracę i wróciłam do domu, na szczęście dzisiaj nie było dużo pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy