PRACA
Miałem chwilę przerwy, bo kolejna jazda rozpoczyna się jedenasta trzydzieści. W tym czasie zdążyłem ubrać Szaranta. Tak, dziś chcę pojeździć trochę na nim. Może będzie trochę mniej ekstremalnie, niż na Arancie, ale cóż... Koń nie będzie z pewnością wybiegany, nikt na nim od dawien dawna nie jeździł. Stanowczo otworzyłem drzwi boksu mając już sprzęt i przedmioty potrzebne do czyszczenia konia na jazdę. Wyciągnąłem rękę w stronę konia i dotknąłem jego chrap podchodząc coraz bliżej. I nagle objąłem jego łeb i pospiesznie włożyłem kantar. Nie zdążył się zorientować, dopiero kiedy chciałem go zapiąć (kantar) to wyrywał łeb i uciekał do tyłu. Odwrócił się tyłem do mnie ostrzegawczo tupiąc tylnymi nogami.
- Szarant, nie wydziwiaj...
Wziąłem w dłoń palcat i rąbnąłem konia w zad, który uskoczył w bok, kiedy byłem już przy jego pysku. Złapałem szybko kantar i zapiąłem. Wiąz też. I przywiązałem konia do szczebla boksu, aby nie miał szans na jakąkolwiek ucieczkę. Wyczyściłem go od szyi do zadu włącznie z brzuchem i nogami. Był cały ubłocony, ale dużo czasu nie zeszło, zanim odpiąłem kantar, założyłem go na szyję konia i ubrałem mu ogłowie. Otworzyłem mu pysk na siłę ściskając miejsce, gdzie konie nie mają zębów. Pozapinałem nachrapnik, podgardle i skośnik. Wreszcie czaprak, miękka podkładka pod siodło i właśnie samo siodło. Przy dopinaniu popręgu koń wiercił się, a ja zauważyłem grupę trzech średniozaawansowanych dziewczyn gdzieś w moim wieku. To one miały jazdę.
- Hej. Dziś jeżdżę z wami.
Uśmiechnąłem się.
- Na Szarancie?
- Tak. Mary - Sfill, Anica - Nimfa, tylko z nią uważaj, Belle - Virianne. No, czyścicie i siodłacie.
Odpowiedziałem i przełożyłem wodze pod kantarem, który był na szyi konia. Po czym ściągnąłem go całkowicie. Taki patent, zawsze się przyda. Niezadowolony koń spoglądał na mnie z irytacją i rżał.
- Musimy poczekać na dziewczyny.
Poklepałem go po szyi i sprawdziłem jeszcze kto do mnie dzwonił jak czyściłem jego kopyta. Sam. Oddzwoniłem szybko.
- Hej. Dzwoniłaś...
- Tak, bo wiesz, mógłbyś tylko sprawdzić, czy konie mają jedzenie? Znaczy Sarafina i Czarsi.
Popatrzyłem na żłoby. Akurat Sarah dawała im jeść.
- Tak, Sarah się tym zajęła. Musze kończyć, mam jazdę. Pa.
Wyłączyłem telefon. W tym momencie usłyszałem 'idziemy już na ujeżdżalnię?'
- No, idźcie. Ja idę za wami.
No i udaliśmy się na dużą ujeżdżalnię. Stęp był spokojny, bo mieli spokojne konie. No, ale Nimfa mogła się spłoszyć. Ale nie robiła niczego złośliwie, więc kiedy się spłoszy, odskoczy i tyle. Szarant też nie był w najgorszym humorze. Stęp był na nim dość przyjemny i wygodny, czasami odskakiwał tylko w bok, jeżeli spłoszył się czegoś. No, raz mnie poniósł, ale tak lekko zbudowanego ogiera łatwo jest zebrać, by się zatrzymać. Wystarczy przykleić się do siodła i odchylić w tył. Po takiej akcji poklepałem konia, aby dodać mu otuchy. Gryzł wędziło, co nie było najprzyjemniejszym odgłosem. Ale nie ma czasu na poprawianie wędziła. Nie będę się z nim siłował. Po chwili przeszliśmy do kłusa. Nimfa i Szarant spłoszyli się jakby się umówili, że przestraszą się warkotu samochodu parkującego przy ujeżdżalni. Po chwili przyszedł czas na galopy. Postawiłem w tym czasie kilka przeszkód, wolałbym nie 'ścigać' się za innymi końmi na Szarancie w galopie, ba cwale. Oni galopowali i przeskoczyli co mieli przeskoczyć, ja usiłowałem utrzymać konia. Wreszcie oni stępowali, a ja wręcz cwałem skakałem wymuszone dwa metry. Wreszcie chwila stępa i koniec jazdy. Rozsiodłano wszystkie konie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz