Było cudownie. Objąłem Sam. Tak pięknie wyglądała, kiedy Jej włosy rozwiewał co jakiś czas wiejący wiatr. Milczeliśmy, ale tak naprawdę ta chwila była warta czegoś więcej, niż słów. Wreszcie dziewczyna rozebrała spodnie wraz z butami i skarpetami, wstała i wbiegła do wody. Zrobiłem to samo. Jednak w połowie zatrzymała się.
- Nie idziemy dalej?
Spytałem z nadzieją w głosie.
- Nie, przecież nie będziemy czekać aż nam później bielizna wyschnie...
Odpowiedziała dziewczyna i nagle spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ty coś knujesz...
Mruknęła i uśmiechnęła się spod nosa.
- Nie. Chciałem tylko dodać, że przecież w wodzie nikt nie widzi, czy masz bieliznę.
Zaśmiałem się. Sam pokręciła głową.
- Cóż. Twoja strata.
Dodałem i wziąłem ją na ręce. Nie słuchałem jak 'prosi o litość', powoli zanurzaliśmy się coraz głębiej.
- Ty będziesz pranie suszył.
Burknęła niby to obrażona. Postawiłem ją na chwilę i wykonałem jeden niby nie celowy ruch. Teraz stanik miała odpięty, zawarczała więc na mnie i chciała do mnie podejść, ale nie sięgała już stopami dna.
- Chytrze, panie Moore, ale nie, nie, nie...
Podpłynęła do mnie i zapięła się.
- Ależ panno Majewska...
- Panno?
- Dobra, pani...
- Pamiętaj, iż nie jestem już wolna. Wszystko przez ciebie.
Zaśmiała się i ochlapała mnie. Zapadł wieczór. Musieliśmy wracać, nasze konie długo musiały czekać. Trudno. Odprowadzimy je tylko do stajni i jedziemy do domu, przynajmniej się przebrać. Byliśmy już gotowi do odjazdu, kiedy nagle Sam podsunęła mi swoją komórkę pod nos.
<Sam?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz