środa, 6 kwietnia 2016

Od Chrlotte do Louis

MOŻE OPROWADZĘ?

Właśnie szłam z psami do stajni zobaczyć mojego pierwszego konia...nie miałam jeszcze co prawda sprzętu, ale jak tylko zarobię kupię mu wszystko, na co mi starczy. Mój koń będzie miał multum szczotek, kopystek, może z dwa siodła i ogłowia, kilka czapraków i dużo owijek i tego typu dodatków. Nie wiem dlaczego, wiem, że tak będzie. Moje bordery patrzyły na mnie z zaciekawieniem. Szliśmy przez pole, więc spuściłam je na moment ze smyczy. Kiedy wydałam wszystkim pięciu nagle komendę 'siad', wszystkie psy odwróciły się i przysiadły. Kliknęłam kilka razy klikerem, który później schowałam do torby. Jeżeli psy są nauczone, że klik oznacza pochwałę, to teraz muszę wszędzie chodzić z nim, jeżeli zabieram ze sobą psy. Pole o tej porze roku nie wyglądało jeszcze ciekawie. Trawa nie zdążyła jeszcze wyrosnąć, na polu dopiero siali zboże. Z mojego domu do stajni przez pole jest kilometr, no, może nie cały... W każdym razie po drodze moje psy zdążą się wybiegać, złapać frysbee, czy piłeczkę i wykonać kilka komend. A ja zdążę dojść do stajni na czas tylko wtedy, kiedy się pospieszę...
- Madame, co ty tam znowu masz...?
Zaciekawiło mnie to, że suczka oddaliła się od 'sfory' i zaszczekała wkładając co jakiś czas pysk w wykopaną przez siebie dziurę. Podeszliśmy do niej. Ha! Dopalacze! Natychmiast zadzwoniłam na policję.
- Panie Jones? To ja, Charlotte...
- Witam panno Clavadetschear.
- Madame...znaczy Pride Prise znalazła na polu dopalacze. Wie pan, sierżant często zabiera ją na komisariat, aby przeszukiwała przestępców.
- To ta suczka? Dobrze, proszę podać adres. Już jedziemy...
Podałam mniej więcej adres domu, za którym było pole. Poczekałam na nich chwilę i mogłam iść z psami, a ja dostałam małą nagrodę pieniężną. Zawsze mam łapówki w zamian za pożyczanie im suni. Taka młoda, a taka mądra. Cóż, do stajni było jeszcze kilka kroków po chodniku, więc wzięłam już psy na smycze. Raczej nie pogryzą nikogo, ani nic w tym stylu, po prostu mogą przez nieuwagę wpaść pod samochód. Wreszcie dotarłam do stajni i odetchnęłam z ulgą. Emirant był wolny i stał sobie w boksie. Póki nie mam sprzętu mojej Macedonii, muszę zadowolić się jeszcze nim. Właśnie, miałam zobaczyć Macedonię! Stała pewnie w części stajni dla koni prywatnych. Spotkałam tak Rosal, musiałam coś podpisać i przywiązałam psy do bosku Macedonii.
- Hej mała...
Pogłaskałam konia, który nerwowo strzygł uszami. Pewnie nie zdążyła się jeszcze przyzwyczaić do nowego otoczenia, a ja byłam jej jeszcze przecież nieznajoma. Miała prawo się denerwować. Pogłaskałam ją po szyi. Rżała z zadowoleniem, chyba lubi pieszczoty. Zaniepokoiło mnie jednak to, że miała odciśnięty popręg na brzuchu i ślad po ogłowiu na nosie. Wcześniejszy właściciel musiał źle ją siodłać. Nie miała kantara, pożyczyłam więc na chwilę jakiś stajenny, a klacz spłoszyła się gotowa do ataku. Boi się kantara? To co dopiero z ogłowiem! Ach, to będzie ciężka praca... Dam jej odpocząć. Wpuściłam jeszcze jednego psa do jej boksu. Nie bała się, pewnie mieszkała z psami na jednym terenie. Wzięłam psy na smycze i poszłam na lewą stronę stajni. Wtem zobaczyłam chyba nowego chłopaka.
- Hej. Jesteś nowy?
Uśmiechnęłam się zaczepiając go.

<Louis?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy