piątek, 8 kwietnia 2016

Od Charlotte -PRACA


PRACA

Po akrobatyce i ogarnięciu moich psów tylko wpadłam do domu i znów przebrałam się do stajni. Musiałam wziąć z pastwiska Macedonię. Pojechałam tam quadem i zaparkowałam przy stajni. Pobiegłam na padok i wzięłam moją klacz. Była cała ubłocona i musiałam ją wyczyścić. Wpakowałam ją więc do stanowiska i przypięłam z dwóch stron do wiązów zamontowanych na ścianach. Wyjęłam z etui zgrzebło i miękką szczotkę. Po chwili klacz lśniła, a jej kopyta były od dołu czyściutkie.
- Cześć, widziałam, że zamiatałaś...
Zaczepiła mnie Rosal.
- Tak, ale to z trzy godziny temu.
Zaśmiałam się.
- A mogłabyś wyprowadzić konie na pastwiska?
Przytaknęłam tylko głową i wyprowadziłam konie z obu stajni na dolne, górne i pastwisko za stajnią. Skończyłam zaledwie pół godziny później. Zobaczyłam jakąś dziewczynkę, kiedy weszłam do stajni. Przypinała do stanowiska z prysznicem Viriane, która pokryta była skorupą z błota.
- Ojej, pomogę ci...
Powiedziałam i odkręciłam wodę. Lałam nią konia po nogach. Później po brzuchu, grzbiecie i wreszcie po całej szyi. Miałam jakiś specjalny szampon, dwa litry, więc nie było mi go żal. I tak nie jeżdżę jeszcze na mojej klaczy, więc go nie użyłam jeszcze ani razu. Namydliłyśmy już trochę lepiej wyglądającą sierść konia.
- Gdzie ona się tak pobrudziła?
Spytałam.
- Byłam w terenie z instruktorką.
Uśmiechnęła się dziewczynka. Wreszcie wypłukałyśmy sierść klaczy i zaczęłyśmy suszyć ściągaczami wody. Dziś było ciepło, więc puściliśmy wilgotną Viriane na Round Pen, aby chwilę pobiegała i wyschła. Musiałyśmy tylko pilnować, aby nie tarzała się w piachu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy