Poszłam w stronę stajni. Słońce siedziało cicho za chmurami a małe kropelki deszczu spadały na moją bluzę:
Było ciepło a malutkie kropelki były bardzo ciepłe. Na pewno już za godzinę lub dwie będzie ulewa. Trzeba było sprzątać puki czas! Weszłam do stajni. Konie powitały mnie wesołym rżeniem. Uśmiechnęłam się do nich. Przeszłam się szukając boksu gotowego do sprzątania. A przy okazji głaskałam wszystkie konie po kolei. Bazyli bardzo to się podobało. Taki z niej mały pieszczoch! Gdy tak chodziłam zobaczyłam pusty i brudny boks. Idealnie. Zabrałam widły i zaczęłam przekładać siano. Odkładałam je jak zawsze na górkę obok. Zawsze zachwycał mnie widok spokojnie opadającego siana...
~~Kilka minut później~~
Skończyłam. Odłożyłam widły i popatrzyłam do poidła. Nic w nim nie było. Tylko troszkę brudnej wody. Wylałam ją, a potem chwyciłam najbliższe wiadro. Poszłam do drzwi stajni przy którym był may kranik. Oczywiście po drodze głaskając Bazylię. Nalałam wody i poszłam z powrotem do pustego boksu. Nalałam do poidła wodę. Popatrzyłam na około. Wszystko skończone...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz