poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od Sophie

PRACA

Poczułam, jak promienie słońca muskają moją twarz. Powoli otworzyłam oczy, przeciągając się. Ziewnęłam przeciągle, chwyciłam telefon i sprawdziłam godzinę.
- 04: 21 - Mruknęłam i podniosłam się. I tak nie będę już spała, więc pozostało mi iść i oporządzić wszystkie konie. Wciągnęłam na siebie szeroką bluzę, treningowe bryczesy i sztyblety. Przewidywałam, że po sprzątaniu będę miała ochotę na jazdę. Zbiegłam po schodach i weszłam do kuchni, zabierając ze stołu dwa jabłka, po czym wyszłam zamykając dom na klucz. Żwawym krokiem ruszyłam przez szosę, wdychając do płuc wilgotne powietrze. W nocy była straszna ulewa. Trawa była mokra od rosy, z drzew kapały jeszcze pojedyncze krople, prosto na mnie. Chwyciłam jedno jabłko i zaczęłam je jeść, zamiast śniadania. Po chwili skręciłam w drogę polną, wyglądając już zza wzgórza budynków stajni.
Byłam już na miejscu. Ruszyłam w stronę biura Rosal, poinformować ją o tym, że idę wyczyścić konie i stajnię.
- Pewnie, idź. - Powiedziała, nie odciągając wzroku od papierów. Wyszłam z budynku i pobiegłam w stronę dużej stajni. Chwyciłam grzebień, kopystkę, zgrzebło i szczotki, po czym weszłam do boksu Rosalett.
- Cześć piękna... - Powiedziałam łagodnym, spokojnym tonem, wręczając klaczy jabłko. Ta dokładnie je obwąchała, po czym delikatnie ugryzła. Ostrożnie wyciągnęłam rękę, by ją pogłaskać. Po kilkunastu minutach klacz była już wyczyszczona, łącznie z boksem. Do samego południa wyczyściłam wszystkie konie.
- Uff... - Westchnęłam i rzuciłam się w słomę, zmęczona. Jeszcze wymieść cały korytarz, wyczyścić siodła i będzie wszystko. Dźwignęłam się, wstając. Chwyciłam miotłę i zaczęłam czyścić korytarze stajni i siodlarnię. Odłożyłam miotłę na miejsce, weszłam do siodlarni i zaczęłam czyścić sprzęt. Na sam koniec zrobiłam porządek w szczotkach, kopystkach i zgrzebłach. Mozolnym krokiem poszłam do biura właścicielki.
- Mogę wziąć Rosalett w teren? - Zapytałam, opierając się o ścianę.
- Jak masz siłę, to tak. - Zaśmiała się, spoglądając na mnie. Wróciłam do siodlarni, biorąc sprzęt klaczy, weszłam do jej boksu, oswoiłam ją trochę ze mną, po czym ostrożnie osiodłałam. Wyprowadziłam powoli klacz z boksu, prowadząc ją na zewnątrz. Spuściłam strzemiona, poprawiłam popręg i wskoczyłam zgrabnie na jej grzbiet.
- Spokojnie, Rosa. - Powiedziałam łagodnie i pogłaskałam ją po szyi. Przycisnęłam delikatnie łydkę, a klacz ruszyła żwawym stępem. Teren na niej był niesamowity... od samego początku najbardziej polubiłam tą klacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy