Nastał długo oczekiwany przez wszystkich dzień zawodów. Musiałam przygotować się odpowiednio, gdyż oprócz dnia, miałam wyznaczoną też godzinę. Trening z Coco i spadamy na zawody. Wzięłam szybko szczotki i weszłam do jej boksu. Z wielkim trudem ją wyczyściłam, ale nie sprawiała już takich kłopotów jak na początku. Pobiegłam do sklepu jeździeckiego, żeby kupić jakiś strój na zawody i po zakupie wróciłam do stajni. Ubranie schowałam do "schowka" i założyłam Coco jej ekwipunek. Wprowadziłam ją na ujeżdżalnię ze skokami i zaczęłyśmy ćwiczyć. Na początku się mnie nie słuchała, ale potem wszystko szło gładko. Po treningu znowu czyszczenie i przebieranie się, co do mnie. Gotowe weszłyśmy do transportera dla koni i pojechałyśmy samochodem na zawody. Kiedy byłyśmy gotowe, weszłyśmy na plac. Pierwszymi przeszkodami okazały się być krzyżak 75 i stacjonata 80. Wolnym galopem podbiegłyśmy bliżej i Coco przefrunęła nad przeszkodą. Zwolniłyśmy nieco, bo zaraz był zakręt. Kolejną przeszkodą był krzyżak 85. Docisnęłam lekko łydkę i podjechałyśmy do krzyżaka 85. Shoco przeskoczyła idealnie przeszkodę, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Byłam z niej naprawdę dumna. Dałam jej czas, by przygotowała się do kolejnego, być może trudnego, wielkiego skoku. Okrążyłyśmy metę i kierowałyśmy się na szereg 90 oraz 95. Za szeregiem znajdował się rów 90. Shanel nie była pewna, czy ma przeskoczyć rów z wodą i niepewnie zwolniła. Położyłam jej jedną rękę na karku i docisnęłam łydkę. Ona przyspieszyła lekko i skoczyła nad rowem, a jej kopyto prawie wpadło do wody. Do kolejnych trzech przeszkód nie byłam pewna. 100-tka, 115-stka i 130-stka... Takich przeszkód nie miałyśmy wyćwiczonych. Pozwoliłam jej robić, co chce - przeskoczyć, lub nie, jeśli nie chce, więc tylko, by nie podpadło, trzymałam wodze. Shoco rozpędziła się, a ja otworzyłam usta ze zdumienia. O, nie... naprawdę to zrobi? Wybiła się z ziemi, przelatując nad przeszkodą, nad 130-stką. Leciałyśmy, aż wylądowałyśmy metr czterdzieści za przeszkodą! Byłam zdziwiona - Coco? Ona? Tak skoczyć? Poklepałam ją po lekko spoconej szyi, a widzowie zaczęli klaskać, podczas, gdy jury zaczęli coś notować i szeptać między sobą. Zeszłyśmy z placu, dając miejsce kolejnym uczestnikom. Wprowadziłam Shoco do "zawodowego boksu", czyli tego, na zawodach i zdjęłam jej sprzęt do jazdy, zakładając jej kantar, a siodło, wodze, ogłowie i czaprak położyłam na drewnianym... czymś. Zamknęłam boks i usiadłam na kostce siana, znajdującej się w tym boksie. Shoco przybliżyła do mnie pysk, a ja złapałam ją lekko za kantar i pocałowałam w nos.
- Byłaś świetna. Nawet, jeśli nie zdobędziemy miejsca na podium, dla mnie zawsze będziesz pierwsza. - wyszeptałam, by nikt nie usłyszał, że rozmawiam z koniem.
Ujrzałam błysk dumy i zadowolenia w jej oczach. Chyba po raz pierwszy. Nie znałam dobrze tej klaczy, a już mi się wydawało, że zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Zostaje nam teraz czekać na wyniki popisowych skoków Shoco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz