wtorek, 5 stycznia 2016

Od Max'

PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI

Pojechałem na innym koniu. Skoro chce spróbować i mówi, że jest kaskaderką, to niech spróbuje. Ja jechałem na Dumie. Chciałem trochę szybciej pogalopować. Przeszliśmy bez słowa w kłus. Raczej, ja zacząłem, a Arant spłoszony wystrzelił do galopu, ale szybko i skutecznie został opanowany. Duma zaś szła bezszelestnie i zarżała cichutko. Poklepałem ją i zaczekałem na Julię, która musiała szybko dociągnąć popręg. Koń wiercił się i tupał ze złością, nie cierpi dociągania popręgu. Zaczął strzelać barany, ale przecież kaskaderka sobie poradzi... Kłusowaliśmy dalej, po drodze Duma spłoszyła się przez jakiegoś lisa, jednak nie dałem jej się zatrzymać i myśleć, czy to przypadkiem jej nie zje.
- To co? Galopujemy? Tylko ostrzegam, będzie ekstremalnie, bo niedaleko drogę przecina kilka rowów, a Arant de Fonse nie przeskoczy niczego bez gwałtownego podniesienia zadu ponad poziom swojej głowy.
Powiedziałem ostrzegając.
- E, co tam. Spróbujmy.
Duma puściła się dość szybkim galopem, którym nie zdołałaby skoczyć nawet przez drąga leżącego na podłożu. Musiałem ją zwolnić. Dopiero w tępo galopu pośredniego pozwoliło jej na przeskoczenie rowu. Kilka kolejnych rowów przeskoczyła w przerażającej prędkości. Po ostatniej przeszkodzie potknęła się, kładąc przednie nogi na podłodze. Szybko je podniosła, do mnie podjechała przerażona Julia.
- Nic się nie stało?
Zmartwiła się.
- Nie, mi nic. Muszę sprawdzić stan nóg konia.
Całe szczęście, że miała ochraniacze. Zawsze zakładam je do jazdy w teren, tak jakby co...
- Wszystko ok. Postępujmy chwilę i może jeszcze wróćmy galopem do stajni.
Odpowiedziałem wskakując na uspokojoną już nieco klacz. Dwadzieścia minut stępem zdecydowanie starczyło mojemu wierzchowcowi, zaś Arant wolał dwie minuty. Zaraz potem zaczął się nudzić i płoszył się kiedy tylko dostał trochę luzu na wodzy.
- Zacznijmy już może.
Powiedziała dziewczyna z zaciśniętymi zębami hamując Aranta de Fonse. Zaczęliśmy galop po dość gładkiej, zielonej jeszcze łące. Duma błyskawicznie rozwijała maksymalne prędkości, jak to konie na tor. Achałek musiał trochę poruszać masywnymi nogami, aby cwałować jak wyścigowy traken. Ale wreszcie klacz zmęczyła się i zwolniła. Nie była koniem do długich dystansów, wolała przebiec dwa koła toru cwałem. Wytrzymały Arant pierwszy dotarł do stajni, ja z pięć sekund później.
- I jak?
Spytałem.

<Julia?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy