czwartek, 14 kwietnia 2016

Od Sarah -PRACA

PRACA

Dzisiaj rano wstałam dosyć szybko i ogarnęłam się. Zeszłam po schodach na dół, do kuchni, a tam niestety już nie zastałam Rosal. No nic, otworzyłam szafkę i wyjęłam z niej miseczkę, oraz paczkę musli. Z lodówki wyjęłam mleko, po czym nalałam do miseczki. Odstawiłam je z powrotem i do miski wsypałam musli. Podgrzałam w skromnej, ale ładnej mikrofalówce i po chwili wyjęłam, stawiając na stole. Wyciągnęłam z szuflady łyżkę, usiadłam na krześle przy stole i zaczęłam jeść. Po posiłku wstawiłam naczynia i sztuciec do zlewu, po czym zabierając ze sobą zapasowy klucz wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam ku stajni. Zauważyłam nagle w naszej skrzynce pocztowej karteczkę przyklejoną do niej. Rosal prosiła mnie, czy mogłabym zadbać o stajnię. Jasne, bułka z masłem. Truchtem podbiegłam do budynku stajni i zabrałam się od razu do roboty. Najpierw wypuszczenie wszystkich koni na padok, później wyrzucenie gnoju i umycie boksów, po czym wyłożenie w nich ściółki, czyli słomy, wsypanie do koryt jedzenie i wlanie wody, wyszorowanie dokładnie podłogi i podłogi w siodlarni, po czym szorowanie ścian. Później jeszcze wypastowanie siodeł, wypranie i wysuszenie czapraków, oraz poprawianie wędzideł, oraz ogłowia. Kiedy skończyłam, a to zajęło mi około dwie godziny, opadłam na kostki siana i zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy