sobota, 9 kwietnia 2016

Od Charlotte -PRACA

PRACA

Znów pojechałam do stajni. Byłam zmęczona, bo byłam jeszcze na spacerze z psami. Postanowiłam pomóc dziś w stajni.
Zamiotłam hol małą miotłą, bo dużej nie miałam, po czym to samo zrobiłam z drugą stajnią. Konie z pierwszej musiały też mieć wymienioną ściółkę. Zrobiłam to pospiesznie, ale w pewnym momencie zaskoczył mnie miły głos.
- Cześć Charlotte, pomogłabyś zdjąć konie z pastwisk?
Odwróciłam się. To była Leja. Posłałam jej ciepły uśmiech.
- Pewnie!
Odkrzyknęłam i odłożyłam widły.
Poszłyśmy w stronę górnego pastwiska. Łapałyśmy konie po dwa za kantar. Niektóre szalały i o mało się nie pokopały, inne były grzeczne. Jeszcze dwa konie z dolnego pastwiska, po które poleciała Leja, kiedy ja zgarniałam urwisy zza stajni. Wreszcie osobne małe padoki dla koni, które musiały być odizolowane od innych. Zobaczyliśmy Rosalett, Aranta i Szaranta, oraz prywatne ogiery: Magnata, Bandeere'go Asysza, Mistrala i Cannibala. Wszystkie wprowadziłyśmy do swoich boksów.
Postanowiłam potrenować western na Virianne. Na ujeżdżalni, najlepiej odkrytej. Osiodłałam kasztanowatą klacz, czyściłam ją dziś rano, więc tego nie potrzebowała. Wreszcie wsiadłam na nią pod stajnią i zobaczyłam Leję, która również wybierała się na jazdę.
- Chodź, potrenujemy western.
Zaśmiałam się i ruszyłyśmy w stronę małej odkrytej ujeżdżalni. Po co nam duża? Powyginałyśmy konie w stępie i przeszłyśmy do kłusa. Po chwili lekki galopik i skierowałyśmy się na trzy beczki.
- Barrel polega na tym, że masz ominąć trzy beczki wężykiem. W galopie!
Krzyknęłam do Leji i zademonstrowałam jej. W zaledwie dwie sekundy klacz była już po drugiej stronie. Teraz czas na Leję. Rozpędziła się i o mało nie przewróciła pierwszej beczki. Reszta poszła fajnie. Zsiadłam z konia i postanowiłam zrobić lekki reining. Trasa była taka: drągi w kłusie, stop z kłusa, do tyłu te same drągi, omijamy je, galop, zatrzymanie na zadzie, do galopu i ominięcie kilku pachołków. Również poradziłyśmy sobie z tym, ale zaczął padać deszcz, kiedy już stępowałyśmy. Szybko pojawiły się błyski na niebie i musiałyśmy iść stępem do stajni. Po drodze w huku piorunów patrzyłyśmy, czy czasem nie ma na padoku żadnego konia. Nikt nie jeździł na czworoboku, ani odkrytych, ale ostrzegliśmy jeźdźców jeżdżących na małej i dużej ujeżdżalni. Całe przemoczone i zasapane wróciłyśmy do stajni. Osuszyłyśmy konie i pobiegłam do Macedonii. Taksówka podwiozła mnie na chwilę do domu, skąd wzięłam psy i wróciłam tą samą taksówką do stajni. Nie zamierzałam jej opuszczać na czas burzy. Przestawiłam tylko motor pod jakiś daszek i usiadłam w boksie Macedonii. Nerwowe psy kręciły się po boksie. Kazałam im leżeć, a razem z nami położyła się klacz. Chyba dziś nie zmrużyła oka, bo zasnęła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy