Po kilku godzinach od nakłonienia koni do opuszczenia pastwiska znów wzięłam się do roboty. Zbliżała się pora obiadowa koni, więc wyręczyłam stajenne i nakarmiłam je. W zależności od wagi i pracy konia każdy dostawał różną dawkę owsa, który nasypywałam im do żłobów dość pojemną miarką. Przy okazji zapoznawałam się z imionami nowych koni. Najbardziej urzekła mnie ta piękna trakenka...przecież ona musi być taka szybka! Kocham takie konie. Jej imię brzmiało Eskra. Bardzo ładne, pasuje do niej. Kiedy tylko wypowiedziałam to imię na głos, klacz odwróciła do mnie łeb i po chwili głaskania parsknęła łagodnie. Nie mogłam dłużej się jej przyglądać, zobowiązałam się karmieniu koni, więc muszę to dokończyć. Zostało mi około pięciu koni do nakarmienia. Po kilku minutach dorzuciłam po kolei jeszcze siana. Nagle zaskoczyła mnie od tyłu Rosal.
- Hej Charlotte! Widzę, że pomagasz w stajni.
Powiedziała, a ja w tym czasie karmiłam już dwa ostatnie konie.
- Tak, jeszcze wcześniej wpuściłam konie do boksów z pastwisk.
Odpowiedziałam lekko zdziwionym tonem głosu. Nie spodziewałam się Ros.
- Jakbyś mogła jeszcze posprzątać boksy... Ale to po południu, wtedy któraś ze stajennych wypuści je na pastwisko.
- No, oki.
Odpowiedziałam i skończyłam karmić konie. Teraz z zadowoleniem zajadały siano i owies.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz