Pomoc przy stajni.
Wybiegłam z mieszkania, zakluczyłam drzwi i wyleciałam na ulicę. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę stadniny. Na chodniku nie było nikogo, oprócz staruszka z psem.
Po około pół godzinie drogi dotarłam do stajni. Zobaczyłam tylko właścicielkę.
-O, Gabrielle. Przyszłaś pracować?
-Tak-odparłam- ale najpierw chciałam zająć się Onyx.
-Jasne-uśmiechnęła się. Zostawiłam torbę i poszłam do siodlarni. Zagarnęłam zestaw klaczy i poszłam jeszcze do paszarni. Otworzyłam zasuwkę. Usłyszałam parsknięcie, a w kącie boksu mignęła biała strzałka i czarne, połyskujące oko.
-Cześć mała-powiedziałam, przymykając drzwiczki boksu. Nasypałam jej do żłobu, a kiedy jadła, zabrałam się za czesanie sierści. Ze śniadaniem uporała się szybko, także chwilę potem byłam nieustannie potrącana i skubana. W końcu udało mi się zakończyć przy niej obowiązki, więc wyprowadziłam ją na piaskowy padok. Ja sama zabrałam się za czyszczenie stajni. Pozamiatałam na korytarzach, wyczyściłam kilka boksów. Właśnie szczotkowałam Firsbby, gdy usłyszałam wołanie:
-Gabrielle?
-Tak?-odkrzyknęłam.
-Kończysz już czyścić Firs?
-Yhm.
-To dobrze. Jak skończysz, poukładaj i złóż derki i jesteś wolna. Wyprostowałam się znad falabelli i wyciągnęłam komórkę. Starą i przed potopową, ale zawsze. Dochodziła piętnasta. Te kilka godzin odczuwałam w plecach i rękach. Wróciłam do szczotkowania sierści małego konika. W końcu zgrzebło i szczotki zajęły swoje miejsce w skrzyni na przyrządy pielęgnacyjne, a ja wyszłam z boku, zamykając drzwi. Udałam się do siodlarni. Zobaczyłam stos pogniecionych derek, jedna na drugiej. Westchnęłam i zaczęłam je porządkować. Po godzinie wszystkie były równo w kostkę, a ja z uśmiechem na twarzy udałam się po Onyx na padok.
-No hej, karusko-przywitałam się, jak przybiegła do bramki- co powiesz na krótki parkur?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz