sobota, 16 kwietnia 2016

Od Kamili - praca

Usiadłam na skraju łóżka i przetarłam oczy, odganiając od siebie resztki snu. Wypiłam na szybko espresso i wsiadłam do samochodu. Ernest był już w stajni.
Dzisiaj ze względu na piękną pogodę mieliśmy dużo jazd. Razem z Hailie i Sam miałyśmy dużo treningów, najwięcej (na szczęście) skokowych.
Po kilku lonżach i jednej jeździe zastępowej miałam już dość i byłam na granicy nerwów. Na szczęście w samą porę Ernest pojawił się i stwierdzi że poprowadzi kolejne jazdy. Odetchnęłam i postanowiłam że popracuję z Nimfą, z którą coraz lepiej się dogadywałam.
Tym razem nie pracowałam na żadnych ostrych pomocach, tylko na wypinaczach. Klacz ładnie zaczęła podstawiać zad i podnosić tyły i za niedługo będę mogła zacząć z nią pracę z siodła.
Mam dość tego, że ciągle brakuje nam koni na jazdy dla początkujących i średniozaawansowanych, a przybywa nam koni które nie potrafią robić nic tylko próbować zrzucić jeźdźców.
Zaczęłam od Nimfy, bo wiedziałam że z nią pójdzie najłatwiej. Po około 40 minutach odpięłam lonżę i pobawiłam się trochę z klaczą z ziemi, budując relacje między nami.
Kiedy schodziłyśmy z hali na niebie pojawiać zaczęły się chmury. Ściągnęliśmy konie do stajni, nie chcąc mieć znowu tony błota na nich i przychodzić 2 godziny przed jazdami żeby doczyścić je na tyle, żeby nic je nie obtarło.
Nakarmiliśmy konie i można było już wracać do domu, ale ja zostałam jeszcze godzinę żeby posiedzieć w boksie z Cannibal'em, przyzwyczajając go do swojej obecności i poniekąd naruszając jego przestrzeń, żeby wiedział, że nie powinno między nami być żadnych ścian.
W mieszkaniu byłam dopiero koło 11 wieczorem, prawie od razu wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka zapominając o zjedzeniu kolacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy