RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ
Dziewczyna zaproponowała, by klacz nazywała się Bazylia. Cóż, w sumie nawet ładnie... Pod jakimś względem pasuje do tej klaczy. Myślę, że to wynika z jej charakteru - ostra i stanowcza. Ja więc wpadłam szybko na pomysł imienia dla źrebaka.
- Bessti.
Zaproponowałam. Leja przytaknęła głową. Poszłyśmy z tym do Rosal. Nie mogłyśmy nigdzie jej znaleźć, więc zadzwoniłyśmy. Jak się okazało, właśnie jechała do stajni z jakiegoś sklepu. Po małym momencie zobaczyliśmy dziewczynę wysiadającą z samochodu. Opowiedziałyśmy jej o tych imionach.
- Bazylia i Bessti...może być. Zamówię tabliczki z imionami na ich boksy. Za niedługo Bessti dostanie osobny boks, więc jej też zamawiam.
Uśmiechnęła się Ros i zadzwoniła pod jakiś numer. Po minucie rozmowy poszła z nami do ich boksów. Bazylia ostrożnie powąchała dłoń nieznanego człowieka. Jak widać, nas już darzyła nieco większym zaufaniem - w końcu jej pomogłyśmy. Po odejściu Ros podjęłyśmy z Leją ważną decyzję - od jutra musimy ją zajeździć! Nie jest już młoda, ale stara jeszcze też nie - ma z pięć lat. Najwyższy czas przyzwyczaić ją do sprzętu. A źrebaka można zapoznać z podstawowym sprzętem. Tak więc, dziś udałyśmy się do domu.
***
Wstałam już o piątej - nie bez powodu poszłam spać o ósmej wieczór. Zjadłam kanapkę z dżemem i napiłam się trochę mleka. Kiedy się najadłam - do łazienki, mała codzienna toaletka. Ubrałam się, dałam psom jeść i na końcu rozczesałam włosy. Spięłam je w kucyk. Wypuściłam psy na dwór i chwilę z nimi pobiegałam, poczekałam aż załatwią potrzeby... Później zamknęłam je w domu i uchyliłam tylko kratkę w tylnych drzwiach, aby jakby co mogły sobie wyjść. O mój piękny ogród dbała pani Deen. Zawsze pilnowała psów, aby nie narobiły szkód. Czasami też sprzątała w moim domu, jak nie miałam czasu i karmiła psy - nic poza tym. Pojechałam pędem do stajni. Rosal załatwiła już sprzęt dla Bazylii. Na jej boksie zawisła plakietka z imieniem. Lei jeszcze nie było, więc zadzwoniłam po nią. W sumie, było coś około wpół do siódmej... Przyjechała po chwili. Wyczyściłyśmy klacz, która już przyzwyczaiła się do szczotkowania. Ale kopyta nadal wyrywała i kręciła się po całym boksie.
- EJ!
Krzyknęłam, kiedy kopnęła tylnymi kopytami w ścianę boksu. Leja przestawiła ją w inne miejsce. Później zajęłyśmy się źrebakiem. Nakarmiłyśmy też w międzyczasie Bazylię, a Bessti napiła się mleka matki.
- Przyniosę jej ogłowie. Musi najpierw zaakceptować wędzidło.
Powiedziała Leja.
- I czaprak! Siodło dopiero myślę, że wieczorem spróbujemy jej założyć. Chociaż, może wcześniej, jak dobrze pójdzie...
Dziewczyna wróciła również z małym ogłowiem...
- Przyzwyczajmy również Bessti. Czym prędzej, tym lepiej.
Zabrałyśmy się do ubierania koniom uzd. Najpierw delikatnie masowałyśmy ich pyski, od środka i od zewnątrz. Wreszcie po kilku minutkach otwierałyśmy ich pyski. Jeżeli dają otworzyć - dostają nagrodę. Na samym końcu hyc! Nagle konie gryzły z zaskoczeniem wędzidła.
- Spróbujmy je na nich oprowadzać. Po ujeżdżalni.
Zaproponowałam.
<Leja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz