Oto jest właśnie dzień zawodów. Bitwa na jakość, styl, potyczka na wzrok między zawodnikami. Czas napięcia, który kojarzy się z egzaminem, z którego albo dostaniesz wysoką notę, albo jesteś przegrany. Okres stresu i wachań oraz zaufania, ale też pewnej niepewności, do konia. Dzień, w którym sprawdzisz czy nadajesz się do tej branży, czy raczej możesz zacząć myśleć o stanowisku stajennego.
Dumaj ze mną na grzbiecie wjechał na czworobok galopem zebranym, ja miałam sztywne ręce i byłam potwornie zestresowana, ale koń sprawiał wrażenie skupionego, lecz nie zdenerwowanego. Zbyt mocno zaciągnęłam wodze, co sprawiło dyskomfort Dastine'owi i zezłościłam się na samą siebie, że już na samym początku programu popełniłam błąd. Och, ciężkie życie. Zatrzymałam Dumaja, stał nieruchomo przez kilka sekund, a następnie ukłoniłam się z pokerową twarzą, modląc się, aby nikt nie zauważył tamtego zbyt mocnego kontaktu. Potem koń ruszył dwoma krokami stępa, by przejść do kłusu zebranego i kłusować do punktu C. Dumaj skręcił w lewo oraz przeszedł do dobrego i poprawnego kłusu, jednak przy zebraniu szarpnął za wodze, a mnie przeszły ciarki, bojąc się o wynik. Następnie był kłus zebrany i wolta, oby dwa przeszły pomyślnie i ładnie. Dalsza w programie była łopatka do wewnątrz w prawo; Dumaj zaczął wspaniale i uśmiechnęłam się zadowolona, lecz ni z tąd, ni z owąd koń zmienił kąt poruszania się przy ścianie oraz miał trochę za małe zgięcie. Znów miałam obawy co do naszego występu. Kłusem zebranym pojechaliśmy na linię środkową, by zacząć ciąg w prawo. Dumaj brylował i to dosłownie: zrobił to per-fek-cyj-nie. Potem w ciągu w lewo koń zbyt mało krzyżował nogi, lecz w dalszej części zrobił już to poprawnie. Następna część występu aż do kłusu wyciągniętego wyszła nam świetnie i byłam zadowolona. Niestety dałam Dumajowi zbyt mało wodzy, by mógł wyciągnąć dostatecznie szyję i kłus nie wyszedł idealnie. Dalej wszystko szło po naszej myśli. Dastine robił ćwiczenia dobrze i poprawnie, może zdawał zobie sprawę z powagi zawodów. Następna miała być serpentyna o dwóch łukach, więc popędziłam Dumaja do kontragalopu, aby zrobił pierwszy łuk. Był on jednak za krótki, by być uważany za prawidłowy. Dalsza część występu udała nam się aż do galopu wyciągniętego. Dumaj wystawiał łydki zbyt do przodu, zawsze miał z tym problem. Wszystko następnie było poprawne i cieszyłam się, że powoli zbliżamy się do końca. Wracjąc do występu, następną częścią programu było wjechanie po linii środkowej na środek. Byłam tak pewna tego, że dam sobie z tym radę, że nawet niezbyt skupiłam się na wykonywaniu tej czynności, przez co minęliśmy się z linią środkową o całe dwa metry. Byłam w szoku, lecz z udawaną pewnością siebie wymalowaną na twarzy pognałam Dumaja do kłusu pośredniego, a następnie do kłusu zebranego. Gwałtownie zatrzymałam konia, on stał dumnie i pewnie nieruchomo, a ja się ukłpewnie, kończąc nasz program. Opuściłam czworobok stępem, klepięc Dastine'a po szyi i z pełnym nadziei sercem na choćby wyrożnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz