Wysiadłem powoli z samochodu zatrzaskując za sobą drzwi.
Było wcześnie rano, gdzieś około dziesiątej. Trawa mocno pachniała zielenią, przypominając mi odrobinę akord F na mojej gitarze. Westchnąłem cicho i ruszyłem spokojnym krokiem do najbliższego budynku, który okazał się być stajnią. Powiew chłodnego powietrza i smugi porannego światła z zewnątrz zwróciły uwagę koni na mnie, kiedy wchodziłem. Większość z nich wróciła do jedzenia, ale kilka zwierząt wciąż obserwowało mnie strzygąc uszami. Mój wzrok przykuł gniadosz stojący w rogu. Kiedy zauważył, że to na niego się patrzę, położył po sobie uszy i machnął łbem. Podszedłem bliżej do jego boksu, zauważając, że koń miał wygoloną gwiazdę na łopatce.
- Star of the Day. – powiedziałem cicho testując imię wałacha na języku, kojarzyło mi się trochę ze smakiem cynamonu i trzaskiem drewna palącego się w ognisku. Ten podniósł lekko łeb, jakby nagle zainteresował się moją osobą. Wyciągnąłem z kieszeni kilka smakołyków i wyciągnąłem dłoń w stronę holsztyna. Obwąchał niepewnie moją rękę i po chwili zastanowienia złapał przysmaki i cofnął się o kilka kroków. Rozejrzałem się po stajni. W budynku nie było nikogo oprócz kilku zwierząt i mnie. Ruszyłem w stronę drzwi, ale w ostatniej chwili zdecydowałem, że jeszcze chwilę poczekam na czyjeś przyjście. Podchodziłem po kolei do każdego boksu obserwując zachowanie koni, udało mi się nawet zrobić kilka ostrych zdjęć mimo powszechnego półmroku. Kiedy przygotowywałem się do zrobienia kolejnego zdjęcia gniademu holsztynowi, usłyszałem stęknięcie drzwi. Zignorowałem dźwięk myśląc, że to jedynie wiatr.
- Och, dobrze że ktoś przyszedł. – poczułem dreszcz słysząc czyjś głos. - Pomożesz mi z końmi, właśnie wyprowadzam wszystkie na pastwiska. Im więcej rąk do pomocy, tym lepiej.
Próbowałem skupić się na skończeniu jednego, ostatniego zdjęcia wałacha. Już ustawiłem ostrość, a koń stał spokojnie nie zwracając uwagi na nic. Dopóki osoba za mną nie otworzyła na oścież drzwiczek jednego z boksów. Po stajni odbiło się echo trzaśnięcia bramki o ścianę, a Star of the Day poderwał się, szybko zmieniając pozycję. Westchnąłem ciężko chowając aparat. Odwróciłem się w stronę głosu, który znowu się odezwał.
- Weź Divka, skoro tak się nim zauroczyłeś.
Osoba równie szybko zniknęła mi z pola widzenia,jak się pojawiła, wychodząc ze stajni z siwkiem u boku. Nie zdążyłem dowiedzieć się jak ma na imię, albo chociaż jak wygląda. Złapałem kantar wiszący na boksie holsztyna. Koń chwilę się opierał, ale namówiony smakołykiem pozwolił sobie założyć niebieską uzdę na łeb. Wyszedłem z boksu razem z wałachem, ale przy drzwiach stajni zorientowałem się, że nie mam pojęcia, gdzie są pastwiska Stajni Nimfy. Otworzyłem drzwi na oścież i rozejrzałem się wokoło. Nagle usłyszałem za sobą poznany wcześniej głos.
- Pomóc w czymś?
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz