DO KLUBU BEZ SZPILEK
Chwilę później kelner podał nam dwa kieliszki z jakąś nieokreśloną mocną cieczą o czerwonej barwie, pociągnęłam z jednego duży łyk i odstawiłam na stolik. Leo również napił się drinka i wstał od baru, uśmiechając się promiennie.
- Tańczysz? - spytał.
- Nie. - Mój wzrok powędrował w kąt parkietu, na którym tańczyło okropnie dużo ludzi. - Muszę tylko coś załatwić.
Leon spochmurniał i powiedział "Ok", z powrotem siadając na obrotowym krześle przy barze. Ja wstałam i tanecznym krokiem podeszłam do stojącego w kącie blondyna.
- Kopę lat - rzuciłam, łapiąc go za dłoń i prowadząc na parkiet.
- Cześć, Chye. Mnie też niemiło cię widzieć. - Uśmiechnął się zdradziecko i poprowadził do tańca. - Co cię tu sprowadza?
Aż pożałowałam, że w ogóle do niego podeszłam. Szczerze, nie tęskniłam za jego świeżo wykrochmaloną koszulą i mocną wodą kolońską oraz zielonymi oczami, które świdrowały mnie i przenikały aż do szpiku kości.
- Daruj sobie, Will. Przyszłam się tylko przywitać. - Zgromiłam go wzrokiem i wyrwałam moją dłoń z objęć. - A teraz przepraszam.
Odeszłam od blondyna i sztywno wróciłam do baru. Leon był już po dwóch kolejnych drinkach.
- Leo! - zawołałam oburzona, a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Beze mnie?
Roześmiałam się i zamówiłam jeszcze jeden napój dla siebie.
- Za wieczór - powiedziałam, wznosząc toast.
- Za wieczór!
(Leo? :3)default smiley :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz