PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Zgodziłem się, chociaż byłem trochę zmęczony tym chwilowym kalectwem. Czego nie robi się dla towarzyszy? I tak przyda mi się taki króciutki spacerek, nie nachodziłem się dziś jakoś dużo jak na siebie. Było już pod wieczór. Ale muzę przyznać, że działo się dużo. Spadłem z konia, wróciłem o kulach, koń miał kolkę, wstąpiliśmy do mojego mieszkania no i teraz spacer. Połowa złych, połowa dobrych wspomnień. Wyruszyliśmy. Raz po raz głaskałem konia, tak sobie...bo lubię. Myślałem przy tym o czymś, czego sam nie potrafiłem sobie wytłumaczyć. Może to myśl o przyszłości, która rzadko pojawiała się w mojej głowie. Po chwili aż przeraziłem się zatracając się w myślach.
- O czym tak rozmyślasz?
Spytała Sam, właśnie wtedy, kiedy coś udało mi się zrozumieć.
- Ciężko byłoby mi to wytłumaczyć nawet kilka sekund wcześniej...teraz już wiem o czym. Ale...nie podzielę się tym z Tobą tym razem. Nie wiem skąd się wzięło u mnie takie zamyślenie...
Poczułem, że Samanta przez chwilę trzymała rękę na moim ramieniu.
- Rozumiem cię.
Uśmiechnęła się lekko.
- Wracajmy, zimno się robi. Jeszcze się przeziębisz.
Powiedziałem trochę drocząc się z nią.
- Nie martw się.
Odpowiedziała Sam z chwilowym śmiechem. Mimo to wracaliśmy, choć zaszliśmy dość daleko, może kilometr...nie mam pojęcia kiedy to zeszło, ale w każdym razie było coś po 21:00. Sam coś śpiewała. Nie wiem co, ale pierwsze co nasunęło mi się na myśl, to też śpiewać jedną z dobrze znanych mi piosenek. Po chwili zrozumiałem, że ja śpiewałem refren, a ona zwrotkę tej samej piosenki.
- Zabawne. Jakbyśmy się umówili...
Uśmiechnąłem się.
<Samanta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz