LE QUANCHITO
Wyciągałem konia z boksu. Round Pen był dziś dla nas. Otworzyłem drzwi i odłożyłem na bok kilka rzeczy, które z pewnością dziś mi się przydadzą. Źle jest uczyć konia chodzić na głos, co potem na zawodach? Książę nie ruszy zadu, bo przecież nikt mu o tym nie powiedział. A za cmokanie, przynajmniej na ujeżdżeniu, punkty karne. Dlatego wolę zawsze mieć bat. Dziś lekcja będzie opierała się na zaufaniu i posłuszeństwie wziętym w jedno. Pierwsze, nakłonienia konia do ruchu bez użycia żadnych pomocy. Zacząłem chodzić po kole co jakiś czas zerkając, co robi Quanchito. Po jakimś czasie przyłączył się do mnie, więc pochwaliłem go i stanąłem na środku Round. Rozpostarłem ramiona, co dało mu znak, że ma iść. Dobrze się spisał. Nagle stanąłem do niego przodem i opuściłem ręce w dół. Zatrzymał się przede mną, pochwaliłem go znów. Nakłoniłem go tak kilka razy aby zmienił kierunek, przeszedł do kłusa, galopu i aby zwolnił. Wreszcie założyłem mu powoli czaprak. Zapiąłem pospiesznie od dołu. Wziąłem konia na lonżę i wziąłem od ręki długi bat do lonżowania. Wyszliśmy na czworobok, który był pusty i nie znajdował się bardzo daleko. Wprowadziłem konia na linię środkową, po czym skręciłem jego głowę w wewnętrzną stronę. Dotykałem batem miejsce, gdzie powinna znajdować się łydka, gdyby ktoś na nim siedział. Kilka kroczków ustępowania, ale wyszło. Poklepałem konia, wziąłem wszystkie rzeczy i wypuściłem ogiera na pastwisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz