Leżałam na szpitalnym łóżku. Byłam wykończona, stało przy mnie jedzenie i picie, jednak nie mogłam zmusić się aby cokolwiek przełknąć. Bałam się spojrzeć na swoją nogę, słyszałam że coś jest nie tak. Ale nie chciałam tego słuchać. W pewnym momencie do sali wszedł Paweł. Zaskoczona nie mogłam nic powiedzieć, a może było to spowodowane tym że nic nie piłam?
Chłopak stał w drzwiach. Starałam się odchrząknąć dyskretnie, kiedy już mi się to udało spojrzałam na okno.
-Przyjechałeś do mnie? -zapytałam, nadal nieco zaskoczona. Zobaczyłam że chłopak się uśmiecha. Teraz spojrzałam na niego. Dotarło do mnie to że on tu jest, a do tego że to on zadzwonił po karetkę. Do sali wszedł lekarz.
-Wszystko w porządku, tylko może pani czuć dyskomfort poprzez nadwerężanie nogi. Proszę na siebie uważać -pokiwałam głową i wstałam niemal natychmiast. Od razu zakręciło mi się w głowie. Upadłam na łóżko. lekarz podszedł i pomógł mi zachować równowagę. Po pół godziny byłam już na parkingu. Wpatrywałam się w ulicę, i żałowałam że przyjechałam tu karetką. Mogłam przyjechać wcześniej, gdy poczułam że coś się dzieje. Teraz będę musiała iść i czekać w deszczu na przystanek. Kiedy ruszyłam w tamtą stronę, nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się zaskoczona, i dostrzegłam Pawła.
-O co chodzi? -zapytałam.
<Paweł?>
środa, 31 sierpnia 2016
Od Leona Do Kamili
Westchnąłem. Michał dosłownie rzucił się na mnie.
-Leon! Kurde! W końcu cię wypuścili - spojrzałem na Kamilę. Starała się nie wybuchnąć śmiechem, za to ja zacząłem się śmiać.
-Ok, psychofankę już mam -powiedziałem klepiąc Michała po plecach.
Kiedy weszliśmy do środka, usłyszałem szczekanie. Odwróciłem się w tamtą stronę, Reus i Barry biegli w moją stronę.
-Reus! Barry! -zaśmiałem się gdy psy zaczęły mnie lizać, bary wskoczył mi na kolana. Reus stał obok. Po jakimś czasie, Michał postanowił że zabierze psy do siebie. Rozumiałem go, nie chciał siedzieć z nami w jednym pokoju. Obiecałem mu że zadzwonię. Kiedy wyszedł wstałem. Skrzywiłem się. Kamila pociągnęła mnie za rękę, tak że teraz znów siedziałem.
-Kama, no proszę cię! Tyle czasu leżałem! -Przynajmniej nie potrzebowałem już maski tlenowej. -Dobra, tego się nie spodziewałem. Jeśli powiesz mi że zaraz wparuje tu Seba to padnę.
-Nie, nie wparuje bo nie wie gdzie to jest -Kamila zaśmiała się. Objąłem ją ramieniem.
-Ja to nieśmiertelny muszę być. Tyle wypadków przeżyć! -wyjąłem telefon, w tym samym momencie zadzwoniła moja matka. Awanturowała się że uciekłem ze szpitala.
-Nie, nie mamo. Nie uciekłem. Tak, zostałem wypisany. Nara -rozłączyłem się, i wyłączyłem telefon. Spojrzałem na Kamę, śmiała się.
-Mówiłem że mama jest nadopiekuńcza! Nie mogę się doczekać kiedy pojadę do stajni, ostatni raz tam byłem kiedy.... kiedy zostawiłem list w siodlarni. -zamknąłem na chwilę oczy. -Wiesz co?
-Nie nie wiem. Co? -zapytała patrząc na mnie z uśmiechem.
-Nie mógłbym mieć lepszej dziewczyny -również się uśmiechnąłem i pocałowałem ją w czoło.
<Kama?>
-Leon! Kurde! W końcu cię wypuścili - spojrzałem na Kamilę. Starała się nie wybuchnąć śmiechem, za to ja zacząłem się śmiać.
-Ok, psychofankę już mam -powiedziałem klepiąc Michała po plecach.
Kiedy weszliśmy do środka, usłyszałem szczekanie. Odwróciłem się w tamtą stronę, Reus i Barry biegli w moją stronę.
-Reus! Barry! -zaśmiałem się gdy psy zaczęły mnie lizać, bary wskoczył mi na kolana. Reus stał obok. Po jakimś czasie, Michał postanowił że zabierze psy do siebie. Rozumiałem go, nie chciał siedzieć z nami w jednym pokoju. Obiecałem mu że zadzwonię. Kiedy wyszedł wstałem. Skrzywiłem się. Kamila pociągnęła mnie za rękę, tak że teraz znów siedziałem.
-Kama, no proszę cię! Tyle czasu leżałem! -Przynajmniej nie potrzebowałem już maski tlenowej. -Dobra, tego się nie spodziewałem. Jeśli powiesz mi że zaraz wparuje tu Seba to padnę.
-Nie, nie wparuje bo nie wie gdzie to jest -Kamila zaśmiała się. Objąłem ją ramieniem.
-Ja to nieśmiertelny muszę być. Tyle wypadków przeżyć! -wyjąłem telefon, w tym samym momencie zadzwoniła moja matka. Awanturowała się że uciekłem ze szpitala.
-Nie, nie mamo. Nie uciekłem. Tak, zostałem wypisany. Nara -rozłączyłem się, i wyłączyłem telefon. Spojrzałem na Kamę, śmiała się.
-Mówiłem że mama jest nadopiekuńcza! Nie mogę się doczekać kiedy pojadę do stajni, ostatni raz tam byłem kiedy.... kiedy zostawiłem list w siodlarni. -zamknąłem na chwilę oczy. -Wiesz co?
-Nie nie wiem. Co? -zapytała patrząc na mnie z uśmiechem.
-Nie mógłbym mieć lepszej dziewczyny -również się uśmiechnąłem i pocałowałem ją w czoło.
<Kama?>
Od Kamili Do Leona
Z uśmiechem zaakceptowałam dłoń kobiety. Podeszłam później do łóżka i nachyliłam się.
-Cześć, miło mi Cię poznać.-powiedziałam podając rękę dziecku.
Dziewczynka uścisnęła ją i popatrzyła na mnie dokładniej.
-Fajne włosy.-powiedziała.
Zaśmiałam się i usiadłam na krześle obok łóżka.
-To jak Leo, kiedy wracasz?-spytałam się z uśmiechem.-Chyba że wolisz zostać, skoro się rozgościłeś.-zaśmiałam się, a Elena zawtórowała mi.
-Tak, pokochałem to łóżko.-zaśmiał się.-Jeśli mnie zabierzesz to nawet dzisiaj, tak na serio.-dodał z uśmiechem.
Pogadał trochę z Emmą i Eleną, a ja spakowałam jego rzeczy i zaniosłam do samochodu. Pielęgniarki kazały Leonowi usiąść na wózek inwalidzki, z czego chłopak nie był zadowolony, ale ostatecznie udało się im przekonać go i pchając wózek dotarłam z nim do samochodu.
Zapaliłam silnik i ruszyliśmy. Pierwsza część drogi minęła w kompletnej ciszy, Leon dopiero odezwał się, gdy zboczyliśmy z trasy do mojego czy jego domu.
-Gdzie jedziemy?-spytał zdezorientowany.
-Spokojnie, spodoba Ci się. Musisz odpocząć od tego wszystkiego.-powiedziałam.
Droga zajęła nam jeszcze koło godziny. Z czasem zamiast domów zaczęły otaczać nas drzewa, aż w końcu zniknęliśmy, zjeżdżając w boczną, ziemistą drogę. Dróżka nie była wyjeżdżona, więc jakimkolwiek innym samochodem oprócz terenówką nie dało się tutaj dostać.
Naszym oczom zza zakrętu powoli ukazywał się mały domek.
-Cześć, miło mi Cię poznać.-powiedziałam podając rękę dziecku.
Dziewczynka uścisnęła ją i popatrzyła na mnie dokładniej.
-Fajne włosy.-powiedziała.
Zaśmiałam się i usiadłam na krześle obok łóżka.
-To jak Leo, kiedy wracasz?-spytałam się z uśmiechem.-Chyba że wolisz zostać, skoro się rozgościłeś.-zaśmiałam się, a Elena zawtórowała mi.
-Tak, pokochałem to łóżko.-zaśmiał się.-Jeśli mnie zabierzesz to nawet dzisiaj, tak na serio.-dodał z uśmiechem.
Pogadał trochę z Emmą i Eleną, a ja spakowałam jego rzeczy i zaniosłam do samochodu. Pielęgniarki kazały Leonowi usiąść na wózek inwalidzki, z czego chłopak nie był zadowolony, ale ostatecznie udało się im przekonać go i pchając wózek dotarłam z nim do samochodu.
Zapaliłam silnik i ruszyliśmy. Pierwsza część drogi minęła w kompletnej ciszy, Leon dopiero odezwał się, gdy zboczyliśmy z trasy do mojego czy jego domu.
-Gdzie jedziemy?-spytał zdezorientowany.
-Spokojnie, spodoba Ci się. Musisz odpocząć od tego wszystkiego.-powiedziałam.
Droga zajęła nam jeszcze koło godziny. Z czasem zamiast domów zaczęły otaczać nas drzewa, aż w końcu zniknęliśmy, zjeżdżając w boczną, ziemistą drogę. Dróżka nie była wyjeżdżona, więc jakimkolwiek innym samochodem oprócz terenówką nie dało się tutaj dostać.
Naszym oczom zza zakrętu powoli ukazywał się mały domek.
-Podoba się?-spytałam, kiedy drzwi otworzył nam Michał.
<Leon??>
Od Leona Do Kamili
~~~Kilka dni później~~~
-Jest już lepiej, jeśli twój stan się nie pogorszy, cóż, będziesz mógł wracać do domu. Ale pamiętaj, nawet jeśli wrócisz nie możesz się przeciążać. -Lekarz patrzył na mnie surowo.
-A co ja? Przecież nic mi nie jest! -zacząłem protestować, a lekarz podniósł jedną brew., Westchnąłem z rezygnacją. Cieszyłem się że na kulach nie musieli uczyć mnie chodzić, znajomość z Patrickiem robiła swoje.
Do pokoju wpadła jakaś dziewczynka, poznałem w niej Emmę. Córkę mojej przyjaciółki Eleny. Czarnowłosa wskoczyła na łóżko i przytuliła się do mnie.
-Jak cię czujesz wujku? -zapytała a jej zielone oczy błyszczały z szczęścia. Zawsze się nią opiekowałem, potem jakoś nie miałem czasu.
-Dobrze, a gdzie mama? -zapytałem a dziewczynka wytłumaczyła że rozmawia z lekarzem. Pokiwałem głową, a ta znów się do mnie przytuliła. W tym momencie weszła Elena.
-Lewy! Mój ulubiony chłopak na świecie! -wykrzyknęła z uśmiechem. Podeszła i przytuliła mnie.
-Elena! Co wy tu robicie? Mieliście być za granicą, w Bułgarii, co nie? -zapytałem, a ta odsunęła się i usiadła na łóżku.
-Tak, ale Erik nie mógł wyjechać. Jedziemy za miesiąc. Jak się czujesz? -w momencie gdy dziewczyna zapytała, do sali weszła Kamila. Zamurowało ją z wrażenia, nigdy nie poznała Eleny.
-Eleno, Emma, poznajcie Kamilę. Moją dziewczynę -powiedziałem gdy Kama podeszła do łóżka.
-To ty jesteś Kamila? Leoś dużo o tobie opowiadał, same dobre rzeczy! -Elena wstała i wyciągnęła rękę w stronę Kamy -Jestem Elena, a to moja córka Emma.
Kamila spojrzała na dziecko które ciągle się do mnie przytulało. Spojrzałem na Kamilę i uśmiechnąłem się.
<Kama?>
-Jest już lepiej, jeśli twój stan się nie pogorszy, cóż, będziesz mógł wracać do domu. Ale pamiętaj, nawet jeśli wrócisz nie możesz się przeciążać. -Lekarz patrzył na mnie surowo.
-A co ja? Przecież nic mi nie jest! -zacząłem protestować, a lekarz podniósł jedną brew., Westchnąłem z rezygnacją. Cieszyłem się że na kulach nie musieli uczyć mnie chodzić, znajomość z Patrickiem robiła swoje.
Do pokoju wpadła jakaś dziewczynka, poznałem w niej Emmę. Córkę mojej przyjaciółki Eleny. Czarnowłosa wskoczyła na łóżko i przytuliła się do mnie.
-Jak cię czujesz wujku? -zapytała a jej zielone oczy błyszczały z szczęścia. Zawsze się nią opiekowałem, potem jakoś nie miałem czasu.
-Dobrze, a gdzie mama? -zapytałem a dziewczynka wytłumaczyła że rozmawia z lekarzem. Pokiwałem głową, a ta znów się do mnie przytuliła. W tym momencie weszła Elena.
-Lewy! Mój ulubiony chłopak na świecie! -wykrzyknęła z uśmiechem. Podeszła i przytuliła mnie.
-Elena! Co wy tu robicie? Mieliście być za granicą, w Bułgarii, co nie? -zapytałem, a ta odsunęła się i usiadła na łóżku.
-Tak, ale Erik nie mógł wyjechać. Jedziemy za miesiąc. Jak się czujesz? -w momencie gdy dziewczyna zapytała, do sali weszła Kamila. Zamurowało ją z wrażenia, nigdy nie poznała Eleny.
-Eleno, Emma, poznajcie Kamilę. Moją dziewczynę -powiedziałem gdy Kama podeszła do łóżka.
-To ty jesteś Kamila? Leoś dużo o tobie opowiadał, same dobre rzeczy! -Elena wstała i wyciągnęła rękę w stronę Kamy -Jestem Elena, a to moja córka Emma.
Kamila spojrzała na dziecko które ciągle się do mnie przytulało. Spojrzałem na Kamilę i uśmiechnąłem się.
<Kama?>
Od Kamili Do Leona
Podeszłam do niego szybko i pomogłam się mu wyprostować. Podałam mu maskę tlenową, żeby ułatwić mu oddychanie i zawołałam lekarza.
Sprawdzili Leona, podali mu kolejną dawkę przeciwbólowych i opuścili pokój. Po kilku minutach pojawił się Michał. Usiadł na skraju łóżka i położył mi rękę na ramieniu. Wiedziałam że coś muszę z tym zrobić, ale Leon i Michał nie mogli wiedzieć o tym że mam już plan.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę w szpitalu. Dawno nie było mnie w stajni, więc pojechałam tam razem z Michałem.
-Chodź gdzie chcesz, ale nie wchodzi na pastwiska i do boksów. Za trzy godziny pod samochodem, a jak nie, to zostawię Cię tutaj i przyjadę jutro.-powiedziałam całkiem serio i odeszłam do koni. Poszłam sprawdzać pastwiska i boksy, Od kiedy jest tutaj ten chłopak, Oliver, stajnia wygląda o wiele lepiej, bo większość rzeczy potrafi naprawić.
Wybrałam numer mojego przyjaciela.
-Kamila?-usłyszałam zdziwiony głos po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć Harvey, muszę Cię poprosić o przysługę.
-Co tylko zechcesz, złociutka.-powiedział i nawet nie widząc go wiedziałam, że się uśmiecha.
-Mój przyjaciel, Leon, ma kłopoty. Nie wiem co on tak na prawdę robił i mam to szczerze głęboko gdzieś. Wyślij kilku facetów, mają za nim chodzić tak, żeby ich nie widział i niczego nie podejrzewał. Mają atakować, kiedy ktoś go będzie atakował.-powiedziałam, rozglądając się, czy nikt nas nie słyszy.
-Wszystko ok, ale moi ludzie nie pracują za darmo. Wyślę Ci Victora, Nicolasa i Moritza. To szkoleni zabójcy i szpieg, ale...
-Wiem, wiem. To kosztuje. Ile chcesz? 3? 4?
-3 miliony i są twoi na miesiąc.-powiedział ochrypłym tonem.
-Moi ludzie przeleją Ci je dzisiaj na konto. Jak skończymy gadać masz zniszczyć kartę, rozumiesz? Nie chcę mieć problemów przez Ciebie.-powiedziałam i rozłączyłam się. Wyciągnęłam kartę i zaczęłam topić zapalniczką.
<Leon??>
Sprawdzili Leona, podali mu kolejną dawkę przeciwbólowych i opuścili pokój. Po kilku minutach pojawił się Michał. Usiadł na skraju łóżka i położył mi rękę na ramieniu. Wiedziałam że coś muszę z tym zrobić, ale Leon i Michał nie mogli wiedzieć o tym że mam już plan.
Posiedzieliśmy jeszcze trochę w szpitalu. Dawno nie było mnie w stajni, więc pojechałam tam razem z Michałem.
-Chodź gdzie chcesz, ale nie wchodzi na pastwiska i do boksów. Za trzy godziny pod samochodem, a jak nie, to zostawię Cię tutaj i przyjadę jutro.-powiedziałam całkiem serio i odeszłam do koni. Poszłam sprawdzać pastwiska i boksy, Od kiedy jest tutaj ten chłopak, Oliver, stajnia wygląda o wiele lepiej, bo większość rzeczy potrafi naprawić.
Wybrałam numer mojego przyjaciela.
-Kamila?-usłyszałam zdziwiony głos po drugiej stronie słuchawki.
-Cześć Harvey, muszę Cię poprosić o przysługę.
-Co tylko zechcesz, złociutka.-powiedział i nawet nie widząc go wiedziałam, że się uśmiecha.
-Mój przyjaciel, Leon, ma kłopoty. Nie wiem co on tak na prawdę robił i mam to szczerze głęboko gdzieś. Wyślij kilku facetów, mają za nim chodzić tak, żeby ich nie widział i niczego nie podejrzewał. Mają atakować, kiedy ktoś go będzie atakował.-powiedziałam, rozglądając się, czy nikt nas nie słyszy.
-Wszystko ok, ale moi ludzie nie pracują za darmo. Wyślę Ci Victora, Nicolasa i Moritza. To szkoleni zabójcy i szpieg, ale...
-Wiem, wiem. To kosztuje. Ile chcesz? 3? 4?
-3 miliony i są twoi na miesiąc.-powiedział ochrypłym tonem.
-Moi ludzie przeleją Ci je dzisiaj na konto. Jak skończymy gadać masz zniszczyć kartę, rozumiesz? Nie chcę mieć problemów przez Ciebie.-powiedziałam i rozłączyłam się. Wyciągnęłam kartę i zaczęłam topić zapalniczką.
<Leon??>
Od Leona Do Kamili
-Co jest? -zapytała dziewczyna, Michał patrzył na mnie lekko przestraszony. Wiedział jak reaguje na facetów wokół mojej dziewczyny. Tym razem byłem jednak spokojny, ufałem jej.
-Nic. Hannibal to fajny facet, obiecał że niedługo trafię do domu. -Nagle Michał wybiegł z sali, ja nie musiałem widzieć aby zrozumieć się dzieje. Na korytarzu ktoś był, szukał mnie. I ja wiedziałem kto to.
-Kamila, stań za drzwiami. Nie wychylaj się. Już - na mojej twarzy za pewne nic nie można było wyczytać. Zawsze tak robiłem gdy pojawiaj się on. Wszedł do pokoju. Wysoki, blady, na pół ślepy. W dresie, oraz tatuażem na ręku.
-Leon. -powiedział stojąc w drzwiach. Kamila posłuchała i tera widziałem ją tylko ja.
-Patrick. -mój oschły ton najwyraźniej go zaskoczył. Podszedł do mnie i spojrzał na telefon.
-Nie odbierałeś. Postanowiłem przyjść osobiście.
-Ile osób musiałeś ściągnąć aby obstawić cały szpital? Przecież ci nie ucieknę. -spiorunowałem go wzrokiem.
-Masz rację, ale po tobie mogę się wszystkiego spodziewać. Byłeś najlepszy w naszej grupie. Wiesz że muszę cię pogrzebać, prawda?
Nie odpowiedziałem, wpatrywałem się w jego twarz pełną blizn. Przypominały mi to co robiłem, a tak chciałem zapomnieć.
-Nie możesz dać mi spokoju? Spłaciłem dług. Nic na mnie nie masz. -Zaśmiał się. Złapał mnie za ramię, i potrząsnął mną. Nie dawałem po sobie poznać że robi to na mnie wrażenie, że mnie coś boli.
-Tak, spłaciłeś. Ale mnie się nie zostawia, rozumiesz? Ten kto odchodzi, umiera. Odszedłeś. A jeszcze żyjesz.
-Ma się to szczęście, co nie? Przynajmniej nie jestem taki jak ty, nie jestem mordercą! -przy ostatnich słowach podniosłem głos. Patrick przyłożył dłoń do mojej szyi. Nie mogłem oddychać. Patrick się uśmiechnął. Odsunął się i spojrzał w okno. Widziałem pistolet w jego kieszeni. Był gotów go użyć.
-Muszę iść, ale to nie koniec Leon. Zniszczę cię, tak samo jak ty zniszczyłeś moją grupę! -kiedy stał przy drzwiach, wyjął broń i wycelował. Potem był tylko huk, zdążyłem się uchylić. Kula trafiła w ścianę. Patrick zaniósł się śmiechem, a ja ukrywałem że nie mogę oddychać. Bolała mnie głowa, klatka piersiowa też. Kiedy Patrick wyszedł, w pokoju już stała Kamila. Zamknąłem oczy. Czy on nigdy się nie odczepi?!
<Kama?>
-Nic. Hannibal to fajny facet, obiecał że niedługo trafię do domu. -Nagle Michał wybiegł z sali, ja nie musiałem widzieć aby zrozumieć się dzieje. Na korytarzu ktoś był, szukał mnie. I ja wiedziałem kto to.
-Kamila, stań za drzwiami. Nie wychylaj się. Już - na mojej twarzy za pewne nic nie można było wyczytać. Zawsze tak robiłem gdy pojawiaj się on. Wszedł do pokoju. Wysoki, blady, na pół ślepy. W dresie, oraz tatuażem na ręku.
-Leon. -powiedział stojąc w drzwiach. Kamila posłuchała i tera widziałem ją tylko ja.
-Patrick. -mój oschły ton najwyraźniej go zaskoczył. Podszedł do mnie i spojrzał na telefon.
-Nie odbierałeś. Postanowiłem przyjść osobiście.
-Ile osób musiałeś ściągnąć aby obstawić cały szpital? Przecież ci nie ucieknę. -spiorunowałem go wzrokiem.
-Masz rację, ale po tobie mogę się wszystkiego spodziewać. Byłeś najlepszy w naszej grupie. Wiesz że muszę cię pogrzebać, prawda?
Nie odpowiedziałem, wpatrywałem się w jego twarz pełną blizn. Przypominały mi to co robiłem, a tak chciałem zapomnieć.
-Nie możesz dać mi spokoju? Spłaciłem dług. Nic na mnie nie masz. -Zaśmiał się. Złapał mnie za ramię, i potrząsnął mną. Nie dawałem po sobie poznać że robi to na mnie wrażenie, że mnie coś boli.
-Tak, spłaciłeś. Ale mnie się nie zostawia, rozumiesz? Ten kto odchodzi, umiera. Odszedłeś. A jeszcze żyjesz.
-Ma się to szczęście, co nie? Przynajmniej nie jestem taki jak ty, nie jestem mordercą! -przy ostatnich słowach podniosłem głos. Patrick przyłożył dłoń do mojej szyi. Nie mogłem oddychać. Patrick się uśmiechnął. Odsunął się i spojrzał w okno. Widziałem pistolet w jego kieszeni. Był gotów go użyć.
-Muszę iść, ale to nie koniec Leon. Zniszczę cię, tak samo jak ty zniszczyłeś moją grupę! -kiedy stał przy drzwiach, wyjął broń i wycelował. Potem był tylko huk, zdążyłem się uchylić. Kula trafiła w ścianę. Patrick zaniósł się śmiechem, a ja ukrywałem że nie mogę oddychać. Bolała mnie głowa, klatka piersiowa też. Kiedy Patrick wyszedł, w pokoju już stała Kamila. Zamknąłem oczy. Czy on nigdy się nie odczepi?!
<Kama?>
Od Kamili Do Leona
Spojrzałam na telefon z grymasem i pokręciłam głową.
-Nie zajmuj się nim teraz, On Ci i tak nic nie zrobi. Dopilnuję tego.-dodałam, kiedy do sali znowu ktoś wszedł.
Przewróciłam oczami i wstałam od łóżka. Spojrzałam na leżącego chłopaka, który uśmiechał się tylko do mnie, nic nie mówiąc. Spojrzałam na zegarek i nachyliłam się, całując chłopaka.
-Muszę już uciekać. Nie mogę się doczekać, aż wrócisz do domu.-powiedziałam.
-Nie tylko ty, uwierz mi.-wyszeptał i pocałował mnie delikatnie w czoło.
Wyszłam z sali i wróciłam do domu. Gdy tylko weszłam do domu Michał wyszedł ze swojego pokoju.
-Co z nim?-usłyszałam standardowe pytanie.
-Coraz lepiej. Chcesz jechać ze mną do niego pojutrze?-spytałam.
W oczach chłopaka najpierw rozbłysnął promień szczęścia, ale szybko się pozbierał i zaczął udawać że mu to obojętne.
-Wszystko jedno.-powiedział i już chciał wrócić do pokoju.
-Co ty na to, żebyśmy zamówili dzisiaj pizzę?-spytałam, a Michał odwrócił się zdziwiony.
-Czy ja dobrze usłyszałem? Ty i pizza? Zamówiona?
-Nie chce mi się dzisiaj gotować.-powiedziałam na odchodnym i wykręciłam numer do świetnej pizzerii, zamawiając jedną wegetariańską i jedną z mięsem.
-Nie zajmuj się nim teraz, On Ci i tak nic nie zrobi. Dopilnuję tego.-dodałam, kiedy do sali znowu ktoś wszedł.
Przewróciłam oczami i wstałam od łóżka. Spojrzałam na leżącego chłopaka, który uśmiechał się tylko do mnie, nic nie mówiąc. Spojrzałam na zegarek i nachyliłam się, całując chłopaka.
-Muszę już uciekać. Nie mogę się doczekać, aż wrócisz do domu.-powiedziałam.
-Nie tylko ty, uwierz mi.-wyszeptał i pocałował mnie delikatnie w czoło.
Wyszłam z sali i wróciłam do domu. Gdy tylko weszłam do domu Michał wyszedł ze swojego pokoju.
-Co z nim?-usłyszałam standardowe pytanie.
-Coraz lepiej. Chcesz jechać ze mną do niego pojutrze?-spytałam.
W oczach chłopaka najpierw rozbłysnął promień szczęścia, ale szybko się pozbierał i zaczął udawać że mu to obojętne.
-Wszystko jedno.-powiedział i już chciał wrócić do pokoju.
-Co ty na to, żebyśmy zamówili dzisiaj pizzę?-spytałam, a Michał odwrócił się zdziwiony.
-Czy ja dobrze usłyszałem? Ty i pizza? Zamówiona?
-Nie chce mi się dzisiaj gotować.-powiedziałam na odchodnym i wykręciłam numer do świetnej pizzerii, zamawiając jedną wegetariańską i jedną z mięsem.
~~~~2 dni później~~~~
Wysiadłam z Michałem z samochodu i weszliśmy do pokoju szpitalnego. Młodszy chłopak zajął od razu moje stałe miejsce obok Leona, więc byłam zmuszona usiąść po drugiej stronie.
-Ugotowałam Ci obiad.-powiedziałam wyciągając z torby pojemnik z zupą i drugi z risotto z dynią i rukolą.
-Ładnie pachnie.-powiedział i zaczął jeść.
Do pokoju wszedł lekarz i od razu szerzej się uśmiechnęłam.
-Hannibal.-powiedziałam, wstając aby przytulić mężczyznę.
Doktor uśmiechnął się i popatrzył na chłopaka, później na jego wyniki i znowu spojrzał na mnie.
-Przemyciłaś do szpitala własne jedzenie?-spytał z uniesionymi brwiami.
-Jakbyś ty tego nigdy nie robił.-zaśmiałam się.
-Rób to częściej, może szybciej wrócą mu siły. Nie mogę patrzeć, co oni tutaj w nich wciskają.-powiedział i wrócił wzrokiem na karty pacjenta.
Staliśmy u nóg łóżka. Hannibal wskazywał palcem miejsca, w które powinnam patrzeć i analizował ze mną wszystko. Znowu czułam się jak na studiach. Podziwiałam tego człowieka, w życiu tyle nie będę umiała zapamiętać.
-Wszystko wygląda dobrze, oby tak dalej.-powiedział krótko.-Kamila.-skinął do mnie głową i wyszedł.
Wróciłam na miejsce, Michał i Leon przyglądali mi się. Uniosłam pytająco brew.
<Leon??>
Od Leona Do Kamili
Uśmiechnąłem się.
-Moja matka nie znosi żadnej dziewczyny, dla niej powinienem być wiecznym singlem -wywróciłem oczami. - Za to ojciec, cóż, to mój ojciec. On chcę tylko abym miał dobrą pracę, rodzeństwo... Mike mi pogratulował, a Lissa mówiła że od razu to widziała.
-Czyli nie było najgorzej -podsumowała dziewczyna z uśmiechem, ale potem spojrzała na mnie i uśmiech znikł -Co jest?
-Mama chce aby wrócił do domu, do mojego kraju. Tłumaczyłem jej że to nie możliwe, że teraz tutaj mam dom, ale ona zawsze była nadopiekuńcza -Pokręciłem głową. Wziąłem głęboki wdech, od razu poczułem, kłucie w klatce piersiowej. W tej chwili do sali weszła pielęgniarka. Wpatrywała się we mnie z uśmiechem, potem dosłownie odepchnęła Kamilę bez słowa. Wywróciłem oczami. Kiedy wyszła Kamila znów podeszła.
-Mówiłem że ta blondyna dziwnie się na mnie gapi. Najgorsze jest to że od jakiegoś czasu, tylko ona tu przychodzi. Zawsze pyta czy mam dziewczynę, opowiadam że tak, a ona na to gdzie owa dziewczyna jest. To ja jej na to że moją dziewczyną jesteś ty, nawet jej cię opisuję! A ta zawsze swoje. -
Nagle dostałem napadu śmiechu. Nie zważałem na kłucie w klatce piersiowej, nie mogłem przestać się śmiać.
-A tobie co znowu? -Kamila była nieźle zaskoczona.
-A tak pomyślałem, że nawet po wypadku muszę być niezwykle przystojny skoro nawet pielęgniarka się do mnie przystawia. Głupia nie wie, że nie mam zamiaru zmieniać dziewczyny.
Znów zadzwonił telefon. Westchnąłem, natychmiast się uspokoiłem.
-Jeśli chcesz wiedzieć, kto się do mnie dobija, sprawdź SMS-y od Patricka. Będziesz wiedziała o co chodzi.
<Kama?>
-Moja matka nie znosi żadnej dziewczyny, dla niej powinienem być wiecznym singlem -wywróciłem oczami. - Za to ojciec, cóż, to mój ojciec. On chcę tylko abym miał dobrą pracę, rodzeństwo... Mike mi pogratulował, a Lissa mówiła że od razu to widziała.
-Czyli nie było najgorzej -podsumowała dziewczyna z uśmiechem, ale potem spojrzała na mnie i uśmiech znikł -Co jest?
-Mama chce aby wrócił do domu, do mojego kraju. Tłumaczyłem jej że to nie możliwe, że teraz tutaj mam dom, ale ona zawsze była nadopiekuńcza -Pokręciłem głową. Wziąłem głęboki wdech, od razu poczułem, kłucie w klatce piersiowej. W tej chwili do sali weszła pielęgniarka. Wpatrywała się we mnie z uśmiechem, potem dosłownie odepchnęła Kamilę bez słowa. Wywróciłem oczami. Kiedy wyszła Kamila znów podeszła.
-Mówiłem że ta blondyna dziwnie się na mnie gapi. Najgorsze jest to że od jakiegoś czasu, tylko ona tu przychodzi. Zawsze pyta czy mam dziewczynę, opowiadam że tak, a ona na to gdzie owa dziewczyna jest. To ja jej na to że moją dziewczyną jesteś ty, nawet jej cię opisuję! A ta zawsze swoje. -
Nagle dostałem napadu śmiechu. Nie zważałem na kłucie w klatce piersiowej, nie mogłem przestać się śmiać.
-A tobie co znowu? -Kamila była nieźle zaskoczona.
-A tak pomyślałem, że nawet po wypadku muszę być niezwykle przystojny skoro nawet pielęgniarka się do mnie przystawia. Głupia nie wie, że nie mam zamiaru zmieniać dziewczyny.
Znów zadzwonił telefon. Westchnąłem, natychmiast się uspokoiłem.
-Jeśli chcesz wiedzieć, kto się do mnie dobija, sprawdź SMS-y od Patricka. Będziesz wiedziała o co chodzi.
<Kama?>
Od Kamili Do Leona
Odwzajemniłam uśmiech i wróciłam wzrokiem do kobiety.
-Jestem dziewczyną Leona.-powiedziałam pewnie i rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych w pokoju osób.
-Słucham?!-kobieta krzyknęła.
Nie zareagowałam. Usiadłam na krześle i patrzyłam to na chłopaka, to na jego rodzinę. Jego siostra nie zareagowała prawie wcale, podobnie jak ojciec chłopaka. Jedynie brat patrzył na mnie z dziwnym uśmieszkiem, a matka stała oburzona z założonymi na piersi rękami.
-Jesteśmy ze sobą od kilku miesięcy.-powiedziałam obojętnie.
Kobieta już chciała coś powiedzieć, ale zadzwonił mój telefon. To była moja sekretarka. Odebrałam szybko i przycisnęłam do ucha. Dziewczyna miała polecenie, aby dzwoniła z tego numeru gdy tylko dzieje się coś złego.
-Amanda?-powiedziałam do telefonu.
Kobieta powiedziała wszystko szybko, na co odpowiedziałam że już jestem w drodze i rozłączyłam się.
-Bardzo przepraszam, ale muszę jechać do mojego pacjenta. Miło było poznać.-powiedziałam i podałam wszystkim ręce, po czym wybiegłam ze szpitala i wsiadłam do srebrnego Bentleya, ruszając z piskiem opon.
~~~~6 godzin później~~~~
Weszłam do pokoju, w którym leżał chłopak. Od razu podniósł oczy znad telefonu i uśmiechnął się do mnie.
-Wybacz, że tak szybko uciekłam, ale pacjent...-powiedziałam nie kończąc zdania.
-Co się stało?-spytał zaciekawiony.
-Tajemnica lekarska.-powiedziałam rozkładając ręce w akcie bezradności.
-Informacje o mnie jakoś wyłudziłaś z łatwością.
-Psychiatria a chirurgia to jednak duża różnica. Poza tym skąd ty to wiesz?
-Mam swoje źródła.
-Tak jak ja.-powiedziałam z zadziornym uśmiechem.-A właśnie, załatwiłam, żeby twoim lekarzem prowadzącym był od teraz Hannibal Lecter, najlepszy neurochirurg jakiego znam. Poza tym ma tonę specjalizacji, których nawet ja nie pamiętam.-powiedziałam podekscytowana.
-Och, dzięki.-powiedział, gdy rozmowę przerwało nam brzęczenie telefonu Leona. Chłopak rozłączył się od razu.
-Kto to?
-Nie ważne.-powiedział oschle, ale później spojrzał na mnie i położył rękę na moim udzie.-To znaczy, nie przejmuj się, nikt ważny.-dodał, ściskając moją rękę, którą trzymałam na kolanie.
-No dobra, nie będę Cię już męczyć. Przynajmniej nie tym. Za to musisz mi powiedzieć co twoja rodzina o mnie myśli, nie wydawali się przyjaźnie nastawieni do mnie. Na pewno nie twoja matka.
<Leon??>
-Jestem dziewczyną Leona.-powiedziałam pewnie i rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych w pokoju osób.
-Słucham?!-kobieta krzyknęła.
Nie zareagowałam. Usiadłam na krześle i patrzyłam to na chłopaka, to na jego rodzinę. Jego siostra nie zareagowała prawie wcale, podobnie jak ojciec chłopaka. Jedynie brat patrzył na mnie z dziwnym uśmieszkiem, a matka stała oburzona z założonymi na piersi rękami.
-Jesteśmy ze sobą od kilku miesięcy.-powiedziałam obojętnie.
Kobieta już chciała coś powiedzieć, ale zadzwonił mój telefon. To była moja sekretarka. Odebrałam szybko i przycisnęłam do ucha. Dziewczyna miała polecenie, aby dzwoniła z tego numeru gdy tylko dzieje się coś złego.
-Amanda?-powiedziałam do telefonu.
Kobieta powiedziała wszystko szybko, na co odpowiedziałam że już jestem w drodze i rozłączyłam się.
-Bardzo przepraszam, ale muszę jechać do mojego pacjenta. Miło było poznać.-powiedziałam i podałam wszystkim ręce, po czym wybiegłam ze szpitala i wsiadłam do srebrnego Bentleya, ruszając z piskiem opon.
~~~~6 godzin później~~~~
Weszłam do pokoju, w którym leżał chłopak. Od razu podniósł oczy znad telefonu i uśmiechnął się do mnie.
-Wybacz, że tak szybko uciekłam, ale pacjent...-powiedziałam nie kończąc zdania.
-Co się stało?-spytał zaciekawiony.
-Tajemnica lekarska.-powiedziałam rozkładając ręce w akcie bezradności.
-Informacje o mnie jakoś wyłudziłaś z łatwością.
-Psychiatria a chirurgia to jednak duża różnica. Poza tym skąd ty to wiesz?
-Mam swoje źródła.
-Tak jak ja.-powiedziałam z zadziornym uśmiechem.-A właśnie, załatwiłam, żeby twoim lekarzem prowadzącym był od teraz Hannibal Lecter, najlepszy neurochirurg jakiego znam. Poza tym ma tonę specjalizacji, których nawet ja nie pamiętam.-powiedziałam podekscytowana.
-Och, dzięki.-powiedział, gdy rozmowę przerwało nam brzęczenie telefonu Leona. Chłopak rozłączył się od razu.
-Kto to?
-Nie ważne.-powiedział oschle, ale później spojrzał na mnie i położył rękę na moim udzie.-To znaczy, nie przejmuj się, nikt ważny.-dodał, ściskając moją rękę, którą trzymałam na kolanie.
-No dobra, nie będę Cię już męczyć. Przynajmniej nie tym. Za to musisz mi powiedzieć co twoja rodzina o mnie myśli, nie wydawali się przyjaźnie nastawieni do mnie. Na pewno nie twoja matka.
<Leon??>
Od Leona Do Kamili
Patrzyłem na dziewczynę z uśmiechem. Już miałem coś powiedzieć gdy zadzwonił mój telefon, tylko spojrzałem na wyświetlacz i schowałem telefon do szafki. Zamknąłem oczy.
-Pielęgniarka mówiła mi że przychodziłaś, a tak swoją drogą to ta blondyna dziwnie się na mnie gapi. -Zmrużyłem oczy. Telefon znów zadzwonił. Oddychałem płytko, ciągle miałem problemy z oddychaniem. Kamila przyglądała mi się, zastanawiałem się kto tu jeszcze przychodził. Pielęgniarka mówiła o jakiejś starszej kobiecie, nie wiedziałem o kogo chodzi. Wziąłem głęboki wdech.
-Przepraszam. -To jedno słowo zostało wypowiedziane dość cicho. Bolało mnie gardło. Kamila otworzyła szeroko oczy.
-Zachowywałem się jak kretyn -mówiłem dalej - choć tego nie chciałem wyładowywałem się na tobie, nie chciałem rozmawiać tamtego dnia, ale kurde, mogłem powiedzieć jedno słowo. Kamila ja...
Nie dane mi było dokończyć, do sali wpadła kobieta. Miała krótkie do ramion ciemne włosy, na których było widać że siwieje. Za nią wszedł mężczyzna, wysoki lecz nieco grubszy. Stała tam też dziewczyna, blondynka, oraz chłopak o czarnych włosach. Kobieta podbiegła do mnie i przytuliła mnie. Syknąłem z bólu.
-Maya, Maya! Sprawiasz mu ból! Przestań, przecież miał wypadek! -mężczyzna próbował odciągnąć kobietę od mojego łóżka. Ta odwróciła się, głaszcząc mnie po głowie.
-Tom! Nasz syn jest w szpitalu! Nie widziałam go szmat czasu! Nie odzywał się, nie dawał znaku życia! A gdy przyjechałam do Sebastiana okazało się że miał wypadek! Nie interesuje cię że Leon mógł nie przeżyć?
Patrzyłem na nich szeroko otwartymi oczami. Podszedł do mnie chłopak, odsuwając kobietę.
-Brat, nieźle nas nastraszyłeś. Kiedy kolejny raz postanowisz się zabić, daj znać ok? Pomogę? -uśmiechnął się do mnie.
-Leon, czy o czymś nie zapomniałeś? -Teraz odezwała się Kamila. Spojrzałem na nią.
- No tak. Kama, to moi rodzice, Maya i Tom, oraz moje starsze rodzeństwo Lissa i Mike. -Moja mama dopiero teraz zobaczyła Kamilę, utkwiła w niej spojrzenie.
-Kim ty, jesteś? Nie chodzi mi o imię, widziałam cię przez ten cały czas jak przychodziłaś do mojego syna.
Chciałem coś powiedzieć, ale natychmiast zrezygnowałem. Mama była znana z tego że zawsze chciała wiedzieć o każdym moi znajomym. Uśmiechnąłem się do Kamy przepraszająco.
<Kama?>
-Pielęgniarka mówiła mi że przychodziłaś, a tak swoją drogą to ta blondyna dziwnie się na mnie gapi. -Zmrużyłem oczy. Telefon znów zadzwonił. Oddychałem płytko, ciągle miałem problemy z oddychaniem. Kamila przyglądała mi się, zastanawiałem się kto tu jeszcze przychodził. Pielęgniarka mówiła o jakiejś starszej kobiecie, nie wiedziałem o kogo chodzi. Wziąłem głęboki wdech.
-Przepraszam. -To jedno słowo zostało wypowiedziane dość cicho. Bolało mnie gardło. Kamila otworzyła szeroko oczy.
-Zachowywałem się jak kretyn -mówiłem dalej - choć tego nie chciałem wyładowywałem się na tobie, nie chciałem rozmawiać tamtego dnia, ale kurde, mogłem powiedzieć jedno słowo. Kamila ja...
Nie dane mi było dokończyć, do sali wpadła kobieta. Miała krótkie do ramion ciemne włosy, na których było widać że siwieje. Za nią wszedł mężczyzna, wysoki lecz nieco grubszy. Stała tam też dziewczyna, blondynka, oraz chłopak o czarnych włosach. Kobieta podbiegła do mnie i przytuliła mnie. Syknąłem z bólu.
-Maya, Maya! Sprawiasz mu ból! Przestań, przecież miał wypadek! -mężczyzna próbował odciągnąć kobietę od mojego łóżka. Ta odwróciła się, głaszcząc mnie po głowie.
-Tom! Nasz syn jest w szpitalu! Nie widziałam go szmat czasu! Nie odzywał się, nie dawał znaku życia! A gdy przyjechałam do Sebastiana okazało się że miał wypadek! Nie interesuje cię że Leon mógł nie przeżyć?
Patrzyłem na nich szeroko otwartymi oczami. Podszedł do mnie chłopak, odsuwając kobietę.
-Brat, nieźle nas nastraszyłeś. Kiedy kolejny raz postanowisz się zabić, daj znać ok? Pomogę? -uśmiechnął się do mnie.
-Leon, czy o czymś nie zapomniałeś? -Teraz odezwała się Kamila. Spojrzałem na nią.
- No tak. Kama, to moi rodzice, Maya i Tom, oraz moje starsze rodzeństwo Lissa i Mike. -Moja mama dopiero teraz zobaczyła Kamilę, utkwiła w niej spojrzenie.
-Kim ty, jesteś? Nie chodzi mi o imię, widziałam cię przez ten cały czas jak przychodziłaś do mojego syna.
Chciałem coś powiedzieć, ale natychmiast zrezygnowałem. Mama była znana z tego że zawsze chciała wiedzieć o każdym moi znajomym. Uśmiechnąłem się do Kamy przepraszająco.
<Kama?>
Od Kamili Do Leona
Patrzyłam jak przewożą go na salę operacyjną. Nie wiedziałam co robić. Mimo, że byłam lekarzem, pielęgniarki nie chciały zdradzić mi szczegółów stanu Leona. Usiadłam na krześle przy sali, rozglądając się i niecierpliwie stukając obcasem o podłogę.
Jedyne o czym myślałam przez cały czas to to jak bardzo nielogicznie postępuję. W głębi duszy nienawidzę tego mężczyzny, czasami mam ochotę nim gardzić, a pomimo to moje serce nie może go z siebie wyrzucić. Czułam się, jakby miała rozdwojenie jaźni i walczyła sama ze sobą.
Nie mogłam wytrzymać oczekiwania. Cisza powodowała tylko większy hałas w mojej głowie, jakby siedziało tam sto osób, które próbowały się przekrzyczeć, wyrażając swoje obawy, teorie i prawdopodobne zakończenie tej historii.
Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić od ściany do ściany, trzymając palec przy ustach i wgryzając się w kostki. Wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując chociaż trochę opanować emocje, które wymykały mi się spod kontroli.
Mówi się, że lekarz który leczy samego siebie ma pacjenta za idiotę. Ja leczyłam sama siebie i jedyne osoby, które określałam mianem idiotów byłam ja i Leon. Pomimo zdecydowanych różnic między nami łączyło nas jedno - zdolności autodestrukcyjne. On niszczył się od zewnątrz, a ja moje wnętrze duchowe. Nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, kiedy po sześciu godzinach oczekiwań w poczekalni drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam mężczyznę, który wychodził z nich. Był po pięćdziesiątce, wysoki, nie chudy, ale muskularny z ostrymi rysami twarzy. Od razu poznałam mojego wykładowca z uczelni.
-Doktor Lecter? Wrócił Pan do zawodu chirurga?-spytałam z uśmiechem, próbując trochę go do siebie przekonać, zanim przejdę do sedna sprawy.
-Och, Kamila, witam. Byłem przejazdem, usłyszałem że potrzebują kogoś z doświadczeniem. Jak mogłem odmówić? W końcu to moja powinność. A Ciebie co tutaj sprowadza? Zawsze wydawało mi się, że nie chciałaś ratować ludzi w fizycznym znaczeniu. Czyżby psychiatria Cię już znudziła?
-Ależ oczywiście że nie, nigdy, profesorze. Jestem pewna, że zostałam stworzona do naprawiania ludzkich umysłów, a nie wnętrzności.-zaśmiałam się cicho, a lekarz obdarował mnie ciepłym uśmiechem i zaczął badać mnie wzrokiem.
Zarumieniłam się od razu. Gdy studiowałam, Dr. Lecter od zawsze był moim ulubionym wykładowcą. Wszystko idealnie tłumaczył, poza tym pomimo wieku był, według mnie, najprzystojniejszym mężczyzną na uniwersytecie.
-A co u Pana chłopaka? Will, tak?
-Tak, wszystko dobrze. Ale dalej nie odpowiedziałaś mi na pytanie, panno Mancuso.
-Och, właśnie to niesamowity zbieg okoliczności, ponieważ operował pan mojego... dobrego znajomego.
-Znajomego powiadasz? Rozumiem. Miał niezłego farta, że trafił do tego szpitala.
-I pod Pański skalpel.
-Nie przymilaj się już. Bo zmienię zdanie i nic Ci nie powiem.-powiedział, drocząc się ze mną.
Uśmiechnęłam się i w odpowiedzi przejechałam palcem po ustach, udając, że zasuwam zamek.
-A więc, miał nieźle pogruchotane żebra, odłamki wbiły się w płuca, ale sama kość go nie przebiła. Niezłe wstrząśnienie mózgu, uszkodzony kręgosłup, połamane nogi, stracił bardzo dużo krwi. Jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze powinien za kilka tygodni być wybudzany.-powiedział.
Spóściłam wzrok i pokiwałam głową, udając zastanowienie, ale na prawdę chciałam ukryć łzy. Mężczyzna objął mnie i przycisnął do swojej klatki piersiowej.
-Wszystko będzie dobrze, możesz mi zaufać Kamila. Dobrze wiesz, że nigdy Cię nie okłamałem.-powiedział czule.
Przypomniały mi się nasze wspólne chwile, kiedy jeszcze studiowałam. Byliśmy razem przez dwa lata, oczywiście nikt o tym nie mógł wiedzieć. Co prawda teraz wszystko było skończone, obydwoje byliśmy zajęci, ale dalej nasza więź była bardzo mocna. Może nie była to miłość, chyba że braterska. Kochałam Leona, pomimo że cały czas próbuję się okłamywać, na prawdę go kochałam.
-Dziękuję Hannibal. Jesteś wspaniały.-powiedziałam i pożegnaliśmy się.
Od razu popędziłam do pokoju chłopaka. Leżał z zamkniętymi oczami, taki spokojny. Wyglądał jakby spał. Może jedynie gips i posiniaczona twarz przeszkadzały w tym skojarzeniu.
Usiadłam przy nim i wzięłam jego dłoń w moje i przycisnęłam ją sobie do policzka.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Twój kolega wszystko mi przekazał. Zaopiekuję się twoimi psami, są już u mnie. Nic im nie jest. Michał chciał tu przyjechać, ale kazałam mu zostać, martwi się o Ciebie. Wszyscy się o Ciebie martwią. Ale będzie dobrze, załatwię Ci najlepszą opiekę, jaka jest możliwa.-wyszeptałam patrząc na niego.
Kiedy przyszłam do szpitala pielęgniarka od razu podeszłam do mnie z uśmiechem. Jak pieniądze potrafią zmienić ludzi. Poinformowała mnie, że Leon obudził się wczoraj, zaraz po tym jak wyszłam.
Prawie wbiegłam do jego pokoju. Stanęłam w drzwiach i moje serce aż podskoczyło z radości, kiedy zobaczyłam chłopaka, siedzącego, opartego po kilka poduszek. Uśmiechnęłam się do niego.
-Cześć. Cieszę się, że wróciłeś do żywych. Przyniosłam świeże kwiaty.-powiedziałam, spoglądając na bukiet polnych kwiatów, które zrywałam rano.
Podeszłam do stolika i wymieniłam ze starymi, które stały w wazonie.
<Leon??>
Jedyne o czym myślałam przez cały czas to to jak bardzo nielogicznie postępuję. W głębi duszy nienawidzę tego mężczyzny, czasami mam ochotę nim gardzić, a pomimo to moje serce nie może go z siebie wyrzucić. Czułam się, jakby miała rozdwojenie jaźni i walczyła sama ze sobą.
Nie mogłam wytrzymać oczekiwania. Cisza powodowała tylko większy hałas w mojej głowie, jakby siedziało tam sto osób, które próbowały się przekrzyczeć, wyrażając swoje obawy, teorie i prawdopodobne zakończenie tej historii.
Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić od ściany do ściany, trzymając palec przy ustach i wgryzając się w kostki. Wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując chociaż trochę opanować emocje, które wymykały mi się spod kontroli.
Mówi się, że lekarz który leczy samego siebie ma pacjenta za idiotę. Ja leczyłam sama siebie i jedyne osoby, które określałam mianem idiotów byłam ja i Leon. Pomimo zdecydowanych różnic między nami łączyło nas jedno - zdolności autodestrukcyjne. On niszczył się od zewnątrz, a ja moje wnętrze duchowe. Nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, kiedy po sześciu godzinach oczekiwań w poczekalni drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam mężczyznę, który wychodził z nich. Był po pięćdziesiątce, wysoki, nie chudy, ale muskularny z ostrymi rysami twarzy. Od razu poznałam mojego wykładowca z uczelni.
-Doktor Lecter? Wrócił Pan do zawodu chirurga?-spytałam z uśmiechem, próbując trochę go do siebie przekonać, zanim przejdę do sedna sprawy.
-Och, Kamila, witam. Byłem przejazdem, usłyszałem że potrzebują kogoś z doświadczeniem. Jak mogłem odmówić? W końcu to moja powinność. A Ciebie co tutaj sprowadza? Zawsze wydawało mi się, że nie chciałaś ratować ludzi w fizycznym znaczeniu. Czyżby psychiatria Cię już znudziła?
-Ależ oczywiście że nie, nigdy, profesorze. Jestem pewna, że zostałam stworzona do naprawiania ludzkich umysłów, a nie wnętrzności.-zaśmiałam się cicho, a lekarz obdarował mnie ciepłym uśmiechem i zaczął badać mnie wzrokiem.
Zarumieniłam się od razu. Gdy studiowałam, Dr. Lecter od zawsze był moim ulubionym wykładowcą. Wszystko idealnie tłumaczył, poza tym pomimo wieku był, według mnie, najprzystojniejszym mężczyzną na uniwersytecie.
-A co u Pana chłopaka? Will, tak?
-Tak, wszystko dobrze. Ale dalej nie odpowiedziałaś mi na pytanie, panno Mancuso.
-Och, właśnie to niesamowity zbieg okoliczności, ponieważ operował pan mojego... dobrego znajomego.
-Znajomego powiadasz? Rozumiem. Miał niezłego farta, że trafił do tego szpitala.
-I pod Pański skalpel.
-Nie przymilaj się już. Bo zmienię zdanie i nic Ci nie powiem.-powiedział, drocząc się ze mną.
Uśmiechnęłam się i w odpowiedzi przejechałam palcem po ustach, udając, że zasuwam zamek.
-A więc, miał nieźle pogruchotane żebra, odłamki wbiły się w płuca, ale sama kość go nie przebiła. Niezłe wstrząśnienie mózgu, uszkodzony kręgosłup, połamane nogi, stracił bardzo dużo krwi. Jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze powinien za kilka tygodni być wybudzany.-powiedział.
Spóściłam wzrok i pokiwałam głową, udając zastanowienie, ale na prawdę chciałam ukryć łzy. Mężczyzna objął mnie i przycisnął do swojej klatki piersiowej.
-Wszystko będzie dobrze, możesz mi zaufać Kamila. Dobrze wiesz, że nigdy Cię nie okłamałem.-powiedział czule.
Przypomniały mi się nasze wspólne chwile, kiedy jeszcze studiowałam. Byliśmy razem przez dwa lata, oczywiście nikt o tym nie mógł wiedzieć. Co prawda teraz wszystko było skończone, obydwoje byliśmy zajęci, ale dalej nasza więź była bardzo mocna. Może nie była to miłość, chyba że braterska. Kochałam Leona, pomimo że cały czas próbuję się okłamywać, na prawdę go kochałam.
-Dziękuję Hannibal. Jesteś wspaniały.-powiedziałam i pożegnaliśmy się.
Od razu popędziłam do pokoju chłopaka. Leżał z zamkniętymi oczami, taki spokojny. Wyglądał jakby spał. Może jedynie gips i posiniaczona twarz przeszkadzały w tym skojarzeniu.
Usiadłam przy nim i wzięłam jego dłoń w moje i przycisnęłam ją sobie do policzka.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Twój kolega wszystko mi przekazał. Zaopiekuję się twoimi psami, są już u mnie. Nic im nie jest. Michał chciał tu przyjechać, ale kazałam mu zostać, martwi się o Ciebie. Wszyscy się o Ciebie martwią. Ale będzie dobrze, załatwię Ci najlepszą opiekę, jaka jest możliwa.-wyszeptałam patrząc na niego.
~~~~3 tygodnie później~~~~
Kiedy przyszłam do szpitala pielęgniarka od razu podeszłam do mnie z uśmiechem. Jak pieniądze potrafią zmienić ludzi. Poinformowała mnie, że Leon obudził się wczoraj, zaraz po tym jak wyszłam.
Prawie wbiegłam do jego pokoju. Stanęłam w drzwiach i moje serce aż podskoczyło z radości, kiedy zobaczyłam chłopaka, siedzącego, opartego po kilka poduszek. Uśmiechnęłam się do niego.
-Cześć. Cieszę się, że wróciłeś do żywych. Przyniosłam świeże kwiaty.-powiedziałam, spoglądając na bukiet polnych kwiatów, które zrywałam rano.
Podeszłam do stolika i wymieniłam ze starymi, które stały w wazonie.
<Leon??>
Od Leona Do Kamili
Siedziałem w samochodzie, miałem małe trudności z kierowaniem jedną ręką. Barry i Reus siedzieli na tylnych siedzeniach. Wyjechałem na pustą drogę, już jakiś czas padał deszcz. Jednak, ja to ja. Nigdy nie byłem znany z rozsądku, lecz z szaleństwa i dosłownej głupoty. Nie mogłem się powstrzymać, wcisnąłem pedał gazu. Mknąłem pustą ulicą, psy szczekały, warkot silnika przypomniał mi jak w dzieciństwie patrzyłem na ścigające się nielegalnie samochody. W moich żyłach płynęła adrenalina. Jednak, jak można było się spodziewać, przeliczyłem się. Widziałem tą cholerną ciężarówkę, myślałem że zdążę. Pomyliłem się. Teraz, modliłem się żeby moim psom nic się nie stało. Wiedziałem że ja już mogę tego nie przeżyć. Wrzeszczałem na siebie w duchu, przeklinałem się że nie przeprosiłem Kamy, wtedy w szpitalu zachowałem się jak totalny kretyn.
Teraz nie mogłem nic zrobić, złapałem telefon tym samym wyciągając rękę z temblaka. Syknąłem z bólu. Jednak wybrałem numer Sebka, jednego z moich przyjaciół.
-Halo? Leo? Co jest? -jego głos był cichy, pewnie go obudziłem. Jest strasznym leniem.
-Seba, zajmij się moimi psami. W torbie z moimi rzeczami jest kartka, daj ją dziewczynie o imieniu Kamila w Stajni Nimfy. Zrób dla mnie, tą jedną rzecz. A jeszcze jedno.
-No, gadaj -był zaskoczony moimi instrukcjami.
-Po prostu, dzięki że mogłem być twoim przyjacielem.
-Leo! Do cholery! Co się dzieje? -najwyraźniej się rozbudził. Otworzyłem okno na całą szerokość, Reus już raz wyskoczył z samochodu. Zawsze to robi gdy otwieram szybę, a jeśli robi to Reus, to Barry też. Pies natychmiast skoczył, a w rezultacie Barry za nim. Z ściśniętym sercem przyśpieszyłem. Zbliżałem się do skrzyżowania. Ręka była w tym momencie nie do użytku. Nie mogłem nią ruszyć. Zdjąłem temblak, tylko mi zawadzał. Byłem gotów. Już tyle razy otarłem się o śmierć, za każdym razem byłem ratowany. Ale teraz...
W tym momencie wypadłem wprost pod koła ciężarówki. Na skutek zderzenia moje auto odbiło się z rykoszetem. Walnąłem głową w kierownicę, słyszałem jak kierowca hamuje. Dziwiłem się że jeszcze oddycham. Przez to że nie miałem pasów, wyleciałem przez przednią szybę. Otworzyłem oczy. Musiałem stracić przytomność, teraz było tu dużo ludzi, policja, straż oraz karetka. Skrzywiłem się kiedy byłem transportowany do karetki. Słyszałem jak policjanci każą odsunąć się gapiom. Już w karetce usłyszałem śmiech.
-Witam znów, panie Kamiński. Nie chcę robić zasady z tych spotkań -ratownik uśmiechnął się do mnie.
-Wie pan, kiedy ma się dość najlepiej jest wpaść pod ciężarówkę. -Mój głos był słaby, trudno mi się oddychało. Ratownik pokręcił głową, uśmiech znikł.
-Masz całe życie przed sobą chłopie, nie pozwól aby coś cię ograniczało. Możesz powiedzieć, co cię męczy, może pomoże.
-Chodzi o dziewczynę, kiedy ostatni raz widziałem ją w szpitalu, zachowałem się jak kretyn. Ignorowałem ją. A teraz ona nie chce mnie znać -Spojrzałem w bok.
-Skąd wiesz? Mówiła ci to? -jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.
-Nie. Ale to się czuje. Ja... po prostu to wiem.
Pokiwał głową, potem kazał mi nie spać a sam usiadł na czymś w rodzaju krzesła, ale nie wiem co to było. Kiedy dojechaliśmy do szpitala, zacząłem pluć krwią. Miałem mroczki przed oczami. Ból nie pozwalał mi racjonalnie myśleć. Jednak nawet nie westchnąłem gdy zostałem położony w sali. Jeszcze dziś miałem mieć operację, miałem złamaną nogę. Żebra się nie liczą. Z tego co słyszałem, wstrząs mózgu też zaliczyłem. W pewnym momencie, zostałem zabrany na salę operacyjną. Ludzie patrzyli na mnie na korytarzu. Nie chciałem wiedzieć jak wyglądam. Ale domyślałem się. Cały we krwi, bez koszuli jedynie w jeansowych spodenkach. Zastanawiałem się ile tym razem będą chcieli mnie ratować, a po jakim czasie dadzą za wygraną i pozwolą mi umrzeć. Ale, przy recepcji zauważyłem kogoś, kogo nigdy bym się nie spodziewał. Utkwiłem spojrzenie w tej osobie. Wpatrywała się we mnie. Nic nie powiedziałem, nie mogłem. Po chwili zostałem zabrany na salę.
<Kama?>
Teraz nie mogłem nic zrobić, złapałem telefon tym samym wyciągając rękę z temblaka. Syknąłem z bólu. Jednak wybrałem numer Sebka, jednego z moich przyjaciół.
-Halo? Leo? Co jest? -jego głos był cichy, pewnie go obudziłem. Jest strasznym leniem.
-Seba, zajmij się moimi psami. W torbie z moimi rzeczami jest kartka, daj ją dziewczynie o imieniu Kamila w Stajni Nimfy. Zrób dla mnie, tą jedną rzecz. A jeszcze jedno.
-No, gadaj -był zaskoczony moimi instrukcjami.
-Po prostu, dzięki że mogłem być twoim przyjacielem.
-Leo! Do cholery! Co się dzieje? -najwyraźniej się rozbudził. Otworzyłem okno na całą szerokość, Reus już raz wyskoczył z samochodu. Zawsze to robi gdy otwieram szybę, a jeśli robi to Reus, to Barry też. Pies natychmiast skoczył, a w rezultacie Barry za nim. Z ściśniętym sercem przyśpieszyłem. Zbliżałem się do skrzyżowania. Ręka była w tym momencie nie do użytku. Nie mogłem nią ruszyć. Zdjąłem temblak, tylko mi zawadzał. Byłem gotów. Już tyle razy otarłem się o śmierć, za każdym razem byłem ratowany. Ale teraz...
W tym momencie wypadłem wprost pod koła ciężarówki. Na skutek zderzenia moje auto odbiło się z rykoszetem. Walnąłem głową w kierownicę, słyszałem jak kierowca hamuje. Dziwiłem się że jeszcze oddycham. Przez to że nie miałem pasów, wyleciałem przez przednią szybę. Otworzyłem oczy. Musiałem stracić przytomność, teraz było tu dużo ludzi, policja, straż oraz karetka. Skrzywiłem się kiedy byłem transportowany do karetki. Słyszałem jak policjanci każą odsunąć się gapiom. Już w karetce usłyszałem śmiech.
-Witam znów, panie Kamiński. Nie chcę robić zasady z tych spotkań -ratownik uśmiechnął się do mnie.
-Wie pan, kiedy ma się dość najlepiej jest wpaść pod ciężarówkę. -Mój głos był słaby, trudno mi się oddychało. Ratownik pokręcił głową, uśmiech znikł.
-Masz całe życie przed sobą chłopie, nie pozwól aby coś cię ograniczało. Możesz powiedzieć, co cię męczy, może pomoże.
-Chodzi o dziewczynę, kiedy ostatni raz widziałem ją w szpitalu, zachowałem się jak kretyn. Ignorowałem ją. A teraz ona nie chce mnie znać -Spojrzałem w bok.
-Skąd wiesz? Mówiła ci to? -jego pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.
-Nie. Ale to się czuje. Ja... po prostu to wiem.
Pokiwał głową, potem kazał mi nie spać a sam usiadł na czymś w rodzaju krzesła, ale nie wiem co to było. Kiedy dojechaliśmy do szpitala, zacząłem pluć krwią. Miałem mroczki przed oczami. Ból nie pozwalał mi racjonalnie myśleć. Jednak nawet nie westchnąłem gdy zostałem położony w sali. Jeszcze dziś miałem mieć operację, miałem złamaną nogę. Żebra się nie liczą. Z tego co słyszałem, wstrząs mózgu też zaliczyłem. W pewnym momencie, zostałem zabrany na salę operacyjną. Ludzie patrzyli na mnie na korytarzu. Nie chciałem wiedzieć jak wyglądam. Ale domyślałem się. Cały we krwi, bez koszuli jedynie w jeansowych spodenkach. Zastanawiałem się ile tym razem będą chcieli mnie ratować, a po jakim czasie dadzą za wygraną i pozwolą mi umrzeć. Ale, przy recepcji zauważyłem kogoś, kogo nigdy bym się nie spodziewał. Utkwiłem spojrzenie w tej osobie. Wpatrywała się we mnie. Nic nie powiedziałem, nie mogłem. Po chwili zostałem zabrany na salę.
<Kama?>
wtorek, 30 sierpnia 2016
Od Hanne Do Oliver'a
-Chcę, ale chcę lecieć z tobą.-powiedziałam wtulając się w chłopaka.
-Chcesz mnie zabrać się ze sobą?
-Tak, skoro nie lecisz ze mną na Bahamy, to chociaż pokażę Ci moje rodzinne miasto i dom. Wyślę zaraz do ojczyma wiadomość, żeby załatwił jeszcze jeden bilet, nie będzie problemu.
-Skoro tak mówisz.-powiedział z uśmiechem, a ja pocałowałam go delikatnie w policzek, wplatając moje palce w jego.
-Chcesz mnie zabrać się ze sobą?
-Tak, skoro nie lecisz ze mną na Bahamy, to chociaż pokażę Ci moje rodzinne miasto i dom. Wyślę zaraz do ojczyma wiadomość, żeby załatwił jeszcze jeden bilet, nie będzie problemu.
-Skoro tak mówisz.-powiedział z uśmiechem, a ja pocałowałam go delikatnie w policzek, wplatając moje palce w jego.
~~~~1.5 godziny później~~~~
Koło dziewiętnastej na podjeździe stajni pojawił się czarny Bentley Arnage moich rodziców. Jak się domyślałam, nie wysiadł z niego mój ojczym czy mama, a nasz lokaj - Alfred.
Droga na lotnisko zajęła nam koło dwudziestu minut. Podałam moje nazwisko i od razu skierowano nad do pierwszej klasy. Usiadłam na wielkim, skórzanym fotelu obok okna i zaczęłam oglądać gwiazdy. Spojrzałam na Oliego, który patrzył na mnie od kilku dobrych minut.
-I jak? Nie jest najgorzej?
<Oliver??>
Od Oliver'a Do Hanne
-Ja mogę być twoim wsparciem.
-Na razie nic nigdy w tym kierunku nie zrobiłeś.
-Ja sobie sam nie daje rady, a nie chcę abyś ty na tym traciła. Kocham Cię jesteś moim światem.
Przytuliłem ją, pocałowałem ją.
-Nie odlatuj, bo moje życie straci sens. Jedyne co trzyma mnie przy krainie żywych to ty.
Tuliłem ją. Chwilę, a potem poszedłem po szczotkę do zamiatania podłogi i zamiotłem większe kawałki szkła. Potem odkurzyłem, jakoś się to wyjaśni.
-Chcesz się czegoś napić? - spytałem ją.
-Herbaty.
Zagotowała się woda i zalałem herbatę.
-I co nadal chcesz wylatywać?
Usiadłem obok niej i ją objąłem.
<Hanne??>
-Na razie nic nigdy w tym kierunku nie zrobiłeś.
-Ja sobie sam nie daje rady, a nie chcę abyś ty na tym traciła. Kocham Cię jesteś moim światem.
Przytuliłem ją, pocałowałem ją.
-Nie odlatuj, bo moje życie straci sens. Jedyne co trzyma mnie przy krainie żywych to ty.
Tuliłem ją. Chwilę, a potem poszedłem po szczotkę do zamiatania podłogi i zamiotłem większe kawałki szkła. Potem odkurzyłem, jakoś się to wyjaśni.
-Chcesz się czegoś napić? - spytałem ją.
-Herbaty.
Zagotowała się woda i zalałem herbatę.
-I co nadal chcesz wylatywać?
Usiadłem obok niej i ją objąłem.
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
Chciałam się wyrwać, ale na marne, bo chłopak był ode mnie silniejszy i większy.
-Jak ja mam Ci wierzyć? Drugi raz?
-Ale to nie była moja wina.
-Tak, już to słyszałam wcześniej.-powiedziałam, rozluźniając mięśnie i zaczynając bawić się jego bluzką.
-Ale to prawda.
-Co nie zmienia faktu że wracam do Kopenhagi.-powiedziałam na wpół szeptem.
-Jak to?!-spytał odsuwając się ode mnie i patrząc na mnie na wpół smutny na wpół zszokowany.
-Ojczym już pewnie zabukował bilety.
-To zadzwoń do niego, powiedz że zmieniłaś zdanie...
-Oli, ale ja nie wiem czy chcę zostać... muszę pomyśleć, ta cała sytuacja mnie przytłacza. Ty tego nie rozumiesz, jesteś silny, odważny... wytrzymały. Ja po prostu potrzebuje wsparcia. Rozumiem, że może nie przywykłeś do czegoś takiego, ale ja tak po prostu nie umiem.
<Oliver??>
-Jak ja mam Ci wierzyć? Drugi raz?
-Ale to nie była moja wina.
-Tak, już to słyszałam wcześniej.-powiedziałam, rozluźniając mięśnie i zaczynając bawić się jego bluzką.
-Ale to prawda.
-Co nie zmienia faktu że wracam do Kopenhagi.-powiedziałam na wpół szeptem.
-Jak to?!-spytał odsuwając się ode mnie i patrząc na mnie na wpół smutny na wpół zszokowany.
-Ojczym już pewnie zabukował bilety.
-To zadzwoń do niego, powiedz że zmieniłaś zdanie...
-Oli, ale ja nie wiem czy chcę zostać... muszę pomyśleć, ta cała sytuacja mnie przytłacza. Ty tego nie rozumiesz, jesteś silny, odważny... wytrzymały. Ja po prostu potrzebuje wsparcia. Rozumiem, że może nie przywykłeś do czegoś takiego, ale ja tak po prostu nie umiem.
<Oliver??>
Od Oliviera Do Hanne
Na te słowa do oczu napłynęły mi łzy. Próbowałem wyważyć drzwi, na marne. Podszedłem do okna i krzyknąłem:
-Odsuń się.
-A bo co?!
Znalazłem spory kamień.
-Kochanie odsuń się!
Rzuciłem kamieniem, który rozbił okno. Szybko wskoczyłem do środka. Zobaczyłem jak zapłakana Hann próbuje otworzyć drzwi.
-To ona zaczęła. Znów... Uwierz mi.
-Tak na pewno! Odejdź do swojej laluni! Myślałam, że taki jesteś, ale nigdy bym w to uwierzyła gdyby nie to!
-Hann daj mi to wytłumaczyć....
-Co?! To, że znów całowałeś inną?!
-Ale to nie moja wina!
Szedłem w jej stronę nagle mogą uwagę odciągnęły kawałek szkła w ręce Hanne. Ale to rozproszyło moja uwagę na tyle abym nie zauważył lecącego w moją stronę wazonu, dostałem... Prosto w twarz. Znów pociekła mi krew z nosa.
-Kotku wybacz mi.
Dziewczyna stała zapłakana.
-Kocham Cię jesteś moim całym światem, nie mógłbym tego zrobić, nigdy.
Byłem obok niej, ta zaczęła mnie bić i kopać.
-Ej uspokój się proszę.
Unieruchomiłem ja i popatrzyłem w jej oczy, duże brązowe oczy. Przytuliłem ją jak najmocniej. Nie chciałem jej puścić.
<Hanne??>
-Odsuń się.
-A bo co?!
Znalazłem spory kamień.
-Kochanie odsuń się!
Rzuciłem kamieniem, który rozbił okno. Szybko wskoczyłem do środka. Zobaczyłem jak zapłakana Hann próbuje otworzyć drzwi.
-To ona zaczęła. Znów... Uwierz mi.
-Tak na pewno! Odejdź do swojej laluni! Myślałam, że taki jesteś, ale nigdy bym w to uwierzyła gdyby nie to!
-Hann daj mi to wytłumaczyć....
-Co?! To, że znów całowałeś inną?!
-Ale to nie moja wina!
Szedłem w jej stronę nagle mogą uwagę odciągnęły kawałek szkła w ręce Hanne. Ale to rozproszyło moja uwagę na tyle abym nie zauważył lecącego w moją stronę wazonu, dostałem... Prosto w twarz. Znów pociekła mi krew z nosa.
-Kotku wybacz mi.
Dziewczyna stała zapłakana.
-Kocham Cię jesteś moim całym światem, nie mógłbym tego zrobić, nigdy.
Byłem obok niej, ta zaczęła mnie bić i kopać.
-Ej uspokój się proszę.
Unieruchomiłem ja i popatrzyłem w jej oczy, duże brązowe oczy. Przytuliłem ją jak najmocniej. Nie chciałem jej puścić.
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
Wpadłam do domu i chwyciłam za telefon. Zamknęłam klucz na drzwi i wykręciłam numer do rodziców.
-Halo skarbie, co jest? Co się dzieje?
-Zabierz mnie stąd. Proszę, ja już nie chcę tutaj być, chcę wracać do Kopenhagi.-powiedziałam wciągają spazmatycznie powietrze i ocierając łzy.
-Dobrze skarbie, już po Ciebie jedziemy.-powiedział i rozłączyłam się.
Chwyciłam moją walizkę i zaczęłam wrzucać ubrania, buty i inne pierdoły, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
-Odejdź, nie chcę z tobą więcej gadać! Jesteś podłym kłamcą, nienawidzę Cię!-wydarłam się i rzuciłam wazonem w drzwi, roztrzaskując go, kawałeczki porcelany z cichym brzdękiem rozsypały się po połowie pokoju, upadając między innymi na moim łóżku.
-Hanne, daj mi...
-Nie! Całuj sobie kogo chcesz, dzisiaj wieczorem już mnie tu nie będzie.
<Oliver??>
-Halo skarbie, co jest? Co się dzieje?
-Zabierz mnie stąd. Proszę, ja już nie chcę tutaj być, chcę wracać do Kopenhagi.-powiedziałam wciągają spazmatycznie powietrze i ocierając łzy.
-Dobrze skarbie, już po Ciebie jedziemy.-powiedział i rozłączyłam się.
Chwyciłam moją walizkę i zaczęłam wrzucać ubrania, buty i inne pierdoły, kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
-Odejdź, nie chcę z tobą więcej gadać! Jesteś podłym kłamcą, nienawidzę Cię!-wydarłam się i rzuciłam wazonem w drzwi, roztrzaskując go, kawałeczki porcelany z cichym brzdękiem rozsypały się po połowie pokoju, upadając między innymi na moim łóżku.
-Hanne, daj mi...
-Nie! Całuj sobie kogo chcesz, dzisiaj wieczorem już mnie tu nie będzie.
<Oliver??>
Od Olivier'a do Hanne
-Ch*j wiesz.
-I jak ty w ogóle się odzywasz!
Złapałem ją za ręce i przycisnąłem do siebie. Pocałowałem. Przytuliłem ją do siebie.
-Kocham Cię i nie mam zamiaru Ciebie stracić.
Znów ją pocałowałem. Przycisnąłem ja mocno do siebie i trzymałem jakby cały świat przestał istnieć. Zapomniałem właśnie mój cały świat trzymałem w rękach.
-Jesteś moim całym światem i nigdy Cię już nie puszczę.
Po kilku minutach puściłem ją i poszedłem do łazienki. Umyłem twarz i ogarnąłem się ze krwi.
Poszedłem do siodlarni. Zobaczyłem tam Harley, która rzuciła się na mnie. Zaczęła mnie zachłannie całować co w pewnym sensie mi się podobało, przyłączyłem się. Ale po chwili się opamiętałem, zobaczyłem Hanne. Która wybiegła z siodlarni, ze łzami w oczach. Wybiegłem ze stajni za nią.
-Hann!
Biegłem za nią.
<Hanne??>
-I jak ty w ogóle się odzywasz!
Złapałem ją za ręce i przycisnąłem do siebie. Pocałowałem. Przytuliłem ją do siebie.
-Kocham Cię i nie mam zamiaru Ciebie stracić.
Znów ją pocałowałem. Przycisnąłem ja mocno do siebie i trzymałem jakby cały świat przestał istnieć. Zapomniałem właśnie mój cały świat trzymałem w rękach.
-Jesteś moim całym światem i nigdy Cię już nie puszczę.
Po kilku minutach puściłem ją i poszedłem do łazienki. Umyłem twarz i ogarnąłem się ze krwi.
Poszedłem do siodlarni. Zobaczyłem tam Harley, która rzuciła się na mnie. Zaczęła mnie zachłannie całować co w pewnym sensie mi się podobało, przyłączyłem się. Ale po chwili się opamiętałem, zobaczyłem Hanne. Która wybiegła z siodlarni, ze łzami w oczach. Wybiegłem ze stajni za nią.
-Hann!
Biegłem za nią.
<Hanne??>
Od Hanne Do Olivier'a
Przytrzymałam dłońmi jego twarz i zacisnęłam palce na jego nosie, sprawdzając czy nie jest złamany.
-Au! To bolało.-syknął spoglądając na mnie spode łba.
-Oj biedactwo.-powiedziałam sięgając po chusteczkę i przycisnęłam do nosa, przechylając głowę chłopaka do przodu.
Na początku próbował się wyrwać, ale mu nie pozwoliłam.
-Przeżyję.-powiedział i złapał mnie za ręce.
-O co ci chodzi?! Staram Ci się pomagać, a ty cały czas masz do mnie pretensje! Chcę Cię zabrać na wakacje do mojego domku, nie chciałam dawać Ci pieniędzy, chciałam po prostu żeby ktoś ze mną pojechać, bo nie mam nikogo! Rodzice dają mi tylko pieniądze, a rodzina mieszka w Danii i ich nie stać na to, żeby wziąć wolne z pracy, a ty nie pracujesz. Myślisz że nie załatwiłabym z Kamilą wolnego dla Ciebie? Kurator? Jakbyś nie zauważył, moja rodzina jest bogata, ja mogę załatwić wszystko! Pomyśleć, że na prawdę mi na tobie przez chwilę zależało! Jesteś zapatrzonym w siebie ignorantem, który nie umie załatwić spraw inaczej niż pięściami!
<Hanne??>
-Przeżyję.-powiedział i złapał mnie za ręce.
-O co ci chodzi?! Staram Ci się pomagać, a ty cały czas masz do mnie pretensje! Chcę Cię zabrać na wakacje do mojego domku, nie chciałam dawać Ci pieniędzy, chciałam po prostu żeby ktoś ze mną pojechać, bo nie mam nikogo! Rodzice dają mi tylko pieniądze, a rodzina mieszka w Danii i ich nie stać na to, żeby wziąć wolne z pracy, a ty nie pracujesz. Myślisz że nie załatwiłabym z Kamilą wolnego dla Ciebie? Kurator? Jakbyś nie zauważył, moja rodzina jest bogata, ja mogę załatwić wszystko! Pomyśleć, że na prawdę mi na tobie przez chwilę zależało! Jesteś zapatrzonym w siebie ignorantem, który nie umie załatwić spraw inaczej niż pięściami!
<Hanne??>
Od Oliviera Do Hanne
-Nie! Nie będę od nikogo brać pieniędzy. - odepchnąłem ją od siebie i wyszedłem do kuchni.
-Oli?! O co Ci chodzi?
-O co do jasnej cholery cholery chodzi?!
-O ku**wa nic!
Wyszedłem do stajni. Podszedłem do boksu Esemplare. Wyprowadziłem go założyłem ogłowie i pojechałem na oklep przez las do miasta. Ustałem obok sklepu po czym przywiązałem Esem do kołka obok. Kupiłem w sklepie paczkę papierosów i napój energetyczny. Gdy wyszedłem ze sklepu zobaczyłem jak grupka moim byłych "przyjaciół" stoi obok wałacha.
-Fajną sobie furę znalazłeś. - śmiali się.
-Tylko na to Cię stać?! Znaczek ferrari. - drwili.
-Ciebie nawet nie stać na porządnych znajomych, a co dopiero na samochód.
Podszedłem w ich stronę, raczej szedłem do konia. Gdy nagle jeden z nich złapał mnie za ramię. Jeden mnie przytrzymał z drugiej strony. Podszedł trzeci i wymierzył w moją twarz. Podjąłem pierwszego strzała. Próbowałem go kopnąć, ale przytrzymali mnie... Znów mnie uderzył... Potem rzucili mnie na ziemie. Próbowałem się bronić. Lecz nie dałem rady. Zaczęli mnie kopać. Gdy zaczęła mi lecieć krew z nosa przestali. Odeszli się śmiejąc się. Wsiadłem na konia i wróciłem do stajni.
Zobaczyłem Hanne.
-Co Ci? - spytała oschle.
-Nic.
Odwiesiłem ogłowie. Podszedłem do Hanne i ją pocałowałem.
<Hanne?>
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Od Hanne Do Oliver'a
Spojrzałam na niego z ciepłym uśmiechem i wtuliłam się w niego mocniej.
-Ale ty nie musisz nic płacić, chcę żebyś po prostu ze mną był.W końcu samolot nie będzie palił więcej przez jedną osobę.-zaśmiałam się i spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie wiem, muszę to jeszcze przemyśleć, ok?-spytał bawiąc się moimi włosami.
-Dobra, ale rób to szybko.-powiedziałam odskakując od niego z szerokim uśmiechem.-Chcesz kawy?
-Wolałbym...
-Czyli kawa. Siadaj.-powiedziałam i popchnęłam go na kanapę.
-Co ty masz dzisiaj taki dobry nastrój? Skończył Ci się okres?-zaśmiał się, a ja łypnęłam na nim wzrokiem, ale po chwili kąciki moich ust wygięły się, tworząc grymas przypominający uśmiech który próbowałam zatrzymać.
Postawiłam dwa kubki na stoliku i usiadłam obok niego. Włączyliśmy jakąś komedię, a później dramat. Oparłam głowę o chłopaka. Czułam że się mnie przygląda, ale ja nie zwracałam na to uwagi.
-Zastanowiłeś się już?-spytałam po chwili.
-To dlatego jesteś taka miła?-spytał.
Podniosłam wzrok, unosząc jedną brew.
-To co, ja nie mogę być już miła dla swojego najlepszego przyjaciela?-odpowiedziałam, oczekując jego reakcji na słowo "przyjaciel".
-"Najlepszego przyjaciela"? Najlepsi przyjaciele się od tak całują?
-Oj tam, to był tylko całus, przyjacielski.-zaśmiałam się.
Chłopak odwrócił głowę ode mnie i zaczął wstawać.
-Oj co ty, na żartach się nie znasz?-zażartowałam i usiadłam na jego kolanach.
Wzięłam jego twarz w dłonie i przez chwilę jeździłam po jego twarzy wzrokiem, wpatrując się w delikatny zarost, bo Oli był zbyt leniwy żeby się ogolić po 3 dniach.
<Oliver??>
-Ale ty nie musisz nic płacić, chcę żebyś po prostu ze mną był.W końcu samolot nie będzie palił więcej przez jedną osobę.-zaśmiałam się i spojrzałam na niego błagalnie.
-Nie wiem, muszę to jeszcze przemyśleć, ok?-spytał bawiąc się moimi włosami.
-Dobra, ale rób to szybko.-powiedziałam odskakując od niego z szerokim uśmiechem.-Chcesz kawy?
-Wolałbym...
-Czyli kawa. Siadaj.-powiedziałam i popchnęłam go na kanapę.
-Co ty masz dzisiaj taki dobry nastrój? Skończył Ci się okres?-zaśmiał się, a ja łypnęłam na nim wzrokiem, ale po chwili kąciki moich ust wygięły się, tworząc grymas przypominający uśmiech który próbowałam zatrzymać.
Postawiłam dwa kubki na stoliku i usiadłam obok niego. Włączyliśmy jakąś komedię, a później dramat. Oparłam głowę o chłopaka. Czułam że się mnie przygląda, ale ja nie zwracałam na to uwagi.
-Zastanowiłeś się już?-spytałam po chwili.
-To dlatego jesteś taka miła?-spytał.
Podniosłam wzrok, unosząc jedną brew.
-To co, ja nie mogę być już miła dla swojego najlepszego przyjaciela?-odpowiedziałam, oczekując jego reakcji na słowo "przyjaciel".
-"Najlepszego przyjaciela"? Najlepsi przyjaciele się od tak całują?
-Oj tam, to był tylko całus, przyjacielski.-zaśmiałam się.
Chłopak odwrócił głowę ode mnie i zaczął wstawać.
-Oj co ty, na żartach się nie znasz?-zażartowałam i usiadłam na jego kolanach.
Wzięłam jego twarz w dłonie i przez chwilę jeździłam po jego twarzy wzrokiem, wpatrując się w delikatny zarost, bo Oli był zbyt leniwy żeby się ogolić po 3 dniach.
<Oliver??>
sobota, 27 sierpnia 2016
Nowi Jeźdźcy!
"Nigdy nie odpuszczaj!''
Szczegóły wyglądu: Alexa jest dość szczupłą osobą. Ma 180 cm wzrostu. Od małego chciała mieć tatuaż i po ukończeniu osiemnastu lat zrobiła sobie szare pióro koło kostki. Ma też oczywiście farbowane włosy, tak na prawdę jest brunetką, choć od zawsze nie podobał jej się ten kolor.Imię: Alexa
Pseudonim: Alex
Nazwisko: Mitchell
Głos: No Boyfriend (Club Edit) - Sak Noel, Dj Kuba & Neitan ft. Mayra Veronica
Wiek: 19 lat
Urodziny: 1 kwietnia
Płeć: kobieta
Rodzina: Erica Mitchell-matka, John Mitchell-ojciec
Charakter: Alex jest osobą dość wrażliwą na słowa innych ludzi. Przez to wiele razy cierpiała, nigdy nie nauczyła się nie zwracać na to uwagi. Pocieszenia szuka u koni. Trochę dziwne, prawda? Poza tym jest miła, pomocna i przede wszystkim uczciwa. Lecz potrafi być też chamska i wredna.
Tatuaże:
Ulubiony koń: Star of the Day
Partner: szuka
Dzieci: ---
Historia rodziny: Kiedy miała ledwie 6 lat jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Wychowywała ją babcia. I uwierzcie mi, nie była rozpieszczana. Może już skończę, co? Nie? No to dopiszę, że miała jeszcze dwie siostry i trzech braci...
Zwierzaki: Na razie nie ma.
Umiejętności: Początkująca.
Inne: ---
Kontakt: Doggi - BlueNight
Inne zdjęcia: ---
Link do strony pochodzenia zdjęć: KLIK KLIK
~~~~~
"Gdzieś żyje twoja bratnia dusza....Ale nikt nie mówi, że musi być człowiekiem"
Szczegóły wyglądu: Alexandra to średniej wielkości dziewczyna, ma metr 70. Długie kręcone włosy o naturalnym brązowym kolorze. Prawe ucho ma całe w kolczykach a zaś w drugim ma niewielki tunel. Jej wielkie oczy podkreślają szare tęczówki.
Imię: Alexandra
Pseudonim: Alex, Alexa
Nazwisko: Collins
Głos: Ariana Grande
Wiek: 19 lat
Urodziny: chyba najdziwniejsza data świata 29 luty
Płeć: kobieta
Rodzina: Matka - Rita Ojciec- Andrew
Charakter: Alexandra to tajemnicza osoba, właściwie jej charakter to również tajemnica. Nigdy nie wiadomo jaka będzie danego dnia, niestety ona już taka jest. Bardzo łatwo ją zranić byle słówkiem, owszem wybaczy ale po pewnym czasie.
Bardzo szanuje przyrodę i gdy zobaczy że ktoś śmieci to podejdzie i mu wygarnie. Alexandra ma bardzo bogate słownictwo tak do wiadomości default smiley ;)
Tatuaże:
Ulubiony koń: Nie ma ona ulubionego konia, wszystkie lubi.
Partner: Może kiedyś.....
Dzieci: Na matkę to raczej sie nie nadaje.
Historia rodziny :Rodzina Alexandry prowadzili powiedzmy 'Dżunglę na podwórku" mieli tam chyba wszystkie gatunki zwierząt zaczynając od ptaków kończąc na wielkich kotach. Po pewnym pływie czasu zaczęło brakować im pieniędzy na utrzymanie i zaczęli oprowadzać wycieczki, przewodnikiem oczywiści była Alexandra, oprowadzała ludzi i opowiadała po kolei o wszystkich zwierzętach które mięli . Głaskali wielbłądy, dokarmiali niedźwiedzie, głaskali tygrysy. Gdy mięli już pieniądze zabrali się za powiększanie klatki wilkom. Były one dla Alex jak rodzina a szczególnie jeden czarny Hunter. Tak go nazwała, uratowała go przed śmiercią i dlatego jest on tak jakby jej, prowadzała go na spacery z innymi psami. Lecz pewnego dnia nadszedła ta chwila w której musiała wyprowadzić się z domu rodzinnego i wzięła Huntera, udawając że jest to pies, ludzie to łykali więc mogła przemieszczać się swobodnie ze swoim dzikim zwierzęciem, zaadoptowała również też psa, nazwała go Hachiko bo bardzo przypominał jej psa z pewnego filmu. Ale nigdy nie zapomniała o marzeniu by mieć swojego konia.
Zwierzaki: Hunter i Hachiko
Umiejętności: początkująca
Inne: ~~~~~~
Kontakt: Howrse - zuzton
Inne zdjęcia: ~~~~
Link do strony pochodzenia zdjęć: ~~
środa, 17 sierpnia 2016
1 Września
Hejo! Mam pomysł, aby na nowy rok szkolny zrobić odnowienie odświeżenie bloga. Oczywiście postacie zostają ;) ♥ Chodzi mi o to, że w roku szkolnym zazwyczaj ma się więcej czasu na takiego bloga. Chodziarz każdy ma taką chwilę, nawet 15 min. W wakacje zawsze aktywność spada, pomimo tego, że każdy ma więcej czasu.
Więc standardowo będzie nowy szablon. Ale nie teraz teraz co jakiś czas będzie się pojawiał taki post. Można dalej dołączać i pisać opka nie będzie żadnego zastoju związanego z uaktualnieniem strony.
Teraz wy możecie wysyłać mi (Flika1121) obrazki do 1 września, a 1 września będą wybory ;) Piosenki można podsyłać (max.15). I co pomysły.
Po zmianie, uaktualnieniem będą w końcu upragnione hodowle!
Hodowla będzie polegała na tym, że będą hodowle wyznaczonych koni i będzie je można kupować.
Lecz one będą wiadomo lepsze od tych z licytacji. Dojdzie nowy stanowisko pracy - Opiekun Hodowli. Ale nim będzie się można stać dopiero po osiągnięciu stanowiska Trener.
Wszystko teraz będzie lepiej dysponowane, ponieważ mam i będę miała czas na rozwiązywanie wszystkiego oraz ogarnianie stron.
Najwięcej plusików w tamtym miesiącu miała Patrycja Rose i zdobyła 100♦
A wy jaki macie pomysł na ulepszenie stajni?
Sam :* ♥
czwartek, 11 sierpnia 2016
Nieobecność!
Cześć wszystkim, ogłaszam że nie będzie mnie do 22/23 sierpnia. Nie będę mogła nic załatwić, bo już jadę i piszę to z telefonu, więc wybaczcie brak dopisku przy moich jeźdźcach, ale nie chcę ryzykować zepsuciem strony przy tak małym ekranie.
Pozdrawiam,
Kama.
środa, 10 sierpnia 2016
Od Olivier'a Do Hanne
Zatkało mnie.
-Ale ja mam kuratora i jeszcze miesiąc odsiadki. - zaśmiałem się. - Nie wiem czy mnie tak łatwo puszczą.
-Olivier, postaraj się.
-Pogadam z nimi, ale i tak muszę zakończyć moją, karę.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Kotek, tylko jest mały problem.
-Co? - usłyszałem w jej głosie niepokój.
-Mnie na to nie stać.
-A tym się nie martw, moja mama wszystko opłaci.
-Hanni, nie mogę tak.
-Oli, nie przesadzaj.
Pogadaliśmy jeszcze trochę i się rozłączyliśmy.
****Wieczorem****
Wróciłem do domku z pola gdzie wyprowadziłem konie. Była już Hanne.
-Hej. - przywitała się.
-Cześć.
-I co? Z tym wyjazdem?
Podszedłem do dziewczyny, przytuliłem się do niej.
-Hanni, nie stać mnie na to.. A nie chcę brać od nikogo pieniędzy.
<Hanne?>
Od Hanne Do Oliver'a
-Chciałam żebyś załatwił sprawę z tą dziewczyną, załatwiłeś?
-Można tak powiedzieć.
-Hej, a to była twoja mama?-spytałam zaciekawiona.
-Tak, ale już jedzie, spieszy się gdzieś.-powiedział.
Nie pytałam o nic dalej, bo wiedziałam że albo nie odpowie, albo się, co gorsza, zdenerwuje że nie daję mu spokoju.
Po raz kolejny nie widzieliśmy się do końca dnia, ale tym razem to on był w domku przede mną. Rodzice do mnie dzwonili i jak zwykle pół godziny gadania, ale przynajmniej zaproponowali coś, co w końcu mi pasowało.
-Hej hej! Mam propozycję nie do odrzucenia.
-Tak? Co takiego?
-Czy chcesz lecieć ze mną na Bahamy? Mamy tam dom letniskowy, co prawda nieduży, ale na prywatnej wyspie z piękną plażą.
-Wszystko super, ale bilety lotnicze nie wychodzą pewnie tanio.
-Czy ty sobie żartujesz? Rodzice w życiu nie puścili by mnie publicznym lotem - jestem przecież za mała. Poza tym jednym samolotem tam w życiu nie dolecimy. Wylądujemy w Hollywood, a potem śmigłowcem prosto na wyspę. Jeśli będziesz chciał, możemy zostać na kilka dni w mieście, może pojechać przy okazji do Miami, a potem Bahamy, co ty na to?
<Oliver??>
-Można tak powiedzieć.
-Hej, a to była twoja mama?-spytałam zaciekawiona.
-Tak, ale już jedzie, spieszy się gdzieś.-powiedział.
Nie pytałam o nic dalej, bo wiedziałam że albo nie odpowie, albo się, co gorsza, zdenerwuje że nie daję mu spokoju.
Po raz kolejny nie widzieliśmy się do końca dnia, ale tym razem to on był w domku przede mną. Rodzice do mnie dzwonili i jak zwykle pół godziny gadania, ale przynajmniej zaproponowali coś, co w końcu mi pasowało.
-Hej hej! Mam propozycję nie do odrzucenia.
-Tak? Co takiego?
-Czy chcesz lecieć ze mną na Bahamy? Mamy tam dom letniskowy, co prawda nieduży, ale na prywatnej wyspie z piękną plażą.
-Wszystko super, ale bilety lotnicze nie wychodzą pewnie tanio.
-Czy ty sobie żartujesz? Rodzice w życiu nie puścili by mnie publicznym lotem - jestem przecież za mała. Poza tym jednym samolotem tam w życiu nie dolecimy. Wylądujemy w Hollywood, a potem śmigłowcem prosto na wyspę. Jeśli będziesz chciał, możemy zostać na kilka dni w mieście, może pojechać przy okazji do Miami, a potem Bahamy, co ty na to?
<Oliver??>
Od Oliviera do Hanne
Nie zdążyłem nic powiedzieć. Hann wyszła.
-Co twoja panienka odeszła?
-Nie odzywaj się ździro. I nie mam zamiaru się z tobą w jaki sposób kontaktować.
Wyszedłem. Nigdzie nie mogłem znaleźć Hanne. Ciekawe gdzie poszła. Po chwili dostrzegłem dobrze znany mi samochód mojej matki. Po chwili wysiadła.
-O synku, jak dobrze Cię widzieć.
Zrobiłem wredny uśmiech.
-Nawet się z matką nie przywitasz?
-Z taką suką nigdy.
-Jak ty się do mnie odzywasz smarkaczu?! - Chciała mnie uderzyć, ale złapałem ją za tą rękę.
-Ogarnij się.
-Nie jest Ci szkoda zmarnowanego tu czasu, obok tej. - pokazała palcem na stajnię - śmierdzącej obory?
-To jest stajnia, jeśli jesteś ślepa. A tobie nie jest szkoda jak dawałaś dupy jak ojciec był w pracy na noc?
Zrobiła zdziwioną minę, a ja wróciłem do stajni. Gdzie już zobaczyłem w boksie Shreka Hani.
-O tu jesteś. Szukałem Cię.
-No i znalazłeś.
-Czemu tak wybyłaś?
<Hanne?>
-Co twoja panienka odeszła?
-Nie odzywaj się ździro. I nie mam zamiaru się z tobą w jaki sposób kontaktować.
Wyszedłem. Nigdzie nie mogłem znaleźć Hanne. Ciekawe gdzie poszła. Po chwili dostrzegłem dobrze znany mi samochód mojej matki. Po chwili wysiadła.
-O synku, jak dobrze Cię widzieć.
Zrobiłem wredny uśmiech.
-Nawet się z matką nie przywitasz?
-Z taką suką nigdy.
-Jak ty się do mnie odzywasz smarkaczu?! - Chciała mnie uderzyć, ale złapałem ją za tą rękę.
-Ogarnij się.
-Nie jest Ci szkoda zmarnowanego tu czasu, obok tej. - pokazała palcem na stajnię - śmierdzącej obory?
-To jest stajnia, jeśli jesteś ślepa. A tobie nie jest szkoda jak dawałaś dupy jak ojciec był w pracy na noc?
Zrobiła zdziwioną minę, a ja wróciłem do stajni. Gdzie już zobaczyłem w boksie Shreka Hani.
-O tu jesteś. Szukałem Cię.
-No i znalazłeś.
-Czemu tak wybyłaś?
<Hanne?>
Od Hanne Do Oliver'a
-Nigdy nie miałam możliwości wpaść w kłopoty w szkole - uczyłam się w domu. I może mi nie uwierzysz, ale skończyłam w tym roku szkołę. Zdałam maturę i mogę iść na studia, ale jak widzisz zrobiłam sobie przerwę. A ty?
-Dużo by wymieniać.-zaśmiał się.
Nie pytałam się już dalej, po prostu jechaliśmy. Ale szczęście nie trwało wiecznie, bo dostałam SMS'a od Kamili, żebyśmy już wracali, bo Oli ma robotę. Zawróciliśmy i nie spieszyliśmy się w drodze powrotnej. Okazało się że jakieś konie rozwaliły ogrodzenie z tyłu stajni i musiał pomóc je naprawić.
Ja chodziłam po stajniach i rozglądałam się po wszystkich koniach które w niej stały. Zrobiłam wcierki kilku z nim razem z Kamilą, a później z Sam posprzątałyśmy w siodlarni.
Oliver wszedł do stajni. Kiedy go zobaczyłam uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Chwyciłam go za t-shirt i popchnęłam do tyłu, uderzając nim o ścianę. Pocałowałam go bardzo delikatnie. Chłopak chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
W tym momencie przerwało nam chrząknięcie. Oboje odwróciliśmy się i zobaczyliśmy tą nową.
-To ja was zostawię.-powiedziałam i mrugnęłam do niej okiem ze zwycięskim uśmieszkiem.
<Oliver??>
-Dużo by wymieniać.-zaśmiał się.
Nie pytałam się już dalej, po prostu jechaliśmy. Ale szczęście nie trwało wiecznie, bo dostałam SMS'a od Kamili, żebyśmy już wracali, bo Oli ma robotę. Zawróciliśmy i nie spieszyliśmy się w drodze powrotnej. Okazało się że jakieś konie rozwaliły ogrodzenie z tyłu stajni i musiał pomóc je naprawić.
Ja chodziłam po stajniach i rozglądałam się po wszystkich koniach które w niej stały. Zrobiłam wcierki kilku z nim razem z Kamilą, a później z Sam posprzątałyśmy w siodlarni.
Oliver wszedł do stajni. Kiedy go zobaczyłam uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Chwyciłam go za t-shirt i popchnęłam do tyłu, uderzając nim o ścianę. Pocałowałam go bardzo delikatnie. Chłopak chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
W tym momencie przerwało nam chrząknięcie. Oboje odwróciliśmy się i zobaczyliśmy tą nową.
-To ja was zostawię.-powiedziałam i mrugnęłam do niej okiem ze zwycięskim uśmieszkiem.
<Oliver??>
Od Oliviera Do Hanne
Nie wiedziałem co powiedzieć. Przytuliłem ją mocno. Pocałowałem w policzek.
-Ale już nie jesteś taka.
-Ale to prze zemnie on nie żyje.
Widziałem w jej oczach łzy.
-Chodź pojeździmy.
-Nie mam ochoty...
-No chodź, konie to zawsze dobre rozwiązanie.
Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem do kuchni. Dziewczyna poszła się szykować. Każdy ma w życiu sytuacje, które będzie miał w pamięci do końca. Zapaliłem....
-A ty znów jarasz? Nie znudzi Ci się to?-usłyszałem głos za sobą.
-Nigdy.
Byliśmy już przy stajni. Była tam Kamila, Sam, Shara i ta dziewczyna. Chwyciłem za rękę Hann, która nie wiedziała przez chwilę co robię, Uśmiechnąłem się.
-Kogo dzisiaj wybierasz?
-Sawę, a ty?
-Esemplare. Plac czy teren?
-Jeszcze się pytasz. - uśmiechnęła się. - jasne, że teren.
-To chciałem usłyszeć.
Osiodłaliśmy konie i wyszliśmy na dwór, podciągnęliśmy popręgi i ustawiliśmy strzemiona.
-Gotowa?
-Zawsze.
Byliśmy w drodze do lasu. Ładne miejsce dobre do picia aby nikt Cię nie widział, lubię tu ukradkiem wychodzić, aby Kamila i Sam nic nie gadały i nic odemnie nie chciały.
-Fajne miejsce, co? - powiedziała.
-Noo....
Hanne wskazała na butelki w rowie, które były moje, ale nikt o tym nie wie,
-Ludzie to świnie.
-Noo.
-Co się tak cieszysz?
-Ładne miejsce z ładną dziewczyną, czego chcieć więcej?
Hann zarumieniła się.
-Miałaś kiedyś jakieś problemy? Na przykład w szkole?
<Hanne??>
-Ale już nie jesteś taka.
-Ale to prze zemnie on nie żyje.
Widziałem w jej oczach łzy.
-Chodź pojeździmy.
-Nie mam ochoty...
-No chodź, konie to zawsze dobre rozwiązanie.
Chwyciłem ją za rękę i poprowadziłem do kuchni. Dziewczyna poszła się szykować. Każdy ma w życiu sytuacje, które będzie miał w pamięci do końca. Zapaliłem....
-A ty znów jarasz? Nie znudzi Ci się to?-usłyszałem głos za sobą.
-Nigdy.
Byliśmy już przy stajni. Była tam Kamila, Sam, Shara i ta dziewczyna. Chwyciłem za rękę Hann, która nie wiedziała przez chwilę co robię, Uśmiechnąłem się.
-Kogo dzisiaj wybierasz?
-Sawę, a ty?
-Esemplare. Plac czy teren?
-Jeszcze się pytasz. - uśmiechnęła się. - jasne, że teren.
-To chciałem usłyszeć.
Osiodłaliśmy konie i wyszliśmy na dwór, podciągnęliśmy popręgi i ustawiliśmy strzemiona.
-Gotowa?
-Zawsze.
Byliśmy w drodze do lasu. Ładne miejsce dobre do picia aby nikt Cię nie widział, lubię tu ukradkiem wychodzić, aby Kamila i Sam nic nie gadały i nic odemnie nie chciały.
-Fajne miejsce, co? - powiedziała.
-Noo....
Hanne wskazała na butelki w rowie, które były moje, ale nikt o tym nie wie,
-Ludzie to świnie.
-Noo.
-Co się tak cieszysz?
-Ładne miejsce z ładną dziewczyną, czego chcieć więcej?
Hann zarumieniła się.
-Miałaś kiedyś jakieś problemy? Na przykład w szkole?
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
-Nie chcę o tym gadać.
-Przecież możesz mi ufać... po prostu powiedz, przecież nie będę Cię oceniał ani...
-Kiedy byłam mała, bardzo często kłóciłam się z rodzicami. Raz jechaliśmy na lotnisko do Kopenhagi, to może 2 godzin jazdy od mojego domu, w którym wtedy spędzaliśmy ferie zimowe. Moja mama była w 8 miesiącu ciąży z moim braciszkiem, miał się nazywać Mads... sama wybrałam to imię, tak bardzo się cieszyłam. Poszło chyba o to, że tata kupił mi złe buty i powiedział, że kupi mi nowe jak wylądujemy w Anglii. Uwierzysz, że kiedyś kłóciłam się o takie rzeczy? Byłam na niego taka zła, zawsze dostawałam to co chcę i kiedy chcę, ale to był pierwszy raz kiedy odłożył coś na później. Wyjechaliśmy spod domu, moje siostry zostały z nianią, były za małe żeby z nami jechać na bankiet, rodzice nie chcieli żeby zrobiły coś, co nie wypada, a ja od kilku lat brałam lekcje savior vivre. Wjechał na autostradę, a ja dalej się z nim kłóciłam. W końcu z tego wszystkiego szarpnęłam go za rękę, bo przestał zwracać na mnie uwagę. W Danii zazwyczaj pada, tym bardziej kiedy jest zima. więc droga była śliska, a my jechaliśmy szybko. Stracił panowanie nad samochodem. Wjechaliśmy w barierę, samochód przetoczył się kilka razy i stanął w płomieniach. Najpierw wyciągnęli mnie, a potem mamę. Posadzili daleko od samochodu, nie rozumiałam dlaczego. Pamiętam jak tata wyciągał rękę, żeby mu pomogli... widziałam jego twarz, całą we krwi... ktoś zaczął do niego biec, ale było za późno, samochód wybuchł. Mama straciła dziecko i męża na raz, a ja straciłam wiarę w cokolwiek i osobę, którą kochałam najbardziej na świecie. ja wylądowałam na kilka dni w szpitalu, moja mama została tam na ponad miesiąc... nie mogła nawet przyjechać na pogrzeb... najbardziej boli mnie to, że wtedy buty były ważniejsze od jego życia, tak się wtedy zachowałam. Straciłam go, bo kłóciłam się o to, żeby zrobił coś kilka godzin wcześniej. Zabiłam go, bo myślałam tylko o sobie. Nie zdążyliśmy się nawet pogodzić... miał na imię Nicolas i był najwspanialszym ojcem na świecie, a ja go nie doceniałam przez całe 8 lat... dawał mi wszystko, zapewnił mi przyszłość. On w przeciwieństwie do matki nie myślał, że pieniądze wszystko załatwią. Tak czy inaczej byłam bardziej rozpuszczona, niż po tym, jak matka starała się mnie rozpuścić jeszcze bardziej z moim ojczymem. Nie stałam się taka z powrotem, bo wciąż pamiętam jego twarz... nie panikował, wiedział że nie zdążą... był po prostu smutny. A ja nie mogłam mu pomóc... nie mogłam naprawić tego, co zepsułam.
<Oliver??>
-Przecież możesz mi ufać... po prostu powiedz, przecież nie będę Cię oceniał ani...
-Kiedy byłam mała, bardzo często kłóciłam się z rodzicami. Raz jechaliśmy na lotnisko do Kopenhagi, to może 2 godzin jazdy od mojego domu, w którym wtedy spędzaliśmy ferie zimowe. Moja mama była w 8 miesiącu ciąży z moim braciszkiem, miał się nazywać Mads... sama wybrałam to imię, tak bardzo się cieszyłam. Poszło chyba o to, że tata kupił mi złe buty i powiedział, że kupi mi nowe jak wylądujemy w Anglii. Uwierzysz, że kiedyś kłóciłam się o takie rzeczy? Byłam na niego taka zła, zawsze dostawałam to co chcę i kiedy chcę, ale to był pierwszy raz kiedy odłożył coś na później. Wyjechaliśmy spod domu, moje siostry zostały z nianią, były za małe żeby z nami jechać na bankiet, rodzice nie chcieli żeby zrobiły coś, co nie wypada, a ja od kilku lat brałam lekcje savior vivre. Wjechał na autostradę, a ja dalej się z nim kłóciłam. W końcu z tego wszystkiego szarpnęłam go za rękę, bo przestał zwracać na mnie uwagę. W Danii zazwyczaj pada, tym bardziej kiedy jest zima. więc droga była śliska, a my jechaliśmy szybko. Stracił panowanie nad samochodem. Wjechaliśmy w barierę, samochód przetoczył się kilka razy i stanął w płomieniach. Najpierw wyciągnęli mnie, a potem mamę. Posadzili daleko od samochodu, nie rozumiałam dlaczego. Pamiętam jak tata wyciągał rękę, żeby mu pomogli... widziałam jego twarz, całą we krwi... ktoś zaczął do niego biec, ale było za późno, samochód wybuchł. Mama straciła dziecko i męża na raz, a ja straciłam wiarę w cokolwiek i osobę, którą kochałam najbardziej na świecie. ja wylądowałam na kilka dni w szpitalu, moja mama została tam na ponad miesiąc... nie mogła nawet przyjechać na pogrzeb... najbardziej boli mnie to, że wtedy buty były ważniejsze od jego życia, tak się wtedy zachowałam. Straciłam go, bo kłóciłam się o to, żeby zrobił coś kilka godzin wcześniej. Zabiłam go, bo myślałam tylko o sobie. Nie zdążyliśmy się nawet pogodzić... miał na imię Nicolas i był najwspanialszym ojcem na świecie, a ja go nie doceniałam przez całe 8 lat... dawał mi wszystko, zapewnił mi przyszłość. On w przeciwieństwie do matki nie myślał, że pieniądze wszystko załatwią. Tak czy inaczej byłam bardziej rozpuszczona, niż po tym, jak matka starała się mnie rozpuścić jeszcze bardziej z moim ojczymem. Nie stałam się taka z powrotem, bo wciąż pamiętam jego twarz... nie panikował, wiedział że nie zdążą... był po prostu smutny. A ja nie mogłam mu pomóc... nie mogłam naprawić tego, co zepsułam.
<Oliver??>
Od Olivier'a Do Hanne
Przytuliłem ją do siebie.
-To tylko zły sen. Już jesteś bezpieczna.
Dałem jej całusa w czoło.
-Dziękuję. - powiedziała cicho prawie, że nie do usłyszenia.
Przytuliłem się do niej mocno, jest taka ciepła.
-Zawsze będę przy tobie.
Zasnąłem z nią w objęciach.
****Rano****
Gdy obudziłem się Hann jeszcze spała. Godzina 10. Zamówiłem pizzę. (świetne śniadanie). Wstałem ogarnąłem się. I po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Odebrałem pizze, płacąc oczywiście. Poszedłem do sypialni.
-Wstawaj mała.
-Co chcesz?
-Kupiłem nam śniadanie. - zaśmiałem się.
-Co?
-Pizza?
-Pizza na śniadanie?
-Zawsze dobra. - zaśmiałem się.
-Wierzę Ci.
Dziewczyna usiadła i wzięła kawałek. Gy ja zjadłem już drugi usiadłem obok niej. Objąłem ją.
-Coś Cię dręczy, i to nie był zły sen. Co jest?
<Hanne?>
-To tylko zły sen. Już jesteś bezpieczna.
Dałem jej całusa w czoło.
-Dziękuję. - powiedziała cicho prawie, że nie do usłyszenia.
Przytuliłem się do niej mocno, jest taka ciepła.
-Zawsze będę przy tobie.
Zasnąłem z nią w objęciach.
****Rano****
Gdy obudziłem się Hann jeszcze spała. Godzina 10. Zamówiłem pizzę. (świetne śniadanie). Wstałem ogarnąłem się. I po chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Odebrałem pizze, płacąc oczywiście. Poszedłem do sypialni.
-Wstawaj mała.
-Co chcesz?
-Kupiłem nam śniadanie. - zaśmiałem się.
-Co?
-Pizza?
-Pizza na śniadanie?
-Zawsze dobra. - zaśmiałem się.
-Wierzę Ci.
Dziewczyna usiadła i wzięła kawałek. Gy ja zjadłem już drugi usiadłem obok niej. Objąłem ją.
-Coś Cię dręczy, i to nie był zły sen. Co jest?
<Hanne?>
Od Hanne Do Oliver'a
-Wszyscy tak mówią, ale ja mam całkowicie inne zdanie. Z resztą nie ważne. Chcesz coś do picia?-spytałam się, wstając z kanapy.
-Nie, dzięki.-powiedział trochę nie przekonany.
Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego i poszłam do pokoju, żegnając się z chłopakiem. Wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka.
Większość czasu kręciłam się tylko w łóżku, a kiedy zasnęłam obudziłam się cała zlana potem i ze łzami w oczach. Cały czas ten sam sen. To samo wspomnienie. Wstałam i zapukałam do drzwi chłopaka, otwierając je powoli.
Oliver jeszcze nie spał. Popatrzył na mnie zdziwiony i odłożył telefon na stolik nocny.
-Mogę spać z tobą? Zły sen.-spytałam cicho.
Chłopak odrzucił kołdrę obok siebie na bok i zrobił trochę więcej miejsca obok siebie. Bez słowa wsunęłam się pod kołdrą i objęłam go ramieniem, wsuwając jedną nogę między jego, wtulając się w Olliego.
<Oliver??>
-Nie, dzięki.-powiedział trochę nie przekonany.
Nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego i poszłam do pokoju, żegnając się z chłopakiem. Wzięłam prysznic i wskoczyłam do łóżka.
Większość czasu kręciłam się tylko w łóżku, a kiedy zasnęłam obudziłam się cała zlana potem i ze łzami w oczach. Cały czas ten sam sen. To samo wspomnienie. Wstałam i zapukałam do drzwi chłopaka, otwierając je powoli.
Oliver jeszcze nie spał. Popatrzył na mnie zdziwiony i odłożył telefon na stolik nocny.
-Mogę spać z tobą? Zły sen.-spytałam cicho.
Chłopak odrzucił kołdrę obok siebie na bok i zrobił trochę więcej miejsca obok siebie. Bez słowa wsunęłam się pod kołdrą i objęłam go ramieniem, wsuwając jedną nogę między jego, wtulając się w Olliego.
<Oliver??>
Od Olivier'a do Hanne
-A bo co?
-To obrzydliwe.
Wyjąłem z kieszeni paczkę, wziąłem jednego i znów zapaliłem.
-To uspakajające. Może pochwalisz się co kupiłaś.
-Nie ma czym. - uśmiechnęła się.
-No daj chociaż spojrzeć.
Dziewczyna przyniosła dwie torebki. Usiadła obok mnie.
-Zobaczmy. - zaśmiałem się.
Przebierałem w torbach jak dzik w żołędziach. Na metkach widniały kolosalne ceny.
-Wow, ty za spodnie płacisz więcej niż wart jest mój telefon, - zaśmiałem się,
Dziewczyna zrobiła dziwną minę.
-Co?
-Nic, nic.
Po obejrzeniu wszystkiego stwierdziłem, że jej dwie torby są więcej warte niż moje mój pokój, który dzielę z siostrą. Widać, że pochodzi z bogatej rodziny, ale w cale taka nie jest, Nie wywyższa się, ona tu opłaca pobyt, a ja jestem za darmo pod poleceniem od prokuratora.
-Ty to masz fajne życie.
<Hanne??>
-To obrzydliwe.
Wyjąłem z kieszeni paczkę, wziąłem jednego i znów zapaliłem.
-To uspakajające. Może pochwalisz się co kupiłaś.
-Nie ma czym. - uśmiechnęła się.
-No daj chociaż spojrzeć.
Dziewczyna przyniosła dwie torebki. Usiadła obok mnie.
-Zobaczmy. - zaśmiałem się.
Przebierałem w torbach jak dzik w żołędziach. Na metkach widniały kolosalne ceny.
-Wow, ty za spodnie płacisz więcej niż wart jest mój telefon, - zaśmiałem się,
Dziewczyna zrobiła dziwną minę.
-Co?
-Nic, nic.
Po obejrzeniu wszystkiego stwierdziłem, że jej dwie torby są więcej warte niż moje mój pokój, który dzielę z siostrą. Widać, że pochodzi z bogatej rodziny, ale w cale taka nie jest, Nie wywyższa się, ona tu opłaca pobyt, a ja jestem za darmo pod poleceniem od prokuratora.
-Ty to masz fajne życie.
<Hanne??>
wtorek, 9 sierpnia 2016
Od Hanne Do Oliver'a
-Nie mam o co.-stwierdziłam i znowu skoczyłam na kanapę, wskazując miejsce obok mnie.
-A...
-O popatrz, American Pie, oglądamy?-spytałam z uśmiechem.
-Han...
-Dobra, szukam dalej.
-Dasz mi w końcu coś powiedzieć?!-wydarł się na cały pokój, a ja uniosłam tylko brew w odpowiedzi.
-Posłuchaj, ja wcale nie chciałem jej całować.
-Ale przecież ja Ci nie zakazuję. Możesz całować kogo chcesz, jasne? Jesteśmy przyjaciółmi! A teraz wybacz, ale mam trening za godzinę, a znając Jarvana pewnie jest cały brudny. Do później.-powiedziałam i zamknęłam się w pokoju, żeby się przebrać.
Jazda wyszłą super, nawet udało nam się porobić kilka pół piruetów. Potem wszyscy mieliśmy teorię z jakąś babką spoza stajni na temat zdrowia koni sportowych. Nie było to nudne, ale mogliśmy robić coś ciekawszego od siedzenia przez 2 godziny w sali konferencyjnej.
Pod wieczór przyjechali po mnie rodzice i pojechaliśmy po nowy sprzęt. Oczywiście nie miałam nawet szansy wybrać tego, co ja chciałam, bo dla nich im wyższa cena tym lepiej. No ale cóż, przynajmniej mogę mieć prawie wszystko co chcę, gdy ich przy mnie nie ma. Tylko czekać na prawo jazdy.
Pojechaliśmy jeszcze do jakiejś drogiej restauracji, gdzie rodzice wcisnęli mi jakieś stare wino, którego nazwy nawet nie umiem wymówić. Do stajni wróciłam koło 12, bo 1.5 godziny zajął nam przyjazd.
-Hej.-powiedziałam do Oliver'a i cisnęłam rzeczami w kąt.
-Co to?-spytał wskazując podbródkiem na torby.
-Musiałam kupić trochę nowych rzeczy do jazdy. Co oglądamy?-spytałam, wyrywając mu papierosa z ręki.-I skończ wreszcie palić to gówno.
<Oliver??>
-A...
-O popatrz, American Pie, oglądamy?-spytałam z uśmiechem.
-Han...
-Dobra, szukam dalej.
-Dasz mi w końcu coś powiedzieć?!-wydarł się na cały pokój, a ja uniosłam tylko brew w odpowiedzi.
-Posłuchaj, ja wcale nie chciałem jej całować.
-Ale przecież ja Ci nie zakazuję. Możesz całować kogo chcesz, jasne? Jesteśmy przyjaciółmi! A teraz wybacz, ale mam trening za godzinę, a znając Jarvana pewnie jest cały brudny. Do później.-powiedziałam i zamknęłam się w pokoju, żeby się przebrać.
Jazda wyszłą super, nawet udało nam się porobić kilka pół piruetów. Potem wszyscy mieliśmy teorię z jakąś babką spoza stajni na temat zdrowia koni sportowych. Nie było to nudne, ale mogliśmy robić coś ciekawszego od siedzenia przez 2 godziny w sali konferencyjnej.
Pod wieczór przyjechali po mnie rodzice i pojechaliśmy po nowy sprzęt. Oczywiście nie miałam nawet szansy wybrać tego, co ja chciałam, bo dla nich im wyższa cena tym lepiej. No ale cóż, przynajmniej mogę mieć prawie wszystko co chcę, gdy ich przy mnie nie ma. Tylko czekać na prawo jazdy.
Pojechaliśmy jeszcze do jakiejś drogiej restauracji, gdzie rodzice wcisnęli mi jakieś stare wino, którego nazwy nawet nie umiem wymówić. Do stajni wróciłam koło 12, bo 1.5 godziny zajął nam przyjazd.
-Hej.-powiedziałam do Oliver'a i cisnęłam rzeczami w kąt.
-Co to?-spytał wskazując podbródkiem na torby.
-Musiałam kupić trochę nowych rzeczy do jazdy. Co oglądamy?-spytałam, wyrywając mu papierosa z ręki.-I skończ wreszcie palić to gówno.
<Oliver??>
Od Oliviera Do Hanne
-No jasne, że nie jestem, pięknie w niej wyglądasz. Zresztą jak zawsze.
Dziewczyna zarumieniła się. Podstawiła mi talerz na stole.
-Dzięki, smacznie wygląda.
-Ale czy taki ma smak? - zaśmiała się.
Pochłonąłem to bo inaczej tego nazwać się nie dało. Byłem wycieńczony niespanie + do tego, że jechałem w środku nocy konno nad jezioro.
-Pyszne.
-I takie miało być. - uśmiechnęła się.
Wstawiłem naczynia do zmywarki, Hann zrobiła to samo.
-Chcesz coś do picia? - spytała.
-Nie.
Wyciągnąłem z kieszeni szluga i zapaliłem. Hanne wzięła swój kubek z gorącom herbatą i usiadła na kanapie obok mnie. Po skończeniu jednego wyjąłem drugiego.
-Co oglądamy? - spytałem wypuszczając z buzi kłąb dymu
-Nic o tej porze fajnego nie ma w telewizji. - zaśmiała się.
Miała rację nic nie było. Same seriale typu Trudne Sprawy. Hanne wstała i poszła w kierunku kuchni. Podążyłem za nią. Gdy ona prostowała się od zmywarki ja ją chwyciłem w talii i przytuliłem. Szepcząc powiedziałem:
-Chyba nie jesteś na mnie zła? - przygryzłem jej płatek ucha.
<Hann??>
Od Hanne Do Oliver'a
Obudziłam się dość późno. Oliver'a nigdzie nie było. Przynajmniej nigdzie w domu, który nagrzał się do niemożliwie wysokiej temperatury. Chodziłam w samych majtkach i koszulce pożyczonej od chłopaka. Co prawda bez jego wiedzy, ale pożyczonej.
Rozbiłam kilka jajek na patelni i dorzuciłam podsmażone już warzywa. Wyciągnęłam tosty na duży talerz, a później nałożyłam jajecznicę na dwa mniejsze. Oczywiście wszystko zajęło mi dwa razy więcej czasu niż normalnemu człowiekowi, bo rzucałam się jak chora psychiczne tańcząc do piosenek lecących w tle.
Kiedy się odwróciłam że chłopak stoi w przejściu między kuchnią a salonem.
-No już myślałam że ktoś Cię porwał.-zaśmiałam się.-Śniadanie gotowe. Wykąp się najpierw, bo nie mam ochoty jeść z kimś, kto wygląda jakby spał na ziemi.-dodałam i dałam mu kuksańca w ramię.
Oli szybko poszedł po prysznic i wrócił do mnie. Wskazał palcem na bluzkę, którą miałam na sobie.
-Czy to jest...
-Twoje? Tak. Chyba nie jesteś zły że pożyczyłam?
<Oliver?>
Rozbiłam kilka jajek na patelni i dorzuciłam podsmażone już warzywa. Wyciągnęłam tosty na duży talerz, a później nałożyłam jajecznicę na dwa mniejsze. Oczywiście wszystko zajęło mi dwa razy więcej czasu niż normalnemu człowiekowi, bo rzucałam się jak chora psychiczne tańcząc do piosenek lecących w tle.
Kiedy się odwróciłam że chłopak stoi w przejściu między kuchnią a salonem.
-No już myślałam że ktoś Cię porwał.-zaśmiałam się.-Śniadanie gotowe. Wykąp się najpierw, bo nie mam ochoty jeść z kimś, kto wygląda jakby spał na ziemi.-dodałam i dałam mu kuksańca w ramię.
Oli szybko poszedł po prysznic i wrócił do mnie. Wskazał palcem na bluzkę, którą miałam na sobie.
-Czy to jest...
-Twoje? Tak. Chyba nie jesteś zły że pożyczyłam?
<Oliver?>
Od Olivier'a Do Hanne
Wszedłem do jej pokoju i usiadłem na fotelu. Hann twardo patrzyła się w telewizor.
-To nie moja wina.
-Nie to może ja się z nią całowałam?!
-Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć...
-Nic nie musisz.
-Przepraszam Hann. To ona mnie zmusiła.
Nie popatrzyła nawet na mnie. Wyjąłem paczkę fajek i zapaliłem. Gdy zakończyłem palić wstałem i usiałem na kanapie obok Hanne. Ani drgnęła, dalej oglądała. Przytuliłem ją. Ona natychmiast mnie odepchnęła mnie. Wstałem i poszedłem do siebie do pokoju mówiąc.
-Jeb*ć to.
Siedziałem do pierwszej w nocy. Jasna lipcowa noc, pełnia. Wstałem, zeszedłem na dół i poszedłem w stronę stajni. Cisza ma dworze. Otworzyłem drzwi i zapaliłem światło. Co niektóre konie pobudziły się podszedłem do Inncenty. Założyłem jej kordeo wyprowadziłem, zamknąłem stajnię. W kieszeni schowałem uwiąz. Wsiadłem i pojechałem przed siebie. Świetnie nauczyłem się dogadywać z klaczą przez te 5 miesięcy, codziennego widzenia się. Droga była nawet łatwo do dostrzeżenia. Dojechałem nad jezioro. Ładna pusta przestrzeń jedynie z jednym drzewem. Przywiązałem klacz do drzewa i usiadłem opierając się o pień. Zasnąłem.
<Hanne??>
-To nie moja wina.
-Nie to może ja się z nią całowałam?!
-Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć...
-Nic nie musisz.
-Przepraszam Hann. To ona mnie zmusiła.
Nie popatrzyła nawet na mnie. Wyjąłem paczkę fajek i zapaliłem. Gdy zakończyłem palić wstałem i usiałem na kanapie obok Hanne. Ani drgnęła, dalej oglądała. Przytuliłem ją. Ona natychmiast mnie odepchnęła mnie. Wstałem i poszedłem do siebie do pokoju mówiąc.
-Jeb*ć to.
Siedziałem do pierwszej w nocy. Jasna lipcowa noc, pełnia. Wstałem, zeszedłem na dół i poszedłem w stronę stajni. Cisza ma dworze. Otworzyłem drzwi i zapaliłem światło. Co niektóre konie pobudziły się podszedłem do Inncenty. Założyłem jej kordeo wyprowadziłem, zamknąłem stajnię. W kieszeni schowałem uwiąz. Wsiadłem i pojechałem przed siebie. Świetnie nauczyłem się dogadywać z klaczą przez te 5 miesięcy, codziennego widzenia się. Droga była nawet łatwo do dostrzeżenia. Dojechałem nad jezioro. Ładna pusta przestrzeń jedynie z jednym drzewem. Przywiązałem klacz do drzewa i usiadłem opierając się o pień. Zasnąłem.
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
-Wolę być tutaj niż w domu.
-Ale dlaczego?
-Po prostu. Nie gadajmy o tym.-powiedziałam szybko i wróciłam oczami na drogę.
W lesie spędziliśmy może godzinę i postanowiliśmy wrócić do stajni. Oliver gdzieś zniknął, ale Nimfa była już rozsiodłana, więc się nie przejmowałam. Wzięłam siodło, ogłowie, czaprak, ochraniacze i skrzynkę ze szczotkami i poszłam do siodlarni.
Jakiś dupek zamknął drzwi od siodlarni, więc musiałam wyjść na zewnątrz, żeby wejść od drugiej strony. Z rękami pełnymi sprzętu. Kiedy się tam w końcu dostałam moim oczom ukazał się Oli, miziający się z jakąś nową laską.
-Och, przyszłam tylko odłożyć sprzęt.-powiedziałam i z prędkością światła odłożyłam wszystkie rzeczy na miejsce i wybiegłam z pomieszczenia.
Nie widziałam się z chłopakiem do końca dnia, bo Kama i Sam go nie oszczędzają, więc nie musiałam z nim gadać. Nic dobrego z tego by nie wyszło, bo byłam strasznie zła na niego, ale sama nie wiem dlaczego... jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Siedziałam w swoim pokoju, kiedy usłyszałam jego kroki i otwieranie drzwi.
-Kama...-zaczął, przecierając twarz ręką
-Nie ma o czym gadać. Życzę wam jak najlepiej.-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
<Oliver??>
-Ale dlaczego?
-Po prostu. Nie gadajmy o tym.-powiedziałam szybko i wróciłam oczami na drogę.
W lesie spędziliśmy może godzinę i postanowiliśmy wrócić do stajni. Oliver gdzieś zniknął, ale Nimfa była już rozsiodłana, więc się nie przejmowałam. Wzięłam siodło, ogłowie, czaprak, ochraniacze i skrzynkę ze szczotkami i poszłam do siodlarni.
Jakiś dupek zamknął drzwi od siodlarni, więc musiałam wyjść na zewnątrz, żeby wejść od drugiej strony. Z rękami pełnymi sprzętu. Kiedy się tam w końcu dostałam moim oczom ukazał się Oli, miziający się z jakąś nową laską.
-Och, przyszłam tylko odłożyć sprzęt.-powiedziałam i z prędkością światła odłożyłam wszystkie rzeczy na miejsce i wybiegłam z pomieszczenia.
Nie widziałam się z chłopakiem do końca dnia, bo Kama i Sam go nie oszczędzają, więc nie musiałam z nim gadać. Nic dobrego z tego by nie wyszło, bo byłam strasznie zła na niego, ale sama nie wiem dlaczego... jesteśmy tylko przyjaciółmi.
Siedziałam w swoim pokoju, kiedy usłyszałam jego kroki i otwieranie drzwi.
-Kama...-zaczął, przecierając twarz ręką
-Nie ma o czym gadać. Życzę wam jak najlepiej.-powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
<Oliver??>
Nowi Jeźdźcy!
“Jeśli nie akceptujesz mojego życia to trzymaj się od niego z daleka.”
Szczegóły wyglądu: Tairisha jest dziewczyną średniego wzrostu. Mierzy ona sto siedemdziesiąt trzy centymetry. Bardzo chuda. Jednak jej waga jest prawidłowa. Na twarzy posiada mnóstwo pieprzyków. Często używa mocnego makijażu. Oczy ma koloru jasnej zieleni. Do tego można wspomnieć, że mało kto wie jaki jest jej naturalny kolor włosów. Potrafi farbować je nawet co miesiąc. Wszystko zależy od tego jak szybko się one jej znudzą. Aktualnie posiada niebieskie włosy. Ma kilka tatuaży. Na koniec można wspomnieć, że ma kilka kolczyków: Medusa, Lip Ring i Cheek (jednak te dwa ostatnie rzadko nosi).Imię: Tairisha Harriet
Pseudonim: Tai, Risha, Hari, Kooky
Nazwisko: Bennington
Głos: P!nk
Wiek: 19 lat
Urodziny: 14 luty
Płeć: Kobieta
Rodzina: Brat Bliźniak - Damon Hunter Bennington | Matka - Theophilia Judith Bennington | Ojciec - Tegan Terence Knowles | Przybrana Matka - Cassy Snow | Przybrany ojciec - Samuel Snow
Charakter: Tairisha jest bardzo wredną i sarkastyczną osobą. Praktycznie nikt nie widział jej miłej. Nienawidzi pomagać innym. Uważa, że to żałosne i, każdy powinien sobie radzić sam. Ma bardzo specyficzny humor… w sumie to dość czarny humor. Często w niestosownych momentach wybucha śmiechem. To co dla niektórych wydaje się być smutne bądź straszne, ona najczęściej uważa za prześmieszne. Potrafi być prawdziwą s*ką. Okropnie mściwa osoba. Praktycznie nigdy nie zapomina tego co ktoś jej zrobił. Do tego jest dość agresywna. Jednak Risha uwielbia się bawić. Najczęściej udaje grzeczną, niewinną dziewczynę kiedy coś chce, a dopiero potem pokazuje swoją prawdziwą naturę. Nigdy nie mówi nic o sobie ani o swojej przeszłości. Uważa, że to tylko jej i wyłącznie jej sprawa… No może jeszcze Damona, jej brata bliźniaka. Bardzo zakłamana osoba, jednak Huntera nie potrafi okłamać. Po prostu obydwoje jakby mentalnie wyczuwają kiedy druga strona kłamie. Niby dla niego mogłaby być miła. Jednak po co? Mają bardzo dobry kontakt mimo tego. Na koniec trzeba powiedzieć jedno. Ta dziewczyna, która według innych nie ma serca, diametralnie zmienia się przy kontakcie zw zwierzętami. Traktuje je najlepiej jak potrafi i mogłaby zrobić dla nich wszystko.
Tatuaże:
Ulubiony koń: Palomino
Partner: Na jedną noc? Oczywiście… Na dłużej? To już nie dla niej...
Dzieci: Risha nie chce mieć żadnego partnera na stało, a co tu mówić o jakimś dziecku? Pff… Nie ona...
Historia rodziny: Tairisha wraz ze swoim bratem nigdy nie zobaczyli swojej matki, ponieważ zmarła ona przy porodzie. Ojca też nie znali, bo zostawił kobietę w ciąży samą. Od razu trafili do domu dziecka. Tairisha już w wieku czterech lat potrafiła się wymykać z pokoju w nocy i chodzić do brata. Po prostu źle się czuła ze świadomością, że ma tylko jego, a nie mogą być ciągle razem. Jako dziecko była niezłą przylepą. Kiedy miała osiem lat pewna para chciała ją zaadoptować. Jednak ona zamiast się cieszyć zaczęła płakać i krzyczeć, że nie zostawi tu brata. Po dłużysz namowach dyrekcji ośrodka para zaadoptowała oboje bliźniaków. Na początku wszystko było dobrze… Spokojnie… Bliźniaki chodziły do szkoły. Miały całkiem dobre oceny. Do tego Risha chodziła do pobliskiej stajni, gdzie nauczyła się nawet dobrze jeździć. Nic nie zanosiło się na to co miało stać się później. Mianowicie w wieku czternastu lat Tairisha zaczęła pokazywać swoje prawdziwe ja. Nie słuchała się nikogo, ignorowała przybranych rodziców, opuściła się w nauce i “weszła” w dość nieciekawe towarzystwo. W wieku siedemnastu lat razem z bratem zaczęli sprzedawać narkotyki. Nie minął nawet miesiąc kiedy zostali złapani i trafili do poprawczaka. Tam dziewczyna spędziła rok. Po wyjściu razem z bratem postanowili się przeprowadzić i razem zamieszkać. Teraz tworzy swoją dalszą historię...
Zwierzaki: Cruel i Kanny
Umiejętności: Średniozaawansowany
Inne: Pali. | Pije. | Kocha imprezować. | W przeszłości miała dość nieprzyjemny “wypadek” po czym została jej blizna na lewej łydce. | Razem z bratem przez rok byli w poprawczaku za handel narkotykami. |
Kontakt: Tiago
Inne zdjęcia:
Link do strony pochodzenia zdjęć:
http://favim.com/image/4006228/
http://hariett.pinger.pl/m/21019564
http://naobcasach.pl/male-tatuaze-za-uchem-15-genialnych-projektow/ http://tatuaze100pro.blogspot.com/2015/05/mae-tatuaze-cz-2.html
http://kobieceporady.pl/10-damskich-tatuazy-ktore-podbily-nasze-serca
Imię: Cruel
Gatunek: Pies
Rasa: Rottweiler
Wiek: Półtora roku
Płeć: Pies
Charakter: Bardzo nieufny pies. Czujny na każdym kroku. Nie pozwoli zbliżyć się do bliskich mu osób prze dokładnymi oględzinami i obwąchaniem. Czasami bywa agresywny. Uwielbia chodzić na spacery i biegać. Toleruje inne zwierzęta… No może oprócz fretek. Ich wręcz nienawidzi.
Historia: Jest ona dość krótka. Tairisha po prostu zabrała go ze schorniska.
Właściciel: Tairisha Harriet Bennington
Komendy: Siad, Noga, Leżeć, Przynieś, Turlaj się.
Link do strony pochodzenia zdjęć: http://dogs.petbreeds.com/l/131/Rottweiler
Imię: Kanny (czyt. Kani)
Gatunek: Pies
Rasa: Owczarek Niemiecki Długowłosy
Wiek: Półtora roku
Płeć: Suczka
Charakter: Kanny jest zupełnie inna od Cruela. Bardzo ufna. Uwielbia każdą nową osobę. Kocha się bawić. Często potrafi niespodziewanie na kogoś skoczyć i zacząć lizać po twarzy. Można powiedzieć, że zachowuje się tak trochę jak jakiś szczeniak.
Historia: Tak jak Cruel została wzięta ze schroniska.
Właściciel: Tairisha Harriet Bennington
Komendy: Chodź, Podaj Łapę, Zdechł pies, Siad, Szukaj.
Link do strony pochodzenia zdjęć: http://www.tapeta-liscie-niemiecki-owczar-trawa.na-pulpit.com/
“Dobro i Zło mają to samo oblicze, wszystko zależy jedynie od momentu, w którym staną na drodze człowieka."
Szczegóły wyglądu: Damon tak jak jego siostra jest średniego wzorstu. Różną ich jedynie dwa centymetry wzrostu. Mianowicie, Hunter mierzy sto siedemdziesiąt pięć centymetrów. Dość chudy i lekko umięśniony. W przeciwieństwie do Tairishy nigdy jeszcze nie farbował włosów, które tak na ogół są czarne. Na koniec można wspomnieć, że posiada dwa tatuaże i zero kolczyków.Imię: Damon Hunter
Pseudonim: Dan, Amon
Nazwisko: Bennington
Głos: Skillet
Wiek: 19 lat
Urodziny: 14 luty
Płeć: Mężczyzna
Rodzina: Siostra Bliźniaczka - Tairisha Harriet Bennington | Matka - Theophilia Judith Bennington | Ojciec - Tegan Terence Knowles | Przybrana matka - Cassy Snow | Przybrany ojciec - Samuel Snow
Charakter: Damon ma bardzo podobny charakter do siostry. Także jest wredny i sarkastyczny. Do tego jak ona posiada czarny humor. Jednak różni ich to, że Dan jest spokojniejszy. Uważa, że gorszym “odczuciem” dla innych będzie jak zacznie ich ignorować zamiast się z nimi kłócić. Jednak kiedy trzeba potrafi użyć przemocy. Czasami w takich momentach potrafi jakby wpaść w trans. Zaczyna się z kimś bić i po prostu nie potrafi przerwać. W takim stanie jest także gotowy rzucić się nawet na dziewczynę, mimo, że zazwyczaj uparcie upiera się, że nie jest i nigdy nie będzie damskim bokserem. Uwielbia uwodzić innych. Nie tylko dziewczyny, ale także chłopaków. Po prostu jest on biseksualny. Do tego jest bardzo przewrażliwiony na punkcie swojej orientacji. Nienawidzi kiedy ktoś zaczyna coś o nim przez to gadać i potrafi momentalnie rzucić się na tą osobę. Tak jak Tairisha zwierzęta traktuje bardzo troskliwie. Traktuje je nawet lepiej niż ludzi.
Tatuaże:
Ulubiony koń: Esemplare
Partner: Nooo… Na dłużej niż tydzień nigdy z nikim jeszcze nie był i niezbyt ma chęć chodzić z kimś na poważnie.
Dzieci: Nie chce… Chociaż może jakieś ma? Nigdy nie wiadomo co się potem działo z tymi wszystkimi dziewczynami, które zaliczał na imprezach...
Historia rodziny: Chłopak nigdy nie poznał ani matki ani ojca. Jego rodzicielka zmarła przy porodzie, a drugi rodzic zostawił kobietę samą w ciąży. Od początku miał tylko siostrę. Do tego oboje mieszkali w domu dziecka. W tym czasie Tairisha była bardzo przylepna co często irytowało Damona, jednak starał się to ignorować. Do tej pory pamięta jak w wieku ośmiu lat dziewczynka z płaczem przybiegła do niego mamrocząc cały czas, że nigdzie bez niego nie idzie. Wtedy też oboje zostali adoptowani. Nowi opiekunowie byli całkiem mili. Chłopak nawet, nawet ich polubił. Do szesnastego roku życia chłopaka wszystko było spokojne. Tak jak siostra dobrze się uczył, słuchał się, nie sprawiał po prostu żadnych problemów. Do tego w tamtym okresie czasu potrafił codziennie bywać w schronisku dla bezdomnych zwierząt. Potem niestety razem z siostrą wpadli w nieciekawe towarzystwo. W wieku siedemnastu lat razem z Rishą zaczęli sprzedawać narkotyki. Nie minął nawet miesiąc kiedy zostali złapani i trafili do poprawczaka. Tam chłopak spędził rok. Po wyjściu razem z siostrą postanowili się przeprowadzić i razem zamieszkać. Teraz tworzy swoją dalszą historię...
Zwierzaki: Blue
Umiejętności: Początkujący
Inne: Pali. | Pije. | Czasami bierze narkotyki. | Jest biseksualny. | Razem z siostrą przez rok byli w poprawczaku przez handel narkotykami. |
Kontakt: Tiago
Inne zdjęcia:
Link do strony pochodzenia zdjęć:
~ http://favim.com/image/1381641/
~ http://joemonster.org/art/31993
~ http://wzory-tatuazy.com/galeria-zdjec/tatuaz-wilka-i-orla,i3036.html
Imię: Blue
Gatunek: Pies
Rasa: Husky
Wiek: Pół roku
Płeć: Suczka
Charakter: Suczka jest bardzo radosnym szczeniakiem. Uwielbia się bawić. Do tego jest niezłym pieszczochem. Uwielbia być w centrum uwagi co często jej się udaje przez to, że jedno oko ma piwne, a drugie niebieskie.
Historia: Blue została zabrana przez Damona ze schroniska.
Właściciel: Damon Hunter Bennington
Komendy: Siad, Noga, Zostań
Link do strony pochodzenia zdjęć: http://wychowaniepsow.blogspot.com/2013/05/siberian-husky.html
Harley Cd Olivier
dziś był mój pierwszy dzień w nowej stajni. Ubrałam strój do jadzy konnej i wyszłam z domu po czym pojechałam rowerem do stajni. Pojazd połozyłam przy jednym z drzew. Weszłam do stadniny a tam przywitała mnie właścicielka. Wszystko mi powiedziała. Mogłam jeździć kiedy chcem! Poszłam oglądać stajnię. Zobaczyłam chłopaka. od razu podbiegł do mnie i powedział.
- Oliver.
- Harley - odparłam.
Chłopak złapał mnie w tali i przyciagnął do siebie. Spojrzałam się na niego a on na mnie. Jego usta zblizyły się do mnie i mnie pocałował. Przytulił mociej i tak trzymał. Ciągle mnie całował. Przygryzł moją wargę i włozył mi ręcę pod koszulkę. Chciałam uciec, ale mnie trzymał. Byliśmy w siodlarni, a on zamknął ją na klucz. Nie mogłam uciec. Oliver dotykał moich pleców i całował mnie namiętnie.
Oliver?
- Oliver.
- Harley - odparłam.
Chłopak złapał mnie w tali i przyciagnął do siebie. Spojrzałam się na niego a on na mnie. Jego usta zblizyły się do mnie i mnie pocałował. Przytulił mociej i tak trzymał. Ciągle mnie całował. Przygryzł moją wargę i włozył mi ręcę pod koszulkę. Chciałam uciec, ale mnie trzymał. Byliśmy w siodlarni, a on zamknął ją na klucz. Nie mogłam uciec. Oliver dotykał moich pleców i całował mnie namiętnie.
Oliver?
Nowy Jeździec!
,,Mów cześć kiedy chcesz i jak chcesz'
Szczegóły wyglądu: Ma 176 cm. wzrostu. Ma długie brązowe włosy. Warzy 49 kg. Ma zawsze czarny makijażImię: Harley
Pseudonim: Harka
Nazwisko: Brown
Głos: Clean Bandit
Wiek: 16
Urodziny: 11 czerwca
Płeć: kobieta
Rodzina: Kasia Brown - mama
Otton brown - tata
Maja brown -siostra
Omia Brown - siostra
Emma Brown - siostra
Caleb Brown - brat
Artur brown - brat
Nicole brown - siostra
Ania Brown - siodtra
Charakter: Bardzo miła i pomocna. Zawsze pomocna. Lubi się całować. Lubi mieć przyjaciół. Kocha konie i przyrodę. Lubi imprezy i dobrą zabawę.
Tatuaże: brak
Ulubiony koń: Hikari
Partner: Szuka i chce robić z nim dużo rzeczy
Dzieci: Nie!
Historia rodziny: Urodziła się w rodzinie wielodzietnej. Gy miała 6 lat zaczęła jeździć. Później prezprowadziła się i jeździ tu.
Zwierzaki brak
Umiejętności: średnio zaawansowany
Inne: Lubi się długo całować, i jak chłopak ją przytula itp.
Kontakt: Blogowiec
Pochodznie zdjęć: google grafika
poniedziałek, 8 sierpnia 2016
Od Oliviera Cd Hanne
-Jasne, skarbie. - zaśmiałem się.
Po skończonym filmie, wstałem i zapaliłem.
-Idziemy?
-Gdzie ty chcesz iść?
-Przed siebie... - zaśmiałem się. - A tak na serio to na spacer.
-Ty? Na spacer?
-A co? Mi nie można. Albo lepiej weźmy konie i pojedźmy na spacer na oklep.
-No, nie wiem.
-Hann nie drocz się - podszedłem do niej i podniosłem w stylu panny młodej i postawiłem na ziemi. - To idziemy?
-No jasne.
Założyłem ogłowie Nimfie i wyprowadziłem przed stajnię.
-I gdzie chcesz jechać?
-Do lasu.
Byliśmy już na polnej drodze do lasu. Szliśmy stępem.
-A ty w ogóle czemu tu tak długo siedzisz?
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
Zatrzasnęłam drzwi i przekręciłam kluczyk. Nie chciałam już nawet o nim myśleć.
~~~~5 miesięcy później~~~~
Ostatecznie skończyło się na tym, że Oliver i ja pogodziliśmy się i teraz jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Co prawda za miesiąc ma wyjeżdżać, ale na razie o tym nie myślę. Sądzę że przebywanie w stajni jest dla niego przyjemne, ale tylko Bóg wie co on tam sobie myśli.
Był dzień przed walentynkami. Świętem, które nie ma sensu, ale przynajmniej dzisiaj są moje urodziny.
-Sto lat!-usłyszałam wrzask i aż podskoczyłam na łóżku, prawie zrzucając laptop, który trzymałam na kolanach.
-Oliver, zamorduję Cię!-wydarłam się i wstałam.
-Pomyśl życzenie.-powiedział, podsuwając mi świeczkę tak, że między płomieniem a moim nosem był milimetr przerwy.
-Ok.-powiedziałam i zdmuchnęłam ogień.
-O czym marzyłaś?
-Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni.
-Marzyłaś, żebym został dłużej?
-W życiu! Ja tylko odliczam dni do twojego wyjazdu.-zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w ramię.-A że dzisiaj są moje urodziny to wiesz co to znaczy!
-Że się starzejesz?-spytał, udając niewinność.
Dałam mu z liścia w policzek, lekko oczywiście.
-Cicho cymbale. Dzisiaj ja wybieram filmy! Chodź!-krzyknęłam i pociągnęłam go za rękę do salonu.
Skończyło się na tym, że pierwszy film jaki oglądaliśmy to był "To tylko seks". Siedzieliśmy na kanapie i zapychaliśmy się popcornem.
-U nas nie będzie takiej formy przyjaźni, zrozumiałe?!-zaśmiałam się i odepchnęłam chłopaka ramieniem.
<Oliver??>
~~~~5 miesięcy później~~~~
Ostatecznie skończyło się na tym, że Oliver i ja pogodziliśmy się i teraz jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Co prawda za miesiąc ma wyjeżdżać, ale na razie o tym nie myślę. Sądzę że przebywanie w stajni jest dla niego przyjemne, ale tylko Bóg wie co on tam sobie myśli.
Był dzień przed walentynkami. Świętem, które nie ma sensu, ale przynajmniej dzisiaj są moje urodziny.
-Sto lat!-usłyszałam wrzask i aż podskoczyłam na łóżku, prawie zrzucając laptop, który trzymałam na kolanach.
-Oliver, zamorduję Cię!-wydarłam się i wstałam.
-Pomyśl życzenie.-powiedział, podsuwając mi świeczkę tak, że między płomieniem a moim nosem był milimetr przerwy.
-Ok.-powiedziałam i zdmuchnęłam ogień.
-O czym marzyłaś?
-Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni.
-Marzyłaś, żebym został dłużej?
-W życiu! Ja tylko odliczam dni do twojego wyjazdu.-zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w ramię.-A że dzisiaj są moje urodziny to wiesz co to znaczy!
-Że się starzejesz?-spytał, udając niewinność.
Dałam mu z liścia w policzek, lekko oczywiście.
-Cicho cymbale. Dzisiaj ja wybieram filmy! Chodź!-krzyknęłam i pociągnęłam go za rękę do salonu.
Skończyło się na tym, że pierwszy film jaki oglądaliśmy to był "To tylko seks". Siedzieliśmy na kanapie i zapychaliśmy się popcornem.
-U nas nie będzie takiej formy przyjaźni, zrozumiałe?!-zaśmiałam się i odepchnęłam chłopaka ramieniem.
<Oliver??>
Od Olivier'a Do Hanne
-Przecież masz bieliznę.
-No i co?!
-Zluzuj trochę.
-Wyjdź z tond!
-Nie mam zamiaru. - uśmiechnąłem się.
Podszedłem do lustra obok i ustałem obok niej. Popatrzyłem w lustro. Poprawiłem włosy. Popatrzyłem na dziewczynę.
-I co tak patrzysz! Wyjdź z tond!
-Spokojnie.
Ona popatrzyła się na drzwi, a potem na mnie. Podszedłem do niej. Objąłem ją w talii i popatrzyłem jej w oczy. Ma piękne oczy. Po chwili puściłem.
-Ludzie są na prawdę inni..
Wyszedłem z łazienki, zapaliłem i wyszedłem na dwór. Usiadłem na trawie przy stajni,
<Hanne?>
-No i co?!
-Zluzuj trochę.
-Wyjdź z tond!
-Nie mam zamiaru. - uśmiechnąłem się.
Podszedłem do lustra obok i ustałem obok niej. Popatrzyłem w lustro. Poprawiłem włosy. Popatrzyłem na dziewczynę.
-I co tak patrzysz! Wyjdź z tond!
-Spokojnie.
Ona popatrzyła się na drzwi, a potem na mnie. Podszedłem do niej. Objąłem ją w talii i popatrzyłem jej w oczy. Ma piękne oczy. Po chwili puściłem.
-Ludzie są na prawdę inni..
Wyszedłem z łazienki, zapaliłem i wyszedłem na dwór. Usiadłem na trawie przy stajni,
<Hanne?>
Od Hanne Do Oliver'a
Uniosłam obie brwi, ale nic nie powiedziałam. Kamila wróciła po jakichś dwudziestu minutach i prawie od razu poszła spać.
Przeciągnęłam się i wróciłam wzrokiem do telewizora. Leciał jakiś głupi program, o szesnastolatkach w ciąży, ale nie chciało mi się wstać po pilota, więc oglądałam co popadnie. (Chodzi o "Sixteen and pregnant" XD).
Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy zasnęłam, ale obudziłam się koło pierwszej rano. Westchnęłam głęboko, kiedy przypomniałam sobie, że jeszcze muszę zmyć makijaż i się wykąpać. Wstałam ociągając się i zdjęłam bluzkę już w holu.
Rozebrałam się do końca i wskoczyłam pod prysznic. Kąpiel zajęła mi może 30 minut. Wyszłam, wytarłam się i założyłam bieliznę. Zaczęłam myć twarz i ją kremować, kiedy zauważyłam, że Oliver stoi oparty o ramę drzwi.
Krzyknęłam i sięgnęłam po ręcznik, zakrywając się. Chłopak dalej tylko stał i gapił się.
-E, może wyjdziesz?
-Zostawiłaś uchylone drzwi.
-Co z tego?!
<Oliver?>
Przeciągnęłam się i wróciłam wzrokiem do telewizora. Leciał jakiś głupi program, o szesnastolatkach w ciąży, ale nie chciało mi się wstać po pilota, więc oglądałam co popadnie. (Chodzi o "Sixteen and pregnant" XD).
Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy zasnęłam, ale obudziłam się koło pierwszej rano. Westchnęłam głęboko, kiedy przypomniałam sobie, że jeszcze muszę zmyć makijaż i się wykąpać. Wstałam ociągając się i zdjęłam bluzkę już w holu.
Rozebrałam się do końca i wskoczyłam pod prysznic. Kąpiel zajęła mi może 30 minut. Wyszłam, wytarłam się i założyłam bieliznę. Zaczęłam myć twarz i ją kremować, kiedy zauważyłam, że Oliver stoi oparty o ramę drzwi.
Krzyknęłam i sięgnęłam po ręcznik, zakrywając się. Chłopak dalej tylko stał i gapił się.
-E, może wyjdziesz?
-Zostawiłaś uchylone drzwi.
-Co z tego?!
<Oliver?>
Od Olivier'a Do Hanne
-O jesteś..
Dziewczyna nic nie odpowiedziała.
-To ja idę spojrzeć do stajni.
Dziwnie się na nią spojrzałem. Ona tylko do mnie puściła oczko.
-Cześć. - powiedziałem do dziewczyny.
Popatrzyła się na mnie. Usiadłem na fotelu obok kanapy. Głośno wypuściłem powietrze.
-Głupia sprawa była tydzień temu...
-Było minęło.
-Sorry za tą akcję z akcje ze szklanka... - Popatrzyłem się na tamtą ścianę, małe wgniecenie oraz plama po soku, którym zapijałem wódkę. - Nieraz tak mnie ponosi. A chuj i tak Cię to nie obchodzi.
Wstałem i kierowałem się w stronę drzwi.
<Hanne?>
Dziewczyna nic nie odpowiedziała.
-To ja idę spojrzeć do stajni.
Dziwnie się na nią spojrzałem. Ona tylko do mnie puściła oczko.
-Cześć. - powiedziałem do dziewczyny.
Popatrzyła się na mnie. Usiadłem na fotelu obok kanapy. Głośno wypuściłem powietrze.
-Głupia sprawa była tydzień temu...
-Było minęło.
-Sorry za tą akcję z akcje ze szklanka... - Popatrzyłem się na tamtą ścianę, małe wgniecenie oraz plama po soku, którym zapijałem wódkę. - Nieraz tak mnie ponosi. A chuj i tak Cię to nie obchodzi.
Wstałem i kierowałem się w stronę drzwi.
<Hanne?>
Od Hanne Do Oliver'a
Uśmiechnęłam się i szybko poszłam dalej.
-Hanne, posłuchaj, przepraszam...
-Nie było tematu. Co było to było.-powiedziałam wyprowadzając Shrek'a z boksu. Kamila przydzieliła mi go do opieki, razem z Esemplare.
Teoretycznie mogę z tą dwójką robić co chcę, ale nic niebezpiecznego, co zaszkodziłoby mojemu lub ich zdrowiu. Wyczyściłam go szybko. Kucyk sięgał mi do pasa, więc nie było dużo roboty przy nim. Wzięłam go na lonżę, bo nie chodzi na jazdach ostatnio w ogóle.
Wyszliśmy na plac i wypuściłam z rąk dużą część liny, kierując kuca na duże koło.
-Po co to robisz?
-Musi się poruszać.-powiedziałam cicho i wróciłam całą sobą do konika, który grzecznie robił kolejne koło.
Zeszliśmy po około 40 minutach. Oliver poszedł gdzieś, coś naprawić czy coś. Sam i Kama cały czas mają dla niego jakieś zadania, ale wcale nie mam im tego za złe. Przynajmniej nie musimy się widywać.
Niestety pensjonat został już otwarty dla gości, więc musiałam wrócić do domku. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo oprócz mnie zostaje jeszcze Kamila, bo któryś koń z fundacji zakolkował i teraz musi go pilnować co jakiś czas.
Siedziałyśmy razem na kanapie i gadałyśmy, kiedy nic nie wiedzący Oliver wbił do salonu. Spojrzałyśmy na niego, a On na nas.
-Co jest?-spytała Kama, a ja dalej siedziałam ze wzrokiem wbitym w chłopaka.
<Oliver??>
-Hanne, posłuchaj, przepraszam...
-Nie było tematu. Co było to było.-powiedziałam wyprowadzając Shrek'a z boksu. Kamila przydzieliła mi go do opieki, razem z Esemplare.
Teoretycznie mogę z tą dwójką robić co chcę, ale nic niebezpiecznego, co zaszkodziłoby mojemu lub ich zdrowiu. Wyczyściłam go szybko. Kucyk sięgał mi do pasa, więc nie było dużo roboty przy nim. Wzięłam go na lonżę, bo nie chodzi na jazdach ostatnio w ogóle.
Wyszliśmy na plac i wypuściłam z rąk dużą część liny, kierując kuca na duże koło.
-Po co to robisz?
-Musi się poruszać.-powiedziałam cicho i wróciłam całą sobą do konika, który grzecznie robił kolejne koło.
Zeszliśmy po około 40 minutach. Oliver poszedł gdzieś, coś naprawić czy coś. Sam i Kama cały czas mają dla niego jakieś zadania, ale wcale nie mam im tego za złe. Przynajmniej nie musimy się widywać.
Niestety pensjonat został już otwarty dla gości, więc musiałam wrócić do domku. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo oprócz mnie zostaje jeszcze Kamila, bo któryś koń z fundacji zakolkował i teraz musi go pilnować co jakiś czas.
Siedziałyśmy razem na kanapie i gadałyśmy, kiedy nic nie wiedzący Oliver wbił do salonu. Spojrzałyśmy na niego, a On na nas.
-Co jest?-spytała Kama, a ja dalej siedziałam ze wzrokiem wbitym w chłopaka.
<Oliver??>
Od Olivier'a
-Hanne, to nie miało tak wyjść..
-No, ale wyszło, dobranoc.
-Pa.
Głupio wyszło, co mi odjebało? Ogarnąłem się, zajarałem i poszedłem spać.
****Rano****
Budzik zadzwonił o godzinie 7:00.
Hanne nie było w jej pokoju, jej pokój był zamknięty. Muszę iść do stajni i wypuścić konie. Kamila podała mi wszystko co mam robić w stajni i co jaki czas i kiedy. Co za więzienie. Ale nagle poczułem wibracje telefonu w kieszeni - Mama.
-I jak Ci idzie?
-Chu*owo.
Rozłączyłem się. Ogrodziłem drogę i otworzyłem bramę od pól. Wszedłem do stajni i zacząłem otwierać każde furtki boksów po kolei. Konie powychodziły i gdy były już na polu zamknąłem bramę. Gdy wróciłem do stajni zobaczyłem jak Ona, zdejmuje z wieszaka uwiąz.
-Cześć. - powiedziałem skierowując twarz w jej stronę.
Nic nie odpowiedziała, nawet nie spojrzała w moim kierunku.
Okay, niech spier*ala jak ma się tak zachowywać.
-O, Olivier! - usłyszałem nieznany mi głos.
-Co?
-Samanta. - dziewczyna wyciągnęła do mnie dłoń,
-O-Olivier. - podałem jej dłoń.
-Twój kurator do mnie dzwonił, poradził mi, aby poprowadzić z tobą lekcję.
-Co?!
-Gów*no. To co usłyszałeś.
-Nie mam zamiaru nawet wsiąść na to chociaż jedno bydle.
-Po pierwsze to nie jest ŻADNE bydle, ale koń, jeśli masz problem z rozróżnieniem, to radzę się udać do okulisty. A po drugie wolisz to miejsce czy zakład?
Zgasiła mnie.
-Tylko jedna lekcja.
-Zobaczysz, będzie fajnie.
-Kur*wa nie będzie, jestem tu tylko z przymusu.
Poszliśmy po konie dostałem American Dream. Sam pokazała jak mam go przygotować do jazdy. Wzięła mnie na plac i podczepiła sznurek do konia. Wyjaśniła mi kilka ćwiczeń wykonywałem wszystko. I tak minęła lekcja. Niestety kłus nie wyszedł mi.
****Tydzień potem****
Przez ten czas mijałem się tylko z Hann. Ale też moje nastawienie co do koni zmieniło się. Polubiłem te zwierzęta, ale mam tylko opanowany kłus. Hanne nadal mieszka w innym domku. Nudy tu samemu siedzieć. Zobaczyłem Hanne.
-Cześć Hann.
<Hanne??>
-No, ale wyszło, dobranoc.
-Pa.
Głupio wyszło, co mi odjebało? Ogarnąłem się, zajarałem i poszedłem spać.
****Rano****
Budzik zadzwonił o godzinie 7:00.
Hanne nie było w jej pokoju, jej pokój był zamknięty. Muszę iść do stajni i wypuścić konie. Kamila podała mi wszystko co mam robić w stajni i co jaki czas i kiedy. Co za więzienie. Ale nagle poczułem wibracje telefonu w kieszeni - Mama.
-I jak Ci idzie?
-Chu*owo.
Rozłączyłem się. Ogrodziłem drogę i otworzyłem bramę od pól. Wszedłem do stajni i zacząłem otwierać każde furtki boksów po kolei. Konie powychodziły i gdy były już na polu zamknąłem bramę. Gdy wróciłem do stajni zobaczyłem jak Ona, zdejmuje z wieszaka uwiąz.
-Cześć. - powiedziałem skierowując twarz w jej stronę.
Nic nie odpowiedziała, nawet nie spojrzała w moim kierunku.
Okay, niech spier*ala jak ma się tak zachowywać.
-O, Olivier! - usłyszałem nieznany mi głos.
-Co?
-Samanta. - dziewczyna wyciągnęła do mnie dłoń,
-O-Olivier. - podałem jej dłoń.
-Twój kurator do mnie dzwonił, poradził mi, aby poprowadzić z tobą lekcję.
-Co?!
-Gów*no. To co usłyszałeś.
-Nie mam zamiaru nawet wsiąść na to chociaż jedno bydle.
-Po pierwsze to nie jest ŻADNE bydle, ale koń, jeśli masz problem z rozróżnieniem, to radzę się udać do okulisty. A po drugie wolisz to miejsce czy zakład?
Zgasiła mnie.
-Tylko jedna lekcja.
-Zobaczysz, będzie fajnie.
-Kur*wa nie będzie, jestem tu tylko z przymusu.
Poszliśmy po konie dostałem American Dream. Sam pokazała jak mam go przygotować do jazdy. Wzięła mnie na plac i podczepiła sznurek do konia. Wyjaśniła mi kilka ćwiczeń wykonywałem wszystko. I tak minęła lekcja. Niestety kłus nie wyszedł mi.
****Tydzień potem****
Przez ten czas mijałem się tylko z Hann. Ale też moje nastawienie co do koni zmieniło się. Polubiłem te zwierzęta, ale mam tylko opanowany kłus. Hanne nadal mieszka w innym domku. Nudy tu samemu siedzieć. Zobaczyłem Hanne.
-Cześć Hann.
<Hanne??>
Od Hanne Do Oliver'a
Po tym wszystkim poszłam spać, ale obudziłam się wcześnie rano. Spakowałam walizki i gdy tylko zobaczyłam za oknem samochód Kamili wyszłam z domku i poszłam prosto w jej stronę.
Kamila dała mi kluczyk do jednego z pokoi w pensjonacie przyległym do stajni. Był świeżo wybudowany i nie był oddany jeszcze do użytku, więc znowu byłam sama, na szczęście.
Cały dzień minął spokojnie. Miałam dwie jazdy. Jedna ujeżdżeniowa z Kamilą, druga z tą instruktorką. Dodatkowo Kama zafundowała mi dodatkową teorię na temat wodzy pomocniczych.
Wróciłam do pokoju i zaczęłam szykować się do kąpieli, kiedy uzmysłowiłam sobie, że zostawiłam obydwie kosmetyczki i ręcznik w domku. Przeklęłam pod nosem i zaczęłam powoli zmierzać w stronę małego, oświetlonego budynku. Wślizgnęłam się cicho i już byłam przekonana, że udało mi się uniknąć spotkania z chłopakiem, gdy ten nagle i znikąd wyrósł tuż przede mną.
-Już myślałem że wyjechałaś.-powiedział, dalej stojąc na mojej drodze.
Ominęłam go i szybko dostałam się do łazienki. Gdy wychodziłam złapał mnie za rękę.
-Słuchaj.
-Puść mnie do cholery. Jesteś nienormalny i nie mam zamiaru z tobą dalej rozmawiać czy w inny sposób konfrontować Dobrej nocy.
<Oliver??>
Kamila dała mi kluczyk do jednego z pokoi w pensjonacie przyległym do stajni. Był świeżo wybudowany i nie był oddany jeszcze do użytku, więc znowu byłam sama, na szczęście.
Cały dzień minął spokojnie. Miałam dwie jazdy. Jedna ujeżdżeniowa z Kamilą, druga z tą instruktorką. Dodatkowo Kama zafundowała mi dodatkową teorię na temat wodzy pomocniczych.
Wróciłam do pokoju i zaczęłam szykować się do kąpieli, kiedy uzmysłowiłam sobie, że zostawiłam obydwie kosmetyczki i ręcznik w domku. Przeklęłam pod nosem i zaczęłam powoli zmierzać w stronę małego, oświetlonego budynku. Wślizgnęłam się cicho i już byłam przekonana, że udało mi się uniknąć spotkania z chłopakiem, gdy ten nagle i znikąd wyrósł tuż przede mną.
-Już myślałem że wyjechałaś.-powiedział, dalej stojąc na mojej drodze.
Ominęłam go i szybko dostałam się do łazienki. Gdy wychodziłam złapał mnie za rękę.
-Słuchaj.
-Puść mnie do cholery. Jesteś nienormalny i nie mam zamiaru z tobą dalej rozmawiać czy w inny sposób konfrontować Dobrej nocy.
<Oliver??>
Od Olivier'a do Hanne
-O mała nie bądź taka sztywna..
Podszedłem do niej chwyciłem w talii i obróciłem. Zobaczyłem jej strach w oczach. Ale nadal ją trzymałem. Gdy ją puściłem powiedziałem:
-To jak nie chcesz, może chodź tylko posiedź. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna obróciła się i już trzymała klamkę.
-No zostawisz mnie samego?
Nic nie odpowiedział tylko weszła do pokoju. Zapaliłem fajkę i otworzyłem wódkę. Piłem, popijałem, piłem, śpiewałem, klołem. Zobaczyłem Ją.
-Olivier idź już proszę spać, nie mogę przez Ciebie zasnąć.
-Zamknij się.... Kurwa nic nie wiesz!
Stała i patrzyła się. Podszedłem do niej, i szybkim ruchem schyliłem się i pocałowałem.
-A teraz idź spać dziewczynko.
Patrzyła się. Następny papieros.
-Olivier prosze idź już spać.
Chwyciłem szklankę i jednych ruchem rzuciłem nią w stronę dziewczyny. Odskoczyła w bok, a szklanka się rozbiła o ścianę. Znów zacząłem pic. Odpłynąłem na kanapie,
<Hanne?>
Podszedłem do niej chwyciłem w talii i obróciłem. Zobaczyłem jej strach w oczach. Ale nadal ją trzymałem. Gdy ją puściłem powiedziałem:
-To jak nie chcesz, może chodź tylko posiedź. - uśmiechnąłem się.
Dziewczyna obróciła się i już trzymała klamkę.
-No zostawisz mnie samego?
Nic nie odpowiedział tylko weszła do pokoju. Zapaliłem fajkę i otworzyłem wódkę. Piłem, popijałem, piłem, śpiewałem, klołem. Zobaczyłem Ją.
-Olivier idź już proszę spać, nie mogę przez Ciebie zasnąć.
-Zamknij się.... Kurwa nic nie wiesz!
Stała i patrzyła się. Podszedłem do niej, i szybkim ruchem schyliłem się i pocałowałem.
-A teraz idź spać dziewczynko.
Patrzyła się. Następny papieros.
-Olivier prosze idź już spać.
Chwyciłem szklankę i jednych ruchem rzuciłem nią w stronę dziewczyny. Odskoczyła w bok, a szklanka się rozbiła o ścianę. Znów zacząłem pic. Odpłynąłem na kanapie,
<Hanne?>
Od Hanne Do Oliver'a
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i opuściłam wzrok.
-Czekasz na coś? Mam Ci pomóc czy...
-Nie, to jej boks.-powiedziałam, patrząc na przestrzeń za chłopakiem.
-Och.-bąknął i odsunął się na bok.
Wprowadziłam klacz i odpięłam uwiąz.
-Jak długo tu jesteś?-spytał po chwili milczenia.
-Przyjechałam w tym tygodniu.-powiedziałam cicho i sięgnęłam po szczotki.
-A jak długo zostajesz?
-Jak długo chcę, rodzice opłacają mi tutaj pobyt.-powiedziałam i zaczęłam czyścić Nirvanę.-A ty?
-Jestem tu uwięziony na pół roku.-powiedział szorstko.
Kamila zawołała Oliver'a i zostałam sama z Niśką, która niecierpliwie wierciła się w boksie. Spotkaliśmy się dopiero wieczorem w domku, kiedy robiłam kolację. Byłam już wykąpana i w piżamie, kiedy chłopak pojawił się w drzwiach z butelką jakiegoś alkoholu.
Postawił ją na blacie i spojrzał na mnie jednoznacznie.
-Dziękuję, ale ja nie piję.-powiedziałam i wróciłam do jedzenia kanapki.
-Oj no, nie zgrywaj już takiej grzecznej dziewczynki.-powiedział śmiejąc się.
-Idę już do łóżka. Dobranoc.-powiedziałam i zaczęłam iść w stronę swojego pokoju.
<Oliver?>
-Czekasz na coś? Mam Ci pomóc czy...
-Nie, to jej boks.-powiedziałam, patrząc na przestrzeń za chłopakiem.
-Och.-bąknął i odsunął się na bok.
Wprowadziłam klacz i odpięłam uwiąz.
-Jak długo tu jesteś?-spytał po chwili milczenia.
-Przyjechałam w tym tygodniu.-powiedziałam cicho i sięgnęłam po szczotki.
-A jak długo zostajesz?
-Jak długo chcę, rodzice opłacają mi tutaj pobyt.-powiedziałam i zaczęłam czyścić Nirvanę.-A ty?
-Jestem tu uwięziony na pół roku.-powiedział szorstko.
Kamila zawołała Oliver'a i zostałam sama z Niśką, która niecierpliwie wierciła się w boksie. Spotkaliśmy się dopiero wieczorem w domku, kiedy robiłam kolację. Byłam już wykąpana i w piżamie, kiedy chłopak pojawił się w drzwiach z butelką jakiegoś alkoholu.
Postawił ją na blacie i spojrzał na mnie jednoznacznie.
-Dziękuję, ale ja nie piję.-powiedziałam i wróciłam do jedzenia kanapki.
-Oj no, nie zgrywaj już takiej grzecznej dziewczynki.-powiedział śmiejąc się.
-Idę już do łóżka. Dobranoc.-powiedziałam i zaczęłam iść w stronę swojego pokoju.
<Oliver?>
Od Oliviera
Wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się do mojego na przeciwko. Co za chore miejsce, a ta dziewczyna szczególnie jakaś walnięta. Za co ona przeprasza. Otworzyłem okno, zapaliłem fajkę i poszedłem spać.
****Następnego dnia****
Po ogarnięciu się postanowiłem wybrać się do tej obory. Gdy otworzyłem drzwi po ich zamknięciu kierowałem się do schodów. Gdy nagle za progu z rozpędem wpadła na mnie ta dziwaczka.
-Uważaj sieroto jak chodzisz.
-P-Przepraszam.
Poszedłem spotkać się z Kamilą, która powie mi moje dzisiejsze obowiązki.
-Cześć, ty jesteś Olivier?
-Ta.
-To dzisiaj powymieniasz w boksach.
-Co? Mam wynosić jakieś gówna od koni?
-No tak to można ująć. - uśmiechnęła się i odeszła.
Ustałem na progu, koni nie było, Wszystkie są pewnie na polu. Nie będę ich musiał wyprowadzać.
Wziąłem widły przygotowałem taczkę i wyczyściłem boksy. Sprzątając te świństwo zmęczyłem się, I przyszła Ona z jakimś koniem,
-Cześć. - przywitałem się.
Głupio mi, że tak ją dzisiaj od razu ją tak potraktowałem,
<Hanne??,
Od Hanne Do Oliver'a
Kątem oka zauważyłam że jakiś chłopak zaczyna biec w moją stronę. Nie zatrzymałam się, a wręcz przeciwnie. Zakleszczyłam mocniej ręce na uwiązie i przyspieszyłam kroku.
-Hej!-usłyszałam zza pleców.-Hej!-powtórzył i złapał mnie za rękę.
Odwróciłam się gwałtownie i wyrwałam rękę, patrząc na niego, ale nie odzywając się.
-Hej, dopiero przyjechałem. Oliver.-powiedział wystawiając rękę.
-Hanne.-odpowiedziałam cicho i znowu zaczęłam iść w stronę pastwisk.
Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony, ale ruszył za mną.
-Chciałem się tylko...
-Muszę iść po konia.-wydukałam pod nosem.
-Okey, tylko nie mów że wszyscy tutaj są tacy popieprzeni.-powiedział przez zęby i dał mi spokój.
Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się w stronę małej grupki koni, stojących w cieniu kilku drzew.
Miałam jazdę z Sam, więc jak zwykle poszłyśmy ćwiczyć parkury. Skończyłyśmy dość późno, więc odprowadziłam tylko Esemplare do boksu, wyczyściłam go i wróciłam do domku, w którym mieszkałam podczas pobytu tutaj.
Weszłam do swojego pokoju i ściągnęłam bluzkę. Chwyciłam ręcznik, kosmetyczkę, bieliznę i piżamę, ruszając powoli w stronę łazienki. Gdy weszłam i zaczęłam zamykać za sobą drzwi zauważyłam, że nie jestem w niej sama.
Gdy podniosłam oczy z przerażeniem zobaczyłam, że to ten chłopak - Oliver- ale kompletnie nagi, wychodzący spod prysznica.
-O Boż... przepraszam.-powiedziałam i prawie wybiegłam z pomieszczenia zamykając się w pokoju.
Po kilkunastu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Ktoś nie czekał nawet na odpowiedź, po prostu wszedł. W domku nie mieszkał nikt oprócz mnie, no i teraz tego nowego. Byłam bez makijażu, więc łypnęłam na niego tylko i wróciłam wzrokiem na ziemię.
-To chyba twoje.-powiedział i wystawił do mnie rękę, z kawałkiem czerwonej koronki, która okazała się być moimi majtkami. Chwyciłam je szybko i zaczęłam wiercić się na krześle.
-Przepraszam.-wyjąkałam cicho.
<Oliver?XD>
Od Olivier'a Do Hanne
-Oliver pakuj się!
-Kurwa....- szepnęłam
-Oliver!
-Przecież się pakuje!
-Za dziesięć minut masz być gotowy!
Spakowałem się. Wziąłem walizkę i zeszedłem na dół.
-O przyszedł panicz.
-Weź się...
-Nawet nie próbuj kończyć!
****W stajni****
Dojechałem i poczułem smród,, Zauważyłem kilka dziewczyn,
-Za pół roku się widzimy. - powiedział matka odjeżdżając.
Nic nie odpowiedziałem.
Zostawiłem walizkę przy "domu". Zobaczyłem jakąś dziewczynę która szła na pole z jakimś sznurkiem. Podbiegłem do niej.
<Hanne?>
-Kurwa....- szepnęłam
-Oliver!
-Przecież się pakuje!
-Za dziesięć minut masz być gotowy!
Spakowałem się. Wziąłem walizkę i zeszedłem na dół.
-O przyszedł panicz.
-Weź się...
-Nawet nie próbuj kończyć!
****W stajni****
Dojechałem i poczułem smród,, Zauważyłem kilka dziewczyn,
-Za pół roku się widzimy. - powiedział matka odjeżdżając.
Nic nie odpowiedziałem.
Zostawiłem walizkę przy "domu". Zobaczyłem jakąś dziewczynę która szła na pole z jakimś sznurkiem. Podbiegłem do niej.
<Hanne?>
Nowy Jeździec!
Powitajmy Olivera!
Imię: Oliver
Pseudonim: Ness
Nazwisko: Nesski
Głos: Shawn Mendes
Wiek: 17 lat
Urodziny: 2 maja
Płeć: mężczyzna
Rodzina: Miranda - matka Tommy- ojciec Anette - siostra
Charakter: Jest zazwyczaj nie miły i chamski. Zawsze trzyma się ze swoimi kumplami, ale od kiedy wysłano do do stajni wszyscy się od niego odwrócili. Dużo skrywa uczuć w sobie, potrafi je świetnie maskować. Musiał przybyć do stajni, bo gdyby nie to trafił by do zakładu poprawczego.
Tatuaże: -
Ulubiony koń: Inncenta
Partner: Na razie nie myśli
Dzieci: -
Historia rodziny:
Zwierzaki: -
Umiejętności: Początkujący
Inne: Gdyby nie stajnia siedział by w poprawczaku. Oskarżono go kiedyś o pobicie i włam.
Kontakt: Flika1121
Inne zdjęcia:
Link do strony pochodzenia zdjęć: KLIK
Każdy ma w sobie tyle samo dobra co zła .tylko od nas zależy jaką drogą pójdziem
Szczegóły wyglądu: Ma 190 cm wzrostu, jest średnio umięśniony, szczupły chłopak.Imię: Oliver
Pseudonim: Ness
Nazwisko: Nesski
Głos: Shawn Mendes
Wiek: 17 lat
Urodziny: 2 maja
Płeć: mężczyzna
Rodzina: Miranda - matka Tommy- ojciec Anette - siostra
Charakter: Jest zazwyczaj nie miły i chamski. Zawsze trzyma się ze swoimi kumplami, ale od kiedy wysłano do do stajni wszyscy się od niego odwrócili. Dużo skrywa uczuć w sobie, potrafi je świetnie maskować. Musiał przybyć do stajni, bo gdyby nie to trafił by do zakładu poprawczego.
Tatuaże: -
Ulubiony koń: Inncenta
Partner: Na razie nie myśli
Dzieci: -
Historia rodziny:
Zwierzaki: -
Umiejętności: Początkujący
Inne: Gdyby nie stajnia siedział by w poprawczaku. Oskarżono go kiedyś o pobicie i włam.
Kontakt: Flika1121
Inne zdjęcia:
Link do strony pochodzenia zdjęć: KLIK
Subskrybuj:
Posty (Atom)