Dzień w stajni był jak każdy inny. Wyprowadzanie koni na pastwiska, czyszczenie im boksów, szczotkowanie koni, czyszczenie im kopyt, karmienie itp.
Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie, dochodziła piętnasta. Westchnęłam i zabrałam się dalej do zamiatania stajni. Kiedy skończyłam w drzwiach stanęła Rosal.
-Już skończyłam. - Oparłam się o szczotkę i spojrzałam na dziewczynę.
-Widzę. - Odwzajemniła mój uśmiech. - Weźmiesz jeszcze na przejażdżkę Sfill'a?
-Nie ma problemu. - Odpowiedziałam i rozeszłyśmy się obie w swoich kierunkach. Odstawiłam szczotkę do magazynku, złapałam po drodze uwiąz i ruszyłam na pastwisko. Ogier nie stawiał się, szedł grzecznie do stajni. Tam też udało mi się go przygotować do przejażdżki w miarę szybko.
Wyjechałam z terenu stajni i ruszyłam w las. Na skraju niego siedział wychudzona, brudna suczka. Na mój widok podniosła się i ruszyła za mną. Ogier nie czuł się zbyt pewnie, a ja nie chciałam go denerwować. Popędziłam Sfill'a i po chwili zgubiliśmy przybłędę.
Kilkanaście minut później wróciliśmy do stajni. Odstawiłam ogiera do boksu po czym poszłam przyprowadzić resztę wierzchowców. Kiedy już skończyłam spojrzałam na zegarek, była osiemnasta. Sprawdziłam jeszcze raz wszystkie boksy czy koniom niczego nie brakuje i wyszłam zamykając za sobą duże drzwi. Poszłam jeszcze na chwilę na pastwisko aby pożegnać się z Burbonem. Oczywiście mój ogier nie mógł być jak inne konie spać i mieszkać w stajni. Na miejscu zawołałam konia, dałam mu jabłko i posiedziałam z nim chwilę. Zamknęłam za sobą ogrodzenie i zaczęłam iść w stronę głównej bramy. Na miejscu spotkałam tego samego psa co w lesie. Stanęłam i zaczęłam mu się przyglądać, a raczej czekać na jego reakcję. Suczka wyglądała jakby chciała podejść bliżej ale się czegoś bała. Kucnęłam i zawołałam ją, minęło kilka chwil i podeszła do mnie. Delikatnie pogładziłam jej grzbiet. Czułam każdą kość w jej ciele. Niewiele myśląc wzięłam ją na ręce i wsadziłam na pakę terenówki którą dzisiaj przyjechałam. Sama wsiadłam za kierownicę i pojechałam do najbliższego weterynarza. Jak się okazało suczka była bezpańska. Weterynarz podał suczce kroplówkę i jedzenie. Miała zostać u niego przez najbliższe dni. Podziękowałam mu za pomoc i już miałam wyjść.
-Może chcesz ją adoptować? - Zapytał.
-Ja?
-Tak Ty. Jeśli nie będziesz jej chciała trafi do schroniska i raczej już tam zostanie. Jest za duża i nie jest szczeniakiem... - Po tych słowach nastała chwila ciszy.
-Zaadoptuje ją. - Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na leżącego na stole psa, mojego psa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz