czwartek, 26 lutego 2015

Od Jessicy

JEJ

-No jakoś się żyje, a u ciebie?-zapytałam wypychając Dakarę biodrami poganiając do szybkiego stępu.
-A u mnie dobrze.-powiedziała i zrobiła to samo doganiając mnie po chwili. Robiło się coraz cieplej, śnieg już prawie stopniał, ale nadal nie było na tyle ciepło żeby pławić konie. Akurat o tym pomyślałam bo przed nami było jeziorko w którym zazwyczaj to robiłyśmy. Wzruszyłam ramionami i zakłusowałam. Dakara nerwowo podnosiła i opuszczała głowę, dając znak że chce przyspieszyć. Poklepałam ją po szyi. Popatrzyłam na Sam, która bardzo dobrze wiedziała o co chodzi. Siadła w delikatny półsiad i przyłożyła łydki. Ja tym razem odchyliłam się do tyłu i siadłem głębiej w siodło szykując się na niezłe przyspieszenie. Ja również się nie myliłam. Klacz czując działanie moich łydek od razu wyrwała do przodu. Nie dało się jej zatrzymać, pędziła jak oszalała. Odwróciłam się za siebie. Po woli traciłam z oczu Sam i Flikę. Próbowałam zwolnić konia, ale to dawało wręcz odwrotny efekt. Pomyślałam że lepiej dać wybiegać się klaczy, a najwyżej potem wrócę do nich. Po 15 minutach dzikiego biegu w końcu udało mi się zwolnić. Zawróciłam zdyszaną i spoconą klacz w drogę powrotną. Jechałam wolnym kłusem żeby dać odpocząć koniu, ale zaniepokoiłam się, bo nigdzie nie mogłam znaleźć Sam.
-Sam!-krzyknęłam po 30 minutach jazdy. Denerwowałam się, bo już dawno powinnam ją gdzieś znaleźć.-SAM!!!-powtórzyłam głośniej.
<Sam?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy