PRACA
Wstałam zaskakująco wcześnie, jak dla mnie. Była akurat piąta. Stajnia powoli się budziła, lecz i tak było słychać już ciche rżenie koni. Postanowiłam "wyręczyć" dzisiaj Max'a. Wyskoczyłam w krótkim podkoszulku i slipach, po czym pospiesznie się ubrałam. Zbiegłam na dół i wybiegłam w bluzie. Nikogo nie minęłam, jak się spodziewałam. I dobrze. Weszłam do stajni, a tam powitało mnie radosne rżenie. Nakarmiłam konie, na początek. Kiedy zjadły, co zrobiły w bardzo szybkim tempie, oraz wystarczająco się napoiły, wypuściłam je. Wiem, że było to ryzykowne, gdyż od tak otworzyłam boksy, konie rozeszły się po stajni, pastwisko było otwarte, aż...otworzyłam drzwi stajni. Plama umaszczeń pognała prosto przed siebie, nie zauważając, że mogą uciec. Kiedy wszystkie wbiegły, zamknęłam pastwisko. Teraz zaczęła się prawdziwa praca! Popatrzyłam jeszcze chwilę na gnające, tętniące kopytami wierzchowce, po czym wróciłam do stajni. Najpierw wyczyściłam ściany boksów. Wyrzuciłam gnój do taczki, która stała nieopodal, po czym wywiozłam ją na tyły stajni. Kiedy wracałam już z opróżnioną taczką, nie mogłam się powstrzymać od spojrzenia na konie. Wyłożyłam jeszcze w boksach ściółkę, czyli słomę i zaczęłam wprowadzać do nich konie. Później czyściłam podłogi i ściany. Kiedy to zrobiłam, zaczęłam czyścić siodła, później wodze, wyprałam ręcznie czapraki i położyłam w cieplejszej części stajni, by wyschły do siódmej, bo wtedy stajnia już żyła. Kiedy i one wyschły, odłożyłam je na miejsce, po czym wyczyściłam jeszcze szczotki. Jeźdźcy witali się ze mną, a ja z nimi. Kiedy Max wszedł do stajni, dla niego nie było roboty, więc posłał mi tylko uśmiech, a ja go odwzajemniłam. Wziął Aranta, poszedł z nim poza stajnię i tyle go widzieli! Ja zmęczona obowiązkami usiadłam na wielkich kostkach siana. Uff, można się namęczyć, ale jest to nawet przyjemne. Później koniki dostały deser, w postaci marchewek i jabłek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz