PRACA
Właśnie wchodziłem do stajni. No, miałem trochę wolnego, więc dziś przydałoby się odrobić wszystkie zaległe jazdy. Teraz dwie osoby początkujące. Ewentualnie na kłus i po pół godziny. Posłużą nam Frozyna i Malediwa. Dwie potulne klaczki. Malediwę wyczyściła i osiodłała mi Samanta, nico mi pomogła, bo po mnie ktoś miał na tej klaczy jazdę z Sam. Ja zająłem się Frozynką. Poszło raz dwa, bo konie się nie buntowały. Zaprowadziliśmy je na małą odkrytą ujeżdżalnię, w końcu pogoda była przednia. Zawsze przyjemniej wyjść na dwór, zamiast puszkować się w ujeżdżalni. W pewnym momencie nadbiegły dwie dziewczynki w kaskach. Nie miały więcej niż dziewięć lat, musiałem trochę im pomóc wsiąść na konie. Ich rodzice przypatrywali się stojąc przy płotku i nagrywali. Ja usiadłem na środku. Na krześle.
- Macie bardzo spokojne koniki, nie poniosą was tylko pokażę wam, jak skrócić wodze, wtedy mamy nad końmi większą kontrolę.
Podszedłem raz to jednej, raz do drugiej i zademonstrowałem to. Kazałem im robić koła, wolty, półwolty, a wszystko musiałem im tłumaczyć. Przy wężyku trochę poprowadziłem jadącą pierwszą Malediwę. Frozyna szła za nią, więc wszystko będzie okej.
- Dobra, idziemy na kłusy. Malediwa pierwsza.
Wziąłem klacz na lonżę, miałem też długi bat. Kazałem dziewczynce trzymać się rączki i wstawać na jeden, siadać na dwa. Kłusem marsz.
- Raz - dwa, raz - dwa...
Liczyłem w kółko. Później jeszcze liczyłem jeźdźcowi na Frozynie, też na lonży. Rozbolało mnie gardło, bo nie zachowam tego w tajemnicy, ale darłem się niemożliwie. Wreszcie dziewczyny stępowały na pięć minut przed końcem. Przyszła Samanta, aby zgarnąć Malediwę, a Frozynę rozsiodłam. Pochwaliłem dziewczyny i kazałem poklepać konie i zsiąść. Rozsiodłałem kasztankę i wypuściłem na pastwisko za stajnią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz