PRACA
Stajnia była dla mnie jeszcze obca. Nie do końca umiałem się w niej odnaleźć. Próbowałem zapamiętać imiona najbardziej oryginalnych koni. Do gustu przypadł mi jeden ogier -Emirant. Ogólnie wolę ogiery, chociaż przyznam, że znacznie łatwiej jeździ się na wałachach. Dzisiaj przyszła do mnie Rosal -właścicielka i z cwanym uśmiechem powiedziała, że muszę się oswoić ze stajnią. Okazało się, że musiałem wyrzucać gnój z boksów. Nie było to przyjemne i pachnące zajęcie. Wolałbym zdecydowanie tego nie robić. Zastanawiałem się czy inni jeźdźcy też muszą tu pracować. A może wykorzystywani są młodzi do brudnej roboty są młodzi.. W każdym razie drugi raz się na to nie piszę. Na dodatek tej kasztanowy koń ciągle kręcił się uwiązany do boksu i zastawiał mi przejście dupą. Myślałam, że jazda konna jest łatwa, ale wychodzi na to, że nie. Kilka ostatnich jazd właścicielka puszczała mnie trochę samego do kłusa. Chciałem się nauczyć jazdy dla rozrywki, ale to wciągający sport. Nie boję się koni, lecz nie mam do nich zbytniego zaufania. Gdy tylko sprzątnąłem i wpuściłem kasztana ew. kasztankę do boksu ruszyłem w stronę auta. W drodze napotkałem Rosal. Zaśmiała się na mój widok. Byłem cały brudny i śmierdzący. - Strasznie śmieszne, ty mnie tak załatwiłaś -powiedziałem do niej. Popatrzyła na mnie -proponuję od razu kąpiel i wypranie ubrań.- powiedziała ja spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami. -Nie no co ty, jeszcze tydzień pochodzę.. Dobra spadam bo całkiem zaśmiardnę, Nara. -pożegnałem się. -Pa.- odparła a ja pojechałem prosto do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz