Właśnie jechałam do stajni. Dziś też zamierzałam nieco pomóc. Byłam już niedaleko, kiedy moją drogę nieoczekiwanie zabiegło jakieś zwierzę. Był to jakiś kundel. Pewnie urwał się ze schroniska. W każdym razie musiałam gwałtownie zahamować. Z głośno bijącym sercem pojechałam dalej. Jakbym nie wyhamowała, to zabiłabym bezbronne zwierzę! Takie myśli nie są przyjemne, ale dobrze tak czasem pomyśleć, aby uważać na przyszłość. Zaparkowałam i wparowałam do pustej jeszcze stajni. Konie patrzyły na mnie z zaciekawieniem. Pogłaskałam kilka po chrapach i postanowiłam wyczyścić te brudne. Takim sposobem wyczyściłam dziesięć koni, zaraz potem do stajni wchodzili też inni. Wzięłam worek z owsem i miarkę i zamierzałam też nakarmić konie, musiały być już porządnie wygłodniałe. Zaopiekowałam się też Macedonią dając jej mieszankę i czyszcząc. Dosypałam do mieszanki trochę owsa. Macedonia nie była bardzo brudna, kilka zaklejek na brzuchu i nogach. No i pokrywał ją kurz, na co niestety była tylko jedna rada - czyścić, aż będzie czysta. Wtem ktoś do mnie zadzwonił. Zdziwiona odebrałam telefon i usłyszałam znajomy głos:
- Panno Clavadetschear, odwozimy Madame. Moglibyśmy być u pani za jakieś dziesięć minut?
Spytał sierżant.
- No pewnie. Tylko właśnie jestem w stajni, ale już jadę!
Powiedziałam i rozłączyłam się. Wyczyściłam jeszcze tylko szybko kopyta klaczy i pojechałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz