środa, 31 sierpnia 2016

Od Kamili Do Leona

Patrzyłam jak przewożą go na salę operacyjną. Nie wiedziałam co robić. Mimo, że byłam lekarzem, pielęgniarki nie chciały zdradzić mi szczegółów stanu Leona. Usiadłam na krześle przy sali, rozglądając się i niecierpliwie stukając obcasem o podłogę.
Jedyne o czym myślałam przez cały czas to to jak bardzo nielogicznie postępuję. W głębi duszy nienawidzę tego mężczyzny, czasami mam ochotę nim gardzić, a pomimo to moje serce nie może go z siebie wyrzucić. Czułam się, jakby miała rozdwojenie jaźni i walczyła sama ze sobą.
Nie mogłam wytrzymać oczekiwania. Cisza powodowała tylko większy hałas w mojej głowie, jakby siedziało tam sto osób, które próbowały się przekrzyczeć, wyrażając swoje obawy, teorie i prawdopodobne zakończenie tej historii.
Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić od ściany do ściany, trzymając palec przy ustach i wgryzając się w kostki. Wzięłam kilka głębokich wdechów, próbując chociaż trochę opanować emocje, które wymykały mi się spod kontroli.
Mówi się, że lekarz który leczy samego siebie ma pacjenta za idiotę. Ja leczyłam sama siebie i jedyne osoby, które określałam mianem idiotów byłam ja i Leon. Pomimo zdecydowanych różnic między nami łączyło nas jedno - zdolności autodestrukcyjne. On niszczył się od zewnątrz, a ja moje wnętrze duchowe. Nie mogłam wytrzymać tego wszystkiego.
Moje serce zaczęło bić jak oszalałe, kiedy po sześciu godzinach oczekiwań w poczekalni drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłam mężczyznę, który wychodził z nich. Był po pięćdziesiątce, wysoki, nie chudy, ale muskularny z ostrymi rysami twarzy. Od razu poznałam mojego wykładowca z uczelni.
-Doktor Lecter? Wrócił Pan do zawodu chirurga?-spytałam z uśmiechem, próbując trochę go do siebie przekonać, zanim przejdę do sedna sprawy.
-Och, Kamila, witam. Byłem przejazdem, usłyszałem że potrzebują kogoś z doświadczeniem. Jak mogłem odmówić? W końcu to moja powinność. A Ciebie co tutaj sprowadza? Zawsze wydawało mi się, że nie chciałaś ratować ludzi w fizycznym znaczeniu. Czyżby psychiatria Cię już znudziła?
-Ależ oczywiście że nie, nigdy, profesorze. Jestem pewna, że zostałam stworzona do naprawiania ludzkich umysłów, a nie wnętrzności.-zaśmiałam się cicho, a lekarz obdarował mnie ciepłym uśmiechem i zaczął badać mnie wzrokiem.
Zarumieniłam się od razu. Gdy studiowałam, Dr. Lecter od zawsze był moim ulubionym wykładowcą. Wszystko idealnie tłumaczył, poza tym pomimo wieku był, według mnie, najprzystojniejszym mężczyzną na uniwersytecie.
-A co u Pana chłopaka? Will, tak?
-Tak, wszystko dobrze. Ale dalej nie odpowiedziałaś mi na pytanie, panno Mancuso.
-Och, właśnie to niesamowity zbieg okoliczności, ponieważ operował pan mojego... dobrego znajomego.
-Znajomego powiadasz? Rozumiem. Miał niezłego farta, że trafił do tego szpitala.
-I pod Pański skalpel.
-Nie przymilaj się już. Bo zmienię zdanie i nic Ci nie powiem.-powiedział, drocząc się ze mną.
Uśmiechnęłam się i w odpowiedzi przejechałam palcem po ustach, udając, że zasuwam zamek.
-A więc, miał nieźle pogruchotane żebra, odłamki wbiły się w płuca, ale sama kość go nie przebiła. Niezłe wstrząśnienie mózgu, uszkodzony kręgosłup, połamane nogi, stracił bardzo dużo krwi. Jest utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze powinien za kilka tygodni być wybudzany.-powiedział.
Spóściłam wzrok i pokiwałam głową, udając zastanowienie, ale na prawdę chciałam ukryć łzy. Mężczyzna objął mnie i przycisnął do swojej klatki piersiowej.
-Wszystko będzie dobrze, możesz mi zaufać Kamila. Dobrze wiesz, że nigdy Cię nie okłamałem.-powiedział czule.
Przypomniały mi się nasze wspólne chwile, kiedy jeszcze studiowałam. Byliśmy razem przez dwa lata, oczywiście nikt o tym nie mógł wiedzieć. Co prawda teraz wszystko było skończone, obydwoje byliśmy zajęci, ale dalej nasza więź była bardzo mocna. Może nie była to miłość, chyba że braterska. Kochałam Leona, pomimo że cały czas próbuję się okłamywać, na prawdę go kochałam.
-Dziękuję Hannibal. Jesteś wspaniały.-powiedziałam i pożegnaliśmy się.
Od razu popędziłam do pokoju chłopaka. Leżał z zamkniętymi oczami, taki spokojny. Wyglądał jakby spał. Może jedynie gips i posiniaczona twarz przeszkadzały w tym skojarzeniu.
Usiadłam przy nim i wzięłam jego dłoń w moje i przycisnęłam ją sobie do policzka.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Twój kolega wszystko mi przekazał. Zaopiekuję się twoimi psami, są już u mnie. Nic im nie jest. Michał chciał tu przyjechać, ale kazałam mu zostać, martwi się o Ciebie. Wszyscy się o Ciebie martwią. Ale będzie dobrze, załatwię Ci najlepszą opiekę, jaka jest możliwa.-wyszeptałam patrząc na niego.


~~~~3 tygodnie później~~~~



Kiedy przyszłam do szpitala pielęgniarka od razu podeszłam do mnie z uśmiechem. Jak pieniądze potrafią zmienić ludzi. Poinformowała mnie, że Leon obudził się wczoraj, zaraz po tym jak wyszłam.
Prawie wbiegłam do jego pokoju. Stanęłam w drzwiach i moje serce aż podskoczyło z radości, kiedy zobaczyłam chłopaka, siedzącego, opartego po kilka poduszek. Uśmiechnęłam się do niego.
-Cześć. Cieszę się, że wróciłeś do żywych. Przyniosłam świeże kwiaty.-powiedziałam, spoglądając na bukiet polnych kwiatów, które zrywałam rano.
Podeszłam do stolika i wymieniłam ze starymi, które stały w wazonie.

<Leon??>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy