JEJ
-Och, Sam dziękuję!-uśmiechnęłam się i przytuliłam dziewczynę.-No to co, pora na małe zakupy!-krzyknęłam i pociągnęłam dziewczynę do samochodu. Oczywiście wróciłyśmy całe zawalone torebkami z zakupami, ale cóż, raz się żyje. Wróciłam do akademika koło 22, ale pierwsze co zrobiłam to poszłam zobaczyć co tam u Wyrwija, małego islanda w którym się zakochałam. Nie mogłam nigdzie go znaleźć, wystraszyłam się trochę, bo to nie w stylu opiekunów stada, by zaprowadzać konie na noc do wiaty. Pobiegłam w kierunku małej stajni, w której trzymaliśmy zajeżdżone konie lub te, które są chore. Tradycyjnie zauważyłam naszego stajennego, Cevina.
-Dzień dobry, wie pan może co z tym nowym wałachem?-zapytałam. Mężczyzna podrapał się tępo po głowie. Myślenie nie było jego mocną stroną.
-A! On! A to go se wzięli na pake i pojechali.-powiedział gestykulując w którą stronę pojechali.
-Jak to?! Gdzie?!
-A no, myślisz pani że ja wim? Gdzieś tam o... pewnie go wiozo do tej stajni...-powiedział i zabrał się do wygrzebywania słomy z boksu.
-Jakiej? Jakiej stajni?!-nie wytrzymywałam już.
-Czekoj, jak to było... Green.. nie... No wisz, to tam na tym pagórku, jak to się mówiło...-pogładził się po siwej brodzie w zamyśleniu, ale mi nie wiele trzeba było żeby wiedzieć o co chodzi. Chwyciłam kluczyki i zadzwoniłam do Sam.
-Jess, co ty...
-Nie mam czasu, oni chcą go sprzedać do rzeźni!
<Sam??>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz