PRACA
Siedziałam spokojnie na płocie i przegryzałam jabłko. Złońce było za chmurami więc mi w tym zbytnio nie przeszkadzało, a wietrzyk był delikatny. Trwa wirowała w jego rytm. Gdy skończyłam jeść przekąskę, zeszłam z płotu i poszłam do stajni, gdzie był najbliższy kosz. Gdy tam doszłam zobaczyłam Rosal, szukającą kogoś wzrokiem, a gdy mnie dostrzegła od razu podbiegła.
-Leja! Tu jesteś...
Powiedziała dziwczyna.
-A co się stało?
Spytałam i rozglądnęłam się szukając powodu, przy tym wyrzucając obgryziony owoc do kosza na śmieci.
-Mogłabyś wyczyścić boks Rosalet.
Powiedziała Ros. Ja pokiwałam głową i podeszłam do boksu klaczy. Kobyła popatrzyła na mnie podejrzliwie, a potem się cofnęła.
-Musisz mieć jest zaufanie!
Ostrzegła Rosal i szybko wybiegła ze stajni. Ja poklepałam delikatnie klacz, która znowu zroboła pozę: "Nie waż się mnie dotykać!" Chciałam powiedzieć, 'Tak, tak wiem' ale pomyślałam że wtedy będę rozmawaiać z koniem. Wyciągnęłam z kieszeni marchewkę i dałam klaczy. Ta postawiła uszy, i zawzięcie zaczęła ją chrupać, potem zaczęła węszyć mi po kieszeniach.
-Teraz mnie lubisz, tak?
Powiedziałam i zaczęłam ją gładzić po pysku, potem przywiązałam jej do ogłowia już wcześniej uszykowany uwiąz. Zaprowadziłam ją na pastwisko. Ona jak zwykle odskoczyła od innych koni, a ja zaśmiałam się cicho. Sptrzątanie i odprowadzenie Rosalet zajęło tylko około dwie godziny, więc dobrze. Teraz trzeba szukać kolejnej pracy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz