PIERWSZY DZIEŃ W STAJNI
Zaśmiałem się patrząc w ziemię. Zaraz jednak pomyślałem o czymś innym. Nie, nie było to nic związanego ze mną, ani ze stajnią. Ale z Samantą... Dobrze, że powiedziała mojej sąsiadce co myśli o plotkach. Może wreszcie się odczepią i nie będą tak węszyć. Przez długi moment trwała cisza. Sam rozglądała się po moim domu. Znajdowało się w nim wiele ozdób, które przywoziłem z wycieczek.
- Co to?
Dziewczyna wzięła w dłoń jedną z pamiątek.
- Fletnia Pana. Z Ukrainy.
Odpowiedziałem patrząc w górę, na półkę.
- Umiesz na niej grać?
Spytała oglądając ją z każdej strony.
- Jako tako. Tylko taką jedną melodię...
Podała mi instrument. Przypomniałem sobie dźwięki po kolei i zagrałem jakąś skoczną melodię, której nauczył mnie sprzedawca. Sam uśmiechnęła się tylko. Wracając do tematu, chciałem przeprosić Samantę.
- Ja...przepraszam Cię za te sąsiadki. Są jakieś niepohamowane, co chyba zauważyłaś.... To co dla nas może wydawać się piękne, dla nich jest szpetne i nie ma żadnego znaczenia. Tak samo z dzisiejszymi relacjami.
Westchnąłem. Wróciliśmy do stajni. Polecono mi wyczyścić kilka koni, chyba trzy. Bez trudu udawało mi się wszystko, oczywiście prócz czyszczenia kopyt, bo niby jak jedną ręką? Musiałem podpierać się o coś. Najpierw był to słupek, następnie sam koń...
- Max?
Usłyszałem za sobą. Kończyłem czyścić ostatniego konia.
- Sam?
Nie przerywałem czyścić przedniego prawego kopyta Dungi.
<Samanta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz