poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od Max'a

RODZINNE SPOTKANIE


- Ależ skąd...kocham Cię sercem, nawet, jakbyś była nieciekawa z wyglądu nie przeszkadzałoby mi to.
Zostałem pocałowany krótko w usta i poszliśmy dalej. Doszliśmy wkrótce do stajni, nie była daleko. Weszliśmy do stajni. Kilka minut potem mogłem spodziewać się rodziny. Matka, wiecznie zabiegana 'pani Alexandra', jak mówiono na swą szefową w banku. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, nie pozwalając sobie na więcej, niż uścisk. Za nią szły moje siostry, Lucy i Julie. Były bliźniaczkami, mało kto z ich klasy je rozróżniał, jednak ja zawsze. Pierwsza - wredna i zakochana w swoim wyglądzie, druga - cicha, sympatyczna...całkiem inne. Teraz obydwie stały cicho spoglądając na Samantę. Na końcu podszedł niedbale mój brat, Felix. Zawołał Bradleya, psa rasy border collie. Wziął go na smycz.
- Dużo macie koni.
Uśmiechnął się i rozglądał na boki. Kochał konie, jednak nigdy nie miał okazji nauczyć się na nich jeździć.
- To Samanta...
Moja matka, podeszła powoli do dziewczyny i podała rękę. Wyglądała przy tym jak zawsze, delikatnie i nieśmiało. Od czasu śmierci taty stała się bardzo krucha i nieśmiała. Cieszyła się, że ja mam już, albo i jeszcze, swoją miłość.
- Pokażesz swojego konia?
Powiedział nagle Felix drapiąc za uchem Bradleya.
- Pewnie, chodźcie za mną.
Udałem się pospiesznie do boksu mojej klaczy. Zapukałem cicho w jej boks, aby się nie obawiała.
- Jest jeszcze bardzo młoda i pewnie jeszcze nie widziała takiej ilości ludzi...może najpierw uspokoję ją trochę, dopiero potem wyprowadzę na chwilę.
Otworzyłem boks i pogłaskałem po głowie Bianke. Widząc, że nie jest spięta, włożyłem jej jakiś kantar z siodlarni i wyprowadziłem na korytarz. Felix nakarmił ją jakąś marchewką. Pomógł mi ją wyczyścić i sam zaprowadził na pastwisko. Mama, Lucy, Julie i Sam przyglądały się temu.
- Lucy, Julie, mogę wziąć was na chwilę na lonżę...z resztą mamę też.
Zaproponowałem. Nikt nie stawiał oporów, nawet Felix słysząc to zgodził się. Lucy była bardzo niepewna.
- Coś się stało?
Spytałem.
- Wiesz...chyba trochę się boję.
Odpowiedziała tak, żebym tylko ja słyszał.
- Ależ nic się nie stanie, mamy spokojne konie, nie dam ci takiego Aranta na początek...poza tym Sam jest instruktorką.
Po przekonaniu siostry zapoznałem rodzinę z Malediwą. Na konia wskoczyła najpierw Juli, potem Lucy, na końcu mama. O dziwo mamie szło tak dobrze, że sama potrafiła kłusować, a nawet galopować i nie zdradziła mi gdzie uczyła się jeździć konno... Felix'a miałem trenować wraz z Sam o wiele dłużej, bo, jak się okazało, chciał tu dołączyć.
- To co, Sam? Musimy trochę dopracować jego technikę jeździecką...

<Sam?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy