TRUDNE CHWILE
Wybiegłam z sali za Carą robiąc mały raban. Wszystkie oczy skierowane były na mnie. Potem masa szeptów. Miałam to w dupie. Pobiegłam szybko kierując się po uchylonych drzwiach. W końcu zobaczyłam Carę.
-To dupki, nie przejmuj się, nie musisz nikomu na nim odpowiadać, pamiętaj, to ty układasz zasady i nikt do niczego cię nie zmusi, może tylko zaproponować. Wiem straciłaś Zayna, ale nie tylko ty tak, masz życie toczy się dalej..
<Cara?>
wtorek, 31 maja 2016
Od Sophie -PRACA
PRACA
Powoli weszłam na teren Stajni Nimfy, rozglądając się naokoło. Dawno mnie tutaj nie było, musiałam sprzedać Heven, a to wszystko przez te cholerne szkolenia...
Weszłam do biura Rosal, przedtem pukając do drzwi.
- Hej Rosal. Idę ogarnąć stajnię, a później trochę pojeżdżę. - powiedziałam.
- Dobra. - odparła, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Skierowałam się do siodlarni i zabrałam się za czyszczenie sprzętu. Właśnie czyściłam siodło Domeny, gdy zauważyłam, że sprzęt ma poważne uszkodzenia. Szybkim krokiem skierowałam się do biura Rosal.
- Siodło Domeny jest uszkodzone. Trzeba by było je naprawić, albo kupić nowe. - oznajmiłam.
- Dobrze, zajmę się tym. - spojrzała na mnie, następnie zapisała coś w notesie. Wróciłam więc do siodlarni.
Gdy skończyłam czyścić wszystkie siodła, zabrałam się za szorowanie czapraków, owijek, ochraniaczy i nauszników. Niektóre były nieco poniszczone, tu nitka się zerwała, tam materiał był czymś poplamiony... to też oczywiście zgłosiłam do właścicielki. Gdy skończyłam, wszystko starannie poukładałam, zamiotłam podłogę i opuściłam pomieszczenie.
Podeszłam do stogu siana i wyciągnęłam z niego moją torbę. Wyjęłam z niej jabłko i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam, ogryzkę wyrzuciłam do śmietnika, a sama weszłam do stajni. Przywitało mnie głośne, radosne rżenie. Zauważyłam nowe konie, natomiast kilku nie było... miałam nadzieję, że Rosal oddała je w dobre ręce. Otworzyłam wszystkie boksy i zagoniłam konie na pastwiska, natomiast sama zabrałam się do czyszczenia boksów.
Powoli weszłam na teren Stajni Nimfy, rozglądając się naokoło. Dawno mnie tutaj nie było, musiałam sprzedać Heven, a to wszystko przez te cholerne szkolenia...
Weszłam do biura Rosal, przedtem pukając do drzwi.
- Hej Rosal. Idę ogarnąć stajnię, a później trochę pojeżdżę. - powiedziałam.
- Dobra. - odparła, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Skierowałam się do siodlarni i zabrałam się za czyszczenie sprzętu. Właśnie czyściłam siodło Domeny, gdy zauważyłam, że sprzęt ma poważne uszkodzenia. Szybkim krokiem skierowałam się do biura Rosal.
- Siodło Domeny jest uszkodzone. Trzeba by było je naprawić, albo kupić nowe. - oznajmiłam.
- Dobrze, zajmę się tym. - spojrzała na mnie, następnie zapisała coś w notesie. Wróciłam więc do siodlarni.
Gdy skończyłam czyścić wszystkie siodła, zabrałam się za szorowanie czapraków, owijek, ochraniaczy i nauszników. Niektóre były nieco poniszczone, tu nitka się zerwała, tam materiał był czymś poplamiony... to też oczywiście zgłosiłam do właścicielki. Gdy skończyłam, wszystko starannie poukładałam, zamiotłam podłogę i opuściłam pomieszczenie.
Podeszłam do stogu siana i wyciągnęłam z niego moją torbę. Wyjęłam z niej jabłko i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam, ogryzkę wyrzuciłam do śmietnika, a sama weszłam do stajni. Przywitało mnie głośne, radosne rżenie. Zauważyłam nowe konie, natomiast kilku nie było... miałam nadzieję, że Rosal oddała je w dobre ręce. Otworzyłam wszystkie boksy i zagoniłam konie na pastwiska, natomiast sama zabrałam się do czyszczenia boksów.
Od Victor'a CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
-Tak, tak -powiedziałem -wsiadaj do samochodu, ja prowadzę -powiedziałem kierując się do auta. Otworzyłem jej drzwi. Wsiadła. Ruszyłem.
-Jakiego konia byś chciał? -zapytała.
-Fajnego.
-Fajnego? Tylko na tyle cię stać? -zakpiła.
-No żeby był wysoki i...
-Typowy facet -burknęła pod nosem.
-Co? -chciałem żeby powtórzyła.
-A charakter, może rasa, wolisz sportowego czy chcesz popatrzeć jak sie pasie?..
-Wyścigowy oczywiście..
<Aria?>
-Tak, tak -powiedziałem -wsiadaj do samochodu, ja prowadzę -powiedziałem kierując się do auta. Otworzyłem jej drzwi. Wsiadła. Ruszyłem.
-Jakiego konia byś chciał? -zapytała.
-Fajnego.
-Fajnego? Tylko na tyle cię stać? -zakpiła.
-No żeby był wysoki i...
-Typowy facet -burknęła pod nosem.
-Co? -chciałem żeby powtórzyła.
-A charakter, może rasa, wolisz sportowego czy chcesz popatrzeć jak sie pasie?..
-Wyścigowy oczywiście..
<Aria?>
Od Hailie CD Charlotte
ŹREBAKI
-Jest bardzo młodziutka, trudno to określić, lecz sądząc po matce to raczej ujeżdżenie. Ma ładny ruch. -powiedziałam wypuszczając klaczkę. Trochę się z nią podroczyłam i pobawiłam. Dziewczyna przyłączyła się do zabawy.
-Myślisz, że prędkość i ujeżdżenie to dobry wybór? -zapytała mnie.
-Jak kto woli. Mi bardziej pasują skoki i wg, ale ważne to co ty lubisz. Może porobimy coś razem?
<Charlotte?>
-Jest bardzo młodziutka, trudno to określić, lecz sądząc po matce to raczej ujeżdżenie. Ma ładny ruch. -powiedziałam wypuszczając klaczkę. Trochę się z nią podroczyłam i pobawiłam. Dziewczyna przyłączyła się do zabawy.
-Myślisz, że prędkość i ujeżdżenie to dobry wybór? -zapytała mnie.
-Jak kto woli. Mi bardziej pasują skoki i wg, ale ważne to co ty lubisz. Może porobimy coś razem?
<Charlotte?>
Od Charlotte CD Hailie
ŹREBAKI
Przytaknęłam głową na to pytanie. A raczej na dwa pytania, czy jestem Charlotte i czy ja mam zostać nową trenerką. Na obydwa pytania odpowiedź to 'tak'. Odwróciłam się w stronę klaczy, która jadła coś z mojej kieszeni.
- Hej! - machnęłam ręką odpędzając Golden - Tak, będę trenerką.
- A można wiedzieć, w czym?
Spytała dziewczyna zaganiając klacz do kłusa.
- W ujeżdżeniu i prędkości. Chyba.
Odpowiedziałam. Źrebaczek wierzgał wesoło wokół matki, ale zaraz przestraszył się, jak bat za jej zadem przeciął powietrze. Ona musi jeszcze tyle się nauczyć...
- Jak myślisz, w czym będzie przodowała Gray Rose? Chodzi o umiejętności...
Spytałam nagle Hailie, która akurat kończyła galop z końmi.
<Hailie?>
Przytaknęłam głową na to pytanie. A raczej na dwa pytania, czy jestem Charlotte i czy ja mam zostać nową trenerką. Na obydwa pytania odpowiedź to 'tak'. Odwróciłam się w stronę klaczy, która jadła coś z mojej kieszeni.
- Hej! - machnęłam ręką odpędzając Golden - Tak, będę trenerką.
- A można wiedzieć, w czym?
Spytała dziewczyna zaganiając klacz do kłusa.
- W ujeżdżeniu i prędkości. Chyba.
Odpowiedziałam. Źrebaczek wierzgał wesoło wokół matki, ale zaraz przestraszył się, jak bat za jej zadem przeciął powietrze. Ona musi jeszcze tyle się nauczyć...
- Jak myślisz, w czym będzie przodowała Gray Rose? Chodzi o umiejętności...
Spytałam nagle Hailie, która akurat kończyła galop z końmi.
<Hailie?>
poniedziałek, 30 maja 2016
Zajeżdżanie 1 - praca z ziemi - Bazylia
Bazylia była u nas już parę dobrych tygodni. Na początku nikt nie męczył jej ćwiczeniami, dając jej czas na przyzwyczajenie się do nowego miejsca, ale już wystarczy. Tego konia nie można było nawet wyczyścić, stała prawie cały czas na pastwiskach, a gdy tylko zbliżał się do niej personel czy klienci dosłownie wariowała. W boksie było jeszcze gorzej.
Jakimś cudem dzisiaj stała w boksie, opanierowana minimum 3 centymetrową warstwą błota. W ręce miała halter i linę treningową. Normalnie nie bawię się w takie rzeczy, ale nie wyobrażam sobie brać ją teraz na lonżę na kawecanie, a co dopiero ogłowiu.
Powoli otworzyłam drzwi. Bazylia widząc mnie skuliła się od razu w koncie i położyła po sobie uczy, patrząc wściekle jak naruszam 'jej' terytorium. Ręce miałam opuszczone luźno wzdłuż ciała, a widząc zachowanie klaczy od razu wbiłam wzrok w poidło.
Podeszłam kilka kroków i przymknęłam za sobą drzwi. Klacz nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, a zaraz potem zaczęła rozkopywać słomę przednią nogą. Nie reagowałam na to, po prostu stałam.
Po dobrych 10 jak nie 15 minutach zrobiłam kolejne kroki do przodu. Klacz wtuliła się w ścianę jeszcze bardziej i podskoczyła tylnymi nogami.
-Już dobrze, nic Ci nie zrobię.-powiedziałam i wyciągnęłam dłoń z marchewką.
Klacz podrzuciła łeb do góry i wytrzeszczyła oczy tak, że było jej widać białka.
-Wiem, że chcesz.-powiedziałam i zrobiłam malutki krok w jej kierunku.
Tym razem Bazyla wyciągnęła jak najbardziej szyję, byleby do mnie nie podchodzić, złapała marchew i z prędkością światła cofnęła głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Widzisz, nie gryzę.-wyszeptałam i podniosłam oczy.
Przez chwilę lustrowałyśmy się z koniem (tak, dosłownie lustrowała mnie wzrokiem), ostatecznie podeszłam jeszcze kawałek. Zrobiłam głęboki wydech i obróciłam się bokiem.
Z początku Bazylka nie była z tego powodu zadowolona, ale po chwili znowu stanęła w miarę spokojnie. Mozolnymi ruchami zaczęłam zakładać halter i zawiązywać pasek. Gdy klacz poczuła obcy materiał od razu wbiła się w ścianę, ale w już było za późno, żeby uwolnić się od tego 'czegoś'.
Odeszłam pod drzwi boksu i stałam, czekając aż z powrotem będzie (jak na nią) spokojna. Musiałam znowu poczekać koło 15 minut, żeby do niej podejść. Kolejne 10 zawiązywałam linkę, a 20 zajęło mi przejście z nią kilku kroczków.
W końcu (cudem) dotarłyśmy do drzwi boksu. Gdy Bazylia zobaczyła je otwarte od razu wystrzeliła, chcąc biec na pastwisko, ale ja trzymałam już linę mocno w rękach, spodziewając się takiego ruchu z jej strony.
Klacz czując nacisk na kość nosową odwróciła się do mnie i starała się wyrwać. Kilka razy stanęła dęba, cofając się przy okazji. Dla bezpieczeństwa wyszłam z boksu i stanęłam naprzeciwko niej w bezpiecznej odległości.
Spuściłam wzrok i po prostu zaczęłam iść na biały, duży round pen, ponieważ był najdalej od pastwisk. Bazylia nie mogła znieść tego, że nie może dołączyć do reszty stada.
Gdy tylko poczułam, że nacisk na linkę się zmniejsza, chwyciłam ją mocniej. Dobrze przewidziałam jej zachowanie, bo po chwili klacz przemknęła mi przed oczami, wyrywając się do przodu. Ja tylko trzymałam linę i szłam dalej powoli, nie zwracając uwagi na szarpiącego się konia.
Czułam się, jakby minęła wieczność, od kiedy ruszyłyśmy spod stajni, ale w końcu dotarłyśmy do małej, ogrodzonej przestrzeni.
Gdy tylko zamknęłam za sobą bramę i puściłam konia luzem, klacz odbiegła ode mnie jak najdalej i zaczęłam galopować dokoła, strzelając co chwilę baranki. Nie patrzyłam na nią, po prostu stała i czekałam, aż zacznie zwalniać.
Po kilku szaleńczych kołach koń przeszedł do kłusa. ale ja strzeliłam za nią batem, a Bazylia wystrzeliła galopem. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy, aż w końcu usłyszałam ciężki oddech konia.
Spojrzałam na wierzchowca. Opuściła nisko głowę i zerkała na mnie. Położyłam bat na piasku, a zamiast niego wzięłam do ręki linę. I znowu po prostu stałam. Stałam i czekałam.
Kątem oka widziałam, jak klacz zdziwiona zatrzymuje się i patrzy na mnie, a po chwili podchodzi do miejsca w którym stałam. Wyciągnęłam w jej kierunku rękę. Powąchała ją i podniosła głowę wyżej, patrząc mi w oczy.
Zawiązałam linkę i wyszłam z round pen'a. Bazylka była tak zmęczona, że nawet nie wyrywała się. Szła w bezpiecznej, dla niej, odległości ode mnie i rozglądała się dokoła. Przed wejściem zatrzymałyśmy się.
Wzięłam do ręki metalowe zgrzebło i wyczesałam większość zaklejek. Przejechałam potem iglakiem i wmasowałam trochę wcierki chłodzącej w jej nogi i grzbiet. Odprowadziłam klacz do boksu, ale gdy ta tylko poczuła, że nic na sobie nie ma odskoczyła ode mnie. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na nią lekko załamana, ale przekonana, że jeszcze uda mi się ja ujarzmić.
Ale do tego jeszcze długa droga.
Jakimś cudem dzisiaj stała w boksie, opanierowana minimum 3 centymetrową warstwą błota. W ręce miała halter i linę treningową. Normalnie nie bawię się w takie rzeczy, ale nie wyobrażam sobie brać ją teraz na lonżę na kawecanie, a co dopiero ogłowiu.
Powoli otworzyłam drzwi. Bazylia widząc mnie skuliła się od razu w koncie i położyła po sobie uczy, patrząc wściekle jak naruszam 'jej' terytorium. Ręce miałam opuszczone luźno wzdłuż ciała, a widząc zachowanie klaczy od razu wbiłam wzrok w poidło.
Podeszłam kilka kroków i przymknęłam za sobą drzwi. Klacz nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, a zaraz potem zaczęła rozkopywać słomę przednią nogą. Nie reagowałam na to, po prostu stałam.
Po dobrych 10 jak nie 15 minutach zrobiłam kolejne kroki do przodu. Klacz wtuliła się w ścianę jeszcze bardziej i podskoczyła tylnymi nogami.
-Już dobrze, nic Ci nie zrobię.-powiedziałam i wyciągnęłam dłoń z marchewką.
Klacz podrzuciła łeb do góry i wytrzeszczyła oczy tak, że było jej widać białka.
-Wiem, że chcesz.-powiedziałam i zrobiłam malutki krok w jej kierunku.
Tym razem Bazyla wyciągnęła jak najbardziej szyję, byleby do mnie nie podchodzić, złapała marchew i z prędkością światła cofnęła głowę. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Widzisz, nie gryzę.-wyszeptałam i podniosłam oczy.
Przez chwilę lustrowałyśmy się z koniem (tak, dosłownie lustrowała mnie wzrokiem), ostatecznie podeszłam jeszcze kawałek. Zrobiłam głęboki wydech i obróciłam się bokiem.
Z początku Bazylka nie była z tego powodu zadowolona, ale po chwili znowu stanęła w miarę spokojnie. Mozolnymi ruchami zaczęłam zakładać halter i zawiązywać pasek. Gdy klacz poczuła obcy materiał od razu wbiła się w ścianę, ale w już było za późno, żeby uwolnić się od tego 'czegoś'.
Odeszłam pod drzwi boksu i stałam, czekając aż z powrotem będzie (jak na nią) spokojna. Musiałam znowu poczekać koło 15 minut, żeby do niej podejść. Kolejne 10 zawiązywałam linkę, a 20 zajęło mi przejście z nią kilku kroczków.
W końcu (cudem) dotarłyśmy do drzwi boksu. Gdy Bazylia zobaczyła je otwarte od razu wystrzeliła, chcąc biec na pastwisko, ale ja trzymałam już linę mocno w rękach, spodziewając się takiego ruchu z jej strony.
Klacz czując nacisk na kość nosową odwróciła się do mnie i starała się wyrwać. Kilka razy stanęła dęba, cofając się przy okazji. Dla bezpieczeństwa wyszłam z boksu i stanęłam naprzeciwko niej w bezpiecznej odległości.
Spuściłam wzrok i po prostu zaczęłam iść na biały, duży round pen, ponieważ był najdalej od pastwisk. Bazylia nie mogła znieść tego, że nie może dołączyć do reszty stada.
Gdy tylko poczułam, że nacisk na linkę się zmniejsza, chwyciłam ją mocniej. Dobrze przewidziałam jej zachowanie, bo po chwili klacz przemknęła mi przed oczami, wyrywając się do przodu. Ja tylko trzymałam linę i szłam dalej powoli, nie zwracając uwagi na szarpiącego się konia.
Czułam się, jakby minęła wieczność, od kiedy ruszyłyśmy spod stajni, ale w końcu dotarłyśmy do małej, ogrodzonej przestrzeni.
Gdy tylko zamknęłam za sobą bramę i puściłam konia luzem, klacz odbiegła ode mnie jak najdalej i zaczęłam galopować dokoła, strzelając co chwilę baranki. Nie patrzyłam na nią, po prostu stała i czekałam, aż zacznie zwalniać.
Po kilku szaleńczych kołach koń przeszedł do kłusa. ale ja strzeliłam za nią batem, a Bazylia wystrzeliła galopem. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy, aż w końcu usłyszałam ciężki oddech konia.
Spojrzałam na wierzchowca. Opuściła nisko głowę i zerkała na mnie. Położyłam bat na piasku, a zamiast niego wzięłam do ręki linę. I znowu po prostu stałam. Stałam i czekałam.
Kątem oka widziałam, jak klacz zdziwiona zatrzymuje się i patrzy na mnie, a po chwili podchodzi do miejsca w którym stałam. Wyciągnęłam w jej kierunku rękę. Powąchała ją i podniosła głowę wyżej, patrząc mi w oczy.
Zawiązałam linkę i wyszłam z round pen'a. Bazylka była tak zmęczona, że nawet nie wyrywała się. Szła w bezpiecznej, dla niej, odległości ode mnie i rozglądała się dokoła. Przed wejściem zatrzymałyśmy się.
Wzięłam do ręki metalowe zgrzebło i wyczesałam większość zaklejek. Przejechałam potem iglakiem i wmasowałam trochę wcierki chłodzącej w jej nogi i grzbiet. Odprowadziłam klacz do boksu, ale gdy ta tylko poczuła, że nic na sobie nie ma odskoczyła ode mnie. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na nią lekko załamana, ale przekonana, że jeszcze uda mi się ja ujarzmić.
Ale do tego jeszcze długa droga.
Zajeżdżanie 4 - Le Quanchito
Le Quanchito
Ubierałem już Quanchitowi ogłowie. Nie opierał się już tak jak wczoraj, tylko nadal nie chciał otworzyć pyska. Dopiero po lekkim masażu dziąseł wreszcie się udało. Pozapinałem wszystkie paski i włożyłem ogierowi na grzbiet czaprak. Miał też nowiutkie ochraniacze, do których przyzwyczaił się już wczoraj wieczorem, a nie było to trudne, bo koń jest posłuszny i nie wyrywał nóg. Wcześniej wyczyściłem go nowym sprzętem. Chito wyglądał na bardzo zadowolonego. Zaprowadziłem go na mokrą, dużą ujeżdżalnię, tą na dworze. Wziąłem ze sobą lonżę, bat i...siodło. Tak, to ten dzień. Dzień, w którym założę mu jego nowiutkie siodełko. Podczas drogi obwąchiwał je z zaciekawieniem i lekkim strachem. Na ujeżdżalni byliśmy sami. Całe szczęście, bo mogłem nie obawiać się o to, że koń będzie rozkojarzony obecnością innych koni. Na płot przewiesiłem siodło, zapiąłem lonżę koniowi i machnąłem batem. Szedł pięć metrów ode mnie, mógł sobie na to pozwolić. Jedno takie koło stępa trwało około dziesięciu minut, więc zaraz po dotarciu w miejsce, z którego wystartowaliśmy - kazałem ogierowi zakłusować. Szedł płynnie i z werwą. Co jakiś czas żuł nerwowo wędzidło, przeszkadzało mu jeszcze... Po jakimś czasie się przyzwyczai, wystarczy, że będzie dawał je sobie zakładać. Obawiam się, że na początek nie będę mógł dociągnąć zbytnio popręgu, bo zdenerwuje się. Po kilku minutach zagalopowaliśmy. Niezbyt szybko, bo troszeczkę Quanchita hamowałem. Szedł bardziej w przód, niż w górę. I to mi się w jego galopie najbardziej podoba! Zanim zrobiliśmy to samo w drugą stronę, zamierzałem zrobić koniowi mały teścik. Testowałem jego odwagę. Miałem kilka przedmiotów, które mój koń mógłby uznać za straszne. Potrząsałem foliowymi torebkami, miałem worki na śmieci, które rozłożyłem na podłożu i koń musiał pokonywać je bez skakania, czy płoszenia się. Całkiem dobrze sobie radził, nie zaprzeczę. Spłoszył się może dwóch, albo trzech rzeczy na dwadzieścia. Poklepałem go i teraz zamierzałem zobaczyć, czy łatwo zawrzeć z nim współpracę. Ułożyłem tor z drągów, tak jakby dróżkę ułożoną z drągów. Nie trzymając Quanchita za wodze, zawołałem, aby przechodził tor za mną. Robił to, ale z wielką niechęcią i tylko dlatego, że mu kazałem. Przejdźmy do decydującego momentu. Teraz sprawdzimy, czy koń jest mi ufa. Głaskałem go po grzbiecie. Wziąłem podest i hyc! Zarzuciłem nogę na jego grzbiet. Co jakiś czas przenosiłem ciężar, jednak nie robiłem nic więcej. Koń nie wytrzymał długo. Niemal natychmiast uciekł do przodu. Cóż, niezbyt mi ufa...ale musi się nauczyć. Jest jeszcze młody, ma prawo. Z wiekiem mu przyjdzie. Podszedł do mnie za zawołaniem. Wziąłem do rąk siodło. Mógł je wąchać tak długo, aż przestał się bać. Założyłem je lekko na grzbiet. Nie zareagował źle, cofnął się tylko kilka kroków. Podszedłem i zacząłem masować go popręgiem po brzuchu. Był już przyczepiony z jednej strony do siodła. Zapiąłem po pierwszych dziurkach. Koń nic nie wyczuł. Drugie, trzecie, czwarte. Tu zaczął się upominać, że coś właśnie dotknęło jego brzucha. Zanim ciaśniej zapiąłem popręg, przesuwałem siodło w lewo, w prawo, w przód i tył. Było ok. Dopiąłem jeszcze po dziurce i wziąłem konia na lonżę. Nie chciał z początku w ogóle iść, ale powietrze przeciął bat. Drgnął zdenerwowany i ruszył gwałtownym stępem. Uspokoiłem go nieco. Później kłus, który poszedł już lepiej. A później, już idealny galop. Skoczył też jeszcze małą przeszkodę. Koń był całkowicie ubrany - jak do normalnej jazdy. Zaczynał się przyzwyczajać, doskonale można było to wyczuć. Rozsiodłałem go i wypuściłem na pastwisko. Kawał dobrej roboty.
Ubierałem już Quanchitowi ogłowie. Nie opierał się już tak jak wczoraj, tylko nadal nie chciał otworzyć pyska. Dopiero po lekkim masażu dziąseł wreszcie się udało. Pozapinałem wszystkie paski i włożyłem ogierowi na grzbiet czaprak. Miał też nowiutkie ochraniacze, do których przyzwyczaił się już wczoraj wieczorem, a nie było to trudne, bo koń jest posłuszny i nie wyrywał nóg. Wcześniej wyczyściłem go nowym sprzętem. Chito wyglądał na bardzo zadowolonego. Zaprowadziłem go na mokrą, dużą ujeżdżalnię, tą na dworze. Wziąłem ze sobą lonżę, bat i...siodło. Tak, to ten dzień. Dzień, w którym założę mu jego nowiutkie siodełko. Podczas drogi obwąchiwał je z zaciekawieniem i lekkim strachem. Na ujeżdżalni byliśmy sami. Całe szczęście, bo mogłem nie obawiać się o to, że koń będzie rozkojarzony obecnością innych koni. Na płot przewiesiłem siodło, zapiąłem lonżę koniowi i machnąłem batem. Szedł pięć metrów ode mnie, mógł sobie na to pozwolić. Jedno takie koło stępa trwało około dziesięciu minut, więc zaraz po dotarciu w miejsce, z którego wystartowaliśmy - kazałem ogierowi zakłusować. Szedł płynnie i z werwą. Co jakiś czas żuł nerwowo wędzidło, przeszkadzało mu jeszcze... Po jakimś czasie się przyzwyczai, wystarczy, że będzie dawał je sobie zakładać. Obawiam się, że na początek nie będę mógł dociągnąć zbytnio popręgu, bo zdenerwuje się. Po kilku minutach zagalopowaliśmy. Niezbyt szybko, bo troszeczkę Quanchita hamowałem. Szedł bardziej w przód, niż w górę. I to mi się w jego galopie najbardziej podoba! Zanim zrobiliśmy to samo w drugą stronę, zamierzałem zrobić koniowi mały teścik. Testowałem jego odwagę. Miałem kilka przedmiotów, które mój koń mógłby uznać za straszne. Potrząsałem foliowymi torebkami, miałem worki na śmieci, które rozłożyłem na podłożu i koń musiał pokonywać je bez skakania, czy płoszenia się. Całkiem dobrze sobie radził, nie zaprzeczę. Spłoszył się może dwóch, albo trzech rzeczy na dwadzieścia. Poklepałem go i teraz zamierzałem zobaczyć, czy łatwo zawrzeć z nim współpracę. Ułożyłem tor z drągów, tak jakby dróżkę ułożoną z drągów. Nie trzymając Quanchita za wodze, zawołałem, aby przechodził tor za mną. Robił to, ale z wielką niechęcią i tylko dlatego, że mu kazałem. Przejdźmy do decydującego momentu. Teraz sprawdzimy, czy koń jest mi ufa. Głaskałem go po grzbiecie. Wziąłem podest i hyc! Zarzuciłem nogę na jego grzbiet. Co jakiś czas przenosiłem ciężar, jednak nie robiłem nic więcej. Koń nie wytrzymał długo. Niemal natychmiast uciekł do przodu. Cóż, niezbyt mi ufa...ale musi się nauczyć. Jest jeszcze młody, ma prawo. Z wiekiem mu przyjdzie. Podszedł do mnie za zawołaniem. Wziąłem do rąk siodło. Mógł je wąchać tak długo, aż przestał się bać. Założyłem je lekko na grzbiet. Nie zareagował źle, cofnął się tylko kilka kroków. Podszedłem i zacząłem masować go popręgiem po brzuchu. Był już przyczepiony z jednej strony do siodła. Zapiąłem po pierwszych dziurkach. Koń nic nie wyczuł. Drugie, trzecie, czwarte. Tu zaczął się upominać, że coś właśnie dotknęło jego brzucha. Zanim ciaśniej zapiąłem popręg, przesuwałem siodło w lewo, w prawo, w przód i tył. Było ok. Dopiąłem jeszcze po dziurce i wziąłem konia na lonżę. Nie chciał z początku w ogóle iść, ale powietrze przeciął bat. Drgnął zdenerwowany i ruszył gwałtownym stępem. Uspokoiłem go nieco. Później kłus, który poszedł już lepiej. A później, już idealny galop. Skoczył też jeszcze małą przeszkodę. Koń był całkowicie ubrany - jak do normalnej jazdy. Zaczynał się przyzwyczajać, doskonale można było to wyczuć. Rozsiodłałem go i wypuściłem na pastwisko. Kawał dobrej roboty.
niedziela, 29 maja 2016
Od Cary CD Hailie
TRUDNE CHWILE
-Wyniki będę w poniedziałek, czyli równie za dzień.- powiedział puszczając mi oczko na znak że dla Hailie poszło dobrze.
-Spoko.- odpowiedziałam z uśmiechem.- Wybaczcie na chwile.- ktoś do mnie wysłał sms.
Od Managera:
Chyba nie zapomniałaś o wywiadzie? Powinnaś już być na miejscu o 15. Ulica Dannis 37.
Tylko jak przeczytałam sms, od razu spojrzałam na zegarek który miałam na ręce. Była równie 16. Jak już wyszłyśmy z budynku od razu usiadłyśmy i pojechałyśmy do podanej przez mojego managera ulicy. Jak zwykle musiałam się przebrać w czerwoną sukienkę, a przez resztę czasu poprawiano mi fryzurę i makijaż. Siedząc na krześle przed lustrem, zauważyłam że dla Hailie zaczyna się nudzić więc zaczepiłam ją moim 'yoooo'.
-Yoooo! Hailie chodź na chwilkę.- powiedziałam a po chwili dziewczyna była obok mnie.- Zaraz będą mnie wołać, pójdziesz ze mną ale usiądziesz tam gdzie widownia aby nie było zamieszania..- dodałam.
~~~JAK WYWIAD JUŻ SIĘ ZACZĄŁ~~~
-A więc jak się czujesz?- spytała się mnie jakaś kobieta.
-Nawet dobrze.- odpowiedziałam z sztucznym uśmiechem.
-Powiedz mi jak sobie radzisz po stracie Zayn'a? Znalazłaś sobie kogoś?
Tylko jak zrozumiałam o co jej chodzi, spojrzałam się na nią zabójczym wzrokiem, a następnie mój wzrok powędrował na widownię.
-Jakoś se radzę.- warknęłam.- I nie muszę od razu być z kimś w związku, nawet jeśli media piszą że jestem.- dodałam unosząc głos.
Nie mogłam, po prostu nie mogłam wstałam z białego fotela i spokojnie opuściłam salę wychodząc tylnym wyjściem na parking.
<Hailie?>
-Wyniki będę w poniedziałek, czyli równie za dzień.- powiedział puszczając mi oczko na znak że dla Hailie poszło dobrze.
-Spoko.- odpowiedziałam z uśmiechem.- Wybaczcie na chwile.- ktoś do mnie wysłał sms.
Od Managera:
Chyba nie zapomniałaś o wywiadzie? Powinnaś już być na miejscu o 15. Ulica Dannis 37.
Tylko jak przeczytałam sms, od razu spojrzałam na zegarek który miałam na ręce. Była równie 16. Jak już wyszłyśmy z budynku od razu usiadłyśmy i pojechałyśmy do podanej przez mojego managera ulicy. Jak zwykle musiałam się przebrać w czerwoną sukienkę, a przez resztę czasu poprawiano mi fryzurę i makijaż. Siedząc na krześle przed lustrem, zauważyłam że dla Hailie zaczyna się nudzić więc zaczepiłam ją moim 'yoooo'.
-Yoooo! Hailie chodź na chwilkę.- powiedziałam a po chwili dziewczyna była obok mnie.- Zaraz będą mnie wołać, pójdziesz ze mną ale usiądziesz tam gdzie widownia aby nie było zamieszania..- dodałam.
~~~JAK WYWIAD JUŻ SIĘ ZACZĄŁ~~~
-A więc jak się czujesz?- spytała się mnie jakaś kobieta.
-Nawet dobrze.- odpowiedziałam z sztucznym uśmiechem.
-Powiedz mi jak sobie radzisz po stracie Zayn'a? Znalazłaś sobie kogoś?
Tylko jak zrozumiałam o co jej chodzi, spojrzałam się na nią zabójczym wzrokiem, a następnie mój wzrok powędrował na widownię.
-Jakoś se radzę.- warknęłam.- I nie muszę od razu być z kimś w związku, nawet jeśli media piszą że jestem.- dodałam unosząc głos.
Nie mogłam, po prostu nie mogłam wstałam z białego fotela i spokojnie opuściłam salę wychodząc tylnym wyjściem na parking.
<Hailie?>
Zajeżdżanie 3 - Le Quanchito
Le Quanchito
Dziś również chciałem udać się z koniem na Round Pen, ale to później. Teraz zapoznam ogierka z ogłowiem. Dokładnie, z wędzidłowym, kombinowanym ogłowiem. Nie będziemy zaczynać na czarnej wodzy, choć ten czort pewno jest zdolny do różnych ciekawych rzeczy... Nie chcę go krzywdzić, a z tymi wodzami to -mam nadzieję - tylko żart. Chociaż, nawet gdybym musiał ich używać, to bardzo delikatnie i tylko w trudnych sytuacjach. Wszedłem do boksu mojego ogiera, a Le Quanchito zaraz odwrócił się w moją stronę. Był przestraszony. Cofał się, bał się metalowego, podwójnie łamanego żelastwa, pasków... Dałem mu spokojnie do obejrzenia całe ogłowie. Po kilku minutach obwąchiwania, głaskania wędzidłem po pysku i tym podobne, ogier wreszcie poszedł do mnie już bez strachu. Powoli założyłem na jego uszy ogłowie, na razie odczepiłem wędzidło. Zapiąłem wszystko i bez stresu wyszliśmy z boksu. Ogier dał się prowadzić za wodze - obydwie, bo tak powinno się prowadzić konia. Przechadzaliśmy się tak po stajni. I nagle rozpętała się burza. Na dwór nie mogliśmy wyjść, huki piorunów były tak potężne, że trzeba było wziąć z pastwisk spłoszone konie. Zamknąłem Quanchita na chwilę na ujeżdżalni. Poleciałem po Magnata, Bianke i Sorayę. Bandeere sam za nami pobiegł, a Latte coś stało się z nogą i dziś nie była na pastwisku. Wpuściłem zmarznięte konie do boksów. Końmi ze stajni zajmowały się stajenne, reszta prywatnych była w stajni. Poleciałem z wędzidłem do zamkniętego na małej ujeżdżalni Le Quanchito. Ku mojemu zdziwieniu kłusował sobie beztrosko, jakby był na łące. Kiedy tylko wszedłem, pogalopował w moją stronę i zatrzymał się. Co prawda, miał ogłowie, ale był bez wędzidła, więc jakby się przestraszył, po prostu zerwałby ogłowie nie robiąc sobie krzywdy. Koń biegł za mną cały czas, nie miałem lonży, ani bata...ale to nawet lepiej. Zdjąłem koniowi ogłowie, zamocowałem wędzidło i spróbowaliśmy jeszcze raz. Z początku nie wiedział o co mi chodzi, kiedy podkładałem mu pod chrapy wędzidło. Był zdziwiony, że karzę mu 'jeść' coś niejadalnego. Pomasowałem palcami jego chrapy i spokojnie włożyłem mu palce z boków paszczy. W miejscu, gdzie konie nie mają zębów. Mocno zaciskał dziąsła i za nic nie dał delikatnie otworzyć pyska. Musiałem nacisnąć palcami na dolne dziąsła, co podziałało. Wtedy szybko włożyłem do jego pyska wędzidło. Zaczął żuć je nerwowo, miałem jakieś smakołyki, więc dałem mu kostkę cukru. Wreszcie nałożyłem ogłowie na uszy i zapiąłem odpowiednio. Prowadzałem ogiera dookoła małej ujeżdżalni. Wreszcie puściłem go, pogoniłem do kłusa i po kilkunastu kołach tego chodu do galopu. Dziś pierwszy trening skoków! Dziesięć stojaków i komplet czterdziestu drągów były przed ujeżdżalnią, tyle, że przed innym wyjściem z niej. Zaraz przyniosłem cztery stojaki i z pięć drągów. Ułożyłem najpierw dwie koperty z jednym wyskokiem. Koń niechętnie szedł, kiedy go prowadziłem, jak miał wędzidło w pysku. Dla sprawdzenia, czy rozumie, pociągnąłem lekko za lewą wodzę. Koń zwrócił się w lewo, więc rozumiał. Ależ mnie to ucieszyło! Pobiegłem obok niego na pierwsze niskie koperty, które były na skok - wyskok. Te miały z 30 centymetrów. Małe, ale cóż. Mój koń nie był dobrym skoczkiem. Trzeba to jednak wyćwiczyć. Hop, hop! Dobrze, ale strasznie krzywo się wybija. Ląduje o wiele lepiej, choć też nie najlepiej. Dopracujemy to innym razem, teraz patrzę na wysokość, jaką może pokonać. Podniosłem obydwie przeszkody na 50 cm. Z wielkim trudem nakłoniłem konia, aby przeskoczył tę przeszkodę. Usunąłem jedną. Została tylko jedna przeszkoda. Podniosłem na 60 cm. Tu już wymiękał. Wybił się z prędkiego galopu tak ciężko i niezgrabnie...zrzutka. Dobra, 50 centymetrów to widocznie jego szczyt. Mówi się trudno. Przejdźmy do prędkości. Wystarczy pogonić konia do galopu i cały czas gonić. Wtem przeszedł w ostry cwał i...jest mega szybki! Ten cwał był wydatny, jak u anglika! Jestem z niego dumny. Ustawiłem pięć niskich stacjonat (10 cm) i 20 cavaletti (również 10 cm), wszystko na skok - wyskok! Wytrzymałość to podstawa. Pogoniłem konia na przeszkody. Raz bezbłędnie, drugi, trzeci...przy siódmym razie zwolnił. Niesamowicie wytrzymały! Ale biegł dalej. Tak, dalej hopsał niziutkie drążki. Byłem dumny. Postępował chwilę i został wysłany do boksu.
Dziś również chciałem udać się z koniem na Round Pen, ale to później. Teraz zapoznam ogierka z ogłowiem. Dokładnie, z wędzidłowym, kombinowanym ogłowiem. Nie będziemy zaczynać na czarnej wodzy, choć ten czort pewno jest zdolny do różnych ciekawych rzeczy... Nie chcę go krzywdzić, a z tymi wodzami to -mam nadzieję - tylko żart. Chociaż, nawet gdybym musiał ich używać, to bardzo delikatnie i tylko w trudnych sytuacjach. Wszedłem do boksu mojego ogiera, a Le Quanchito zaraz odwrócił się w moją stronę. Był przestraszony. Cofał się, bał się metalowego, podwójnie łamanego żelastwa, pasków... Dałem mu spokojnie do obejrzenia całe ogłowie. Po kilku minutach obwąchiwania, głaskania wędzidłem po pysku i tym podobne, ogier wreszcie poszedł do mnie już bez strachu. Powoli założyłem na jego uszy ogłowie, na razie odczepiłem wędzidło. Zapiąłem wszystko i bez stresu wyszliśmy z boksu. Ogier dał się prowadzić za wodze - obydwie, bo tak powinno się prowadzić konia. Przechadzaliśmy się tak po stajni. I nagle rozpętała się burza. Na dwór nie mogliśmy wyjść, huki piorunów były tak potężne, że trzeba było wziąć z pastwisk spłoszone konie. Zamknąłem Quanchita na chwilę na ujeżdżalni. Poleciałem po Magnata, Bianke i Sorayę. Bandeere sam za nami pobiegł, a Latte coś stało się z nogą i dziś nie była na pastwisku. Wpuściłem zmarznięte konie do boksów. Końmi ze stajni zajmowały się stajenne, reszta prywatnych była w stajni. Poleciałem z wędzidłem do zamkniętego na małej ujeżdżalni Le Quanchito. Ku mojemu zdziwieniu kłusował sobie beztrosko, jakby był na łące. Kiedy tylko wszedłem, pogalopował w moją stronę i zatrzymał się. Co prawda, miał ogłowie, ale był bez wędzidła, więc jakby się przestraszył, po prostu zerwałby ogłowie nie robiąc sobie krzywdy. Koń biegł za mną cały czas, nie miałem lonży, ani bata...ale to nawet lepiej. Zdjąłem koniowi ogłowie, zamocowałem wędzidło i spróbowaliśmy jeszcze raz. Z początku nie wiedział o co mi chodzi, kiedy podkładałem mu pod chrapy wędzidło. Był zdziwiony, że karzę mu 'jeść' coś niejadalnego. Pomasowałem palcami jego chrapy i spokojnie włożyłem mu palce z boków paszczy. W miejscu, gdzie konie nie mają zębów. Mocno zaciskał dziąsła i za nic nie dał delikatnie otworzyć pyska. Musiałem nacisnąć palcami na dolne dziąsła, co podziałało. Wtedy szybko włożyłem do jego pyska wędzidło. Zaczął żuć je nerwowo, miałem jakieś smakołyki, więc dałem mu kostkę cukru. Wreszcie nałożyłem ogłowie na uszy i zapiąłem odpowiednio. Prowadzałem ogiera dookoła małej ujeżdżalni. Wreszcie puściłem go, pogoniłem do kłusa i po kilkunastu kołach tego chodu do galopu. Dziś pierwszy trening skoków! Dziesięć stojaków i komplet czterdziestu drągów były przed ujeżdżalnią, tyle, że przed innym wyjściem z niej. Zaraz przyniosłem cztery stojaki i z pięć drągów. Ułożyłem najpierw dwie koperty z jednym wyskokiem. Koń niechętnie szedł, kiedy go prowadziłem, jak miał wędzidło w pysku. Dla sprawdzenia, czy rozumie, pociągnąłem lekko za lewą wodzę. Koń zwrócił się w lewo, więc rozumiał. Ależ mnie to ucieszyło! Pobiegłem obok niego na pierwsze niskie koperty, które były na skok - wyskok. Te miały z 30 centymetrów. Małe, ale cóż. Mój koń nie był dobrym skoczkiem. Trzeba to jednak wyćwiczyć. Hop, hop! Dobrze, ale strasznie krzywo się wybija. Ląduje o wiele lepiej, choć też nie najlepiej. Dopracujemy to innym razem, teraz patrzę na wysokość, jaką może pokonać. Podniosłem obydwie przeszkody na 50 cm. Z wielkim trudem nakłoniłem konia, aby przeskoczył tę przeszkodę. Usunąłem jedną. Została tylko jedna przeszkoda. Podniosłem na 60 cm. Tu już wymiękał. Wybił się z prędkiego galopu tak ciężko i niezgrabnie...zrzutka. Dobra, 50 centymetrów to widocznie jego szczyt. Mówi się trudno. Przejdźmy do prędkości. Wystarczy pogonić konia do galopu i cały czas gonić. Wtem przeszedł w ostry cwał i...jest mega szybki! Ten cwał był wydatny, jak u anglika! Jestem z niego dumny. Ustawiłem pięć niskich stacjonat (10 cm) i 20 cavaletti (również 10 cm), wszystko na skok - wyskok! Wytrzymałość to podstawa. Pogoniłem konia na przeszkody. Raz bezbłędnie, drugi, trzeci...przy siódmym razie zwolnił. Niesamowicie wytrzymały! Ale biegł dalej. Tak, dalej hopsał niziutkie drążki. Byłem dumny. Postępował chwilę i został wysłany do boksu.
tanio!!
Frissby -200nim
Dunga -300nim
Łexi
Łezka - 450nim (obie)
Frozyna -300nim
Viriane -350nim kupiła Hailie
Masza -300nim
Ekwador -450nim kupiła Pati
Wogatti -350nim kupiła Leja
Ktoś jeszcze.
Ostatnie do końca dnia.
~Juka
Dunga -300nim
Łexi
Łezka - 450nim (obie)
Frozyna -300nim
Masza -300nim
Ktoś jeszcze.
Ostatnie do końca dnia.
~Juka
Od Hailie -PRACA
PRACA
Dzisiaj miałam zamiar poćwiczyć z Arantem zaufanie. Przygotowałam stracha na wróble, firankę (chodzi o tą przeszkodę) i folię. Koń w boksie wydawał się strasznie nerwowy. Musiałam więc się z nim wyszaleć. Puściłam go na round-penia tylko raz na jakiś czas go poganiając. Koń się wyszalał i zaczeliśmy pracę. Wzięłam go na uwiąz i szłam z nim na plac, gdzie wszystko było już przygotowane. Koń miał opory przejść przy strachu i zaparł się. Lecz ja lekko go pociągając namówiłam do podejścia, ten w końcu zaczął podgryzać strach na wróble i kopać go. Więc szybko go uspokoiłam. Potem nawet nie wiedział kiedy przeszedł przez folię na co się spłoszył, lecz zaraz się uspokoił, a z firanka nie miał najmniejszego problemu.
Dzisiaj miałam zamiar poćwiczyć z Arantem zaufanie. Przygotowałam stracha na wróble, firankę (chodzi o tą przeszkodę) i folię. Koń w boksie wydawał się strasznie nerwowy. Musiałam więc się z nim wyszaleć. Puściłam go na round-penia tylko raz na jakiś czas go poganiając. Koń się wyszalał i zaczeliśmy pracę. Wzięłam go na uwiąz i szłam z nim na plac, gdzie wszystko było już przygotowane. Koń miał opory przejść przy strachu i zaparł się. Lecz ja lekko go pociągając namówiłam do podejścia, ten w końcu zaczął podgryzać strach na wróble i kopać go. Więc szybko go uspokoiłam. Potem nawet nie wiedział kiedy przeszedł przez folię na co się spłoszył, lecz zaraz się uspokoił, a z firanka nie miał najmniejszego problemu.
Zajeżdżanie 4 -Riny
Riny
Ogier chodził dzisiaj lepiej niż ostatnio. Przy szykowaniu nie kręcił się i nie sprzeciwiał. Kiedy go przyprowadzałam nie musiałam się z nim siłować. Ogólnie na +. Poszłam z koniem na round-pen gdzie go rozgrzałam. Potem poszłam z koniem na wcześniej ustawiony tor. Dzisiaj poćwiczę z nim skoki. Koń ma dobrą budowę i nie powinno być z tym problemu. Zagoniłam go na tor. Koń posłusznie, no dobra prawie posłusznie, bo kopał trochę w powietrze, poszedł galopem na przeszkodę na torze. zwykły mały krzyżaczek. Koń nawet nie wiedzial kiedy przez niego przegalopował. Więc musiałam zawrócić go. To miał być skok a nie na zasadzie drąga. Drugi raz skoczył, no i szedł szereg 40. i stacjonatkę 35. Szło mu dobrze i odpuściłam mu na dziś.
Ogier chodził dzisiaj lepiej niż ostatnio. Przy szykowaniu nie kręcił się i nie sprzeciwiał. Kiedy go przyprowadzałam nie musiałam się z nim siłować. Ogólnie na +. Poszłam z koniem na round-pen gdzie go rozgrzałam. Potem poszłam z koniem na wcześniej ustawiony tor. Dzisiaj poćwiczę z nim skoki. Koń ma dobrą budowę i nie powinno być z tym problemu. Zagoniłam go na tor. Koń posłusznie, no dobra prawie posłusznie, bo kopał trochę w powietrze, poszedł galopem na przeszkodę na torze. zwykły mały krzyżaczek. Koń nawet nie wiedzial kiedy przez niego przegalopował. Więc musiałam zawrócić go. To miał być skok a nie na zasadzie drąga. Drugi raz skoczył, no i szedł szereg 40. i stacjonatkę 35. Szło mu dobrze i odpuściłam mu na dziś.
Od Hailie -PRACA
PRACA
Ostatnio budzę się późno. Około 10 rano! Więc od razu po wstaniu szybko się szykuje i zaczynam życie. niestety nie zawsze mi wychodzi. Typowy leń. Idę najczęściej do stajni. Pogłaskać konie czy pojeździć.. Ale gdy czasem mam chęci zarabiam! Dzisiaj był taki dzień. Musiałam zarobić. Więc wzięłam widły i taczkę. Z boksu wygoniłam neriskę. Przywiązałam go do krat boksu obok. W tym przypadku frissby. No zaczęłam śmierdzącą pracę. Nie miałam natchnienia na ćwiczenie koni. Brudne pieniądze zarobie szybciej. Szło opornie bo koń co chwila kręcił się nie dając mi swobodnie przejść do boksu. Musiałam chodzić z kijaszkiem by poklepać go po pośladku. Nie czułam się przy nim zbyt dobrze. To takie lekkie ryzyko. Ale poradziłam sobie jakoś i na koniec po rozsypaniu słomy wpuściłam konia do środka. Ogier od razu strzelił kasztana a ja z grymasem na twarzy opuściłam wycieńczona stajnię.
Ostatnio budzę się późno. Około 10 rano! Więc od razu po wstaniu szybko się szykuje i zaczynam życie. niestety nie zawsze mi wychodzi. Typowy leń. Idę najczęściej do stajni. Pogłaskać konie czy pojeździć.. Ale gdy czasem mam chęci zarabiam! Dzisiaj był taki dzień. Musiałam zarobić. Więc wzięłam widły i taczkę. Z boksu wygoniłam neriskę. Przywiązałam go do krat boksu obok. W tym przypadku frissby. No zaczęłam śmierdzącą pracę. Nie miałam natchnienia na ćwiczenie koni. Brudne pieniądze zarobie szybciej. Szło opornie bo koń co chwila kręcił się nie dając mi swobodnie przejść do boksu. Musiałam chodzić z kijaszkiem by poklepać go po pośladku. Nie czułam się przy nim zbyt dobrze. To takie lekkie ryzyko. Ale poradziłam sobie jakoś i na koniec po rozsypaniu słomy wpuściłam konia do środka. Ogier od razu strzelił kasztana a ja z grymasem na twarzy opuściłam wycieńczona stajnię.
Od Hailie -PRACA
PRACA
Zabrałam się za ćwiczenie prędkości eskry. Klacz miała popęd. Rozgrzałam ją ładnie. Była ułożona, a to, że jest szybką klaczą i nie zachowuje zwykłego tępa to moim zdaniem atut. Lubie tą klacz. Wsiadłam na nią potem. Stwierdziłam, że rozwinie jej prędkość w terenie na długiej prostej. Więc wsiadłam i pojechałam w las. Chciałam koniecznie rozwinąć prędkość. W końcu dobrze znana mi prosta. Ruszyłam klaczą i rura!!!!! Pędziła nie zważając na nic, omijając tylko większe dziury w drodze. Skończyła się prosta i ledwo wyrobiłam się w zakręcie. W sumie pogalopuje już do stajni. Pojechałam znane mi kółeczko. Koń być szczęśliwy tak jak ja!
Zabrałam się za ćwiczenie prędkości eskry. Klacz miała popęd. Rozgrzałam ją ładnie. Była ułożona, a to, że jest szybką klaczą i nie zachowuje zwykłego tępa to moim zdaniem atut. Lubie tą klacz. Wsiadłam na nią potem. Stwierdziłam, że rozwinie jej prędkość w terenie na długiej prostej. Więc wsiadłam i pojechałam w las. Chciałam koniecznie rozwinąć prędkość. W końcu dobrze znana mi prosta. Ruszyłam klaczą i rura!!!!! Pędziła nie zważając na nic, omijając tylko większe dziury w drodze. Skończyła się prosta i ledwo wyrobiłam się w zakręcie. W sumie pogalopuje już do stajni. Pojechałam znane mi kółeczko. Koń być szczęśliwy tak jak ja!
Od Hailie -PRACA
PRACA
To zdecydowanie nie był mój dzień. Już od rana wszystko wypadało mi z rąk. Nie miałam ochoty ćwiczyć koni. Nie byłam na to całkowicie gotowa. Jednak musiałam dzisiaj trochę zarobić. Przypływ gotówki dobrze by mi zrobił. Zbieram akurat na koni z licytacji, na którym mi bardzo zależy. Zabrałam się więc za sprzątanie. Oczywiście siodlarni. Wszystko zdjęłam w półek. Starłam kurze. Umyłam okno. Pozamiatałam. Wszystko poukładałam wcześniej myjąc lub czyszcząc. Na koniec wypastowałam stajenne siodła i umyłam wędzidła w ogłowiach. Ze szczotek powyjmowałam sierść i włosy. Wszystko poukładałam, aby było wygodniej. Potem nakarmiłam konie owsem i sianek. Rozsypałam również słomę. Kiedy skończyłam na korytarzu był niezły bałagan, który pozamiatałam. Tak skończyłam pracę. Już w lepszym humorze opuściłam stajnię. Udałam się prosto do domu. Odpoczynek był mi potrzebny.
To zdecydowanie nie był mój dzień. Już od rana wszystko wypadało mi z rąk. Nie miałam ochoty ćwiczyć koni. Nie byłam na to całkowicie gotowa. Jednak musiałam dzisiaj trochę zarobić. Przypływ gotówki dobrze by mi zrobił. Zbieram akurat na koni z licytacji, na którym mi bardzo zależy. Zabrałam się więc za sprzątanie. Oczywiście siodlarni. Wszystko zdjęłam w półek. Starłam kurze. Umyłam okno. Pozamiatałam. Wszystko poukładałam wcześniej myjąc lub czyszcząc. Na koniec wypastowałam stajenne siodła i umyłam wędzidła w ogłowiach. Ze szczotek powyjmowałam sierść i włosy. Wszystko poukładałam, aby było wygodniej. Potem nakarmiłam konie owsem i sianek. Rozsypałam również słomę. Kiedy skończyłam na korytarzu był niezły bałagan, który pozamiatałam. Tak skończyłam pracę. Już w lepszym humorze opuściłam stajnię. Udałam się prosto do domu. Odpoczynek był mi potrzebny.
Od Hailie -PRACA
PRACA
Poszłam do stajni. ogólnie ćwiczę konie ale akurat wszystkie były już na jazdach, albo na pastwiskach daleko z tąd. Nie było sensu po nie iść. Więc wzięłam widły. Trochę poszukałam taczki. Ale w każdym razie znalazłam wszystko. Zabrałam się za śmierdzącą robotę. Włączyłam muzykę. Śpiewająco zaczęłam sprzątać najbrudniejszy boks. Trochę mi to zajęło. Straciłam formę. Cala byłam brudna i chyba straciłam zmysł węchu. Ledwo skończyłam robotę. Potem zasypałam to wszystko słomą i posypałam zapachem, ktory kupiłam kiedyś,a le był niewypałem. Mimo to chciałam go dokończyć i wyrzucić pudełko.
Poszłam do stajni. ogólnie ćwiczę konie ale akurat wszystkie były już na jazdach, albo na pastwiskach daleko z tąd. Nie było sensu po nie iść. Więc wzięłam widły. Trochę poszukałam taczki. Ale w każdym razie znalazłam wszystko. Zabrałam się za śmierdzącą robotę. Włączyłam muzykę. Śpiewająco zaczęłam sprzątać najbrudniejszy boks. Trochę mi to zajęło. Straciłam formę. Cala byłam brudna i chyba straciłam zmysł węchu. Ledwo skończyłam robotę. Potem zasypałam to wszystko słomą i posypałam zapachem, ktory kupiłam kiedyś,a le był niewypałem. Mimo to chciałam go dokończyć i wyrzucić pudełko.
Zajeżdżanie 8- Lassiflora, Festina
Lassiflora
Wsiadłam na klacz. Dzisiaj miała ociągający dzień. W planach miałam mały skok z kłusu i galop po ścieżce. Rozgrzewka obyła się bez większych problemów. Klacz nie wszystko rozumiała, ale korygowałam ją. Czasem machała ogonem lekko mnie wnerwiając, ale mniejsza o to. W kłusie ćwiczyłam skręcanie i sprężystość. W końcu najechałam na drągi. Wszystko w porządku. No i skok, krzyżak 30. Najazd kłusem, z pchaniem klaczy i mały skok z dziwnym ułożeniem nóg, to chyba przez popręg, który jej przeszkadza. Powtórka. Wszystko ok. No i najechałam na ścieżkę. Na zakręcie pogoniłam ją a ona wpadła w galop. Był miekki, ale jednak wybijał nieprzyjemnie. Kurde. Zła noga. Poprawka i wszystko się zgadza. Utrzymuję ją i jest ok.
Festina
Wsiadłam na gotową klacz. Ta parskała i tupała nogą. Ruszyłam olewając jej zachowanie. Rozstępowałam ją, dobrze rozgrzewając. dziś w planach galop i skok 40. Ma matkę skoczkę więc 40 to będzie pestka. Jeździła więcej. Kłus był porywający i sztywny. Ona robi to specjalnie. western to sport, gdzie koń idzie na luzie i wg, a ona się spięła. Puściłam jej całkiem uwiąz. Ta wyprostowała szyję. Trochę lepiej. No i galop z środku. Wyrywała się na początku a potem ślimaczyła. Jednak dałam sobie z tym radę. Od razu galopem najazd i ustała tuż przed przeszkodą, tak że ledwo się utrzymałam. Powtórzyłam to mocno dociskając ją. Udało się.
Wsiadłam na klacz. Dzisiaj miała ociągający dzień. W planach miałam mały skok z kłusu i galop po ścieżce. Rozgrzewka obyła się bez większych problemów. Klacz nie wszystko rozumiała, ale korygowałam ją. Czasem machała ogonem lekko mnie wnerwiając, ale mniejsza o to. W kłusie ćwiczyłam skręcanie i sprężystość. W końcu najechałam na drągi. Wszystko w porządku. No i skok, krzyżak 30. Najazd kłusem, z pchaniem klaczy i mały skok z dziwnym ułożeniem nóg, to chyba przez popręg, który jej przeszkadza. Powtórka. Wszystko ok. No i najechałam na ścieżkę. Na zakręcie pogoniłam ją a ona wpadła w galop. Był miekki, ale jednak wybijał nieprzyjemnie. Kurde. Zła noga. Poprawka i wszystko się zgadza. Utrzymuję ją i jest ok.
Festina
Wsiadłam na gotową klacz. Ta parskała i tupała nogą. Ruszyłam olewając jej zachowanie. Rozstępowałam ją, dobrze rozgrzewając. dziś w planach galop i skok 40. Ma matkę skoczkę więc 40 to będzie pestka. Jeździła więcej. Kłus był porywający i sztywny. Ona robi to specjalnie. western to sport, gdzie koń idzie na luzie i wg, a ona się spięła. Puściłam jej całkiem uwiąz. Ta wyprostowała szyję. Trochę lepiej. No i galop z środku. Wyrywała się na początku a potem ślimaczyła. Jednak dałam sobie z tym radę. Od razu galopem najazd i ustała tuż przed przeszkodą, tak że ledwo się utrzymałam. Powtórzyłam to mocno dociskając ją. Udało się.
Od Hailie -PRACA
PRACA
Tym razem wzięłam na plac Nerisę i Nefrę. Pomyślałam, że razem może popracują lepiej. Ułożyłam im tor przeszkód. Oczywiście całkowicie nakierowany płotkami, tak by nie zmieniały toru biegu. Puściłam je na przeszkody. Za rozgrzewkę puściłam je po prostu po placu, te łaziły i kłusowały ganiając się też galopem. Idealna, wyluzowana rozgrzewka. Puściłam je w końcu na przeszkody. Wprawiłam w płynny galop i obie skakały z Neriską na czele. Wychodziło im ładnie. Te klacze lepiej współpracują razem, jestem z nich dumna. Skakały 50 a na koniec finałową 120. Patrzyłam na nich z podziwem. Miały płynne ruchy i nie stawiały oporu. Niestety ich rozgrzewka nie była zbyt efektowna bo nie mogłam ich uspokoić więc wypuściłam je na pole.
Tym razem wzięłam na plac Nerisę i Nefrę. Pomyślałam, że razem może popracują lepiej. Ułożyłam im tor przeszkód. Oczywiście całkowicie nakierowany płotkami, tak by nie zmieniały toru biegu. Puściłam je na przeszkody. Za rozgrzewkę puściłam je po prostu po placu, te łaziły i kłusowały ganiając się też galopem. Idealna, wyluzowana rozgrzewka. Puściłam je w końcu na przeszkody. Wprawiłam w płynny galop i obie skakały z Neriską na czele. Wychodziło im ładnie. Te klacze lepiej współpracują razem, jestem z nich dumna. Skakały 50 a na koniec finałową 120. Patrzyłam na nich z podziwem. Miały płynne ruchy i nie stawiały oporu. Niestety ich rozgrzewka nie była zbyt efektowna bo nie mogłam ich uspokoić więc wypuściłam je na pole.
Od Hailie -PRACA
PRACA
Wzięłam Nerisę na round-pen. Kobyłka nie sprawiała w stępie żadnych kłopotów. Głaskałam ją co chwilę. W kłus przeszła po kilku zawołaniach. Ogólnie wydawało się dobrze. W galopie jednak nie panowałam totalnie nad tym co robi. Skręcała, kręciła, ryła. Musiałam schodzić jej z drogi by jej mnie nie z taranowała. Ledwo zastopowałam ją batem. Wzięłam ją na uwiąz i trzymając ją biegłam przy niej galopem. Korygowałam od razu zad i to by biegła po okręgu. Jakoś to wyszło.
Wzięłam Nerisę na round-pen. Kobyłka nie sprawiała w stępie żadnych kłopotów. Głaskałam ją co chwilę. W kłus przeszła po kilku zawołaniach. Ogólnie wydawało się dobrze. W galopie jednak nie panowałam totalnie nad tym co robi. Skręcała, kręciła, ryła. Musiałam schodzić jej z drogi by jej mnie nie z taranowała. Ledwo zastopowałam ją batem. Wzięłam ją na uwiąz i trzymając ją biegłam przy niej galopem. Korygowałam od razu zad i to by biegła po okręgu. Jakoś to wyszło.
Od Hailie -PRACA
PRACA
Do round-penu wzięłam pierwszą Nefrę. to była katastrofa. Nie reagowała totalnie na to co mówiłam. Biegała gdzie chciała, zrywała zakręty. W końcu nie wytrzymałam i dostała batem. Szybko się uspokoiła a ja zaczęłam ją trochę ogarniać. Biała jest zbyt rozpieszczona. Dałam jej sygnał na kłus, ale ta strzeliła focha. Więc znowu podziałał bat. Klacz weszła w galop ale batem koło pyska zwolniłam ją. Utrzymywała kłus. Stwierdziłam, że jak ją wymęczę to się uspokoi. Więc spłoszony galop!! Poganiałam ją i wymachiwałam rękoma. Ona ryła zakręty i robiła masę kurzu. Kiedy się zmęczyła trochę spokojniej zmieniała chody.
Do round-penu wzięłam pierwszą Nefrę. to była katastrofa. Nie reagowała totalnie na to co mówiłam. Biegała gdzie chciała, zrywała zakręty. W końcu nie wytrzymałam i dostała batem. Szybko się uspokoiła a ja zaczęłam ją trochę ogarniać. Biała jest zbyt rozpieszczona. Dałam jej sygnał na kłus, ale ta strzeliła focha. Więc znowu podziałał bat. Klacz weszła w galop ale batem koło pyska zwolniłam ją. Utrzymywała kłus. Stwierdziłam, że jak ją wymęczę to się uspokoi. Więc spłoszony galop!! Poganiałam ją i wymachiwałam rękoma. Ona ryła zakręty i robiła masę kurzu. Kiedy się zmęczyła trochę spokojniej zmieniała chody.
Od Hailie CD Charlotte
ŹREBAKI
-Cześć -powiedziałam z uśmiechem -Jasne, że tak.
Dziewczyna oparła się o ogrodzenie.
-Dzięki. -powiedziała, a ja akurat zagoniłam konie do stępu.
-Ej to ty teraz masz być nową TRENERKĄ? -zapytałam po chwili przyglądania się jej -Jesteś Charlotte?
<Charlotte? Krótkie, ale jest ;)>
Od Charlotte Do Hailie
ŹREBAKI
Właśnie przyglądałam się źrebaczkom, które biegały sobie beztrosko po łące. Jeden, który urodził się wczoraj należał do Louisa. Golden Player z dumą patrzyła na swoją galopującą potykając się co jakiś czas pociechę. Dużo koni zwracało uwagę na nowego członka ich pastwiskowego stada. Niektóre nie miały złych intencji, tylko chciały go powąchać, inne chciały się z nim bawić, a te agresywne w stosunku do źrebaka, podgryzała matka. Na początek dostało się Arantowi. I słusznie, on zaczął zaczepiać jej bezbronne dziecko. Nagle usłyszałam cichutkie wołanie źrebaka.
- Gray Rose!
Moim oczom ukazała się dziewczyna, która usiłowała nakłonić źrebaka do tego, aby przyszedł do niej. To chyba ta trenerka, Hailie. - pomyślałam. Wzięła na wiąz jego matkę, a raczej jej, bo Gray Rose to chyba klaczka. Udałam się po cichu za nimi. Szli na mały round pen. Golden została wzięta na lonżę, a bat lekko dotknął jej zadu. Źrebak szedł za nią cały czas, stępem, kłusem galopem...musiałam podejść. Nagle zauważyła mnie Hailie. Uśmiechnęłam się od razu i pomachałam jej.
- Cześć. Mogę się przyjrzeć?
Spytałam niepewnie.
<Hailie?>
Właśnie przyglądałam się źrebaczkom, które biegały sobie beztrosko po łące. Jeden, który urodził się wczoraj należał do Louisa. Golden Player z dumą patrzyła na swoją galopującą potykając się co jakiś czas pociechę. Dużo koni zwracało uwagę na nowego członka ich pastwiskowego stada. Niektóre nie miały złych intencji, tylko chciały go powąchać, inne chciały się z nim bawić, a te agresywne w stosunku do źrebaka, podgryzała matka. Na początek dostało się Arantowi. I słusznie, on zaczął zaczepiać jej bezbronne dziecko. Nagle usłyszałam cichutkie wołanie źrebaka.
- Gray Rose!
Moim oczom ukazała się dziewczyna, która usiłowała nakłonić źrebaka do tego, aby przyszedł do niej. To chyba ta trenerka, Hailie. - pomyślałam. Wzięła na wiąz jego matkę, a raczej jej, bo Gray Rose to chyba klaczka. Udałam się po cichu za nimi. Szli na mały round pen. Golden została wzięta na lonżę, a bat lekko dotknął jej zadu. Źrebak szedł za nią cały czas, stępem, kłusem galopem...musiałam podejść. Nagle zauważyła mnie Hailie. Uśmiechnęłam się od razu i pomachałam jej.
- Cześć. Mogę się przyjrzeć?
Spytałam niepewnie.
<Hailie?>
Od Charlotte -PRACA
PRACA
Podłoga wyschła, a ja przed siodlarnią zabrałam się za okna w stajni. Nie były duże, więc wystarczyło namoczyć kilka razy ścierkę płynem i już myjesz kilka okien z dwóch stron. Kiedy skończyłam, zabrałam się za siodlarnię. Najpierw cały sprzęt musiał być przetransportowany do szafy z prywatnym sprzętem. Zmiotłam kurz zwykłą miotłą i zmiotką usunęłam do kosza. Później na mokro i znów nikt nie mógł wchodzić do siodlarni, ale tylko na małą chwilę, bo myłam okna w tym samym czasie i akurat wleciało tu trochę wiatru, który ładnie to osuszył. Zostawiłam otwarte okna i poleciałam po czapraki. Były już suche. Ułożyłam je ładnie jeden na drugim na specjalnej belce przy ścianie. Dwa żele pod siodło, które należały do stajni zostały oczyszczone, wszystkie miękkie podkładki również prałam. Ułożyłam je z skrzynce blisko czapraków, żele zaraz obok. Teraz wyjmowałam pojedynczo ogłowia. Wzięłam mokrą szmatkę i przemywałam najpierw poszczególne części ogłowia, później samo wędzidło. I tak kolejne dwadzieścia parę sztuk. W siodłach robiłam to samo, tylko że z siedziskami i poduszkami kolanowymi. Kiedy cały sprzęt był ładnie ułożony, zastępcze toczki i baty (jakby jakieś dziecko nie miało) również, przyszedł czas na odświeżacz powietrza. Wyjęłam go z szafy i kilka razy nacisnęłam. Teraz to tutaj nawet pachniało!
Od Charlotte -PRACA
PRACA
Rosal poleciła mi dziś umyć podłogę z stajni, a raczej powiedziała dokładnie coś takiego:
- Jak ci się nudzi to możesz umyć w stajni podłogę. Nie nalegam...
Powtórzyła mi to kolejny raz. Przytaknęłam głową.
- Pewnie, umyję. Tylko płyn się skończył.
- To myj na razie na sucho, później z samą wodą i gotowe.
Odpowiedziała dziewczyna i pojechała gdzieś. Zapewne po płyn do sklepu, bo pojechała nie koniem, a samochodem. Wzięłam dużą miotłę i zamiatałam całe siano i słomę. Małymi ruchami zbierałam to wszystko w niewielką kupkę, a później przerzucałam do szufelki i wyrzuciłam do kosza. I tak przez cały korytarz, plus boczne przejścia do ujeżdżalni, plus przejście do siodlarni. Jej samej na razie nie czyściłam, może za kilka godzin ogarnę ją, jak i sprzęt. Czapraki akurat były wyprane i suszyły się na sznurku na dworze. Nalałam pełną konewkę wody i oblałam cały korytarz 'wężykiem'. Później zmiatałam to właśnie tak na mokro. Przejścia boczne to samo - polałam wodą, po którą znów musiałam iść i zamiatałam to wszystko aż do wejścia stajni. Po skończonym myciu na mokro przyszedł czas na mopa i wiadro. Nalałam tam dużo dość ciepłej wody i czekałam na specjalny płyn. Nie mógł to być byle jaki płyn, ale antyalergiczny i delikatny dla skóry o niezbyt mocnym zapachu. Po chwili Ros wlewała już małą ilość do mojego wiadra i odłożyła płyn. Nie wyciskałam mopa, czym więcej wody z płynem, tym mniej późniejszego maczania w tej samej, brudnej już wodzie. Od końca do początku korytarza wraz z innymi korytarzami. I teraz pół godziny czekania aż podłoga wyschnie. Nikt do tego momentu nie mógł wchodzić do stajni.
Rosal poleciła mi dziś umyć podłogę z stajni, a raczej powiedziała dokładnie coś takiego:
- Jak ci się nudzi to możesz umyć w stajni podłogę. Nie nalegam...
Powtórzyła mi to kolejny raz. Przytaknęłam głową.
- Pewnie, umyję. Tylko płyn się skończył.
- To myj na razie na sucho, później z samą wodą i gotowe.
Odpowiedziała dziewczyna i pojechała gdzieś. Zapewne po płyn do sklepu, bo pojechała nie koniem, a samochodem. Wzięłam dużą miotłę i zamiatałam całe siano i słomę. Małymi ruchami zbierałam to wszystko w niewielką kupkę, a później przerzucałam do szufelki i wyrzuciłam do kosza. I tak przez cały korytarz, plus boczne przejścia do ujeżdżalni, plus przejście do siodlarni. Jej samej na razie nie czyściłam, może za kilka godzin ogarnę ją, jak i sprzęt. Czapraki akurat były wyprane i suszyły się na sznurku na dworze. Nalałam pełną konewkę wody i oblałam cały korytarz 'wężykiem'. Później zmiatałam to właśnie tak na mokro. Przejścia boczne to samo - polałam wodą, po którą znów musiałam iść i zamiatałam to wszystko aż do wejścia stajni. Po skończonym myciu na mokro przyszedł czas na mopa i wiadro. Nalałam tam dużo dość ciepłej wody i czekałam na specjalny płyn. Nie mógł to być byle jaki płyn, ale antyalergiczny i delikatny dla skóry o niezbyt mocnym zapachu. Po chwili Ros wlewała już małą ilość do mojego wiadra i odłożyła płyn. Nie wyciskałam mopa, czym więcej wody z płynem, tym mniej późniejszego maczania w tej samej, brudnej już wodzie. Od końca do początku korytarza wraz z innymi korytarzami. I teraz pół godziny czekania aż podłoga wyschnie. Nikt do tego momentu nie mógł wchodzić do stajni.
Od Charlotte -PRACA
PRACA
Ciut świt przyszłam z psami do stajni. Najpierw nakarmiłam wszystkie konie. Nikogo jeszcze tu nie było. Owies rozsypywał mi się po drodze, co musiałam sprzątnąć, ale już wszystkie nakarmiłam. Później natychmiast pobiegłam do mojej Macedonii. Przywitałam się z nią najpierw małym przytulaskiem, ona uwielbia głaskanie. Mój mały, rudy misiek był cały brudny. Ale dziś nie bez powodu wzięłam z siodlarni tylko przedmioty do czyszczenia i ogłowie. Tak, dziś jedziemy w terenik bez siodła, na oklep! Wyczyściłam najpierw porządnie klacz, ale poszło dość szybko. Później przekonałam ją, że nie będzie harować i ogłowie jej nie zje, bo jak zwykle stawiała opory, wierzgała, nie chciała otworzyć pyska i tak dalej... Zapięłam nachrapnik, skośnik i podgardle. Wyprowadziłam klacz i moje psy na zewnątrz. Borderki z chęcią biegły obok konia, na którego bez trudu wskoczyłam. Moja klacz była wyjątkowo niska, jak na kłusaka. Miała może z metr sześćdziesiąt w kłębie, kiedy kłusaki mają o pięć centymetrów więcej. Najpierw stępowałyśmy. Dobre piętnaście minut musiało opierać się na zdrowym stępie. Chyba nie zachowamy się tak niedoświadczenie i ze stajni wyparujemy dzikim cwałem... Później jakieś małe tory przeszkód ułożone z leśnych patyków w kłusie i przejście do galopu. Galop Macedonii nie był płynny, co odbierało urok jeździe. Ciągle musiałam trzymać się kolanami, a że nie było zbytnio czego, zjeżdżałam w tył. Moja klacz nienaturalnie galopuje, zad ma cały czas tak jakby w dole, a przód w górze, stawia małe szybkie foule, w których od czasu do czasu się potyka. Wróciłyśmy stępem do stajni. Za nami dążyły psy.
***
Macedonię wpuściłam na pastwisko. Pierwsi jeźdźcy zmierzali już do stajni, a ja w tym czasie wypuściłam konie na pastwisko. Mamy też konie na licytacje, które koniecznie muszę obejrzeć! Słyszałam też, że nasze stare konie są sprzedawane jeźdźcom. Może ktoś jakiegoś kupi? Szłam właśnie z Wogattim na pastwisko, kiedy spłoszyło go coś dziwnego. Dziwny hałas dochodzący z bram terenu stajni. Coś wjeżdżało, jakiś pojazd. Ze względu na to, że odprowadzałam na pastwisko już ostatniego konia, zamknęłam za nim pastwisko i pobiegłam zobaczyć, co się dzieje. Jeszcze jakieś konie na licytacje dowieźli! Przyglądałam się z zaciekawianiem koniom, które już stały w boksach. Łaciaty ogierek, Midedron, wyglądał na szybkiego...ale nie lubię pinto. Moim zdaniem są sztuczne, a przypominają łaciate zabaweczki, które każdy jeździec chce wykorzystać, aby dobrze prezentować się na zawodach. Potem jakiś konik sp, do ujeżdżenia, nudy. Yuan. Heh, hucuł. Nie, nigdy. Jakiś kiepski luzytanek, pięć arabów, trzy małopolaki, ANGLIK! Szybki? Może i, ale nie chcę go. Już trzy ostatnie konie, które wprowadzali. Wielka klacz sp, Morfina, mniejsza klacz nieznanej rasy i...kucyk! Ale słodkiiii... Pogłaskałam Poriotkę, bo tak jej na imię i od razu podbiłam cenę. Jest jeszcze młodziutka, trzeba ją zajeździć. Miała nieco długie nóżki, więc wydawała się dobrą skoczką. Przy mojej wadze mnie uniesie. Zadowolona udałam się do stajni.
Ciut świt przyszłam z psami do stajni. Najpierw nakarmiłam wszystkie konie. Nikogo jeszcze tu nie było. Owies rozsypywał mi się po drodze, co musiałam sprzątnąć, ale już wszystkie nakarmiłam. Później natychmiast pobiegłam do mojej Macedonii. Przywitałam się z nią najpierw małym przytulaskiem, ona uwielbia głaskanie. Mój mały, rudy misiek był cały brudny. Ale dziś nie bez powodu wzięłam z siodlarni tylko przedmioty do czyszczenia i ogłowie. Tak, dziś jedziemy w terenik bez siodła, na oklep! Wyczyściłam najpierw porządnie klacz, ale poszło dość szybko. Później przekonałam ją, że nie będzie harować i ogłowie jej nie zje, bo jak zwykle stawiała opory, wierzgała, nie chciała otworzyć pyska i tak dalej... Zapięłam nachrapnik, skośnik i podgardle. Wyprowadziłam klacz i moje psy na zewnątrz. Borderki z chęcią biegły obok konia, na którego bez trudu wskoczyłam. Moja klacz była wyjątkowo niska, jak na kłusaka. Miała może z metr sześćdziesiąt w kłębie, kiedy kłusaki mają o pięć centymetrów więcej. Najpierw stępowałyśmy. Dobre piętnaście minut musiało opierać się na zdrowym stępie. Chyba nie zachowamy się tak niedoświadczenie i ze stajni wyparujemy dzikim cwałem... Później jakieś małe tory przeszkód ułożone z leśnych patyków w kłusie i przejście do galopu. Galop Macedonii nie był płynny, co odbierało urok jeździe. Ciągle musiałam trzymać się kolanami, a że nie było zbytnio czego, zjeżdżałam w tył. Moja klacz nienaturalnie galopuje, zad ma cały czas tak jakby w dole, a przód w górze, stawia małe szybkie foule, w których od czasu do czasu się potyka. Wróciłyśmy stępem do stajni. Za nami dążyły psy.
***
Macedonię wpuściłam na pastwisko. Pierwsi jeźdźcy zmierzali już do stajni, a ja w tym czasie wypuściłam konie na pastwisko. Mamy też konie na licytacje, które koniecznie muszę obejrzeć! Słyszałam też, że nasze stare konie są sprzedawane jeźdźcom. Może ktoś jakiegoś kupi? Szłam właśnie z Wogattim na pastwisko, kiedy spłoszyło go coś dziwnego. Dziwny hałas dochodzący z bram terenu stajni. Coś wjeżdżało, jakiś pojazd. Ze względu na to, że odprowadzałam na pastwisko już ostatniego konia, zamknęłam za nim pastwisko i pobiegłam zobaczyć, co się dzieje. Jeszcze jakieś konie na licytacje dowieźli! Przyglądałam się z zaciekawianiem koniom, które już stały w boksach. Łaciaty ogierek, Midedron, wyglądał na szybkiego...ale nie lubię pinto. Moim zdaniem są sztuczne, a przypominają łaciate zabaweczki, które każdy jeździec chce wykorzystać, aby dobrze prezentować się na zawodach. Potem jakiś konik sp, do ujeżdżenia, nudy. Yuan. Heh, hucuł. Nie, nigdy. Jakiś kiepski luzytanek, pięć arabów, trzy małopolaki, ANGLIK! Szybki? Może i, ale nie chcę go. Już trzy ostatnie konie, które wprowadzali. Wielka klacz sp, Morfina, mniejsza klacz nieznanej rasy i...kucyk! Ale słodkiiii... Pogłaskałam Poriotkę, bo tak jej na imię i od razu podbiłam cenę. Jest jeszcze młodziutka, trzeba ją zajeździć. Miała nieco długie nóżki, więc wydawała się dobrą skoczką. Przy mojej wadze mnie uniesie. Zadowolona udałam się do stajni.
Od Arii -PRACA
PRACA
Zbliżał się wiezczór. Słońce świeciło lekko na horyzoncie. Wysiadłam z samochodu i spacerem poruszałam się do Stajni. Dziś miałam zamiar wyczyścić Thalię i Ekwadora. Otworzyłam boks ogiera i zapięłam mu uwiąz. Przywiązałam go do barierki i wolnymi ruchami zaczęłam szczotkować. Kiedy skończyłam już robotę z Ekwadorem, podeszłam do boksu Thalii. Powtórzyłam sobie w myślach, że muszę się pośpieszyć. Wyprowadziłam ją i szczotkowałam tak samo i dokładnie jak Ekwadora. Gdy skończyłam pracę. Sprawdziłam czytość bosków. Czyste. Szybko weszłam do samochodu i pojechałam z powrotem do domu.
Zbliżał się wiezczór. Słońce świeciło lekko na horyzoncie. Wysiadłam z samochodu i spacerem poruszałam się do Stajni. Dziś miałam zamiar wyczyścić Thalię i Ekwadora. Otworzyłam boks ogiera i zapięłam mu uwiąz. Przywiązałam go do barierki i wolnymi ruchami zaczęłam szczotkować. Kiedy skończyłam już robotę z Ekwadorem, podeszłam do boksu Thalii. Powtórzyłam sobie w myślach, że muszę się pośpieszyć. Wyprowadziłam ją i szczotkowałam tak samo i dokładnie jak Ekwadora. Gdy skończyłam pracę. Sprawdziłam czytość bosków. Czyste. Szybko weszłam do samochodu i pojechałam z powrotem do domu.
Od Sophie -PRACA
"PRACA"
Powoli weszłam na teren Stajni Nimfy, rozglądając się naokoło. Dawno mnie tutaj nie było, musiałam sprzedać Heven, a to wszystko przez te cholerne szkolenia...
Weszłam do biura Rosal, przedtem pukając do drzwi.
- Hej Rosal. Idę ogarnąć stajnię, a później trochę pojeżdżę. - powiedziałam.
- Dobra. - odparła, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Skierowałam się do siodlarni i zabrałam się za czyszczenie sprzętu. Właśnie czyściłam siodło Domeny, gdy zauważyłam, że sprzęt ma poważne uszkodzenia. Szybkim krokiem skierowałam się do biura Rosal.
- Siodło Domeny jest uszkodzone. Trzeba by było je naprawić, albo kupić nowe. - oznajmiłam.
- Dobrze, zajmę się tym. - spojrzała na mnie, następnie zapisała coś w notesie. Wróciłam więc do siodlarni.
Gdy skończyłam czyścić wszystkie siodła, zabrałam się za szorowanie czapraków, owijek, ochraniaczy i nauszników. Niektóre były nieco poniszczone, tu nitka się zerwała, tam materiał był czymś poplamiony... to też oczywiście zgłosiłam do właścicielki. Gdy skończyłam, wszystko starannie poukładałam, zamiotłam podłogę i opuściłam pomieszczenie.
Podeszłam do stogu siana i wyciągnęłam z niego moją torbę. Wyjęłam z niej jabłko i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam, ogryzkę wyrzuciłam do śmietnika, a sama weszłam do stajni. Przywitało mnie głośne, radosne rżenie. Zauważyłam nowe konie, natomiast kilku nie było... miałam nadzieję, że Rosal oddała je w dobre ręce. Otworzyłam wszystkie boksy i zagoniłam konie na pastwiska, natomiast sama zabrałam się do czyszczenia boksów.
Powoli weszłam na teren Stajni Nimfy, rozglądając się naokoło. Dawno mnie tutaj nie było, musiałam sprzedać Heven, a to wszystko przez te cholerne szkolenia...
Weszłam do biura Rosal, przedtem pukając do drzwi.
- Hej Rosal. Idę ogarnąć stajnię, a później trochę pojeżdżę. - powiedziałam.
- Dobra. - odparła, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. Skierowałam się do siodlarni i zabrałam się za czyszczenie sprzętu. Właśnie czyściłam siodło Domeny, gdy zauważyłam, że sprzęt ma poważne uszkodzenia. Szybkim krokiem skierowałam się do biura Rosal.
- Siodło Domeny jest uszkodzone. Trzeba by było je naprawić, albo kupić nowe. - oznajmiłam.
- Dobrze, zajmę się tym. - spojrzała na mnie, następnie zapisała coś w notesie. Wróciłam więc do siodlarni.
Gdy skończyłam czyścić wszystkie siodła, zabrałam się za szorowanie czapraków, owijek, ochraniaczy i nauszników. Niektóre były nieco poniszczone, tu nitka się zerwała, tam materiał był czymś poplamiony... to też oczywiście zgłosiłam do właścicielki. Gdy skończyłam, wszystko starannie poukładałam, zamiotłam podłogę i opuściłam pomieszczenie.
Podeszłam do stogu siana i wyciągnęłam z niego moją torbę. Wyjęłam z niej jabłko i zaczęłam jeść. Gdy skończyłam, ogryzkę wyrzuciłam do śmietnika, a sama weszłam do stajni. Przywitało mnie głośne, radosne rżenie. Zauważyłam nowe konie, natomiast kilku nie było... miałam nadzieję, że Rosal oddała je w dobre ręce. Otworzyłam wszystkie boksy i zagoniłam konie na pastwiska, natomiast sama zabrałam się do czyszczenia boksów.
sobota, 28 maja 2016
Od Sophii
"PRACA"
Dochodziło południe, a miałam jeszcze tyle pracy, że nie opłacało mi się wracać do domu. Skierowałam się więc w stronę najbliższego sklepu i kupiłam sobie coś do jedzenia. Po posiłku wróciłam do Stajni Nimfy. Zobaczyłam dzieci czekające na jazdę przy przydzielonych przez instruktora koniach.
- Cześć! - krzyknęłam do dzieci z lekkim uśmiechem na ustach. - Pomóc wam w czymś? - zapytałam.
- Ja poproszę... - powiedziała może 13 letnia dziewczyna, która wyglądała na zagubioną.
- Jesteś tutaj pierwszy raz? - zapytałam, podchodząc do niej.
- Tak, zbytnio nie wiem gdzie co jest...
- Pomogę ci. Jestem Sophia. - podałam jej rękę.
- Jessica. - odwzajemniła gest. Spojrzałam na przydzielonego jej konia i zobaczyłam, że to Domena.
- Dobrze, to idź po szczotki, siodło i ogłowie. Ja ją wyprowadzę. - poleciłam. Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem w stronę siodlarni, a ja wyprowadziłam klacz, jak zwykle kręcącą się niecierpliwie po boksie.
Pomogłam dziewczynie założyć ogłowie i siodło, ponieważ klacz nie należała do najniższych. Z resztą Jessica bardzo dobrze sobie radziła. Chwilę po zakończeniu siodłania rozpoczęła się jazda.
Dochodziło południe, a miałam jeszcze tyle pracy, że nie opłacało mi się wracać do domu. Skierowałam się więc w stronę najbliższego sklepu i kupiłam sobie coś do jedzenia. Po posiłku wróciłam do Stajni Nimfy. Zobaczyłam dzieci czekające na jazdę przy przydzielonych przez instruktora koniach.
- Cześć! - krzyknęłam do dzieci z lekkim uśmiechem na ustach. - Pomóc wam w czymś? - zapytałam.
- Ja poproszę... - powiedziała może 13 letnia dziewczyna, która wyglądała na zagubioną.
- Jesteś tutaj pierwszy raz? - zapytałam, podchodząc do niej.
- Tak, zbytnio nie wiem gdzie co jest...
- Pomogę ci. Jestem Sophia. - podałam jej rękę.
- Jessica. - odwzajemniła gest. Spojrzałam na przydzielonego jej konia i zobaczyłam, że to Domena.
- Dobrze, to idź po szczotki, siodło i ogłowie. Ja ją wyprowadzę. - poleciłam. Dziewczyna ruszyła szybkim krokiem w stronę siodlarni, a ja wyprowadziłam klacz, jak zwykle kręcącą się niecierpliwie po boksie.
Pomogłam dziewczynie założyć ogłowie i siodło, ponieważ klacz nie należała do najniższych. Z resztą Jessica bardzo dobrze sobie radziła. Chwilę po zakończeniu siodłania rozpoczęła się jazda.
Od Sophii
"PRACA"
Następnego dnia z samego rana byłam już w Stajni Nimfy. Poinformowałam Rosal, że wypuszczę konie na pastwisko, wyczyszczę stajnię, zrobię porządek w siodlarni, następnie wykąpię kilka koni i pomogę początkującym jeźdźcom przygotować konie przed wieczorną jazdą.
Więc zabrałam się do roboty.
Weszłam pewnym krokiem do stajni, przywitałam się z końmi, pootwierałam boksy i wypuściłam je na pastwisko. Przez chwilę obserwowałam, jak radośnie galopują po zieleniejących się łąkach, po czym wróciłam do stajni. Chwyciłam widły i wywalałam z każdego boksu po kolei zużytą ściółkę, następnie nakładałam nową, świeżą, pachnącą. Widły zamieniłam na miotłę i zaczęłam zamiatać stajnię, następnie siodlarnię i podwórze. Wzięłam dwa duże wiadra i nalałam do nich wody, następnie wlałam ciecz do dużego zbiornika na pastwisku, gdzie konie mogły swobodnie się napić. Powtórzyłam czynność, tym razem wlewając wodę do żłobów w boksach. W każdym boksie zawiesiłam też siatkę ze świeżym sianem. Ruszyłam w stronę siodlarni i od razu mogłam stwierdzić, że po mojej wczorajszej pracy nie było śladu. Szczotki porozrzucane dosłownie WSZĘDZIE, jedną zdjęłam z żyrandola. Niektóre ogłowia leżały na ziemi podeptane, większość wodzy nie była podpięta, siodła wisiały na złych wieszakach... istny bajzel. Najpierw zabrałam się za szczotki i kopystki, układając wszystkie do odpowiednich pojemników. Następnie ogłowia; popodpinałam wszystkie, wyczyściłam i odwiesiłam na prawidłowe miejsca. Na końcu zabrałam się za siodła, które wystarczyło tylko wyczyścić i odwiesić na prawidłowe wieszaki.
Następnego dnia z samego rana byłam już w Stajni Nimfy. Poinformowałam Rosal, że wypuszczę konie na pastwisko, wyczyszczę stajnię, zrobię porządek w siodlarni, następnie wykąpię kilka koni i pomogę początkującym jeźdźcom przygotować konie przed wieczorną jazdą.
Więc zabrałam się do roboty.
Weszłam pewnym krokiem do stajni, przywitałam się z końmi, pootwierałam boksy i wypuściłam je na pastwisko. Przez chwilę obserwowałam, jak radośnie galopują po zieleniejących się łąkach, po czym wróciłam do stajni. Chwyciłam widły i wywalałam z każdego boksu po kolei zużytą ściółkę, następnie nakładałam nową, świeżą, pachnącą. Widły zamieniłam na miotłę i zaczęłam zamiatać stajnię, następnie siodlarnię i podwórze. Wzięłam dwa duże wiadra i nalałam do nich wody, następnie wlałam ciecz do dużego zbiornika na pastwisku, gdzie konie mogły swobodnie się napić. Powtórzyłam czynność, tym razem wlewając wodę do żłobów w boksach. W każdym boksie zawiesiłam też siatkę ze świeżym sianem. Ruszyłam w stronę siodlarni i od razu mogłam stwierdzić, że po mojej wczorajszej pracy nie było śladu. Szczotki porozrzucane dosłownie WSZĘDZIE, jedną zdjęłam z żyrandola. Niektóre ogłowia leżały na ziemi podeptane, większość wodzy nie była podpięta, siodła wisiały na złych wieszakach... istny bajzel. Najpierw zabrałam się za szczotki i kopystki, układając wszystkie do odpowiednich pojemników. Następnie ogłowia; popodpinałam wszystkie, wyczyściłam i odwiesiłam na prawidłowe miejsca. Na końcu zabrałam się za siodła, które wystarczyło tylko wyczyścić i odwiesić na prawidłowe wieszaki.
Od Sophii
"PRACA"
Zbliżał się wieczór. Wyprowadziłam Grow Still z boksu i przypięłam. Następnie dokładnie ją wyczyściłam, osiodłałam i okiełznałam. Wyprowadziłam ją na zewnątrz, następnie skierowałam się na przygotowaną wcześniej ujeżdżalnię. Opuściłam strzemiona, zarzuciłam wodze na szyję, następnie dosiadłam klaczy. Powoli ruszyłam stępem, następnie wyregulowałam sobie strzemiona i podciągnęłam popręg. Zrobiłam woltę, następnie zmianę kierunku i przyspieszyłam konia do kłusa. Popracowałyśmy trochę nad rozluźnieniem, następnie w rogu przeszłyśmy do galopu.
Po rozgrzewce ruszyłam na pierwszą przeszkodę, metrową kopertę. Następnie stacjonata, cavaletti i okser. Przejechałyśmy jeszcze kilka kółek kłusem, po czym zakończyłyśmy trening.
Wyczyściłam klacz, po czym zaprowadziłam ją do boksu. Pootwierałam pozostałe boksy, wyszłam na zewnątrz i otworzyłam bramę pastwiska. Konie lekkim truchtem wbiegły do stajni, następnie do swoich boksów. Pozamykałam je wszystkie, następnie z pomocą Hailie i Cary wyczyściłyśmy wszystkie po kolei.
Zbliżał się wieczór. Wyprowadziłam Grow Still z boksu i przypięłam. Następnie dokładnie ją wyczyściłam, osiodłałam i okiełznałam. Wyprowadziłam ją na zewnątrz, następnie skierowałam się na przygotowaną wcześniej ujeżdżalnię. Opuściłam strzemiona, zarzuciłam wodze na szyję, następnie dosiadłam klaczy. Powoli ruszyłam stępem, następnie wyregulowałam sobie strzemiona i podciągnęłam popręg. Zrobiłam woltę, następnie zmianę kierunku i przyspieszyłam konia do kłusa. Popracowałyśmy trochę nad rozluźnieniem, następnie w rogu przeszłyśmy do galopu.
Po rozgrzewce ruszyłam na pierwszą przeszkodę, metrową kopertę. Następnie stacjonata, cavaletti i okser. Przejechałyśmy jeszcze kilka kółek kłusem, po czym zakończyłyśmy trening.
Wyczyściłam klacz, po czym zaprowadziłam ją do boksu. Pootwierałam pozostałe boksy, wyszłam na zewnątrz i otworzyłam bramę pastwiska. Konie lekkim truchtem wbiegły do stajni, następnie do swoich boksów. Pozamykałam je wszystkie, następnie z pomocą Hailie i Cary wyczyściłyśmy wszystkie po kolei.
Nowy członek!
Ludzie to zwierzęta, a mimo to myślą, że są lepsi od reszty zwierząt.
Imię: Eveline
Pseudonim: Ev
Nazwisko: Mancuso
Głos: Flo
Wiek: 26 lat
Urodziny: 22 listopada
Płeć: Kobieta
Rodzina: Kamila Mancuso - siostra
Charakter: Jest silna i niezależna, ale zarazem introwertyczna. Przebywanie w dużych grupach lub zatłoczonych miejscach szybko ją męczy. Kocha zwierzęta, ale dopiero teraz, po przeprowadzce z Kopenhagi, może poświęcić się całkowicie swojej pasji. W przeciwieństwie do Kamili myśli zanim coś zrobi. Życie bardzo dużo już ją nauczyło. Dobra przyjaciółka, ale trudno jej się otworzyć na nowe znajomości. Bardzo lubi lata 80, a najbardziej styl 'dzieci kwiatu'. Przez kilka lat była modelką. Lubi różne sporty, chodzi na siłownie, biega. Brakuje jej pewności siebie, ze względu na prześladowanie jej, gdy była młodsza (ze względu na swoją orientację).
Ulubiony koń: Kaliope
Partner: Nie wie czy chce być w związku.
Dzieci: ~~~
Historia rodziny: ?
Zwierzaki: Bistecca
Kontakt: kamiciacho200
Inne zdjęcia: ~
Jej pies:
Charakter: Jest silna i niezależna, ale zarazem introwertyczna. Przebywanie w dużych grupach lub zatłoczonych miejscach szybko ją męczy. Kocha zwierzęta, ale dopiero teraz, po przeprowadzce z Kopenhagi, może poświęcić się całkowicie swojej pasji. W przeciwieństwie do Kamili myśli zanim coś zrobi. Życie bardzo dużo już ją nauczyło. Dobra przyjaciółka, ale trudno jej się otworzyć na nowe znajomości. Bardzo lubi lata 80, a najbardziej styl 'dzieci kwiatu'. Przez kilka lat była modelką. Lubi różne sporty, chodzi na siłownie, biega. Brakuje jej pewności siebie, ze względu na prześladowanie jej, gdy była młodsza (ze względu na swoją orientację).
Ulubiony koń: Kaliope
Partner: Nie wie czy chce być w związku.
Dzieci: ~~~
Historia rodziny: ?
Zwierzaki: Bistecca
Kontakt: kamiciacho200
Inne zdjęcia: ~
Jej pies:
Imię: Bistecca
Gatunek: Pies
Rasa: Pit bull
Wiek: ok. 12 lat
Płeć: Suczka
Charakter: Nie jest agresywna, ale zaatakuje, kiedy będzie się bała. Delikatna, trzeba uważać co się przy niej robi. Nie ugryzie właścicielki, ani osób które dobrze zna, co do reszty jest tak, jak napisane wyżej. Nie lubi, gdy ktoś się nad nią nachyla i dotyka ją po karku.
Historia: Trafiła bezpośrednio do Ev po tym, jak fundacja w Danii dowiedziała się o urządzaniu walk tych psów i zarekwirowała zwierzęta.
Właściciel: Eveline Mancuso
Od Sophii
"PRACA"
Po czyszczeniu boksów postanowiłam zamieść całą stajnię i podwórze. Chwyciłam miotłę i zaczęłam energicznie zgarniać kurz i pojedyncze źdźbła słomy. Ze wszystkim uwinęłam się dość szybko. Wszystkie konie pasły się na wybiegu, nikt nie trenował na ujeżdżalni czy maneżu, więc mogłam zrobić porządek w magazynie, w którym zazwyczaj przechowywano drągi, pachołki, stojaki do przeszkód i inne tego typu przyrządy do codziennych treningów. Drągi posortowałam kolorami i ułożyłam je pod jedną ze ścian. Pachołki nakładałam jeden na drugiego tak, że w jednej kolumnie znajdowało się ich pięć. Zapasowe lonże i wodze wyczyściłam dokładnie i odwiesiłam na miejsce.
Po czyszczeniu boksów postanowiłam zamieść całą stajnię i podwórze. Chwyciłam miotłę i zaczęłam energicznie zgarniać kurz i pojedyncze źdźbła słomy. Ze wszystkim uwinęłam się dość szybko. Wszystkie konie pasły się na wybiegu, nikt nie trenował na ujeżdżalni czy maneżu, więc mogłam zrobić porządek w magazynie, w którym zazwyczaj przechowywano drągi, pachołki, stojaki do przeszkód i inne tego typu przyrządy do codziennych treningów. Drągi posortowałam kolorami i ułożyłam je pod jedną ze ścian. Pachołki nakładałam jeden na drugiego tak, że w jednej kolumnie znajdowało się ich pięć. Zapasowe lonże i wodze wyczyściłam dokładnie i odwiesiłam na miejsce.
Narodziny
Klaczy Louisa Golden urodziła się zdrowa klacz.
Imię: GrayRose
Wiek: Po urodzeniu
Płeć: Klacz
Pochodzenie: Matka - Golden Player, Ojciec - Wogatti
Charakter: Jest to bardzo ciekawska klacz. Wszędzie próbuje wetknąć swój mały nos. Zazwyczaj dość żywiołowa. Uwielbia zaczepiać starsze konie.
Zdrowie: Tuż po porodzie GrayRose była bardzo osłabiona. W porównaniu z innymi źrebakami zaczęła bardzo późno stawać na nogi. Jednak obecnie nabrała sił i wszystko z nią dobrze. Chociaż lekarze mówią, że może w przyszłości być bardziej chorowita niż inne konie.
Właściciel: Louis
Imię: GrayRose
Wiek: Po urodzeniu
Płeć: Klacz
Pochodzenie: Matka - Golden Player, Ojciec - Wogatti
Charakter: Jest to bardzo ciekawska klacz. Wszędzie próbuje wetknąć swój mały nos. Zazwyczaj dość żywiołowa. Uwielbia zaczepiać starsze konie.
Zdrowie: Tuż po porodzie GrayRose była bardzo osłabiona. W porównaniu z innymi źrebakami zaczęła bardzo późno stawać na nogi. Jednak obecnie nabrała sił i wszystko z nią dobrze. Chociaż lekarze mówią, że może w przyszłości być bardziej chorowita niż inne konie.
Właściciel: Louis
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
- Naprawdę?- zapytałam lekko zmęczona
Może zwonił specjalnie tak wcześnie żeby dokopać mi za wczoraj? Nie wiem.
- Tak- odpowiedział
W głowie próbowałam sobie przypomnieć wszystkie adresy licytacji. Byłam na takich już kilka razy z ojcem.
- O której wyjeżdżamy? Masz przygotowany boks w stajni? Wziąłeś wystarczająco pieniędzy? Masz przyczepę?- zasypywałam go pytaniami
- Powiem ci w drodze- odpowiedział
- Rozumiem, że mam przyjechać do stajni?- zapytałam
- Jak możesz, to oczywiście- odparł
*W stajni*
Kiedy weszłam do stajni czekał tam na mnie Victor. Wyglądał pięknie. Jak zawsze.
- Wiesz już wszystko co potrzebne do... No wiesz...
- Nie wiem- uśmiechnął się- O co chodzi?
Westchnęłam cicho. Nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć.
- Chodzi o to... Znasz adres i godzinę, tak?
<Victor?>
- Naprawdę?- zapytałam lekko zmęczona
Może zwonił specjalnie tak wcześnie żeby dokopać mi za wczoraj? Nie wiem.
- Tak- odpowiedział
W głowie próbowałam sobie przypomnieć wszystkie adresy licytacji. Byłam na takich już kilka razy z ojcem.
- O której wyjeżdżamy? Masz przygotowany boks w stajni? Wziąłeś wystarczająco pieniędzy? Masz przyczepę?- zasypywałam go pytaniami
- Powiem ci w drodze- odpowiedział
- Rozumiem, że mam przyjechać do stajni?- zapytałam
- Jak możesz, to oczywiście- odparł
*W stajni*
Kiedy weszłam do stajni czekał tam na mnie Victor. Wyglądał pięknie. Jak zawsze.
- Wiesz już wszystko co potrzebne do... No wiesz...
- Nie wiem- uśmiechnął się- O co chodzi?
Westchnęłam cicho. Nie wiedziałam jak mu to wytłumaczyć.
- Chodzi o to... Znasz adres i godzinę, tak?
<Victor?>
Zajeżdżanie 7- Lassiflora, Festina
Lassiflora
Wyszykowałam już klacz. Była gotowa do wsiadania. Zaprowadziłam ją na round-pen i przegoniłam rozgrzewając w obie strony. Zajęło mi to nie dużo czasu. No i trzeba było wsiadać. Ostatnio nie reagowała źle. No więc usiadłam. Głaskałam ją i mówiłam delikatnym tonem. No i dałam łydkę. Ta tupnęła nogą i zaczęła się kręcić. Dałam ją drugi raz sunąc ją mocno. Ruszyła stępem machając ogonem. Szła ładnie i spokojnie. Gdy próbowałam zakręcić ona tylko ruszała głową idąc prosto. Musiałam mocno sterować ciałem. Nie było źle, jest bardzo ułożona i grzeczna. kiedy ruszyła kłusem zaraz chciała wejść do galopu i z trudem ją pohamowałam, oczywiście ciałem. Klacz wcale nie reaguje wędzidłem. Ale to dobrze. Będzie potem czulsza. Na pierwszą jazdę nie będę galopowała. Próbowałam pokonywać ze stępu drągi, szło jej bez najmniejszego problemu i nie stawiała oporu. Jedyne co było źle to to, że nie rozumie jeszcze wszystkich sygnałów i nie wie czasem co robić. Sama podejmuje decyzje.
Festina
Byłam gotowa. Wiedząc jak wcześniej reagowała, postanowiłam się ubezpieczyć. Na samym kantarze jej nie pohamuję, ale umiem przewiązać uwiąz tak by zaciskał się na chrapach przy mocnym ciągnięciu. Szybko koń wtedy ulegnie. No więc zaprowadziłam Tinę na plac. Wsiadłam ostrożnie. Tupnęła i z-puściła łeb. Uspokoiła się trochę. Dałam jej łagodnie łydkę, pchając ciałem. ta cofnęła się kręcąc. Powtórzyłam to kilak razy a ta przeszła z wybijający kłus. Pohamowałam ją. Stępowała. Wszystko zapowiadało się dobrze. Czasem tylko skręcała tam gdzie nie powinna. Ale dawałam sobie radę. Skręcałam tylko ciałem. Western.. to delikatny gatunek jazdy, nie działa się tam na pysk. Niestety ci, którzy sobie nie radzą mają ostrogi. ja ich nie mam i nie będę mieć. Kłus był wyrywczy, ale gdy zobaczyła, że nic nie zdziała uspokoiła go. myślałam, że będzie gorzej.
Wyszykowałam już klacz. Była gotowa do wsiadania. Zaprowadziłam ją na round-pen i przegoniłam rozgrzewając w obie strony. Zajęło mi to nie dużo czasu. No i trzeba było wsiadać. Ostatnio nie reagowała źle. No więc usiadłam. Głaskałam ją i mówiłam delikatnym tonem. No i dałam łydkę. Ta tupnęła nogą i zaczęła się kręcić. Dałam ją drugi raz sunąc ją mocno. Ruszyła stępem machając ogonem. Szła ładnie i spokojnie. Gdy próbowałam zakręcić ona tylko ruszała głową idąc prosto. Musiałam mocno sterować ciałem. Nie było źle, jest bardzo ułożona i grzeczna. kiedy ruszyła kłusem zaraz chciała wejść do galopu i z trudem ją pohamowałam, oczywiście ciałem. Klacz wcale nie reaguje wędzidłem. Ale to dobrze. Będzie potem czulsza. Na pierwszą jazdę nie będę galopowała. Próbowałam pokonywać ze stępu drągi, szło jej bez najmniejszego problemu i nie stawiała oporu. Jedyne co było źle to to, że nie rozumie jeszcze wszystkich sygnałów i nie wie czasem co robić. Sama podejmuje decyzje.
Festina
Byłam gotowa. Wiedząc jak wcześniej reagowała, postanowiłam się ubezpieczyć. Na samym kantarze jej nie pohamuję, ale umiem przewiązać uwiąz tak by zaciskał się na chrapach przy mocnym ciągnięciu. Szybko koń wtedy ulegnie. No więc zaprowadziłam Tinę na plac. Wsiadłam ostrożnie. Tupnęła i z-puściła łeb. Uspokoiła się trochę. Dałam jej łagodnie łydkę, pchając ciałem. ta cofnęła się kręcąc. Powtórzyłam to kilak razy a ta przeszła z wybijający kłus. Pohamowałam ją. Stępowała. Wszystko zapowiadało się dobrze. Czasem tylko skręcała tam gdzie nie powinna. Ale dawałam sobie radę. Skręcałam tylko ciałem. Western.. to delikatny gatunek jazdy, nie działa się tam na pysk. Niestety ci, którzy sobie nie radzą mają ostrogi. ja ich nie mam i nie będę mieć. Kłus był wyrywczy, ale gdy zobaczyła, że nic nie zdziała uspokoiła go. myślałam, że będzie gorzej.
Propozycja
UWAGA
TO DOTYCZY ciebie!
Myślałam o tym, aby w stajni można było zakładać hodowle! Jeździec za opłata np. 500nim zakładał by hodowlę np. koni arabskich. Nazwał by ją np. tęczowe jednorożce i tam rozmnażał swoje konie arabskie. Mógłby je sprzedawać zainteresowanym jeźdźcom lub np. źrebaki -500nim (dla nikogo) roczniaki -1000nim a dorosłe -1500nim a dorosłe zajeżdżone -2000nim. Ale co miesiąc pobierane by były opłaty np. 100nim za każdego konia (jego utrzymanie). Hodowla miałaby własny fundusz do którego jeździec może dokładać ze swoich pieniędzy. No i liczyło by się trenowanie i zajeżdżanie koni tylko przez właściciela, albo zatrudniałbyś jeźdźca do tego. Płacąc mu ileś (np.500) za całe zajeżdżenie. Lecz staż jeźdźca zakładającego hodowle musiałby mieć. np 2 miesiące. i mieć na start dla hodowli 2 tys.nim.
Co wy na to adminki?
Co na to jeźdźcy?
Piszcie w komentarzach.
~Juka
TO DOTYCZY ciebie!
Myślałam o tym, aby w stajni można było zakładać hodowle! Jeździec za opłata np. 500nim zakładał by hodowlę np. koni arabskich. Nazwał by ją np. tęczowe jednorożce i tam rozmnażał swoje konie arabskie. Mógłby je sprzedawać zainteresowanym jeźdźcom lub np. źrebaki -500nim (dla nikogo) roczniaki -1000nim a dorosłe -1500nim a dorosłe zajeżdżone -2000nim. Ale co miesiąc pobierane by były opłaty np. 100nim za każdego konia (jego utrzymanie). Hodowla miałaby własny fundusz do którego jeździec może dokładać ze swoich pieniędzy. No i liczyło by się trenowanie i zajeżdżanie koni tylko przez właściciela, albo zatrudniałbyś jeźdźca do tego. Płacąc mu ileś (np.500) za całe zajeżdżenie. Lecz staż jeźdźca zakładającego hodowle musiałby mieć. np 2 miesiące. i mieć na start dla hodowli 2 tys.nim.
Co wy na to adminki?
Co na to jeźdźcy?
Piszcie w komentarzach.
~Juka
Od Pati -PRACA
PRACA
Weszłam do stajni, i od razu zajęłam się końmi. Zostały, nakarmione, napojone, te które potrzebowały dostały to co dostać musiały. Dałam, połowę jabłka Ekwadorowi.
-Co łobuzie? Smakowało? -zapytałam, a koń tylko zarzucił łbem i prychnął mi w twarz. Zaśmiałam się. Postanowiłam, potrenować z nim trochę. Wzięłam lonżę, i kantar dla konia. Ekwador został, wyczyszczony i wyprowadzony na round pena. Zmusiłam konia, do chodzenia stepem na około przez pół godziny. Potem przeszliśmy, do kłusa. Kłusował przez kolejne pół godziny. Następnie, przeszliśmy do galopu. Koń, był lekko zmęczony jednak nie pozwoliłam mu zwolnić. Gdy spojrzałam na konia, zrezygnowałam z cwału. Wyjęłam z kieszeni, kostki cukru.
-Proszę, koniku. Świetnie się, spisałeś. -powiedziałam.
Został wpuszczony, do innych koni a ja z uśmiechem wyjęłam z torby, którą zostawiłam przy jego boksie jabłko.
Weszłam do stajni, i od razu zajęłam się końmi. Zostały, nakarmione, napojone, te które potrzebowały dostały to co dostać musiały. Dałam, połowę jabłka Ekwadorowi.
-Co łobuzie? Smakowało? -zapytałam, a koń tylko zarzucił łbem i prychnął mi w twarz. Zaśmiałam się. Postanowiłam, potrenować z nim trochę. Wzięłam lonżę, i kantar dla konia. Ekwador został, wyczyszczony i wyprowadzony na round pena. Zmusiłam konia, do chodzenia stepem na około przez pół godziny. Potem przeszliśmy, do kłusa. Kłusował przez kolejne pół godziny. Następnie, przeszliśmy do galopu. Koń, był lekko zmęczony jednak nie pozwoliłam mu zwolnić. Gdy spojrzałam na konia, zrezygnowałam z cwału. Wyjęłam z kieszeni, kostki cukru.
-Proszę, koniku. Świetnie się, spisałeś. -powiedziałam.
Został wpuszczony, do innych koni a ja z uśmiechem wyjęłam z torby, którą zostawiłam przy jego boksie jabłko.
Zjaeżdżanie 2 - Le Quanchito
LE QUANCHITO
Wyciągałem konia z boksu. Round Pen był dziś dla nas. Otworzyłem drzwi i odłożyłem na bok kilka rzeczy, które z pewnością dziś mi się przydadzą. Źle jest uczyć konia chodzić na głos, co potem na zawodach? Książę nie ruszy zadu, bo przecież nikt mu o tym nie powiedział. A za cmokanie, przynajmniej na ujeżdżeniu, punkty karne. Dlatego wolę zawsze mieć bat. Dziś lekcja będzie opierała się na zaufaniu i posłuszeństwie wziętym w jedno. Pierwsze, nakłonienia konia do ruchu bez użycia żadnych pomocy. Zacząłem chodzić po kole co jakiś czas zerkając, co robi Quanchito. Po jakimś czasie przyłączył się do mnie, więc pochwaliłem go i stanąłem na środku Round. Rozpostarłem ramiona, co dało mu znak, że ma iść. Dobrze się spisał. Nagle stanąłem do niego przodem i opuściłem ręce w dół. Zatrzymał się przede mną, pochwaliłem go znów. Nakłoniłem go tak kilka razy aby zmienił kierunek, przeszedł do kłusa, galopu i aby zwolnił. Wreszcie założyłem mu powoli czaprak. Zapiąłem pospiesznie od dołu. Wziąłem konia na lonżę i wziąłem od ręki długi bat do lonżowania. Wyszliśmy na czworobok, który był pusty i nie znajdował się bardzo daleko. Wprowadziłem konia na linię środkową, po czym skręciłem jego głowę w wewnętrzną stronę. Dotykałem batem miejsce, gdzie powinna znajdować się łydka, gdyby ktoś na nim siedział. Kilka kroczków ustępowania, ale wyszło. Poklepałem konia, wziąłem wszystkie rzeczy i wypuściłem ogiera na pastwisko.
Wyciągałem konia z boksu. Round Pen był dziś dla nas. Otworzyłem drzwi i odłożyłem na bok kilka rzeczy, które z pewnością dziś mi się przydadzą. Źle jest uczyć konia chodzić na głos, co potem na zawodach? Książę nie ruszy zadu, bo przecież nikt mu o tym nie powiedział. A za cmokanie, przynajmniej na ujeżdżeniu, punkty karne. Dlatego wolę zawsze mieć bat. Dziś lekcja będzie opierała się na zaufaniu i posłuszeństwie wziętym w jedno. Pierwsze, nakłonienia konia do ruchu bez użycia żadnych pomocy. Zacząłem chodzić po kole co jakiś czas zerkając, co robi Quanchito. Po jakimś czasie przyłączył się do mnie, więc pochwaliłem go i stanąłem na środku Round. Rozpostarłem ramiona, co dało mu znak, że ma iść. Dobrze się spisał. Nagle stanąłem do niego przodem i opuściłem ręce w dół. Zatrzymał się przede mną, pochwaliłem go znów. Nakłoniłem go tak kilka razy aby zmienił kierunek, przeszedł do kłusa, galopu i aby zwolnił. Wreszcie założyłem mu powoli czaprak. Zapiąłem pospiesznie od dołu. Wziąłem konia na lonżę i wziąłem od ręki długi bat do lonżowania. Wyszliśmy na czworobok, który był pusty i nie znajdował się bardzo daleko. Wprowadziłem konia na linię środkową, po czym skręciłem jego głowę w wewnętrzną stronę. Dotykałem batem miejsce, gdzie powinna znajdować się łydka, gdyby ktoś na nim siedział. Kilka kroczków ustępowania, ale wyszło. Poklepałem konia, wziąłem wszystkie rzeczy i wypuściłem ogiera na pastwisko.
Licytacje -Konie stajenne!
Wycena
Frissby -200nim
Dunga -300nim
Łexi
Łezka - 450nim (obie)
Frozyna -300nim
Viriane -350nim
Masza -300nim
Ekwador -400nim
Wogatti -300nim
Bazylia i Bessi nie podlegają, są to konie nowe.
Arant de Fonse jest niebezpieczny i nie nadaje się na sprzedaż.
Rossalet była nabyta z czasem przez stajnię i nie podlega temu. (podrzucona) jej historia.
~Juka
Frissby -200nim
Dunga -300nim
Łexi
Łezka - 450nim (obie)
Frozyna -300nim
Viriane -350nim
Masza -300nim
Ekwador -400nim
Wogatti -300nim
Bazylia i Bessi nie podlegają, są to konie nowe.
Arant de Fonse jest niebezpieczny i nie nadaje się na sprzedaż.
Rossalet była nabyta z czasem przez stajnię i nie podlega temu. (podrzucona) jej historia.
~Juka
Od Victor CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
-Chciałem coś sprawdzić -powiedziałem z radością w głosie.
-Co? -mówiła zaspana.
-No czy śpisz.. -powiedziałem słysząc, że ją chyba obudziłem.
-Dzwonisz bez powodu? -zapytała jakby nie wierzyła.
-Mam powód -powiedziałem niepewnie. Trzeba coś szybko wymyślić.
-Jaki? -chwila ciszy.
-Idziemy dzisiaj na nowe licyatcje koni, pomożesz mi jakiegoś wybrać.
<Aria?>
-Chciałem coś sprawdzić -powiedziałem z radością w głosie.
-Co? -mówiła zaspana.
-No czy śpisz.. -powiedziałem słysząc, że ją chyba obudziłem.
-Dzwonisz bez powodu? -zapytała jakby nie wierzyła.
-Mam powód -powiedziałem niepewnie. Trzeba coś szybko wymyślić.
-Jaki? -chwila ciszy.
-Idziemy dzisiaj na nowe licyatcje koni, pomożesz mi jakiegoś wybrać.
<Aria?>
Nowe licytacje
Powstały nowe licytacje! Zobacz. Robione przez Flika1121 (te do Vivy) i zjawa34 (reszta).
Pozdrawiam
~Juka
Pozdrawiam
~Juka
Od Hailie -PRACA
PRACA
Poszłam do moich kłócących się ogierów. Pogłaskałam obu. Wyjątkowo grzeczni. Stali obok siebie na pastwisku. I tak pewnie Arant zdominował Nitryla, ale takie prawo ogierów. Zabrałąm obu na uwiązy. Szłam z nimi ciągle kontrolując czy nie mają zamiaru się pobić. Nic na to nie wskazywało. Obu wypościłam na ten większy round-pen. Zagoniłam ich do pracy. pierwszy chodził Arant a metr za nim Nitryl. Myli grzeczni. Nitro pokazał uległość Arantowi. Będzie się działo jak zaczną się ruje u klaczy. Wtedy nie będzie można ich razem puścić. Ale skoro na razie dogadują się w miarę to mogą razem chodzić. Odpuściłam im i nie męczyłam ich długo na round-penie.
Poszłam do moich kłócących się ogierów. Pogłaskałam obu. Wyjątkowo grzeczni. Stali obok siebie na pastwisku. I tak pewnie Arant zdominował Nitryla, ale takie prawo ogierów. Zabrałąm obu na uwiązy. Szłam z nimi ciągle kontrolując czy nie mają zamiaru się pobić. Nic na to nie wskazywało. Obu wypościłam na ten większy round-pen. Zagoniłam ich do pracy. pierwszy chodził Arant a metr za nim Nitryl. Myli grzeczni. Nitro pokazał uległość Arantowi. Będzie się działo jak zaczną się ruje u klaczy. Wtedy nie będzie można ich razem puścić. Ale skoro na razie dogadują się w miarę to mogą razem chodzić. Odpuściłam im i nie męczyłam ich długo na round-penie.
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Kiedy wróciliśmy ze spaceru, pożegnałam się z Victorem i ruszyłam do domu. Gdy byłam już na miejscu, szybko wyskoczyłam z auta i popędziłam do łóżka. Byłam wykończona.
*Następnego dnia*
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Ktoś do mnie dzwonił. Powlokłam się żeby odebrać telefon. Więłam go do ręki i zobaczyłam kto dzwoni. Victor.
- Cześć- przywitałam się
- Hej
- Czemu dzwonisz?- zapytałam
<Victor?>
Kiedy wróciliśmy ze spaceru, pożegnałam się z Victorem i ruszyłam do domu. Gdy byłam już na miejscu, szybko wyskoczyłam z auta i popędziłam do łóżka. Byłam wykończona.
*Następnego dnia*
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Ktoś do mnie dzwonił. Powlokłam się żeby odebrać telefon. Więłam go do ręki i zobaczyłam kto dzwoni. Victor.
- Cześć- przywitałam się
- Hej
- Czemu dzwonisz?- zapytałam
<Victor?>
piątek, 27 maja 2016
Od Hailie -PRACA
PRACA
Zajęłam się tym by Arant, był w zgodzie z Nitrylem. Oba konie przywiązałam naprzeciwko siebie. Obu dawałam tyle samo marchwi. Czasem konie parskały, ale wtedy dostawały delikatnie po chrapach. A marchewki dawałam Frisbby. Więc w końcu konie załapały, że gdy się kłócą tracą marchewki. Pomocna kucka -Frisb. W końcu puściłam konie razem na małe pastwisko. Przyglądałam im się i rzucałam jabłka. Ale, żeby praca nie poszła na marne, potem wstawiłam je do boksów, zanim się pokłócili.
Zajęłam się tym by Arant, był w zgodzie z Nitrylem. Oba konie przywiązałam naprzeciwko siebie. Obu dawałam tyle samo marchwi. Czasem konie parskały, ale wtedy dostawały delikatnie po chrapach. A marchewki dawałam Frisbby. Więc w końcu konie załapały, że gdy się kłócą tracą marchewki. Pomocna kucka -Frisb. W końcu puściłam konie razem na małe pastwisko. Przyglądałam im się i rzucałam jabłka. Ale, żeby praca nie poszła na marne, potem wstawiłam je do boksów, zanim się pokłócili.
Od Victor'a CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Popatrzyłem na nią. Była niepewna. jakby się bała jak zareaguje na te słowa. Nie wiem czy jestem gotowy by je powiedzieć, ale to wyjątkowa dziewczyna. Spędzanie z nią czasu jest niezwykłe. Nie wiem jak by było bez niej. Czyli w sumie..
-Też cię kocham -powiedziałem a jej oczy zabłyszczały z radości.
-Powiedziałeś to -nie ukrywała swojego szczęścia. Pocałowałem ją i nie tylko na tym się skończyło. Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy na romantyczny spacer w świetle księżyca.
<Aria?>
Popatrzyłem na nią. Była niepewna. jakby się bała jak zareaguje na te słowa. Nie wiem czy jestem gotowy by je powiedzieć, ale to wyjątkowa dziewczyna. Spędzanie z nią czasu jest niezwykłe. Nie wiem jak by było bez niej. Czyli w sumie..
-Też cię kocham -powiedziałem a jej oczy zabłyszczały z radości.
-Powiedziałeś to -nie ukrywała swojego szczęścia. Pocałowałem ją i nie tylko na tym się skończyło. Wzięliśmy się za ręce i poszliśmy na romantyczny spacer w świetle księżyca.
<Aria?>
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
- Myślę, że tak- westchnęłam cicho
W ciszy przeszłam do klusa i wolno wróciliśmy do Stajni Nimfy. Kiedy rozsiodłaliśmy konie, spokojnie wskoczylismy na największy stos siana i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jak ten czas szybko leci...- pozkarżyłam się
- Przynajmniej leci nam czas, a my jesteśmy razem i...
- Mam nadzięję, że tak zostanie- dokończyłam za niego
Victor pocałował mnie delikatnie w usta. Odwzajemniłam pocałunek.
- Kocham cię- szepnęłam mu do ucha
<Victor?>
- Myślę, że tak- westchnęłam cicho
W ciszy przeszłam do klusa i wolno wróciliśmy do Stajni Nimfy. Kiedy rozsiodłaliśmy konie, spokojnie wskoczylismy na największy stos siana i zaczęliśmy rozmawiać.
- Jak ten czas szybko leci...- pozkarżyłam się
- Przynajmniej leci nam czas, a my jesteśmy razem i...
- Mam nadzięję, że tak zostanie- dokończyłam za niego
Victor pocałował mnie delikatnie w usta. Odwzajemniłam pocałunek.
- Kocham cię- szepnęłam mu do ucha
<Victor?>
Od Hailie -PRACA
PRACA
Poszłam do koni. Wypuściłam je na łąki. jednak zauważyłam jak Arant szarżował na Nitryla. Oba konie stawały dęba. Myślałam, że Arant uspokoił się. Już kilka razy chodził z innymi ogierami po pastwiskach. Rozdzieliłam je strzelając w powietrze batem. Jednak te zaraz z powrotem gryzły sie i kopały. Nie wiedziałam już co robić! Zaraz się nie będą do niczego nadawać jak się poharatają. Strzeliłam batem po pośladku Aranta a ten odsunął się. Zaraz Nitryl chciał go dobić więc i go uderzyłam. Zagoniłam oba konie do boksów krzycząc. Wzięłam Aranta na round-pen i poganiałam wyżywając się na nim. W końcu podszedł do mnie skruszony. Nastąpiło to nie szybko. Jak można w inny sposób nauczyć agresywnego konia? Ja próbowałam na wszystkie sposoby. Może ten chociaż pomoże. teraz czas na Nitryla. Tez był winny. Łagodniej ale przeganiałam go konsekwentnie, aż się spocił. Potem wypościłam go.
Poszłam do koni. Wypuściłam je na łąki. jednak zauważyłam jak Arant szarżował na Nitryla. Oba konie stawały dęba. Myślałam, że Arant uspokoił się. Już kilka razy chodził z innymi ogierami po pastwiskach. Rozdzieliłam je strzelając w powietrze batem. Jednak te zaraz z powrotem gryzły sie i kopały. Nie wiedziałam już co robić! Zaraz się nie będą do niczego nadawać jak się poharatają. Strzeliłam batem po pośladku Aranta a ten odsunął się. Zaraz Nitryl chciał go dobić więc i go uderzyłam. Zagoniłam oba konie do boksów krzycząc. Wzięłam Aranta na round-pen i poganiałam wyżywając się na nim. W końcu podszedł do mnie skruszony. Nastąpiło to nie szybko. Jak można w inny sposób nauczyć agresywnego konia? Ja próbowałam na wszystkie sposoby. Może ten chociaż pomoże. teraz czas na Nitryla. Tez był winny. Łagodniej ale przeganiałam go konsekwentnie, aż się spocił. Potem wypościłam go.
Nowa członkini- Tamara!
Imię: Tamara
Pseudonim: Tami
Nazwisko: Myers
Głos: https://www.youtube.com/watch?v=Oe4Ic7fHWf8&feature=player_detailpage
Wiek: 15 lat
Urodziny: 16 lipiec
Płeć: kobieta
Rodzina: Smantha Myers- matka, John Myers- ojciec,Rose - ciotka, Freddy - wujek.
Marie - babcia, Alfred- dziadek.
Charakter: Tamara jest bardzo miłą dziewczyną. Jest również życzliwa i mądra. Jest cierpliwa do swojego młodszego brata i odpowiedzialna za niego. Tami jest bardzo, ale to bardzo grzeczna. Ma bujną wyobraźnię.
Ulubiony koń: Grow Still
Partner: brak
Dzieci: brak
Historia rodziny: Rodzice wyrzucili ją z domu za nieposłuszeństwo.
Zwierzaki: nie ma
Kontakt: anka7136
Inne zdjęcia: brak
Zajeżdżanie 6 -Lassiflora, Festina
Lassiflora
Przyszedł ten czas. Nałożyłam kobyłce siodło i ogłowie. Dodatkowo zapięłam jej ochraniacze. Nałożyłam toczek i wyprowadziłam ją na round-pen. Tam przegoniłam ją ze sprzętem wcześniej podciągając popręg. Lessi na początku nie mogła znieść siodła. Tylnymi nogami wybijała w powietrze i parskała. Z czasem jednak robiła to coraz rzadziej i tylko przy zmianie chodu. Kiedy już było po galopie, który co chwilę zmieniała w kłus z powodu popręgu, zabrałam ją na plac. Ustawiłam strzemiona. Była nerwowa. Na początek zarzuciłam się 'na Indianina' obserwując jej reakcję Pokręciłam się trochę by zobaczyć jak reaguje. Na szczęście tylko dwa razy tupnęła nogą. Usiadłam w siodle. Głaskałam ją i szeptałam. Nie była gotowa nawet na stęp. Odpuściłam jej na dziś.
Festina
Jak zawsze Festina przyszła do mnie grzecznie. Pogładziłam ją i poczęstowałam marchwią. Grzecznie szła za mną do stajni. Uwiązałam ją do poręczy. Wyciągnęłam siodło i sprzęt. Klacz nie sprawiała oporu. Lecz zamiast ogłowia westernowego do kantaru zapięłam jej linkę. Nie lubię bardzo tego typu kontroli nad pyskiem konia. Może kiedyś zdecyduje się na to. Siodło było wygodne dla niej i mimo, że znacznie cięższe niż koc nie robiło to na niej wrażenia. Popręg też był dobry. Poszłam trzymając ją za kantar na round-pen. Tam przegoniłam ją w każdą stronę. Nic nie robiła źle. Tylko trochę parskał i czasem trzepała się. Poszłam z nią na plac. Dopasowałam strzemiona i sprawdziłam wszystko. Było OK. Pogłaskałam ją i przewiesiłam się na niej. Ta zaczęła się trzepać a ja zsunęłam się. Delikatnie wsiadłam na nią. Festina nastawiła uszy i bryknęła tylnymi nogami, dwa razy więc rozbiłam fikołka. Zakręciło mi się w głowie. Muszę mocniej się jej trzymać za grzywę. Tak też zrobiłam. Wsiadłam konsekwentnie i od razu mocniej się trzymałam dupą. Ta jednak tylko tupnęła. Przy każdym moim ruchu nastawiała uszy. Czekałam aż znowu zacznie brykać. Ale nie. Opanowała się. Więc zsiadłam. To tyle na dziś
Przyszedł ten czas. Nałożyłam kobyłce siodło i ogłowie. Dodatkowo zapięłam jej ochraniacze. Nałożyłam toczek i wyprowadziłam ją na round-pen. Tam przegoniłam ją ze sprzętem wcześniej podciągając popręg. Lessi na początku nie mogła znieść siodła. Tylnymi nogami wybijała w powietrze i parskała. Z czasem jednak robiła to coraz rzadziej i tylko przy zmianie chodu. Kiedy już było po galopie, który co chwilę zmieniała w kłus z powodu popręgu, zabrałam ją na plac. Ustawiłam strzemiona. Była nerwowa. Na początek zarzuciłam się 'na Indianina' obserwując jej reakcję Pokręciłam się trochę by zobaczyć jak reaguje. Na szczęście tylko dwa razy tupnęła nogą. Usiadłam w siodle. Głaskałam ją i szeptałam. Nie była gotowa nawet na stęp. Odpuściłam jej na dziś.
Festina
Jak zawsze Festina przyszła do mnie grzecznie. Pogładziłam ją i poczęstowałam marchwią. Grzecznie szła za mną do stajni. Uwiązałam ją do poręczy. Wyciągnęłam siodło i sprzęt. Klacz nie sprawiała oporu. Lecz zamiast ogłowia westernowego do kantaru zapięłam jej linkę. Nie lubię bardzo tego typu kontroli nad pyskiem konia. Może kiedyś zdecyduje się na to. Siodło było wygodne dla niej i mimo, że znacznie cięższe niż koc nie robiło to na niej wrażenia. Popręg też był dobry. Poszłam trzymając ją za kantar na round-pen. Tam przegoniłam ją w każdą stronę. Nic nie robiła źle. Tylko trochę parskał i czasem trzepała się. Poszłam z nią na plac. Dopasowałam strzemiona i sprawdziłam wszystko. Było OK. Pogłaskałam ją i przewiesiłam się na niej. Ta zaczęła się trzepać a ja zsunęłam się. Delikatnie wsiadłam na nią. Festina nastawiła uszy i bryknęła tylnymi nogami, dwa razy więc rozbiłam fikołka. Zakręciło mi się w głowie. Muszę mocniej się jej trzymać za grzywę. Tak też zrobiłam. Wsiadłam konsekwentnie i od razu mocniej się trzymałam dupą. Ta jednak tylko tupnęła. Przy każdym moim ruchu nastawiała uszy. Czekałam aż znowu zacznie brykać. Ale nie. Opanowała się. Więc zsiadłam. To tyle na dziś
Od Victor'a CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
-Aria! proszę.. -mówiłem.
-Dobra, dobra.. -westchnęła.
-Dzięki -uśmiechnąłem się. -wynagrodzę ci to.
-Jestem ciekawa jak..
-Zobaczysz -uśmiechnąłem się do mniej. -ale nie dzisiaj, może jutro jak się spotkamy.
-No dobra..
-Wracamy?
<Aria? Zero weny. Wyszło gówno.>
-Aria! proszę.. -mówiłem.
-Dobra, dobra.. -westchnęła.
-Dzięki -uśmiechnąłem się. -wynagrodzę ci to.
-Jestem ciekawa jak..
-Zobaczysz -uśmiechnąłem się do mniej. -ale nie dzisiaj, może jutro jak się spotkamy.
-No dobra..
-Wracamy?
<Aria? Zero weny. Wyszło gówno.>
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Po kilku minutach szafonej jazdy zwolnieniłam do wolnego kłusa. Victor dorównał do mnie i zaśmiał się.
- Czemu mi to zrobiłaś?
- Co? Co ci zrobiłam?
Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam się z nim droczyć. Nakazałam Terakocie zwolnić do kłusa.
- Dobrze wiesz o co chodzi...
- Och! To było świetne!
- Do było straszne!
- Nie przesadzaj- powiedziałam i zaczęłam stępować- Przynajmniej nie spadłeś z konia!
Victor zasmiał się jeszcze raz.
- Nigdy więcej tak nie rób
- Ach tak?!
Sprawdziłam czy jest gotowy do szybkiej jazdy i ruszyłam szybkim galopem w stronę powalonego drzewa. Dobrze znałam tą przeszkodę. Często jeździłam tu w teren. Jest łatwa i przyjemna. Nakierowałam dobrze Terakotę i gładko przeskoczyłam pień. Zatrzymałam się parę metrów od niej i poczekałam na Victora. Dojechał do mnie cały zziajany.
- Zwariowałaś?!
- Uważaj! Jest tu jeszcze parę przeszkód!
<Victor?>
Po kilku minutach szafonej jazdy zwolnieniłam do wolnego kłusa. Victor dorównał do mnie i zaśmiał się.
- Czemu mi to zrobiłaś?
- Co? Co ci zrobiłam?
Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam się z nim droczyć. Nakazałam Terakocie zwolnić do kłusa.
- Dobrze wiesz o co chodzi...
- Och! To było świetne!
- Do było straszne!
- Nie przesadzaj- powiedziałam i zaczęłam stępować- Przynajmniej nie spadłeś z konia!
Victor zasmiał się jeszcze raz.
- Nigdy więcej tak nie rób
- Ach tak?!
Sprawdziłam czy jest gotowy do szybkiej jazdy i ruszyłam szybkim galopem w stronę powalonego drzewa. Dobrze znałam tą przeszkodę. Często jeździłam tu w teren. Jest łatwa i przyjemna. Nakierowałam dobrze Terakotę i gładko przeskoczyłam pień. Zatrzymałam się parę metrów od niej i poczekałam na Victora. Dojechał do mnie cały zziajany.
- Zwariowałaś?!
- Uważaj! Jest tu jeszcze parę przeszkód!
<Victor?>
Zajeżdżanie 3-Riny
Riny
Wzięłam ogiera na sznurek. Nie mogłam znaleźć nigdzie uwiązu. Koń był nadzwyczajnie spokojny. To było aż dziwne.Szłam w niepewności. Czemu on jest taki grzeczny? Dobra, nie chcę wiedzieć. Wypuściłam go na round-pen. Nie musiał się wyszaleć. Od razu przeszliśmy do nauki. Zmiana chodów szła mu nadzwyczajnie dobrze. Nie musiałam go poganiać. Mimo, że jego tępo było zbyt szybkie, byłam zadowolona. Potem wzięłam go na trasę skokową, którą zrobiłam wcześniej. Ogier skakał do 50 cm. Szło mu ładnie, ale ciągle próbował. Sam musi sie nauczyć jak dobrze skoczyć. Co skok to lepiej. Czasem coś zwalał bo kopyta mu się plątały, ale szybko poprawiałam przeszkody. Nauka na +.
Wzięłam ogiera na sznurek. Nie mogłam znaleźć nigdzie uwiązu. Koń był nadzwyczajnie spokojny. To było aż dziwne.Szłam w niepewności. Czemu on jest taki grzeczny? Dobra, nie chcę wiedzieć. Wypuściłam go na round-pen. Nie musiał się wyszaleć. Od razu przeszliśmy do nauki. Zmiana chodów szła mu nadzwyczajnie dobrze. Nie musiałam go poganiać. Mimo, że jego tępo było zbyt szybkie, byłam zadowolona. Potem wzięłam go na trasę skokową, którą zrobiłam wcześniej. Ogier skakał do 50 cm. Szło mu ładnie, ale ciągle próbował. Sam musi sie nauczyć jak dobrze skoczyć. Co skok to lepiej. Czasem coś zwalał bo kopyta mu się plątały, ale szybko poprawiałam przeszkody. Nauka na +.
Nowe komplety
Hailie kupiła swoim młodym klaczom (Lassiflora, Festina) komplety sprzętu by te mogły być zajeżdżane pod siodłem.
Lassiflora
Festina
Lassiflora
Festina
Propozycja.
Propozycja
Stajnia Nimfy może sprzedać stare konie ze stajni, dla jeźdźców, a zrobić nowe. Zajęłabym się tym, wyceniła konie i pilnowała aukcji z wyznaczoną datą i godziną końca. Chcecie? Moglibyście kupić któregoś za małą cenę (a bynajmniej początkową, no wiecie licytacje to licytacje, gdy ktoś się o jakiegoś bije to może da dużą cenę). To jak? Piszcie w komentarzach czy chcecie.
~Juka
Stajnia Nimfy może sprzedać stare konie ze stajni, dla jeźdźców, a zrobić nowe. Zajęłabym się tym, wyceniła konie i pilnowała aukcji z wyznaczoną datą i godziną końca. Chcecie? Moglibyście kupić któregoś za małą cenę (a bynajmniej początkową, no wiecie licytacje to licytacje, gdy ktoś się o jakiegoś bije to może da dużą cenę). To jak? Piszcie w komentarzach czy chcecie.
~Juka
Od Victor'a CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
-Nie skakać więc teren -powiedziałem zgodnie z prawdą.
-No tak -uśmiechnęła się przebiegle.
-Ej, znam cię! Bez żadnych wygłupów. Zero dzikiego pędu i skakania przez rowy. -powiedziałem lekko nie ufając , że nawet jak powie Tak to tego nie zrobi.
-Jasne..
-Nie ufam ci.
Nie odpowiedziała już. Poszliśmy szykować konie. Na wszelki wypadek wziąłem Rawę, z czego Aria się śmiała. Do stajni weszła Samanta mówiąc, że potrzebuje koniecznie Rawy. Oddałem więc ją. Oby to nie był spisek Arii! Ona mnie zabije tym dzikim pędem! Wiem, że to zrobi. Uszykowała mi Nitryla a sama oczywiście miała Terakotę. No więc wsiedliśmy. Wyjechaliśmy gdzieś ścieżką w las. Potem był kłus. Spokojny. Na razie.. Wtedy gdy byliśmy gotowi do galopu a droga była na długiej prostej, Aria powiedziała:
-Pamiętasz jak przed szykowaniem koni mówiłeś, że nie ufasz mi? -powiedziała z uśmiechem. O nie!, zrobi to!
-Tak..
-Też, na twoim miejscu bym mi nie ufała. Ale nabierzesz doświadczenia! -ruszyła jak huragan! A mój Nitryl zaraz za Terakotą!
<Aria? Może Victorowi się spodoba.>
-Nie skakać więc teren -powiedziałem zgodnie z prawdą.
-No tak -uśmiechnęła się przebiegle.
-Ej, znam cię! Bez żadnych wygłupów. Zero dzikiego pędu i skakania przez rowy. -powiedziałem lekko nie ufając , że nawet jak powie Tak to tego nie zrobi.
-Jasne..
-Nie ufam ci.
Nie odpowiedziała już. Poszliśmy szykować konie. Na wszelki wypadek wziąłem Rawę, z czego Aria się śmiała. Do stajni weszła Samanta mówiąc, że potrzebuje koniecznie Rawy. Oddałem więc ją. Oby to nie był spisek Arii! Ona mnie zabije tym dzikim pędem! Wiem, że to zrobi. Uszykowała mi Nitryla a sama oczywiście miała Terakotę. No więc wsiedliśmy. Wyjechaliśmy gdzieś ścieżką w las. Potem był kłus. Spokojny. Na razie.. Wtedy gdy byliśmy gotowi do galopu a droga była na długiej prostej, Aria powiedziała:
-Pamiętasz jak przed szykowaniem koni mówiłeś, że nie ufasz mi? -powiedziała z uśmiechem. O nie!, zrobi to!
-Tak..
-Też, na twoim miejscu bym mi nie ufała. Ale nabierzesz doświadczenia! -ruszyła jak huragan! A mój Nitryl zaraz za Terakotą!
<Aria? Może Victorowi się spodoba.>
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Pomyślałam chwilę. Tak naprawdę nie zamierzałam nigdzie jechać, ale Victor podsunął mi bardzo dobry pomysł.
- Tak- uśmiechęłam się- Chcę zobaczyć ciebie w akcji
Victor wstał z krzesła i pozbierał talerze. Ja również wstałam. Pożegnałam się z nim i ubrałam się szybko. To będzie niesamowity dzień. Wyszłam z domu i pojechałam w stronę stajni. Otworzyłam drzwiczki samochodu i pobiegłam do stajni, gdzie czekał na mnie Victor. Od razu moje oczy skierowały się w kierunku koni. Podeszłam do Terakoty i pogłaskałam ją czule. Usiadłam na beli siana i przeciągnęłam się leniwie.
- To co?- zapytałam- Teren czy skoki?- powiedziałam szybko- Ty wybieraj- dodałam
< Victor?>
Pomyślałam chwilę. Tak naprawdę nie zamierzałam nigdzie jechać, ale Victor podsunął mi bardzo dobry pomysł.
- Tak- uśmiechęłam się- Chcę zobaczyć ciebie w akcji
Victor wstał z krzesła i pozbierał talerze. Ja również wstałam. Pożegnałam się z nim i ubrałam się szybko. To będzie niesamowity dzień. Wyszłam z domu i pojechałam w stronę stajni. Otworzyłam drzwiczki samochodu i pobiegłam do stajni, gdzie czekał na mnie Victor. Od razu moje oczy skierowały się w kierunku koni. Podeszłam do Terakoty i pogłaskałam ją czule. Usiadłam na beli siana i przeciągnęłam się leniwie.
- To co?- zapytałam- Teren czy skoki?- powiedziałam szybko- Ty wybieraj- dodałam
< Victor?>
Od Victor CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Wstałem. Aria jeszcze spała. Poszedłem do kuchni. Nie umiałem totalnie gotować. Więc nie brałem się za to. Zamówiłem na kebaba. Skorzystałem z prysznica i czekałem aż Aria wstanie. W końcu przyszedł kebab. Dostawca obudził dziewczynę. Odebrałem i zapłaciłem za pożywne śniadanie. Aria przyszła do kuchni.
-Hej -przywitała się.
-Cześć, siadaj mamy jedzenie. -powiedziałem odsuwając jej krzesło.
-Kabab? Serio.. świetne śniadanie -westchnęła jedząc.
-Nie jestem dobry w gotowaniu i nie wiem co u ciebie gdzie jest.
-Wybaczam ci -zaśmiała się
-Uff.. -zażartowałem z uśmiechem, teatralnie przycierając czoło.
-Jak ci idzie jazda konna? -zaczęła nowy temat po chwili przerwy.
-Umiem już prawie dobrze galopować. Max mnie uczy. -powiedziałem zgodnie z prawdą. A co wybieramy się na konie?
<Aria?>
Wstałem. Aria jeszcze spała. Poszedłem do kuchni. Nie umiałem totalnie gotować. Więc nie brałem się za to. Zamówiłem na kebaba. Skorzystałem z prysznica i czekałem aż Aria wstanie. W końcu przyszedł kebab. Dostawca obudził dziewczynę. Odebrałem i zapłaciłem za pożywne śniadanie. Aria przyszła do kuchni.
-Hej -przywitała się.
-Cześć, siadaj mamy jedzenie. -powiedziałem odsuwając jej krzesło.
-Kabab? Serio.. świetne śniadanie -westchnęła jedząc.
-Nie jestem dobry w gotowaniu i nie wiem co u ciebie gdzie jest.
-Wybaczam ci -zaśmiała się
-Uff.. -zażartowałem z uśmiechem, teatralnie przycierając czoło.
-Jak ci idzie jazda konna? -zaczęła nowy temat po chwili przerwy.
-Umiem już prawie dobrze galopować. Max mnie uczy. -powiedziałem zgodnie z prawdą. A co wybieramy się na konie?
<Aria?>
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Weszłam do mojego domu i skinięciem ręki zaprosiłam Victora do mieszkania.
- Wejdź- uśmiechnęłam się lekko
- Wiesz... Nie muszę...
- Będziesz spał u mnie.
- Ale...
- Spisz u mnie- powiedziałam i pocałowałam go
Victor zdjął buty i wszedł do salonu. Usiadł na sofie. Oparł się głową o oparcie i... Zasnął. Przykryłam go kocem i powlokłam się do łóżka. Po kilku minutach spalam kamiennym snem.
*Następnego dnia*
<Victor?>
Weszłam do mojego domu i skinięciem ręki zaprosiłam Victora do mieszkania.
- Wejdź- uśmiechnęłam się lekko
- Wiesz... Nie muszę...
- Będziesz spał u mnie.
- Ale...
- Spisz u mnie- powiedziałam i pocałowałam go
Victor zdjął buty i wszedł do salonu. Usiadł na sofie. Oparł się głową o oparcie i... Zasnął. Przykryłam go kocem i powlokłam się do łóżka. Po kilku minutach spalam kamiennym snem.
*Następnego dnia*
<Victor?>
czwartek, 26 maja 2016
Od Kamili CD Ernesta
Usłyszałam kolejny głośny krzyk i strzały. Mężczyzna przede mną powiedział coś, ale nawet go nie słuchałam.
Poczułam jego dłoń ciągnącą moje włosy do tyłu. Starałam się cofnąć, ale kolejni złapali mnie za ramiona i trzymali w miejscu.
-Puśćcie nas!-krzyknęłam starając się wyrwać, ale moje starania poszły na nic.
Usłyszałam stłumiony lęk i spojrzałam na Ernesta, który po raz kolejny został kopnięty w brzuch. Wróciłam oczami do faceta, który mówił do mnie coś po rosyjsku. Wyciągnął rękę i położył dłoń na moim udzie.
-Nie! Zostawcie mnie!-krzyknęłam głośniej, ale w okół nas nagle zrobiło się cicho. Po policzku pociekła mi łza.
Napastnik powiedział coś do reszty i zaczęli się razem śmiać, wycierając moje łzy. Jeszcze raz popatrzyłam na chłopaka, który ledwo trzymał się w pozycji pionowej. Ktoś kopnął go prosto w twarz, a Ernest upadł na ziemię.
-To wszystko moja wina...-szepnęłam do siebie, ale moja uwaga została rozproszona przez zmuszanie mojej głowy do odwrócenia się.
Poczułam kopnięcie w zgięciu kolana i upadłam na ziemię, dalej trzymana tak, żebym klęczała.
Zobaczyłam, że mężczyzna który mnie dotykał zaczął rozpinać pasek od spodni. Poderwałam się na nogi, ale szybko znowu zostałam popchnięta na ziemię.
Ktoś przyłożył mi coś do twarzy i momentalnie straciłam panowanie nad moim ciałem. Upadłam na plecy, nie mogąc się ruszyć. Patrzyłam tylko na twarz Erna, który leżał niedaleko mnie.
<Ernest??>
Poczułam jego dłoń ciągnącą moje włosy do tyłu. Starałam się cofnąć, ale kolejni złapali mnie za ramiona i trzymali w miejscu.
-Puśćcie nas!-krzyknęłam starając się wyrwać, ale moje starania poszły na nic.
Usłyszałam stłumiony lęk i spojrzałam na Ernesta, który po raz kolejny został kopnięty w brzuch. Wróciłam oczami do faceta, który mówił do mnie coś po rosyjsku. Wyciągnął rękę i położył dłoń na moim udzie.
-Nie! Zostawcie mnie!-krzyknęłam głośniej, ale w okół nas nagle zrobiło się cicho. Po policzku pociekła mi łza.
Napastnik powiedział coś do reszty i zaczęli się razem śmiać, wycierając moje łzy. Jeszcze raz popatrzyłam na chłopaka, który ledwo trzymał się w pozycji pionowej. Ktoś kopnął go prosto w twarz, a Ernest upadł na ziemię.
-To wszystko moja wina...-szepnęłam do siebie, ale moja uwaga została rozproszona przez zmuszanie mojej głowy do odwrócenia się.
Poczułam kopnięcie w zgięciu kolana i upadłam na ziemię, dalej trzymana tak, żebym klęczała.
Zobaczyłam, że mężczyzna który mnie dotykał zaczął rozpinać pasek od spodni. Poderwałam się na nogi, ale szybko znowu zostałam popchnięta na ziemię.
Ktoś przyłożył mi coś do twarzy i momentalnie straciłam panowanie nad moim ciałem. Upadłam na plecy, nie mogąc się ruszyć. Patrzyłam tylko na twarz Erna, który leżał niedaleko mnie.
<Ernest??>
Od Ernesta Cd Kamila
Nagle się zrobił wielki harmider. Wyszedłem przed Kamilę i Michała i zakryłem ich. Słychać było jak coś krzyczą w nieznanym mi języku.
-Stójcie za mną. - szepnąłem.
Jakiś zamaskowany gościu podbiegł do mnie i złapał mnie za kark i krzyczał coś do mnie. Drugi zaś podszedł do Kamili i wędrował oczami po jej ciele. Po czym przyłożył do niej rękę i jeździł nią po jej ciele. Szybko się wyrwałem i uderzyłem do nieprzytomności owego pana. Ale sam poczułem jak już trzymają mnie dwie pary rąk i jeden z całej siły uderza mnie w brzuch. Podkurczyłem nogi z bólu. Następne uderzenie.
Stało tam jeszcze trzy kominiarki.
<Kamila??>
-Stójcie za mną. - szepnąłem.
Jakiś zamaskowany gościu podbiegł do mnie i złapał mnie za kark i krzyczał coś do mnie. Drugi zaś podszedł do Kamili i wędrował oczami po jej ciele. Po czym przyłożył do niej rękę i jeździł nią po jej ciele. Szybko się wyrwałem i uderzyłem do nieprzytomności owego pana. Ale sam poczułem jak już trzymają mnie dwie pary rąk i jeden z całej siły uderza mnie w brzuch. Podkurczyłem nogi z bólu. Następne uderzenie.
Stało tam jeszcze trzy kominiarki.
<Kamila??>
Od Kamili CD Ernesta
-Już, już, wszyscy się kochamy i w ogóle, ale za jakieś trzy godziny zaczyna się gala, a my musimy dotrzeć na lotnisko.-powiedziałam klaskając w ręce.
-Przecież my nie zdążymy, odprawa zajmuje wieczność!-zaprotestował Michał, ale popatrzyłam tylko na niego z uśmiechem.
Mało osób wiedziało, co robią moi rodzice. W sumie im mniej tym lepiej, nigdy nie lubiłam rozmów o tematyce finansów.
Na szczęście lotnisko było niedaleko, więc dotarliśmy w mniej niż pół godziny. Lot zajmował około półtorej, czyli zostawała nam godzina na dojechanie do centrum miasta i uciekanie przed fotografami. Świetnie.
-Czyj jest ten samolot?-zapytali prawie obydwoje, gdy wsiedliśmy do odrzutowca.
Wzruszyłam tylko ramionami i podałam kieliszek szampana Ernowi. Michał popatrzył na moją drugą dłoń, ale odstawiłam mój kieliszek na bok i nalałam mu soku pomarańczowego. Wznieśliśmy toast i siedzieliśmy resztę lotu w ciszy,
~~~~3 godziny później~~~~
Własnie dojeżdżaliśmy do wejścia na gale, gdy dotarł do mnie dźwięk krzyków. Pokręciłam głową i spojrzałam na mężczyzn siedzących obok mnie, szykujących się do wyjścia.
-Lepiej się przygotujcie.-powiedziałam, gdy szofer otworzył drzwi.
Do moich oczu dotarło natychmiast mruganie fleszy i ludzie krzyczący różne imienia, w tym moje.
Podeszłam bliżej i spoglądnęłam do tyłu. Faceci stali zdezorientowani. Pociągnęłam Ernesta za rękaw, przybliżając go do mnie.
Położyłam sobie jego rękę na mojej talii i wskazałam podbródkiem n Michała, żeby objął go ramieniem i spojrzałam w stronę aparatów.
Po kilku zmianach pozycji, w końcu dotarliśmy do środka, gdzie w tle pianista gał Bacha 'Aria da Capo'
-Jakie wrażenia?-spytałam cicho, rozglądając się po znanych wszystkim dobrze twarzach z dużego ekranu.
<Ernest??>
-Przecież my nie zdążymy, odprawa zajmuje wieczność!-zaprotestował Michał, ale popatrzyłam tylko na niego z uśmiechem.
Mało osób wiedziało, co robią moi rodzice. W sumie im mniej tym lepiej, nigdy nie lubiłam rozmów o tematyce finansów.
Na szczęście lotnisko było niedaleko, więc dotarliśmy w mniej niż pół godziny. Lot zajmował około półtorej, czyli zostawała nam godzina na dojechanie do centrum miasta i uciekanie przed fotografami. Świetnie.
-Czyj jest ten samolot?-zapytali prawie obydwoje, gdy wsiedliśmy do odrzutowca.
Wzruszyłam tylko ramionami i podałam kieliszek szampana Ernowi. Michał popatrzył na moją drugą dłoń, ale odstawiłam mój kieliszek na bok i nalałam mu soku pomarańczowego. Wznieśliśmy toast i siedzieliśmy resztę lotu w ciszy,
~~~~3 godziny później~~~~
Własnie dojeżdżaliśmy do wejścia na gale, gdy dotarł do mnie dźwięk krzyków. Pokręciłam głową i spojrzałam na mężczyzn siedzących obok mnie, szykujących się do wyjścia.
-Lepiej się przygotujcie.-powiedziałam, gdy szofer otworzył drzwi.
Do moich oczu dotarło natychmiast mruganie fleszy i ludzie krzyczący różne imienia, w tym moje.
Podeszłam bliżej i spoglądnęłam do tyłu. Faceci stali zdezorientowani. Pociągnęłam Ernesta za rękaw, przybliżając go do mnie.
Położyłam sobie jego rękę na mojej talii i wskazałam podbródkiem n Michała, żeby objął go ramieniem i spojrzałam w stronę aparatów.
Po kilku zmianach pozycji, w końcu dotarliśmy do środka, gdzie w tle pianista gał Bacha 'Aria da Capo'
-Jakie wrażenia?-spytałam cicho, rozglądając się po znanych wszystkim dobrze twarzach z dużego ekranu.
<Ernest??>
Od Samanty Cd Patrycja
NOWA W STAJNI
To była Bazylia koń który uwielbia szaleć i wydurniać się gdziekolwiek jest puszczona. Miałam przy sobie lążę. Która posłużyła mi jako uwiąz. Podpięłam do kantara konia. Popatrzyłam na nogę tak... była tam dość spora rana. Na dodatek cała w pisaku. Poszłam z koniem do stajni i tam napotkałam już Patrycję, która myła wędzidło Sarafi.
-I co? - spytała dość smutno dziewczyna.
-Ma ranę na napięcie przedniej.
-Spojrzę. Okej?
-Tak tylko nie rób gwałtownych ruchów strasznie się tego boi.
-Oki.
Dziewczyna schyliła się do nogi konia i zrobiła niemiły wyraz konia.
-Przemyj wodą, a ja skoczę po coś do dezynfekcji, gazik i bandaż.
-Okej.
Musiałam iść do siodlarni po apteczkę dla koni. Gdy wróciłam dziewczyna już odwieszała szlauch.
-Opatrz to proszę.
-Ja? Jesteś pewna.
-Jasne. W końcu każdy musi się nauczyć.
Dziewczyna zrobiła wszystko z wielką precyzją.
-Idziemy na kawę?
-Już nic nie trzeba?
-W zasadzie nic. Powinno się to pogorszyć. Jest to nieduże więc szybko wyzdrowieje. To co kawa?
<Patrycja??>
Dziewczyna zrobiła wszystko z wielką precyzją.
-Idziemy na kawę?
-Już nic nie trzeba?
-W zasadzie nic. Powinno się to pogorszyć. Jest to nieduże więc szybko wyzdrowieje. To co kawa?
<Patrycja??>
Od Ernesta Cd Kamila
-Wyglądasz jak milion dolarów.
-Nie przesadzaj.
-Nie kłamię. - obwinąłem ręce wokoło talii dziewczyny. - jak zawsze piękna.
Dziewczyna zaczerwieniła się.
-Bo się wzruszę aniołki. - zaśmiał się Michał.
-Co? Zazdrosny poranięcu?
Burkną jedynie.
-Nie bądź taki ostry. - powiedziała cicho Kamila
-Oj tam, oj tam.
Podszedłem do brata i go przytuliłem.
-Chyba się nie obraziłeś? -natarłem jego włosy.
<Kamila?? sorr zaraz na coś wpadnę>
-Nie przesadzaj.
-Nie kłamię. - obwinąłem ręce wokoło talii dziewczyny. - jak zawsze piękna.
Dziewczyna zaczerwieniła się.
-Bo się wzruszę aniołki. - zaśmiał się Michał.
-Co? Zazdrosny poranięcu?
Burkną jedynie.
-Nie bądź taki ostry. - powiedziała cicho Kamila
-Oj tam, oj tam.
Podszedłem do brata i go przytuliłem.
-Chyba się nie obraziłeś? -natarłem jego włosy.
<Kamila?? sorr zaraz na coś wpadnę>
Ważne!
Drodzy "gracze" jeśli wysyłacie powiadomienia do jednej osoby to tylko do niej wysyłajcie, ponieważ ze strony administracji robi się straszne pomieszanie.
Administracji SN
Administracji SN
Od Max'a Cd Samanty
Było cudownie. Objąłem Sam. Tak pięknie wyglądała, kiedy Jej włosy rozwiewał co jakiś czas wiejący wiatr. Milczeliśmy, ale tak naprawdę ta chwila była warta czegoś więcej, niż słów. Wreszcie dziewczyna rozebrała spodnie wraz z butami i skarpetami, wstała i wbiegła do wody. Zrobiłem to samo. Jednak w połowie zatrzymała się.
- Nie idziemy dalej?
Spytałem z nadzieją w głosie.
- Nie, przecież nie będziemy czekać aż nam później bielizna wyschnie...
Odpowiedziała dziewczyna i nagle spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ty coś knujesz...
Mruknęła i uśmiechnęła się spod nosa.
- Nie. Chciałem tylko dodać, że przecież w wodzie nikt nie widzi, czy masz bieliznę.
Zaśmiałem się. Sam pokręciła głową.
- Cóż. Twoja strata.
Dodałem i wziąłem ją na ręce. Nie słuchałem jak 'prosi o litość', powoli zanurzaliśmy się coraz głębiej.
- Ty będziesz pranie suszył.
Burknęła niby to obrażona. Postawiłem ją na chwilę i wykonałem jeden niby nie celowy ruch. Teraz stanik miała odpięty, zawarczała więc na mnie i chciała do mnie podejść, ale nie sięgała już stopami dna.
- Chytrze, panie Moore, ale nie, nie, nie...
Podpłynęła do mnie i zapięła się.
- Ależ panno Majewska...
- Panno?
- Dobra, pani...
- Pamiętaj, iż nie jestem już wolna. Wszystko przez ciebie.
Zaśmiała się i ochlapała mnie. Zapadł wieczór. Musieliśmy wracać, nasze konie długo musiały czekać. Trudno. Odprowadzimy je tylko do stajni i jedziemy do domu, przynajmniej się przebrać. Byliśmy już gotowi do odjazdu, kiedy nagle Sam podsunęła mi swoją komórkę pod nos.
<Sam?>
- Nie idziemy dalej?
Spytałem z nadzieją w głosie.
- Nie, przecież nie będziemy czekać aż nam później bielizna wyschnie...
Odpowiedziała dziewczyna i nagle spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ty coś knujesz...
Mruknęła i uśmiechnęła się spod nosa.
- Nie. Chciałem tylko dodać, że przecież w wodzie nikt nie widzi, czy masz bieliznę.
Zaśmiałem się. Sam pokręciła głową.
- Cóż. Twoja strata.
Dodałem i wziąłem ją na ręce. Nie słuchałem jak 'prosi o litość', powoli zanurzaliśmy się coraz głębiej.
- Ty będziesz pranie suszył.
Burknęła niby to obrażona. Postawiłem ją na chwilę i wykonałem jeden niby nie celowy ruch. Teraz stanik miała odpięty, zawarczała więc na mnie i chciała do mnie podejść, ale nie sięgała już stopami dna.
- Chytrze, panie Moore, ale nie, nie, nie...
Podpłynęła do mnie i zapięła się.
- Ależ panno Majewska...
- Panno?
- Dobra, pani...
- Pamiętaj, iż nie jestem już wolna. Wszystko przez ciebie.
Zaśmiała się i ochlapała mnie. Zapadł wieczór. Musieliśmy wracać, nasze konie długo musiały czekać. Trudno. Odprowadzimy je tylko do stajni i jedziemy do domu, przynajmniej się przebrać. Byliśmy już gotowi do odjazdu, kiedy nagle Sam podsunęła mi swoją komórkę pod nos.
<Sam?>
Awans!
Gratulujemy awansu. Charlotte jest od dzisiaj stajenną. Ale żeby była Instruktorką (nabór) musi napisać 2 opka o pracy a ostatnie musi udowodnić, że nadaje się na instruktorkę. Do tego musi pisać z kimś ciąg opowiadań. Powodzenia.
~Juka
~Juka
Od Charlotte -PRACA
PRACA
Siedziałam na gałęzi przyglądając się z ukrycia Macedonii i Bazylii. Wypuściłam klacze na osobną łąkę, gdzie właśnie się poznawały. Moja prywatna klacz trącała nosem gniadą dzikuskę. Żadna z nich nie kładła uszu. Jakże one się różnią! Leniwa Macedonia i energiczna Bazylia, która zaczęła brykać wokół zdziwionej koleżanki. Zaśmiałam się ze zdziwienia mojego konia. Po kilku minutach zeszłam na dół i wprowadziłam je do boksu. Boksy były puste, a więc pomyślałam, aby wpuścić do stajni wszystkie konie. Były na górnym pastwisku. Przy okazji może uda mi się je poznać. Najpierw wzięłam najbardziej kłopotliwego konia - Aranta. o chwili Rosalett oraz Wizuara. Po nich Nimfę, Dungę oraz Firsbby, która właściwie sama podążała za nami. Wreszcie wprowadziłam do boksów również Łexi i Łezkę, Frozynkę, Viriane, Maszę i Ekwadora. Bessti musiałam przekupić, ponieważ jeszcze nie zna kantara. Głaskałam ją i chwaliłam głosem za każdy najmniejszy sukces. Dwie klacze pracowały z trenerką Hailie na round penie, więc zabrałam się za kasztanowatą arabkę i bialutkiego kucyka. Później odprowadziłam hanowerkę i klacz małopolską, jakiegoś ogierka, leniwą holsztynkę i dwa ostatnie konie - niesamowicie dostojną trakenkę oraz wałaszka - araba. Wszystkie konie były już wpuszczone do boksów, a ja cała się zgrzałam. Musiałam odpocząć.
Siedziałam na gałęzi przyglądając się z ukrycia Macedonii i Bazylii. Wypuściłam klacze na osobną łąkę, gdzie właśnie się poznawały. Moja prywatna klacz trącała nosem gniadą dzikuskę. Żadna z nich nie kładła uszu. Jakże one się różnią! Leniwa Macedonia i energiczna Bazylia, która zaczęła brykać wokół zdziwionej koleżanki. Zaśmiałam się ze zdziwienia mojego konia. Po kilku minutach zeszłam na dół i wprowadziłam je do boksu. Boksy były puste, a więc pomyślałam, aby wpuścić do stajni wszystkie konie. Były na górnym pastwisku. Przy okazji może uda mi się je poznać. Najpierw wzięłam najbardziej kłopotliwego konia - Aranta. o chwili Rosalett oraz Wizuara. Po nich Nimfę, Dungę oraz Firsbby, która właściwie sama podążała za nami. Wreszcie wprowadziłam do boksów również Łexi i Łezkę, Frozynkę, Viriane, Maszę i Ekwadora. Bessti musiałam przekupić, ponieważ jeszcze nie zna kantara. Głaskałam ją i chwaliłam głosem za każdy najmniejszy sukces. Dwie klacze pracowały z trenerką Hailie na round penie, więc zabrałam się za kasztanowatą arabkę i bialutkiego kucyka. Później odprowadziłam hanowerkę i klacz małopolską, jakiegoś ogierka, leniwą holsztynkę i dwa ostatnie konie - niesamowicie dostojną trakenkę oraz wałaszka - araba. Wszystkie konie były już wpuszczone do boksów, a ja cała się zgrzałam. Musiałam odpocząć.
Od Charlotte -PRACA
PRACA
Po kilku godzinach od nakłonienia koni do opuszczenia pastwiska znów wzięłam się do roboty. Zbliżała się pora obiadowa koni, więc wyręczyłam stajenne i nakarmiłam je. W zależności od wagi i pracy konia każdy dostawał różną dawkę owsa, który nasypywałam im do żłobów dość pojemną miarką. Przy okazji zapoznawałam się z imionami nowych koni. Najbardziej urzekła mnie ta piękna trakenka...przecież ona musi być taka szybka! Kocham takie konie. Jej imię brzmiało Eskra. Bardzo ładne, pasuje do niej. Kiedy tylko wypowiedziałam to imię na głos, klacz odwróciła do mnie łeb i po chwili głaskania parsknęła łagodnie. Nie mogłam dłużej się jej przyglądać, zobowiązałam się karmieniu koni, więc muszę to dokończyć. Zostało mi około pięciu koni do nakarmienia. Po kilku minutach dorzuciłam po kolei jeszcze siana. Nagle zaskoczyła mnie od tyłu Rosal.
- Hej Charlotte! Widzę, że pomagasz w stajni.
Powiedziała, a ja w tym czasie karmiłam już dwa ostatnie konie.
- Tak, jeszcze wcześniej wpuściłam konie do boksów z pastwisk.
Odpowiedziałam lekko zdziwionym tonem głosu. Nie spodziewałam się Ros.
- Jakbyś mogła jeszcze posprzątać boksy... Ale to po południu, wtedy któraś ze stajennych wypuści je na pastwisko.
- No, oki.
Odpowiedziałam i skończyłam karmić konie. Teraz z zadowoleniem zajadały siano i owies.
Po kilku godzinach od nakłonienia koni do opuszczenia pastwiska znów wzięłam się do roboty. Zbliżała się pora obiadowa koni, więc wyręczyłam stajenne i nakarmiłam je. W zależności od wagi i pracy konia każdy dostawał różną dawkę owsa, który nasypywałam im do żłobów dość pojemną miarką. Przy okazji zapoznawałam się z imionami nowych koni. Najbardziej urzekła mnie ta piękna trakenka...przecież ona musi być taka szybka! Kocham takie konie. Jej imię brzmiało Eskra. Bardzo ładne, pasuje do niej. Kiedy tylko wypowiedziałam to imię na głos, klacz odwróciła do mnie łeb i po chwili głaskania parsknęła łagodnie. Nie mogłam dłużej się jej przyglądać, zobowiązałam się karmieniu koni, więc muszę to dokończyć. Zostało mi około pięciu koni do nakarmienia. Po kilku minutach dorzuciłam po kolei jeszcze siana. Nagle zaskoczyła mnie od tyłu Rosal.
- Hej Charlotte! Widzę, że pomagasz w stajni.
Powiedziała, a ja w tym czasie karmiłam już dwa ostatnie konie.
- Tak, jeszcze wcześniej wpuściłam konie do boksów z pastwisk.
Odpowiedziałam lekko zdziwionym tonem głosu. Nie spodziewałam się Ros.
- Jakbyś mogła jeszcze posprzątać boksy... Ale to po południu, wtedy któraś ze stajennych wypuści je na pastwisko.
- No, oki.
Odpowiedziałam i skończyłam karmić konie. Teraz z zadowoleniem zajadały siano i owies.
Od Chrlotte -PRACA
PRACA
Ostatnie konie były wyprowadzane na pastwisko. Więc mogłam zacząć pracę, którą poleciła mi Rosal - wymienić ściółkę. Zza stajni wyciągnęłam jakąś wielką taczkę wraz z widłami i długą łopatą. Postawiłam taczkę przy pierwszym boksie. Zgarnęłam wszystko łopatą w jeden róg boksu, aby szybciej móc przetransportować brudną słomę do taczki. I czas na działanie wideł. Ostrożne, ale dość szybko transportowałam siano z każdego boksu w ten właśnie sposób, co jakiś czas przysuwając taczkę w swoją stronę. Wreszcie każdy boks był czysty. No, prawie, bo jeszcze trzeba było umyć podłogę na mokro, a przed tym poodkurzać małym odkurzaczem na baterie. Kiedy odkurzaczem usunęłam całe siano, zabrałam się za mycie podłóg. Mop, wiadro z wyciskaczem, a w nim woda z płynem. Kilka przejechań po każdym boksie, co jakiś czas moczyło i wyciskało się mop. Cała praca poszła dość szybko, bo w jakieś góra dwie i pół godziny. Po całej tej pracy byłam strasznie zmęczona. Odstawiłam wszystkie sprzęty oprócz umytych wideł i wiązek słomy. Zaraz będę ścieliła każdy boks, wystarczy, że wyschną.
***godzinę później***
Boksy wyschły, a ja odpoczęłam. Mogłam zacząć rozkładać siano. Widłami transportowałam pół dużej wiązki siana na boks. Nie była to cięższa robota, niż usuwanie złośliwego brudnego siana. To dość łatwe, wystarczy rzucić wystarczającą ilość słomy do boksu. Resztą zajmą się konie, rozprowadzą ją sobie i po kłopocie. Po jakichś trzydziestu minutach z hakiem skończyłam. Pozamykałam wszystkie drzwiczki boksów. Chciałam poznać teraz konia, który zastąpiłby mi Emiranta. Chciałabym spróbować wsiąść na jakiegoś nowego, szybkiego konika. Nagle wpadłam na pomysł. Przecież ta niesamowita trakenka...ona! Wzięłam ją z łąki i wyczyściłam. Nie umiała ustać w miejscu, to dobry znak. Osiodłałam ją pospiesznie i udałam się na dużą, otwartą ujeżdżalnię. Pogoda dopisywała, więc bez problemu mogłyśmy jeździć na dworze. Eskra... Muszę zapamiętać jej piękne imię. Wystarczyło jedno całe koło stępa w jedną, zmiana kierunku po przekątnej, koło w drugą i mogłyśmy zaczynać kłus. Ta sprężystość w chodzie, dodania niemal jak Macedonia i wytrzymałość klaczy doprowadzała mnie do szaleństwa. Byłam taka szczęśliwa na jej grzbiecie. Poczułam, że dawno nie spotkałam tak wyjątkowego konia i nie mogę doczekać się galopu, ba, cwału! Jednak najpierw troszkę powyginam ją w kłusie. Może najpierw jakieś koła, urozmaicone, wielołukowe wężyki...które kręciłyśmy ciągle. W tym tempie nie dało się kłusować, może i się dało, ale umówmy się, że odruchowo przeszłam w półsiad. I natychmiast zagalopowałam. Całe koło galopu, jedno drugie, dwa w drugą stronę, kilka wolt i cwał. Chciałam przetestować jej wytrzymałość, a pędziła tak ostro, że nie zauważyłam jak ktoś podszedł do płotu.
- Hej, Lotta! Nie pędź tak, wariacie!
Usłyszałam przyjacielski śmiech. Odruchowo usiadłam w siodło i klacz zatrzymała się na zadzie obok płotu, gdzie stała Rosal.
- Ta klacz jest niesamowita.
Poklepałam Eskrę po szyi i dałam odpocząć w stępie.
- Coś się stało?
Dodałam.
- Nie, tylko tak sobie patrzę...po prostu słychać was z odległości kilku kilometrów, jakby jakieś zawody się odbywały na ujeżdżalni.
Zaśmiała się dziewczyna. Po chwili odpoczynku rozsiodłałam cała mokrą Eskrę i wpuściłam na pastwisko.
Ostatnie konie były wyprowadzane na pastwisko. Więc mogłam zacząć pracę, którą poleciła mi Rosal - wymienić ściółkę. Zza stajni wyciągnęłam jakąś wielką taczkę wraz z widłami i długą łopatą. Postawiłam taczkę przy pierwszym boksie. Zgarnęłam wszystko łopatą w jeden róg boksu, aby szybciej móc przetransportować brudną słomę do taczki. I czas na działanie wideł. Ostrożne, ale dość szybko transportowałam siano z każdego boksu w ten właśnie sposób, co jakiś czas przysuwając taczkę w swoją stronę. Wreszcie każdy boks był czysty. No, prawie, bo jeszcze trzeba było umyć podłogę na mokro, a przed tym poodkurzać małym odkurzaczem na baterie. Kiedy odkurzaczem usunęłam całe siano, zabrałam się za mycie podłóg. Mop, wiadro z wyciskaczem, a w nim woda z płynem. Kilka przejechań po każdym boksie, co jakiś czas moczyło i wyciskało się mop. Cała praca poszła dość szybko, bo w jakieś góra dwie i pół godziny. Po całej tej pracy byłam strasznie zmęczona. Odstawiłam wszystkie sprzęty oprócz umytych wideł i wiązek słomy. Zaraz będę ścieliła każdy boks, wystarczy, że wyschną.
***godzinę później***
Boksy wyschły, a ja odpoczęłam. Mogłam zacząć rozkładać siano. Widłami transportowałam pół dużej wiązki siana na boks. Nie była to cięższa robota, niż usuwanie złośliwego brudnego siana. To dość łatwe, wystarczy rzucić wystarczającą ilość słomy do boksu. Resztą zajmą się konie, rozprowadzą ją sobie i po kłopocie. Po jakichś trzydziestu minutach z hakiem skończyłam. Pozamykałam wszystkie drzwiczki boksów. Chciałam poznać teraz konia, który zastąpiłby mi Emiranta. Chciałabym spróbować wsiąść na jakiegoś nowego, szybkiego konika. Nagle wpadłam na pomysł. Przecież ta niesamowita trakenka...ona! Wzięłam ją z łąki i wyczyściłam. Nie umiała ustać w miejscu, to dobry znak. Osiodłałam ją pospiesznie i udałam się na dużą, otwartą ujeżdżalnię. Pogoda dopisywała, więc bez problemu mogłyśmy jeździć na dworze. Eskra... Muszę zapamiętać jej piękne imię. Wystarczyło jedno całe koło stępa w jedną, zmiana kierunku po przekątnej, koło w drugą i mogłyśmy zaczynać kłus. Ta sprężystość w chodzie, dodania niemal jak Macedonia i wytrzymałość klaczy doprowadzała mnie do szaleństwa. Byłam taka szczęśliwa na jej grzbiecie. Poczułam, że dawno nie spotkałam tak wyjątkowego konia i nie mogę doczekać się galopu, ba, cwału! Jednak najpierw troszkę powyginam ją w kłusie. Może najpierw jakieś koła, urozmaicone, wielołukowe wężyki...które kręciłyśmy ciągle. W tym tempie nie dało się kłusować, może i się dało, ale umówmy się, że odruchowo przeszłam w półsiad. I natychmiast zagalopowałam. Całe koło galopu, jedno drugie, dwa w drugą stronę, kilka wolt i cwał. Chciałam przetestować jej wytrzymałość, a pędziła tak ostro, że nie zauważyłam jak ktoś podszedł do płotu.
- Hej, Lotta! Nie pędź tak, wariacie!
Usłyszałam przyjacielski śmiech. Odruchowo usiadłam w siodło i klacz zatrzymała się na zadzie obok płotu, gdzie stała Rosal.
- Ta klacz jest niesamowita.
Poklepałam Eskrę po szyi i dałam odpocząć w stępie.
- Coś się stało?
Dodałam.
- Nie, tylko tak sobie patrzę...po prostu słychać was z odległości kilku kilometrów, jakby jakieś zawody się odbywały na ujeżdżalni.
Zaśmiała się dziewczyna. Po chwili odpoczynku rozsiodłałam cała mokrą Eskrę i wpuściłam na pastwisko.
Zajeżdżanie 5 -Lassiflora, Festina
Lassiflora
Klacz już dorasta. Zaraz będę mogła wsiadać na nią i zajeżdżać pod siodłem. Dziś musi być bezwzględnie grzeczna. No ale gdy już zabierałam ją z boksu, tupała nogą. Wzięłam bat ze sobą. Pokierowałam się na round-pen. Stęp. Musiałam poganiać klacz. Była ociągająca się. No, ale kiedy przeszliśmy do kłusa, klacz ruszyła dopiero za trzaskiem bata w powietrzu. Wtedy chodziła szybko i z uniesionymi uszami. Wystraszyła się i zachowywała tępo. Gdy był czas na galop, na początku chciałam przejść normalnie, lecz ona nie reagowała. Trzask! bata. Koń rusza porywistym galopem, który szybko uspokajam. Potem kilka razy zmiana chodu łagodnie. No i rozstępowanie.
Festina.
Jestem dumna z mojego wierzchowca. Gdy widzi mnie na polu sama przychodzi. Ja daje jej smakołyki a ona idzie za mną. Tym razem zrobiłam na nia zasadzkę by zobaczyć jak zareaguje przy spłoszeniu bez uwiązu. Aby nie uciekła w razie czego, za zakrętem zagrodziłam drogę. Szła grzecznie za mną i od tyłu wystraszyła ją Rosal wyskakując z krzaków z dwiema łyżkami uderzając nimi. Klacz podbiegła galopem wystraszona kilka fouli po czym zawróciła okrążając mnie. Ciągle bała się hałasu. Nawet mi on przeszkadzał, ale wytrwała przy mnie, kłusując dookoła mnie wypłoszona. Obie z Rosal pogłaskałyśmy ją i dałysmy nagrody. Odwaga jest potrzebna w westernie. Festina musi być spokojna i nie płoszyć się.
Klacz już dorasta. Zaraz będę mogła wsiadać na nią i zajeżdżać pod siodłem. Dziś musi być bezwzględnie grzeczna. No ale gdy już zabierałam ją z boksu, tupała nogą. Wzięłam bat ze sobą. Pokierowałam się na round-pen. Stęp. Musiałam poganiać klacz. Była ociągająca się. No, ale kiedy przeszliśmy do kłusa, klacz ruszyła dopiero za trzaskiem bata w powietrzu. Wtedy chodziła szybko i z uniesionymi uszami. Wystraszyła się i zachowywała tępo. Gdy był czas na galop, na początku chciałam przejść normalnie, lecz ona nie reagowała. Trzask! bata. Koń rusza porywistym galopem, który szybko uspokajam. Potem kilka razy zmiana chodu łagodnie. No i rozstępowanie.
Festina.
Jestem dumna z mojego wierzchowca. Gdy widzi mnie na polu sama przychodzi. Ja daje jej smakołyki a ona idzie za mną. Tym razem zrobiłam na nia zasadzkę by zobaczyć jak zareaguje przy spłoszeniu bez uwiązu. Aby nie uciekła w razie czego, za zakrętem zagrodziłam drogę. Szła grzecznie za mną i od tyłu wystraszyła ją Rosal wyskakując z krzaków z dwiema łyżkami uderzając nimi. Klacz podbiegła galopem wystraszona kilka fouli po czym zawróciła okrążając mnie. Ciągle bała się hałasu. Nawet mi on przeszkadzał, ale wytrwała przy mnie, kłusując dookoła mnie wypłoszona. Obie z Rosal pogłaskałyśmy ją i dałysmy nagrody. Odwaga jest potrzebna w westernie. Festina musi być spokojna i nie płoszyć się.
Od Victor'a CD Aria
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Poruszaliśmy różne tematy. Śmialiśmy się i opowiadaliśmy żarty. Nie obyło się bez miłych słówek i patrzenia sobie w oczy. Popijaliśmy dania winem czerwonym. Aria to piękna, miła, żartobliwa i mądra dziewczyna. Spędzanie z nią czasu sprawia mi dużą przyjemność. Jest idealnym materiałem na dziewczynę. Mimo, że chciałbym poprosić ją o chodzenie,, nie zrobię tego. Kiedy dwoje ludzi chodzi ze sobą to wszystko się psuje i popada w rutynę. Nie chcę tego. Dobrze nam tak jak jest. Zrobiło się późno. Stwierdziliśmy oboje, że pora się zbierać. Wyszliśmy z restauracji. Otworzyłem jej drzwi od mojego samochodu a ona wsiadła.
-Piłeś -usłyszałem gdy odpaliłem auto.
-Trochę wina, zdążyłem wytrzeźwieć -odparłem.
-Jedź ostrożnie. -powiedziała zapinając pasy.
-Jak zawsze.
Podjechałem pod jej dom. Wysiedliśmy. Oczywiście otworzyłem jej drzwi.
<Aria? Zaprosisz go do domu? Co będą robić u niej w domu lub następnego dnia?>
Poruszaliśmy różne tematy. Śmialiśmy się i opowiadaliśmy żarty. Nie obyło się bez miłych słówek i patrzenia sobie w oczy. Popijaliśmy dania winem czerwonym. Aria to piękna, miła, żartobliwa i mądra dziewczyna. Spędzanie z nią czasu sprawia mi dużą przyjemność. Jest idealnym materiałem na dziewczynę. Mimo, że chciałbym poprosić ją o chodzenie,, nie zrobię tego. Kiedy dwoje ludzi chodzi ze sobą to wszystko się psuje i popada w rutynę. Nie chcę tego. Dobrze nam tak jak jest. Zrobiło się późno. Stwierdziliśmy oboje, że pora się zbierać. Wyszliśmy z restauracji. Otworzyłem jej drzwi od mojego samochodu a ona wsiadła.
-Piłeś -usłyszałem gdy odpaliłem auto.
-Trochę wina, zdążyłem wytrzeźwieć -odparłem.
-Jedź ostrożnie. -powiedziała zapinając pasy.
-Jak zawsze.
Podjechałem pod jej dom. Wysiedliśmy. Oczywiście otworzyłem jej drzwi.
<Aria? Zaprosisz go do domu? Co będą robić u niej w domu lub następnego dnia?>
Zprostowanie
Ponieważ utrzymanie konia kosztuje, w stajni też to zostaje wprowadzone.
Pasza -50 Nim,
Raz na miesiąc
Weterynarz -50 Nim,
Raz na dwa miesiące
Kowal -50 Nim,
Raz na dwa miesiące
Będą te opłaty pobierane przez administratorki.
Pasza -50 Nim,
Raz na miesiąc
Weterynarz -50 Nim,
Raz na dwa miesiące
Kowal -50 Nim,
Raz na dwa miesiące
Będą te opłaty pobierane przez administratorki.
~~~~~~~~~~~~~~~
Te opłaty nie są pobierane od każdego konia, tylko od ogółu. Więc jam mamy dwa konie wcale nie płacimy dwa razy więcej ;)
~Juka
Od Arii CD Victor
COŚ CZEGO JESZCZE NIE BYŁO
Po daniu głównym zaczęliśmy bardzo miłą, ale krótką rozmowę.
- To skąd pochodzisz?
- Ja?- zapytałam i napiłam się trochę wina- Z Nowego Yorku
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. Moja rodzina była daleko, lecz wcale za nią nie tęsniłam. Nienawidziłam mojej rodziny.
- Trochę daleko- powiedział
- Wiem - westchnęłam- Nie żałuje, że wyniosłam się z tego miejsca- powiedziałam- Duży hałas, zanieczyszczone powietrze. To nie dla mnie.
- Przynajmniej masz mnie
Uśmiechnęłam się. Szczerze? Kochałam go.
<Victor?>
Po daniu głównym zaczęliśmy bardzo miłą, ale krótką rozmowę.
- To skąd pochodzisz?
- Ja?- zapytałam i napiłam się trochę wina- Z Nowego Yorku
Popatrzyłam na niego i uśmiechnęłam się. Moja rodzina była daleko, lecz wcale za nią nie tęsniłam. Nienawidziłam mojej rodziny.
- Trochę daleko- powiedział
- Wiem - westchnęłam- Nie żałuje, że wyniosłam się z tego miejsca- powiedziałam- Duży hałas, zanieczyszczone powietrze. To nie dla mnie.
- Przynajmniej masz mnie
Uśmiechnęłam się. Szczerze? Kochałam go.
<Victor?>
Od Arii -PRACA
PRACA
Stałam przy wejściu do Stajni Nimfy. Pogoda dopisywała. Niebo było bezchmurne, a słońce świeciło lekko. Po krótkim zastanowieniu wolnym krokiem w prze spacerowałam się do boksów Bazylii i Terakoty. Podeszłam do kąta i wzięłam taczkę oraz widły. Wolnymi ruchami nadładałam słomę do boksów.
- Gotowe- usmiechnęłam się
Podeszłam jeszcze do reszty boksów i sprawdziłam ich czystość. One też były już wysprzątane. Na szczęście. Pogłaskałam Thalię i ukratkiem dałam jej marchewkę. Uważam, że spisałam się na medal
Stałam przy wejściu do Stajni Nimfy. Pogoda dopisywała. Niebo było bezchmurne, a słońce świeciło lekko. Po krótkim zastanowieniu wolnym krokiem w prze spacerowałam się do boksów Bazylii i Terakoty. Podeszłam do kąta i wzięłam taczkę oraz widły. Wolnymi ruchami nadładałam słomę do boksów.
- Gotowe- usmiechnęłam się
Podeszłam jeszcze do reszty boksów i sprawdziłam ich czystość. One też były już wysprzątane. Na szczęście. Pogłaskałam Thalię i ukratkiem dałam jej marchewkę. Uważam, że spisałam się na medal
Zajeżdżanie 2 -Riny
Riny
Zapięłam Riniemu uwiąż do kantara. Lekko wyrywał się. Poszłam z nim na round-pen. Jak zwykle musiał się wyszaleć by potem normalnie z nim współpracować. Nie wiem skąd ten koń bierze tyle energii. Zaraz jednak zwolnił i zatrzymał się. Wtedy zaczęłam trening. Koń nie się prawie wcale. Ale zanim mówiłam kłus on już do niego przystępował. Doceniam jego zaangażowanie i po, że zwraca uwagę na moje ruchy i reaguje, ale to nie zawsze są poprawne znaki. Muszę koniecznie go tego oduczyć. Nie ma lekko. Za każdym razem gdy przyspieszy czy zwolni zanim mu każę. Wracam do poprzedniego chodu i mówię to głośno i wyraźnie. Coraz rzadziej mu się to teraz zdarza.
Zapięłam Riniemu uwiąż do kantara. Lekko wyrywał się. Poszłam z nim na round-pen. Jak zwykle musiał się wyszaleć by potem normalnie z nim współpracować. Nie wiem skąd ten koń bierze tyle energii. Zaraz jednak zwolnił i zatrzymał się. Wtedy zaczęłam trening. Koń nie się prawie wcale. Ale zanim mówiłam kłus on już do niego przystępował. Doceniam jego zaangażowanie i po, że zwraca uwagę na moje ruchy i reaguje, ale to nie zawsze są poprawne znaki. Muszę koniecznie go tego oduczyć. Nie ma lekko. Za każdym razem gdy przyspieszy czy zwolni zanim mu każę. Wracam do poprzedniego chodu i mówię to głośno i wyraźnie. Coraz rzadziej mu się to teraz zdarza.
Zajeżdżanie 4 -Lassiflora, Festina
Lassiflora
Jak zawsze wzięłam klacz z boksu na uwiąż i zaprowadziłam na początek na round- pen. Przegoniłam ją w pół godziny do kłusu. Tym razem nie chciałam męczyć jej na początek. Wzięłam klacz na plac. Tam miałam przygotowany czworobok. Klacz zapięłam do lonży. Stałam po środku czworoboku i miałam konia na napiętej lince. Chodziłam z nią tak by robiła przekątne. By zmieniała chody w stępie. W końcu pogoniłam ją do kłusu i robiłam samo. Dałam jej spokój na dzisiaj z galopem po czworoboku i tylko po ścieżce chwilę dałam jej pobiegać.
Festina
Zawołałam klacz na pastwisku. Ta ociągając się nieco podeszła. Pogładziłam ją. Dałam jej marchewki i ogólnie chwaliłam. Potem na sam plac szła za mną. Gdy byłyśmy tam nałożyłam jej koc na grzbiet. Wyglądała jak prawdziwy koń westernowy. Potem na placu chodziła za mną stępem. A kiedy zaczęłam biec ona kłusowała. Szybko robiłyśmy przerwy bo nie mam formy. Gdy miała galopować musiałam biegać sprintem! Ale warto było.
Jak zawsze wzięłam klacz z boksu na uwiąż i zaprowadziłam na początek na round- pen. Przegoniłam ją w pół godziny do kłusu. Tym razem nie chciałam męczyć jej na początek. Wzięłam klacz na plac. Tam miałam przygotowany czworobok. Klacz zapięłam do lonży. Stałam po środku czworoboku i miałam konia na napiętej lince. Chodziłam z nią tak by robiła przekątne. By zmieniała chody w stępie. W końcu pogoniłam ją do kłusu i robiłam samo. Dałam jej spokój na dzisiaj z galopem po czworoboku i tylko po ścieżce chwilę dałam jej pobiegać.
Festina
Zawołałam klacz na pastwisku. Ta ociągając się nieco podeszła. Pogładziłam ją. Dałam jej marchewki i ogólnie chwaliłam. Potem na sam plac szła za mną. Gdy byłyśmy tam nałożyłam jej koc na grzbiet. Wyglądała jak prawdziwy koń westernowy. Potem na placu chodziła za mną stępem. A kiedy zaczęłam biec ona kłusowała. Szybko robiłyśmy przerwy bo nie mam formy. Gdy miała galopować musiałam biegać sprintem! Ale warto było.
Subskrybuj:
Posty (Atom)