NOCNY DYŻUR
Złapałam Sarah za ramię. Wiedziałam, że jest tym bardzo przejęta.
-To nie twoja wina -pocieszyłam ją.
Zabrakło odpowiedzi.
-Wyjdzie z tego?- załamanym głosem powiedziała.
-Weterynarz daje mu 70% szans, to silny ogier. Mogłabyś do napoić, ciepłą wodą? -chciałam zająć czymś Sarah. Bardzo zależy jej na tym koniu, wiem to. Każdy to wie.
-Oczywiście, już idę -szybko się ogarnęła i wyszła.
-Ohh ty mały głuptasie- pogładziłam konia.- Po co ci to było? No po co? Jak z dzieckiem..
Do oczu niespodziewanie naszły mi łzy. Kochałam każdego konia, bez wyjątku. Do boksu weszła Sarah.
-Mam wodę. Jak go napoić? -dotknęła jedną dłonią leżącego konia, wcześniej odstawiając wiadro obok.
-Musi wstać i sam się napić, a ja poszukam mu derki. Zaraz wracam.
Weszłam do siodlarni po czym wyjęłam pudło z derkami i kocami. Poprzewracałam wszystkie materiały. Wyjęłam jeden granatowy. Rozprostowałam go. Powinien być idealny. Schowałam pudło i zabrałam derkę, gdy weszłam do boksu koń nadal leżał.
-Nie chce wstać- wyszeptała z zasłoniętą buzią Sarah.
-Dawaj!- pociągnęłam konia w górę za kantar. Nic.- Spróbuj go podnieść na brzuch a ja za szyję- zakazałam spanikowana. Tak nie powinno być!
Obie na trzy podniosłyśmy konia z jego pomocą. Ciągle go podtrzymując dałyśmy mu się napić, zbliżając wiadro do pyska konia.
-To działa- uśmiechnęła się do mnie dziewczyna.
-Może powinien trochę spróbować chodzić? Jak myślisz?
<Sarah? Czy da radę?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz