DO KLUBU BEZ SZPILEK
Wróciłam do domu, zadowolona, że Leo przystał na moją propozycję. Wzięłam prysznic, umyłam włosy i wysuszyłam je suszarką. Ubrałam czarne przetarte spodnie z dziurami na kolana oraz obcisłą białą bluzkę na ramiączkach i czarne futerko. Wyglądałam trochę jak żona dilera narkotyków, więc przebrałam się (od autorki: kto chce wyglądać jak żona dilera? *podnosi ręke*). Koniec końców ubrałam sukienkę
i zwykłe czarne trampki oraz wyprostowałam swoje platynowe włosy. Nienawidzę szpilek, kto w ogóle je lubi?
Poszłam na przystanek autobusowy i najbliższym autobusem pojechachałam do Stajni Nimfy. Zobaczyłam porządnie ubranego Leona, widocznie czekającego już na mnie przed budynkiem.
- To co? Jedziemy? - zapytał mnie, trzymając w dłoni telefon komórkowy, a ja przytaknęłam, uśmiechając się. - Zadzwonię po taksówkę.
Po kilkunastu minutach staliśmy przed klubem, muzyka dudniła już na zewnątrz.
- Łoł - westchnęłam, powracając myślami do przeszłości i wybryków na studiach. - Chodź.
Szturchnęłam Leo i weszliśmy do klubu uprzednio płacąc należne pieniądze.
<Leon?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz