NOWY POCZĄTEK
Przytaknąłem głową. Najpierw musiałem przystosować się do tego, że ten koń nie jest jednym z tych, na których jeżdżę codziennie. A raczej jeździłem. Mój ulubiony koń, którego do niedawna dzierżawiłem - Torres, był urodzonym skoczkiem. Jest rasy hanowerskiej, śliczny, młody kasztanek. Spokojny, jak mało który młody konik, skończył zaledwie cztery lata. Więc rzadko zdarzało mi się jeździć na tak złośliwych i płochliwych konikach. Raz na jakiś czas siadałem na nieokrzesanego Bucefała i Lindę - identyczną pod względem charakteru klacz. Zostawmy jednak wspomnienia za sobą. Teraz jestem w nowej stajni, są nowe konie i wszystko jest nowe. Dlatego czasami czuję się trochę nieswojo sam na sam z obcym koniem. Popędziłem Szaranta i kierowałem na przeszkodę. Nie ważne jakim sposobem - ma skoczyć. Obojętnie, czy z cwału, kłusa, galopu, stępa, czy zatrzymania. To ma być skok. Wbrew moim przeczuciom nie stało się nic strasznego, a koń przeskoczył przeszkodę jak każdy inny. To poprawiło mi humor i zacząłem nieco się oswajać.
- I jak?
Usłyszałem pytanie.
- Dobrze. Podnieś trochę przeszkodę. Nie było tak źle, choć wątpię, aby się zmęczył.
Zaśmiałem się i jeszcze kilka razy w pełnym, lecz coraz wolniejszym galopie skakałem potrójny szereg. Mogliśmy dojść do 70 centymetrów i dałem już odpocząć ciężko dyszącemu koniu monotonnie skaczącemu po pięć razy każdej wysokości ten sam szereg.
<Ros?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz