KRYCIE
Dziś wielki i zarazem smutny dzień. Muszę sprzedać klacz, która zaraz będzie źrebna. Jest dość skoczna, więc kryję ją też ogierem, który jest idealnym wręcz skoczkiem. Ale z drugiej strony to nawet cieszę się, że będę miał coś po Sawie. Klaczkę, albo ogierka, nie wiem. Wiem, że będzie arabo - hanowerem. To będzie konik niesamowicie zwinny, skoczny i dość szybki, pewnie temperamentny jak Sawa i posłuszny jak Emirant. Już się cieszę, jeszcze tak niedawno Bandeere de Campange był kochanym źrebaczkiem wręcz uwielbianym przez moją arabską klacz. Teraz prowadzę ją na małą ujeżdżalnię. Otwieram drzwi, gdzie czeka już Rosal z Emirantem. Ogier poderwał się nerwowo. Machnąłem głową na znak, żebyśmy wyszli na zewnątrz. Puściłem klacz, a Ros odpięła ogiera z wiązu i wyszliśmy.
- Co z weterynarzem?
Spytała Rosal.
- Mój nauczyciel zaraz tu będzie.
Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Chodzę do liceum weterynaryjnego. W prawdzie nie obniżają średniej za nie chodzenie na lekcje, ale lubię tam chodzić.
Wzruszyłem ramionami. Jestem tam przynajmniej trzy - cztery razy w tygodniu. Dlatego tak dużo jazd mi przepada. Uchyliłem drzwi ujeżdżalni. Klacz podbiła zadem i próbowała kopnąć ogiera, goniącego ją i zagającego w rogi.
- Pomóc ci, Emirancie?
Zaśmiałem się i zawiązałem klacz do jakiegoś poziomego słupka. Teraz krycie mogło się udać. Przybył weterynarz i zbadał klacz jeszcze na ujeżdżalni.
- Mhm. Udane.
Wymamrotał tylko. Poprosiłem jeszcze o ogólne zbadanie wszystkich moich koni. W tym czasie zaprowadziłem Sawę do boksu, a Ros Emiranta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz