PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Samanta opowiadała mi historię ze swojej przeszłości. Oczy same mi łzawiły, zawsze jestem taki uczuciowy...nikt z moich kolegów tego nie akceptuje. I właśnie dlatego wolę kontaktować się z dziewczynami, one nie wyśmieją mnie przez coś takiego...wracając do tematu, strasznie żal było mi Sam. Wcale mi to nie przeszkadzało, że zachowywała się nieco samolubnie. Jednak przy przedostatnim zdaniu, a raczej jego końcu usłyszałem słowa, które mój umysł powtórzył kilka razy, przestałem orientować się w przestrzeni, łzy same wyschły, a ja byłem chwilowo ogłuszony. To mnie bolało. A jak dopiero musiało boleć Yui? Pewnie się z tym już pogodziła. Wtedy zrozumiałem, że Samanta Majewska jest osobą, która zasługuje na mój szacunek. Na zawsze. Nie dosłyszałem ostatnich słów.
- Hej, Max...
Podeszła do mnie. Dopiero to mogłem już usłyszeć. Pomogła mi wstać i podniosła wzrok patrząc na mokre policzki.
- Yui, Ty jesteś wyjątkowa, jedyna na świecie. Ja bym nie wytrzymał i nie lubię mówić o śmierci, ale...jakbyś Ty umarła, ja poszedłbym z Tobą. Z własnej woli. Nie wytrzymałbym, nikt nie zastąpi mojej Yui.
Uśmiechnąłem się i wsiadłem na konia. Samanta kilka minut nic nie mówiła, myślała. Galopowaliśmy, ale Ona nie skupiała się na dodawaniu, zatrzymywaniu konia kiedy się płoszył...wszystko automatyczne i bez emocji. Musiała myśleć.
- Dokąd teraz?
Spytałem szybko Julii.
- Przed siebie.
Dodała i tym samym przeskoczyła rów.
- Sam?
Zwolniłem do kłusa i patrzyłem niepewnie na dziewczynę.
<Samanto?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz